Rozdział 42
Narracja trzecioosobowa
- W imię Boga jedynego i sprawiedliwego otwieram posiedzenie Dywanu. - W pomieszczeniu dało się słyszeć stanowczy, ale i spokojny głos władcy, który gestem ręki pozwolił swym towarzyszom spocząć na eleganckich ottomanach. - Zacznę od sprawy najważniejszej, czyli obsadzenia funkcji wielkiego wezyra - oznajmił, sięgając do niewielkiego woreczka i wyjmując z niego pieczęć, która była marzeniem i przekleństwem wszystkich paszów. - Postanowiłem awansować na to stanowisko Ahmeda paszę - ogłosił, patrząc wymownie na wskazanego mężczyznę.
Ten, wyraźnie zdziwiony, pośpiesznie padł u stóp wielkiego padyszacha, w podziękowaniu całując skrawek jego drogocennej szaty. To samo zrobił z otrzymanym symbolem nowej władzy, po czym za zgodą Sulejmana wstał, stając na środku z dumnie uniesioną głową. Dwóch strażników wniosło szykowny kaftan, który po chwili spoczywał już na ramionach drugiej osoby w państwie.
- Przy okazji pragnę obwieścić, iż niedługo Ahmed pasza zostanie moim zięciem. Po weselu mej córki Mihrimah z szambelanem Bali beyem oraz mojego syna Bayezida z księżniczką Katarzyną Jagiellonką, która przyjęła imię Ismihan, odbędzie się przyjęcie zaręczynowe. Ma najmłodsza pociecha, sułtanka Nuriye, wkrótce stanie się żoną wielkiego wezyra.
Dwaj bracia, zajmujący miejsce najbliżej ojca, zaskoczeni spojrzeli po sobie. Żaden z nich nie wiedział o tej decyzji i każdy zrobiłby wszystko, aby temu zapobiec. Powszechnie wiadomo było, że Ahmed pasza nie należał do ludzi z najlepszym charakterem. Dwie swoje poprzednie małżonki notorycznie zdradzał i upokarzał, obie ostatecznie zostały wyrzucone z jego domu i pozostawione na pastwę losu. Nie chcieli, aby ich ukochana siostra wiodła takie życie, ale w tamtym momencie nic już nie mogli uczynić. Słowo sułtana, wypowiedziane na obradach, było święte i niepodważalne, a wszelkie protesty kończyły się karą w przypadku książąt lub straceniem, jeśli dotyczyło to poddanych.
- Po śmierci księcia Mehmeda prowincja koronna pozostała pusta - kontynuował powodując, że myśli Mustafy i Bayezida momentalnie skupiły się na tym, co mówił. W końcu nadeszła chwila, kiedy ważyły się ich dalsze losy. - Gubernatorem Manisy i mym następcą mianuję sehzade... - Zawiesił głos, jakby specjalnie przeciągając czas oczekiwania, a obaj książęta wstrzymali oddech. - Bayezida - dodał, posyłając młodszemu uśmiech.
- Panie, to zaszczyt - wydusił wyróżniony, podchodząc i z czcią całując wyciągniętą dłoń rodziciela.
- Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz - stwierdził wyniośle przywódca Osmanów, co pokazywało, że pycha i duma ogarnęły go doszczętnie, ale nikt nawet nie śmiał w ten sposób pomyśleć.
Mustafa natomiast początkowo zacisnął usta w wąską linię, zdenerwowany tym, że ojciec nie wskazał jego, przecież był najstarszy i bardziej doświadczony. Zaraz jednak przypomniał sobie, iż to jego ukochany brat i musi cieszyć się jego szczęściem. Dlatego, gdy Bayezid spojrzał na niego niepewnie i pytająco, brunet uśmiechnął się tak szczerze, jak jeszcze nigdy, co przyniosło drugiemu młodzieńcowi niesamowitą ulgę. Wiedział, że Mustafa akceptuje tę decyzję i obiecał sobie, że nawet, jeśli zasiądzie na tronie, żadnemu ze swych braci nie wyrządzi krzywdy.
