Rozdział 49

Atmosfera w komnacie stała się zbyt gęsta, by normalnie oddychać. Ciszę przerywał jedynie deszcz miarowo stukający o szyby, a rozpalony kominek rzucał złotą poświatę na twarze dwójki kochanków, którzy, zgubieni pośród labiryntu kłamstw, zbudowali między sobą ścianę utkaną z nienawiści i tysiąca łez.

- Co powiedziałaś? - wyszeptał, mając cichą nadzieję, tlącą się gdzieś w najmniejszym zakamarku duszy, że źle usłyszał, że to fatalna pomyłka, zwykłe przejęzyczenie.

- Nie kocham cię - powtórzyła, z tym samym, tak denerwującym władcę spokojem, który działał na niego gorzej niż krzyk.

- Zabijasz mnie tymi słowami - powiedział cicho, wciąż licząc, iż da radę cokolwiek naprawić.

- Ty zabijasz mnie codziennie, od wielu tygodni. - To puste spojrzenie, pozbawione znajomego, radosnego blasku, przypominało oczy postrzelonego zwierzęcia, które już pogodziło się ze śmiercią.

- Jesteś moją żoną, a ja padyszachem. Nie masz prawa odnosić się do mnie w ten sposób. - Podły, złowrogi duszek, zwany pychą, postanowił jeszcze bardziej popsuć sytuację i aż zatarł ręce, gdy w ciemnych źrenicach sułtanki dojrzał rosnący gniew.

- Jestem Polką, księżniczką z dynastii Jagiellonów. Mój jeden gest wystarczy, żeby rozpętać wojnę i zakończyć tę farsę. - Z każdym wypowiedzianym wyrazem wypełniała ją nowa energia, siła, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczyła.

Ta utracona natura, którą zostawiła w Krakowie, nagle powróciła, powodując przypływ olbrzymiej odwagi, z której niegdyś była znana. Świadomość własnej wartości i pewność siebie dawniej były podstawą jej egzystencji, lecz kiedy trafiła do zupełnie innego świata, gdzie kobieta jest obywatelem drugiej kategorii, boleśnie pozbawiono ją tych atutów.

- Uważasz, że nasze małżeństwo jest nieporozumieniem? - Zmarszczył brwi, nie spodziewając się aż tak ostrej wypowiedzi, zupełnie na nią nieprzygotowany.

- Nie mam ochoty kontynuować tej rozmowy - stwierdziła szatynka, patrząc obojętnie na twarz Bayezida, wyrażającą więcej, niż zdołał powiedzieć.

- Odpowiedz na moje pytanie - mruknął, gdy chciała odejść, boleśnie chwytając sułtankę za ramię, czym skutecznie uniemożliwił dziewczynie dalszy ruch.

- Właśnie utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że nie powinnam wyrażać zgody na związanie się z tobą przed Bogiem - syknęła, z trudem wyszarpując rękę z silnego uścisku. - Zamiast przeprosić, nadal widzisz wyłącznie czubek własnego nosa - dodała rozgoryczona, znacznie wyraźniej zauważając egoizm bijący ze wszystkich komórek jego ciała.

- Dobrze, dobrze... - westchnął, na moment spuszczając wzrok. - Przepraszam - rzekł po kilkudziesięciu sekundach, dłużących się jak parę godzin.

- Myślisz, że teraz szczęśliwa rzucę ci się na szyję i o wszystkim zapomnę? - zapytała i, nie czekając na reakcję mężczyzny, dopowiedziała. - Od dwóch lat wybaczam ci każdy błąd, potknięcie, ignoruję rany, jakie mi zadajesz, usprawiedliwiam przed samą sobą. Wreszcie rozumiem, jaka byłam do tej pory naiwna, nadal wierząc, iż wreszcie się zmienisz. Zawsze, po twojej zdradzie, ogarniała mnie rozpacz, płakałam, błagałam, przeklinałam los. A dziś czuję się wolna, wiem, że pokonałam własne bariery i jestem z siebie niesamowicie dumna.

