Rozdział 41

Nuriye
Stałam na tarasie, a delikatny wiatr muskał moje rumiane policzki i rozwiewał złote włosy. Noc była ciepła, choć w powietrzu można było wyczuć nadchodzącą jesień. Patrzyłam na ogród i spacerujące po nim postacie. Na początku nie spostrzegłam kto to, dopiero, gdy zatrzymali się oświetlani przez księżyc, dojrzałam ich twarze. W mężczyźnie rozpoznałam Yahyę. Jego usta rozciągnięte w szerokim uśmiechu, swobodne ruchy. Był szczęśliwy, wolny, nieograniczony zasadami, nakazami, regułami, które obowiązywały w seraju. Kobiety nie znałam, dodatkowo miała naciągnięty kaptur peleryny, więc niewiele widziałam.

Śmiali się, rozmawiali, cieszyli swoją obecnością. Ukrywając się pośród rozmaitych alejek unikali natrętnych strażników. Byli tacy radośni, naturalni, jakby robili to od zawsze. A mnie ogarnęła zazdrość. Cóż to za niewiasta? Co ją łączy z przyjacielem Mustafy? Nigdy wcześniej nie zadawałam sobie pytań tego typu. Co mnie nagle opętało? zastanawiałam się, nie mogąc oderwać wzroku od pary na zewnątrz.

- Pani. - Usłyszałam piskliwy głos jednej ze służących, przez który zmrużyłam powieki wzdychając głośno.

Muszę ją zwolnić pomyślałam odwracając się do drobnej brunetki. Prezentowała się mizernie - była niska, szczupła, co podkreślała również prosta suknia, która niemal z niej zwisała. Ale tym, co szczególnie przykuło moją uwagę, były wielkie, wystraszone szare oczy.

- Boisz się mnie? - zapytałam podchodząc do dziewczyny, która od razu zrobiła krok do tyłu, a jej drobne ramiona zaczęły się trząść. - Spokojnie - dodałam cicho. - Jak ci na imię?

- Frida - wyjąkała, obserwując swoje splecione palce.

- Dlaczego się tak zachowujesz? - spytałam łagodnie, chcąc wiedzieć, co doprowadziło ją do takiego stanu.

- Sultanym, przepraszam. - Skuliła się w sobie, jakby obawiając, że zaraz ją uderzę.

- Nie zrobiłaś nic złego - zastrzegłam. - Po prostu jestem zdziwiona tym, że cała drżysz w mojej obecności. Co się stało? - Spróbowałam ponownie.

- Spędziłam kilka miesięcy na targu niewolników - wyznała, a ja w mig pojęłam przyczynę jej dziwnej reakcji na moją osobę. - Poza tym... Wybacz śmiałość, pani, ale mówią o tobie bardzo złe rzeczy. Podobno jesteś bezwzględna i okrutna, dlatego tak się wystraszyłam, gdy dowiedziałam się, że mam ci służyć.

Wtedy stało się coś, czego bym się po sobie nie spodziewała. Roześmiałam się, szczerze. To nie był wymuszony ani udawany śmiech, tylko radosny chichot, który niósł się echem po całej komnacie. Służka zerkała na mnie niepewnie, ale również uśmiechała się pod nosem.

- Nie wierz w haremowe plotki - pouczyłam ją, a kąciki moich ust nadal skierowane były ku górze. - Od dzisiaj nazywasz się Elif, co znaczy ta o szarych oczach. Uważam, że jesteś odpowiednia do roli mej najbliższej służącej i doradczyni. Bądź mi wierna, a przychylę ci nieba.

- Sultanym - wyszeptała, odważnie spoglądając mi w oczy, czego zwykle nie tolerowałam, ale akurat jej mogłam na to pozwolić. - To zaszczyt. - Pośpiesznie upadła na kolana chwytając skrawek mojej kreacji i całując go z czcią.

- Co chciałaś mi przekazać? - Zainteresowałam się kiedy już wstała.

- Ach, tak. Sułtan chce cię widzieć, sultanym. Podobno to ważne - poinformowała, wyraźnie spokojniejsza.