Czy na pewno? Selim. On był tą kością niezgody, słabszym ogniwem, wykluczonym z rodziny, najgorszym. Tym, którego wytykano palcami i odwracano się od niego plecami. Nikt nie wiedział jak bardzo teraz cierpi, zamknięty w swej komnacie, z pucharem wina w ręce. Nie pokazywał swych łez, które były oznaką słabości. Ukryty przed wszystkimi, w ciemnym pałacu, pochłonięty przez wyniszczający nałóg, z którym nie potrafił wygrać, choć tyle razy próbował. Słyszał bezsilny krzyk Nurbanu dobijającej się do drzwi, przerażoną służbę, płacz dzieci. Nie obchodziło go już nic, a w umyśle pojawiło się jedno, jedyne pragnienie - skończyć ze sobą.
Następnego dnia
- Senin adın Murad. Senin adın Murad. Senin adın Murad - powtórzył trzykrotnie, patrząc na spoczywającego w jego ramionach wnuka, który śmiał się i gaworzył.
Ismihan i Bayezid, dumni rodzice, stali tuż obok patrząc na tę scenę. Oczy szatynki lśniły od wzruszenia, mężczyzna tylko uśmiechał się z rozczuleniem uświadamiając sobie, jak szybko upływają kolejne dni, miesiące, lata. Ośmioletnia Alime, znudzona i bawiąca się ozdobą swojej sukienki, była tego najlepszym przykładem. Tuż obok Mihrimah pogładziła swoją jedenastoletnią córkę po włosach zastanawiając się, czy Bóg pozwoli jej jeszcze raz doświadczyć tego wspaniałego okresu, jakim było macierzyństwo. Zerknęła na Bali beya, który dokładnie w tym samym momencie pomyślał, że chciałby mieć dziecko. A gdy ich spojrzenia się spotkały, zrozumieli, że zrobią wszystko, aby spełnić to marzenie.
- Nie wierzę, że Mehmed też był taki malutki - szepnęła Rumeysa i rozczochrała czarne loki swojego synka.
- Ja również - przyznał Mustafa, obserwując władcę i bratanka oraz przypominając sobie, jak ojciec nadawał imiona jego dzieciom.
Nuriye jako jedyna była smutna, choć jak to ona, nie okazywała tego. Pod bladym uśmiechem kryła rozczarowanie i żal, który znów zakorzenił się w jej sercu. Nieprzespane i przepłakane noce odbijały się na wyglądzie blondynki, a spuchnięte i zaczerwienione powieki zdradzały więcej, niż chciała pokazać. Wszyscy wiedzieli, chociaż nikt nic nie mówił, bo jasnowłosa odważnego śmiałka gromiła surowym, przepełnionym bólem wzrokiem. Rozpadła się na tysiące małych kawałków i potrzebowała osoby, która pomoże jej poskładać się w całość.
Hurrem, zadowolona ze swego pomysłu na pozbycie się niechcianej mieszkanki pałacu, pyszniła się niczym paw i gdyby mogła, zapewne nastroszyłaby piórka. Nie dość, że właśnie potomek Roksolany, a nie jej największej konkurentki Mahidevran, został oficjalnym kandydatem do objęcia władzy, to jeszcze wszystko szło po myśli Rusinki. Niedługo zarówno znienawidzona pasierbica jak i nielubiana synowa wyjadą, a ona wciąż samodzielnie i niepodzielnie rządzi haremem. Czegóż więcej mogła oczekiwać?
Szczęśliwa rodzina - pomyślałby ktoś z zewnątrz. Ktoś, kto nie wie ile było między nimi zawiści, niechęci i pogardy, schowanej za kamiennymi maskami z wyrytym uśmiechem. Ich codzienne funkcjonowanie to gra, w której członkowie mają wyznaczone role, gdzie każdy jest czarnym charakterem, a zakończenie jednych raduje, natomiast drugich sprowadza na sam kraniec piekła.
25 września 1556 roku
- To takie niesamowite - odezwała się Ismihan, przyglądając się swemu odbiciu w lustrze.
Czerwona kreacja ze złotymi zdobieniami podkreślała atuty jej figury, a uśmiech nie schodził z twarzy młodej Polki, co tylko dodawało księżniczce uroku. Nie tak miało wyglądać wesele Jagiellonki, przecież miała wyjść za mąż w Polsce, w zupełnie innej tradycji, religii i kulturze, tak odmiennej od tej, w której obecnie się znajdowała. Mimo wszystko widać było, że to najszczęśliwsza panna młoda na świecie.