Zapadło krępujące milczenie, albowiem Bayezid nie wiedział, jak zareagować na takie zdanie Ismihan. W jego głowie panował istny chaos, setki myśli tworzyły mętlik, nie chcący ułożyć się w logiczną całość.

- I jeszcze jedno - przypomniała sobie Polka, biorąc głębszy oddech. - Chcę jak najszybciej wyjechać do Rzeczpospolitej. Jeśli pozwolisz, zabiorę też Alime i Murada.

- O czym ty mówisz? Jaki wyjazd? - spytał, zupełnie tak, jakby słowa kobiety do niego nie docierały lub po prostu nie chciał zrozumieć ich sensu.

- Nie mam ochoty przebywać w tym pałacu ani minuty dłużej, dlatego pragnę jak najprędzej opuścić Imperium, a przy okazji pokazać dzieciom moją ojczyznę - odrzekła z opanowaniem, które jednak coraz trudniej było jej zachować.

- To... - Już chciał kategorycznie zabronić swej małżonce opuszczenia państwa, ale coś w oczach szatynki, ta mała iskierka, będąca niczym drzazga wbita w jego serce, całkowicie go złamała. - Zgoda - wydukał jedynie, po czym odwrócił się i wyszedł, zostawiając Jagiellonkę samą.

Ismihan ciężko opadła na krzesło stojące przy biurku, wbijając puste spojrzenie w niepozorny zeszyt, oprawiony brązową skórą. Przysunęła notatnik do siebie, gładząc prostą, pozbawioną ozdób okładkę, mającą jednak swój urok.

Jej życie się zawaliło, egzystencja straciła znaczenie, a ona siedziała bezczynnie, zamiast działać. Dlaczego? Być może zbyt wiele razy walczyła, broniła przed nieuniknionym, by później upaść jeszcze niżej i bardziej boleśnie. Zrozumiała, iż żyła w chorym kręgu własnych błędów, którego do tej pory nie potrafiła przerwać. Obdarzyła Bayezida zaufaniem i bezgraniczną miłością, co, jakby na złość, zaprowadziło ją w najciemniejsze zakamarki piekła. Doszła do ściany, a żeby się od niej odbić, musiała zmienić sporo elementów. Pierwszym krokiem było przyznanie się do pomyłki i całkowite odcięcie od przeszłości, którą chciała zostawić w Topkapi. Czy postępowanie Ismihan było prawidłowe może ocenić wyłącznie los.

Szatynka powróciła do rzeczywistości i otworzyła swego rodzaju pamiętnik, chwytając pióro oraz maczając je w atramencie. Miłość zabija napisała, a łzy, kapiące na cienki pergamin rozmazały część tuszu, sprawiając, że tekst stał się nieczytelny. Upuściła narzędzie przeznaczone do pisania na drewniany blat, zakrywając usta dłonią, a jej drobne ramiona zatrzęsły się niekontrolowanie. Cichy szloch wypełnił elegancko urządzone wnętrze, a wiatr zawył, jakby wraz z nią cierpiał. Niespodziewany podmuch zgasił płomienie świec, pogrążając pokój w mroku, bo mimo iż panował dzień, był on niebywale ponury, podobnie jak dusza mieszkanki tejże sypialni.

Wieczorem

Blondynka przymknęła zmęczone powieki, jednak sen nie chciał nadejść. Próbowała oddać się w objęcia Morfeusza od dłuższego czasu, lecz on wcale nie miał zamiaru przyjmować sułtanki do siebie.

- Chcę spać... - jęknęła płaczliwie, gdyż bezsenność ją wykańczała, a najgorszy wydawał się fakt, iż była w tej kwestii absolutnie bezradna.

- To może przyjdę później... - Drgnęła, słysząc ten charakterystyczny głos, za którym jednocześnie tęskniła i nie chciała go znać.

- Zostań. - Słowa same wypłynęły z jej ust, a kiedy w pełni to do niej dotarło, zagryzła różane wargi naiwnie wierząc, że dzięki temu będzie w stanie nimi sterować.