- Dobrze. - Pokiwałam lekko głową i mijając ją wyszłam na korytarz, kierując się prosto do sypialni padyszacha.

Trasa, która mogła prowadzić do raju lub wręcz przeciwnie, wepchnąć w najciemniejsze zakamarki piekła. Złota droga, o której wśród branek krążyły legendy. Mówiono, że zgodnie z nazwą, można tam zobaczyć rozrzucone złoto. Inne plotki głosiły, iż da się ujrzeć magiczne światło, które kieruje cię wprost do celu. Nałożnice, które dostąpiły zaszczytu przejścia tym odcinkiem pałacu, dementowały te pogłoski. Tak naprawdę nie było tam niczego niezwykłego, poza drogocennymi ozdobami, które znajdowały się również w innych częściach seraju.

- Przekażcie sułtanowi, że przyszłam - poleciłam strażnikowi stając przed okazałymi, drewnianymi drzwiami.

- Wejść! - zakrzyknął padyszach po chwili, a wtedy potężne wrota zostały otwarte, a ja przekroczyłam próg pokoju władcy. - Nuriye. - Sulejman uśmiechnął się ciepło i zachęcająco rozłożył ramiona.

Lekko dygnęłam, a następnie pokonałam dzielącą nas odległość i przytuliłam się do ojca. Brakowało mi go, zdążyłam za nim zatęsknić, więc cieszyłam się, że wojna już się zakończyła i zarówno on jak i moi bracia powrócili do stolicy.

- Jak dobrze cię widzieć. - Uśmiechnęłam się odsuwając od mężczyzny, który odwzajemnił mój gest i usiadł na ottomanie, wskazując mi miejsce obok siebie.

Spoczęłam, zerkając wyczekująco na monarchę. Z jego twarzy nie umiałam wyczytać żadnych emocji. Świetnie potrafił przybierać maskę, za którą ukrywał wszystko, co wolał zachować dla siebie. To przydatna umiejętność, zwłaszcza dla kogoś, kto zarządzał wielkim imperium.

- Moja piękna córko - zaczął, wykrzywiając usta w charakterystycznym uśmieszku, który ciężko było rozszyfrować. - Rozmawiałem z sułtanką Hurrem, która martwi się o twoją przyszłość. - Słysząc te słowa trudno było mi opanować chichot. Ta ruska wiedźma niepokoi się o mnie? Gdyby nie fakt, że rozmawiałam z panem trzech kontynentów, uznałabym to za całkiem niezły żart. - Otóż zaproponowała, aby wydać cię za mąż. Masz już osiemnaście lat, najwyższy czas, aby podjąć jakieś działania w tym kierunku. Dlatego postanowiłem, że zostaniesz żoną Ahmeda paszy.

Zamarłam. Przez moment wydawało mi się nawet, że przestałam oddychać. Mogłabym przysiąc, że cały świat nagle opustoszał. Byliśmy tylko we dwoje, pogrążeni w głuchej ciszy. Nocne ptaki zamilkły, jakby chciały posłuchać naszej rozmowy. Wiatr ustał, nie chcąc przeszkadzać, a drzewa przyjęły to ze spokojem. Jedynie ogień w kominku tlił się nieśmiało, co chwila przygasając, to znów oświetlając przestrzeń ciepłym blaskiem.

- Za Ahmeda paszę? Tego wezyra? - wyjąkałam z trudem, zupełnie zdziwiona, a kiedy sułtan potwierdził, odezwałam się ponownie. - Ależ on ma ponad pięćdziesiąt lat...

- Wiem o tym - odrzekł z opanowaniem, które tylko mnie zdenerwowało.

- Nie chcę tego - powiedziałam stanowczo, zaciskając palce na miękkim materiale spódnicy. - Nie zgadzam się.

- Nuriye - mruknął groźnie, ale ja nie zamierzałam popełnić tego samego błędu, co Mihrimah wiele lat temu.

- Nie, tato - rzekłam podnosząc się z wygodnego siedzenia. - Nie spędzę reszty swych dni u boku człowieka, którego nie kocham, w dodatku dużo starszego ode mnie. Jeśli zależy ci na moim szczęściu, zmienisz swoją decyzję.