- Tak czekałyśmy na ten dzień. - Uśmiechnęła się Mihrimah, gdy Gulbahar hatun zapinała ozdobny pas wokół talii sułtanki.
Nie dość, że obie miały połączyć się z mężczyznami, których szczerze kochały, to jeszcze miały możliwość zrobić to niemal w tym samym momencie. Czuły się prawie jak siostry, a nawet bliźniaczki, gdyż wcześniej nie było w historii takiego podwójnego święta.
- Destur! - zawołał nagle strażnik, tym samym obwieszczając przybycie kogoś ważnego.
Kobiety zerknęły na siebie porozumiewawczo, podejrzewając, że ich ojcowie przypomnieli sobie o swoich ukochanych córeczkach. Przypuszczenia okazały się słuszne - po zaledwie kilku sekundach oczom Ismihan i Mihrimah ukazali się Zygmunt August oraz sułtan Sulejman. Oboje podeszli do swoich pociech.
- Katarzyno - zaczął król Polski w swym ojczystym języku. - Jestem rad widząc cię w zdrowiu, rozpiera mnie duma, że moja mała dziewczynka zakłada własną rodzinę. Dziękuję Bogu, że doczekałem tej chwili. - Sięgnął po leżący obok welon, który z godnością nałożył na głowę pierworodnego dziecka. - Niech ci się wiedzie, a wszystkie nieszczęścia i choroby ominą ciebie, Bayezida oraz Alime i Murada. - Ucałował czoło młodej matki, gładząc ją przy tym po ramionach.
Podobne słowa usłyszała pani słońca i księżyca z ust padyszacha, po czym obaj monarchowie opuścili pomieszczenie, dołączając do reszty męskiego towarzystwa. Mihrimah i Ismihan, w pełni gotowe, aby wyjść i pokazać się światu, jeszcze obróciły się do siebie i mocno przytuliły, co pokazywało, jak silna i wspaniała była ich przyjaźń.
***
- Destur! Mihrimah Sultan hazretleri! - zakrzyknął Sumbul aga, stojący w progu wejścia do haremu, czyli tam, gdzie zwykle.
Niecałą minutę później owa sułtanka wkroczyła na kamienną ścieżkę wraz z kilkoma służącymi i Afife hatun. Wyglądała inaczej niż wtedy, gdy po raz pierwszy znalazła się w takiej sytuacji. Tym razem nie musiała udawać, a każdy gest i wypowiedziane zdanie było prawdą. Spojrzała w kierunku, gdzie siedziały pozostałe sułtanki. Na środku przygotowane było honorowe miejsce dla niej oraz drugiej panny młodej. Po jednej stronie siedziała Hurrem, a obok niej Nuriye, natomiast po drugiej Rumeysa i Gulfem. Na poduszkach ustawionych wokół kanapy spoczywały Basia, Ayse Humasah oraz Alime. Mihrimah powoli podeszła bliżej, a następnie usiadła przy swojej matce i spojrzała na Rusinkę, która pogłaskała ją po dłoni.
- Destur! Ismihan Sultan hazretleri! - Kolejny okrzyk oznaczał, że druga ze szczęśliwych mężatek zjawiła się w głównej sali.
Polka, równie dostojnie i z gracją przysiadła się do przyjaciółki. Rozbrzmiała skoczna muzyka, a wybrane nałożnice zaczęły tańczyć wyuczony układ. Wszyscy woleliby, aby zabawa odbyła się na zewnątrz, lecz pogoda pokrzyżowała im plany. Było zimno, wiał porywisty wiatr, do tego co rusz nadciągały ciemne chmury, z których spadał deszcz. To jednak nie mogło zepsuć humoru świętującym, albowiem najważniejszy był fakt, że to, na co wyczekiwali od tak wielu miesięcy, wreszcie nadeszło.
- Nuriye, niedługo będziemy się bawić na twoim ślubie - stwierdziła słodko Roksolana, zerkając z wyższością na jasnowłosą.
- Gratulacje, dopięłaś swego - mruknęła blondynka, ciskając gromy w kierunku rudowłosej.
- Oskarżasz mnie bezpodstawnie, nie mam z tym nic wspólnego - wyparła się, jak zwykle, gdy coś przeskrobała i nie chciała, aby wydało się, że była w to zamieszana.