Mężczyzna, nieco zdziwiony, ale również pozytywnie zaskoczony, przysiadł na skraju łóżka, obserwując swoje splecione palce. Z natury był dość nieśmiałym człowiekiem, a wyraźnie wyczuwalne napięcie między nimi powodowało, iż został jednym wielkim kłębkiem nerwów. Nie potrafił nic napisać, mało jadł, niewiele sypiał, a wszystko przez pocałunek, będący najpiękniejszą chwilą z jego dotychczasowego żywota.

- Yahya, posłuchaj... - zaczęła, chcąc wreszcie wyjaśnić kwestię dręczącą zarówno sułtankę, jak i przyjaciela Mustafy. - To, do czego dopuściliśmy po moim ślubie, było pomyłką. Zresztą, przecież masz kogoś, jesteś szczęśliwy. - Na samo wspomnienie tajemniczej niewiasty z ogrodu poczuła ukłucie w klatce piersiowej, za co natychmiast skarciła się w myślach.

- Wybacz, sultanym, ale nie rozumiem. - Bey zmarszczył brwi, patrząc na jasnowłosą niepewnie.

- Nie oszukuj mnie, widziałam was razem jakiś czas temu - przyznała, zgniatając przyjemną w dotyku, satynową pościel.

- Jeśli masz na myśli Mehvibe, to masz rację, jest dla mnie wyjątkową osobą - oznajmił brunet z zagadkowym błyskiem w oczach. - Bo to moja siostra - dokończył sprawiając, że Nuriye gwałtownie podniosła głowę, zerkając na niego z niedowierzaniem.

- Ty masz siostrę? - wyjąkała oszołomiona, a wszystkie fakty zaczęły układać się w uporządkowany zbiór, tworzący spójną całość.

Wmówiła sobie, że ma partnerkę, aby znaleźć przeszkodę do bliższego poznania poety. Jej umysł podświadomie stworzył teorię i uznał ją za prawdziwą, bo tego właśnie chciała. Wtedy ta dwójka wyglądała niczym zakochani z najpiękniejszych bajek, ale po czasie przypomniała sobie, iż nie było ku takiemu stwierdzeniu żadnych przesłanek. Ona połączyła ich w parę, przydzieliła role, które mieli grać, choć kompletnie do nich nie pasowali. Sama stworzyła sobie barierę uniemożliwiającą głębsze zaangażowanie w tę relację, tak bardzo bała się tego związku, że samoistnie go zniszczyła. Pozostał tylko jeden problem - Yahya z niej nie zrezygnował.

- Tak. Mieszka na co dzień w Amasyi, ale postanowiła mnie odwiedzić - wyjaśnił spokojnie, chociaż w środku odżył, znów zyskując nadzieję, wcześniej lekko przygaszoną.

- Och... - Z gardła sułtanki wydobyło się zduszone westchnięcie, będące reakcją na informację, jaką otrzymała od swego towarzysza.

Ogarnęła ją panika. Co robić, gdy kolejna trudność zniknęła, ułatwiając im pogłębienie więzi? Jak odeprzeć zainteresowanie mężczyzny, kiedy podświadomie go pragnęła? Gdzieś głęboko w niej, jakiś maleńki fragment potrzebował czułości, ciepła czyiś ramion, ochrony i bezpieczeństwa. Ta cząstka chciała być kochana, stworzyć prawdziwy dom, oparty na szczerym uczuciu. Cóż jednak znaczył ten niepozorny element pośród chłodu wiecznej zimy, od dawna panującej w sercu niewiasty.

- To dlatego mnie odrzuciłaś? - Niemalże bezgłośny szept załamał pięknolicą, uparcie wpatrzona w swoje blade dłonie zamknęła oczy, hamując wybuch płaczu.

- Zostaw mnie - powiedziała z trudem, czując ogromną, dławiącą gulę w gardle, zwiastującą nadejście tego, czego z pewnością nie chciała pokazywać słudze swego brata.

- Nie - zaprotestował niespodziewanie, a Nuriye zacisnęła zęby, z trudem panując nad własnym ciałem.

- Wyjdź stąd - warknęła, czując piekące łzy pod powiekami, tylko czekające na możliwość spłynięcia po jej bladych policzkach.