- Dobrze wiem, że to twoja sprawka, Hurrem - warknęła Nuriye, nie potrafiąc dłużej tłumić negatywnych emocji. - Zniszczyłaś mi życie, tego właśnie chciałaś? Jeśli tak, to nie myśl, że pozostanę ci dłużna - syknęła, gwałtownie wstając i wybiegając na korytarz.
- Siostro! - zawołała Mihrimah, chcąc ją dogonić, ale druga z żon Sulejmana skutecznie powstrzymała szatynkę.
- Ona musi ochłonąć, przemyśleć sobie to - zauważyła, z charakterystycznym dla siebie opanowaniem. - Trzeba dać jej trochę czasu.
Mihrimah niepewnie zgodziła się ze starszą kobietą, ponownie siadając na swoim miejscu, mając nadzieję, iż z Nuriye wszystko w porządku.
Tymczasem blondynka zatrzymała się w jednym z wielu ślepych zaułków seraju i upadła, głośno łkając. Nie sądziła, że w rodzinnym domu spotka ją tyle złego. Myślała, że będzie wiodła żywot jak z bajki, jednak boleśnie przekonała się, iż księżniczki są radosne tylko w książkach. Rzeczywistość należenia do rodziny królewskiej była inna, niż wyobrażali sobie ci, którzy nigdy nie mieli z nią kontaktu. To nie tylko luksus i dobrobyt, ale głównie obowiązki i przykrości, z którymi ponoć idealni ludzie muszą się mierzyć. Często są to dużo gorsze rzeczy, nieporównywalne do problemów zwykłych mieszkańców potężnego imperium. Intrygi, zdrady i kłamstwa były na porządku dziennym, a każdy, kto próbował być neutralny, szybko umierał.
***
- Selim, otwórz te cholerne drzwi! - krzyknęła Nurbanu, znów uderzając pięścią w drewniane wrota, lecz nie przyniosło to spodziewanych rezultatów.
Brunetka oparła głowę o chropowatą powierzchnię, czując, jak słona ciecz wolno spływa po jej bladych policzkach, wyznaczając wyraźne ślady. Ta bezradność ją dobijała, odbierała wszystkie siły i chęć do życia. Mogła jedynie patrzeć, jak ukochany stacza się, dotykając dna. Chciała rzucić się i go uratować, ale bariera, jaką wybudował, była zbyt silna, aby ją pokonać.
- Wyważcie je - szepnęła zrezygnowana, spoglądając na obecnych eunuchów, którzy patrzyli na nią jakby była niespełna rozumu. - Nie słyszycie? Róbcie, co mówię - rozkazała odsuwając się, aby mieli odpowiednio dużo wolnej przestrzeni.
Gazanfer aga skinął na swoich towarzyszy, którzy z ociągnięciem wykonali polecenie. We dwójkę kilka razy naparli na przeszkodę, oddzielającą ich od najstarszego żyjącego męskiego potomka sułtanki Hurrem. Wkrótce klamka odpuściła, a zaniepokojona Wenecjanka szybko weszła do sypialni księcia. To, co tam zastała, sprawiło, że zrobiło jej się słabo. Zasłonięte zasłony ograniczały dopływ światła do minimum, a w powietrzu unosił się zapach potu pomieszany z alkoholem.
- Selim? - zapytała, odsuwając materiał zakrywający okna, aby móc cokolwiek zobaczyć.
Na łóżku zauważyła znajomą postać. Najpierw uspokoiła się, myśląc, że rudowłosy mężczyzna śpi, ale im bardziej zbliżała się do posłania, tym strach rósł. Postąpiła jeszcze parę kroków i pochyliła się nad Selimem. Potrząsnęła jego ramieniem, lecz nic to nie dało. Przerażona spróbowała ponownie, jednak nie wywołało to żadnej reakcji. Z niepokojem przewróciła następcę na plecy, a wtedy zobaczyła coś, przez co aż się cofnęła. W jego dłoni błyszczał kawałek szkła, a nadgarstki pokrywały nacięcia, na których widoczna była zaschnięta krew. Niekontrolowany pisk wydobył się z gardła kobiety, a całe jej ciało zdrętwiało, nie potrafiła wykonać absolutnie żadnego ruchu. Zamrugała kilkukrotnie, myśląc, że to zły sen. Niestety, to była okrutna rzeczywistość.