- Powiedz mi co się stało - poprosił cicho, nieśmiało dotykając ramienia blondynki, na co ona odsunęła się natychmiast, jakby dotyk parzył jej skórę.

- Wyjdź - powtórzyła słabo, a słona ciecz popłynęła po mlecznej cerze młódki, zaznaczając na niej wyraźne ślady.

- Nie opuszczę tego pokoju dopóki nie dowiem się o co chodzi - zapowiedział twardo, tym razem nie ryzykując zmniejszania odległości między nimi.

- Kim jesteś, żeby mnie tak wypytywać? - powiedziała zimno, podnosząc na niego zapłakane spojrzenie. - Zwykłym poddanym, którego nawet nie powinno tu być - prychnęła, starając się go do siebie zrazić, bo to jedyne, co jej pozostało.

- Nie uda ci się, nie tym razem - stwierdził odważnie, nie zamierzając odpuścić.

Zależało mu na Nuriye, mimo trudnego charakteru sułtanki chciał być blisko niej i wiedział, że ona, w głębi duszy, również łaknie jego towarzystwa. Miał świadomość, iż nie będzie to łatwe, będą musieli pokonać wiele przeciwności, ale wierzył, że to możliwe, nawet jeśli blondynka uparcie temu zaprzeczała.

- Jestem w ciąży - wyszeptała jasnowłosa, a bariera, hamująca potok łez pękła, przemieniając go w rwącą rzekę.

Yahya zaniemówił, przez moment po prostu patrząc przed siebie i próbując przyswoić tę wiadomość. Nie miał pojęcia jak się zachować, co byłoby odpowiednie, a co mogłoby jeszcze bardziej pogorszyć ich stosunki. Dziewczyna natomiast skuliła się, przyciągając kolana do klatki piersiowej i ukryła twarz w powstałym zagłębieniu, cała drżąc przez wstrząsający nią szloch. Marzyła o tym, aby zniknąć, wymazać te wszystkie chwile, kiedy się złamała, publicznie ukazując swe emocje. Niegdyś w niemal każdej sytuacji potrafiła zachować stoicki spokój, lecz odkąd trafiła do seraju, ta sztuka stała się niebywale trudna, a często wręcz niewykonalna.

- Nie wiem jak mógłbym ci pomóc, ale obiecuję, że nie zostawię cię z tym samej, chociaż pewnie byś tego chciała - przyrzekł, delikatnie gładząc ją po plecach.

- Odejdź, Yahya. Będziesz cierpiał - szepnęła, zaciskając dłonie na szarej pościeli.

- Cierpię, gdy jesteś daleko - odrzekł cicho, przelewając w tę krótką wypowiedź wszelkie uczucia, jakie nim targały.

A Nuriye już wiedziała, że ma do podjęcia bardzo trudną decyzję, która zaważy na przyszłości nie tylko jej, ale także Yahyi.

***

- Więc mówisz, że ci się udało? - Roksolana splotła palce na swoich kolanach, unosząc dumnie głowę, co miało pokazywać, iż to ona jest najważniejszą kobietą w tym pałacu.

- Tak, sultana. - Anahita uśmiechnęła się promiennie. - Sułtan jest mną zauroczony, a Ismihan dawno przegrała tę walkę.

- Doskonale. - Na ustach Rusinki pojawił się chytry uśmieszek. - Pamiętaj tylko, że do zajęcia miejsca w alkowie nie wystarczy ładna buzia, potrzeba czegoś więcej. Gdybym nie posiadała sprytu i inteligencji, zapewne by mnie tu dziś nie było - oznajmiła nieskromnie, na co Safawidka jedynie skinęła głową.

- Podziwiam cię, sultanym. Kiedyś chciałabym być tak potężna jak ty, choć prawdopodobnie nie zdołam ci dorównać - przyznała przesłodzonym tonem, byle zyskać jak najlepszy kontakt z matką padyszacha.

Hurrem nie była głupia, doskonale znała te gierki, w końcu identyczne stosowała jej największa rywalka, Mahidevran, względem Ayse Hafsy. Potrzebowała jednak kogoś uległego, dzięki komu będzie mogła kontrolować poczynania syna i uznała, że perska księżniczka będzie się do tego nadawała idealnie. Nie grzeszyła rozumem ani przebiegłością, co czyniło z niej świetnego pionka w rozgrywce, którą rudowłosa prowadziła od lat.

***

- Mamo, a jak jest w Polsce? - zapytała zaciekawiona Alime, sadowiąc się na kolanach Ismihan.

- Pięknie. - Szatynka uśmiechnęła się lekko na wspomnienie swojej ojczyzny. - Pod moim oknem zawsze kwitły białe i czerwone róże, ale jak dojedziemy na miejsce, to cały ogród będzie pokryty śniegiem. U nas zima jest mroźna, ale jakże wyjątkowa. Kraków przed świętami jest magiczny - opowiedziała, mimowolnie czując dziwną pustkę na myśl o tej chrześcijańskiej tradycji, którą kultywowała cała jej rodzina, a tym razem ona nie zasiądzie z nimi do wspólnej wieczerzy.

- Zostaniemy tam do wiosny? - zainteresowała się mała sułtanka.

- Raczej tak - orzekła Jagiellonka, całując swą przybraną córkę w policzek. - Idź już spać, jest późno - dodała, a Alime zgodnie przytaknęła i w podskokach udała się do drugiej części komnaty, gdzie czekała na nią Derya hatun.

Polka natomiast podeszła do biurka, zabierając z niego notatnik, niegdyś otrzymany od Fatmy Sanaz, ukochanej księcia Mehmeda. Pobieżnie przekartkowała zapisane strony i westchnęła ciężko. W większości były to kartki zapełnione przykrymi śladami przeszłości, o których osiemnastolatka chciała zapomnieć. Jej wzrok uciekł w kierunku rozpalonego kominka, a nogi same ją tam zaniosły. W ciemnych źrenicach niewiasty odbijał się ogień, jednocześnie kuszący i tak niebezpieczny. Nie zastanawiając się dłużej wyciągnęła rękę i wrzuciła dziennik w tańczące płomienie, które otoczyły go i pochłonęły.

Szatynka poczuła spokój. Czas na nowy początek pomyślała obserwując, jak wszelkie złe chwile giną pośród rozżarzonego drewna.

___________________________
Witajcie kochani!
Udało mi się pójść zgodnie z harmonogramem i dzisiaj publikuję ostatni rozdział sezonu pierwszego. Będzie jeszcze oczywiście epilog, ale to taka krótsza forma, a nie zwykły rozdział, więc można uznać, że ten jest ostatni c; W przyszły weekend (22/23 października) dodam ten epilog, czyli ostateczny koniec I części opowiadania, a w następny (29/30 października) pojawi się zapowiedź sezonu drugiego oraz bohaterowie. Później, tak jak wspominałam, nastąpi mała przerwa od TŁ i wtedy ukaże się one shot, którego już nie mogę się doczekać oraz najprawdopodobniej nowy rozdział bądź nawet dwa Kader. A myślę, że jakoś w przedostatni lub ostatni weekend listopada dodam prolog II części Tysiąc łez :D
Co do treści, to jak już mnie znacie, uwielbiam, kiedy moi bohaterowie nie mają kolorowo. Emocjonujące końcówki to chyba również moja specjalność, bo już wiele razy zostałam okrzyknięta mianem Polsatu :D Ismihan wyjeżdża do Polski i za zgodą Bayezida zabiera ze sobą dzieci. Anahita coraz bardziej panoszy się w pałacu i, co najważniejsze, zyskuje wsparcie Valide Sultan, czyli Hurrem. A między Nuriye i Yahyą dochodzi do wyjaśnienia pewnych kwestii. Jak myślicie, co spotka Ismihan w Rzeczpospolitej? Czy Anahita na stałe zajmie miejsce nie tylko w alkowie, ale również sercu Bayezida? Jak rozwiną się relacje Nuriye i Yahyi? Odpowiedź na te i wiele innych pytań poznacie już niebawem w drugim sezonie Tysiąc łez <3
Jak zawsze proszę was o opinie o rozdziale ;3
Buziaki ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top