Wieczorem
- Och, jestem wykończona - westchnęła Ismihan, poprawiając ciemnobrązowe loki, które opadły jej na czoło.
- Jeszcze noc poślubna. - Mihrimah roześmiała się, z powrotem zakładając welon, który zdjęła przed chwilą, aby nieco odpocząć.
- Czyli najlepsza część. - Jagiellonka, a w zasadzie już oficjalnie członkini dynastii Osmanów, mrugnęła porozumiewawczo do przyjaciółki.
- Masz rację. A więc idę, czas na mnie - odparła pani słońca i księżyca, przytulając swą powiernicę na pożegnanie.
Orszak panny młodej miał wyruszyć spod pałacu Tokpapi wczesnym wieczorem, czyli nadszedł odpowiedni moment, aby Mihrimah odjechała, żeby te wyjątkowe godziny spędzić w swym prywatnym seraju, wtulona w silne ramiona Bali beya. Ismihan i Bayezid mieli zostać w stolicy, ponieważ droga do Manisy była zbyt długa, by wyjeżdżać o tak późnej porze.
Starsza szatynka wyszła z pomieszczenia, gdzie wszędzie umieszczone były szafy wypełnione ubraniami oraz półki z kosmetykami. Po całym pokoju porozkładane były również szkatułki z biżuterią, w których można było znaleźć prawdziwe skarby. Polka z ciekawości otworzyła jedno pudełeczko, a przeglądając jego zawartość wypatrzyła piękne kolczyki. Wyjęła je przyglądając im się przez kilkanaście sekund, jakby chcąc ocenić, czy pasują do weselnej stylizacji. Uznała, iż świetnie dopełnią całość, więc zapięła ozdoby na uszach, z uśmiechem spoglądając na swoje odbicie. Była gotowa, zarówno psychicznie, jak i fizycznie.
Pokonywała kolejne korytarze, zakręty, mijała służbę, a dwie młode dziewczyny ledwo za nią nadążały. Wydawało się, iż jakaś dziwna magia sprawia, że unosi się centymetry nad ziemią. Jak anioł pomyślały służki z uśmiechem, gdyż właśnie takie zdanie miały o swej pani. Jej dobroć i szlachetność urzekała każdego, kto miał okazję poznać tę sułtankę. Od wielu miesięcy aktywnie zajmowała się działalnością charytatywną, wspomagała biednych, samotne matki i osierocone dzieci oraz, co było sporym zaskoczeniem, dbała o dobro zwierząt. Zawsze powtarzała, że te istoty mają takie samo prawo do godnego życia, jak ludzie i nigdy nie szczędziła im zainteresowania. Nie zaniedbywała też osób ze swojego otoczenia. Każda niewolnica, która pomagała Ismihan, żyła jak w raju. Kobieta pamiętała o tym, aby żadna z dziewcząt nie pracowała zbyt długo, przypominała im o jedzeniu posiłków oraz zajmowaniu się własnymi zajęciami. Dzięki temu zyskała przychylność nałożnic, które modliły się za swą ulubienicę.
- Esma, dzisiaj masz wolne. Idź wcześniej spać lub zrób coś, co sprawia ci przyjemność. Z Alime i Muradem zostanie moja siostra, Barbara ma kogoś ze sobą, na pewno da sobie radę. - Wymieniona skinęła z wdzięcznością, znów dziękując Bogu, że pozwolił jej poznać tak wyjątkową postać, jaką z pewnością była sułtanka Ismiahn. - Derya, ty również możesz teraz wypocząć. Nie mam dla was żadnych zadań - stwierdziła Jagiellonka, na co obie młódki skłoniły się i oddaliły, pogrążone w rozmowie.
Natomiast świeżo upieczona żona przekroczyła próg sypialni swego męża, który już na nią czekał, stojąc na środku komnaty. Odziany w białą koszulę i brązowe spodnie, oświetlony przez blask świec oraz rozpalonego kominka, prezentował się wspaniale. Zdeterminowana sułtanka przełknęła nerwowo ślinę, bo mimo, iż to nie był pierwszy raz, odczuwała stres. Podeszła do mężczyzny i uniosła kąciki swych ust, niemo pokazując mu, że rozpiera ją szczęście. Bayezid nieśpiesznie podniósł czerwony, prześwitujący materiał, osłaniający łagodne oblicze osiemnastolatki. Następnie ściągnął pozłacaną tiarę i pozostałą biżuterię. Ismihan, spragniona bliskości swojego wybranka, z każdą mijającą minutą niecierpliwiła się coraz bardziej. Wreszcie nie wytrzymała i złączyła ich wargi w pocałunku, tak czułym i namiętnym, jakby od niego zależał jej żywot. Książę skwitował ten gest cichym chichotem, zaraz jednak przyciągnął ją do siebie, walcząc z zapięciem eleganckiej, czerwonej sukni. Gdy pozbyli się każdej z granic między nimi i połączyli się, wiedzieli już, że nic nie mogło zepsuć tego momentu.
***
W środku nocy Ismihan zbudziło skrzypienie łóżka. Przetarła zaspane oczy i podnosiła się, poprawiając swoją koszulę nocną. Na końcu materaca zauważyła Bayezida, wyraźnie zamyślonego. Powoli zbliżyła się do mężczyzny, zajmując miejsce tuż obok i kładąc dłonie na jego ramionach.
- Co się dzieje? - zapytała tak cicho, iż ledwo było słychać, że coś mówi.
Książę jakby wybudził się z dziwnego transu. Położył rękę na kolanie swej żony, po czym obrócił się do niej przodem, muskając jej szyję. Szatynka uśmiechnęła się i lekko odsunęła, gdyż zarost gubernatora Manisy łaskotał.
- Nie cieszysz się z naszego ślubu? - zapytała podejrzliwie, przyglądając się mu z uwagą.
- Myślę o moim nowym zajęciu - przyznał, wciąż wyglądając na nieobecnego.
- Nie martw się, jestem pewna, że świetnie sobie poradzisz. - Przejechała palcami po jego policzku, chcąc w ten sposób dodać mu otuchy.
Bayezid uśmiechnął się niemrawo, zupełnie jakby uleciała z niego cała pewność siebie. Ismihan nie mogła patrzeć na swego ukochanego w tym stanie, dusza Jagiellonki cierpiała, widząc w jego cudownych oczach lęk.
- Jestem przy tobie, od teraz już zawsze i na zawsze - wyszeptała, przelewając w te słowa wszelkie uczucia, jakie do niego żywiła.
________________________
Witajcie!
Ach, nareszcie nadszedł ten rozdział, tak wyczekiwany zarówno przez was, jak i przeze mnie. Prawie 3000 słów, w których zawarłam wszystko to, co chciałam. I tak, muszę przyznać, że jestem naprawdę zadowolona z tego rozdziału.
Miało być pięknie i radośnie, ale znacie mnie - nie mogłam tak tego zostawić :D Na początku miałam dać tylko smutek Nuriye, ale podczas pisania pomyślałam, że mogłabym dodać coś o Selimie. I nie zastanawiałam się, po prostu zaczęłam pisać, a wyszło, co wyszło. I powiem wam szczerze, że gdy tworzyłam wątek Selima, miałam łzy w oczach. Jest to tak absurdalne, bo nie płakałam nawet wtedy, gdy moja ukochana Ismihan została postrzelona, a jak wiadomo, ja tego rudego pijaka nienawidzę. Cóż, ocenę zostawiam wam. Ja mam tylko nadzieję, ze wywoła to u was jakiekolwiek emocje, bo u mnie były to naprawdę silne uczucia.
No i Ahmed pasza został wielkim wezyrem. Spodziewaliście się tego? Liczę, że udało mi się was zaskoczyć ;3 Jak sądzicie, dojdzie do ślubu Ahmeda i Nuriye?
Proszę państwa, oficjalnie książę Bayezid jest gubernatorem Manisy! Kto się cieszy? A może uważacie, że to Mustafa powinien dostać to stanowisko?
A Selim... Czy przeżyje, uda się go uratować? A może już jest martwy?
Dobra, kończę ten swój monolog :D Jak zawsze czekam na wasze opinie w komentarzach <3
Buziaki ;*
PS Ten gif na samej górze pokazuje tkaninę, z której została uszyta suknia Ismi ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top