- Nie zmienię! - huknął niespodziewanie, też wstając. - Będzie tak, jak mówiłem. Po weselu Bayezida i Ismihan oraz Mihrimah i Bali beya, ogłosimy twoje zaręczyny z Ahmedem paszą. Możesz odejść. - Obrócił się do mnie plecami, co było jednoznaczne z tym, że dyskusja została zakończona.

Ukłoniłam się niechętnie, po czym niemal wybiegłam z komnaty, pośpiesznie idąc w stronę wyjścia. Nic mnie nie obchodziło, ani późna pora, ani to, że w nocy nie powinnam opuszczać budynku. Musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza, jakoś ochłonąć. Jak mógł mi to zrobić? Dlaczego nagle stał się tak nieczuły i okrutny?

- Otwierać! - krzyknęłam, gdy wartownik zignorował moje przyjście. - Na uszy ci padło?! - Znów mówiłam podniesionym tonem.

- Nuriye? - Słysząc swoje imię spojrzałam w stronę źródła dźwięku. - Wybierasz się gdzieś? - zapytała Mihrimah podchodząc bliżej.

- Tak, chciałam się przejść - wyjaśniłam, unikając jej przeszywającego wzroku.

- Siostro, coś się stało? - zaniepokoiła się, delikatnie dotykając mojego ramienia. - Możesz mi wszystko powiedzieć - zapewniła łagodnie.

- Sułtan chce wydać mnie za mąż - wydusiłam, z trudem hamując łzy.

Nie mogłam się rozpłakać. To nie w moim stylu, nie powinnam okazywać słabości. Tego uczyła mnie matka, gdy jeszcze żyła, a następnie jej przyjaciółka, która zajęła się wychowaniem mnie. Przyswoiłam tę zasadę i stosowałam się do niej, choć w tym wypadku było to ciężkie.

- Za kogo? - Sułtanka słońca i księżyca zmarszczyła brwi, wyraźnie zdziwiona tą informacją.

- Za Ahmeda paszę... - Musiałam przymknąć powieki, głos mi drżał i czułam, że niewiele brakuje, a poddam się rozpaczy i pozwolę emocjom wyjść na światło dzienne.

- Och... - urwała, przez chwilę się nad czymś zastanawiając. - Ależ on miał już dwie żony, poza tym jakiś czas temu przekroczył pięćdziesiątkę...

- To pomysł twojej matki - odrzekłam z wyrzutem, choć przecież moja siostra nie miała z tym nic wspólnego.

- Próbowałaś przekonać ojca? - spytała, ignorując mój wcześniejszy zarzut.

- Odmówił - przyznałam, zrezygnowana siadając przy ścianie i ukrywając twarz w dłoniach, aby zamaskować słoną ciecz spływającą po mej bladej cerze.

Po zaledwie kilku sekundach poczułam, jak szatynka mnie obejmuje, szepcząc mi coś uspokajająco do ucha. Bez wahania przytuliłam się do niej, a gwałtowny szloch wstrząsnął moim ciałem, zupełnie tak, jakby wszelkie głęboko skrywane uczucia nagle się ujawniły.

- Dlaczego on chce zniszczyć mi życie? - załkałam, jeszcze bardziej mocząc szmaragdową suknię starszej sułtanki.

- Spokojnie. - Mihrimah pogładziła mnie po włosach, co w dziwny sposób sprawiło, że powoli się opanowałam. - Pomogę ci - dodała zdecydowanie.

- Jak? - Podniosłam głowę spoglądając na nią. - Sułtan już zdecydował, nie ma odwrotu. - Przetarłam mokre oczy, chcąc ostatecznie doprowadzić się do porządku.

- Razem damy sobie radę. - Mihrimah uśmiechnęła się blado, odgarniając z mojego czoła niesforne kosmyki. - Ja zostałam zmuszona do ślubu, nie pozwolę, aby ciebie spotkało to samo.

- Dlaczego to robisz? - Zadałam pytanie, które dręczyło mnie od paru minut. - Przecież prawie się nie znamy.

- Jesteś moją ukochaną młodszą siostrzyczką, którą odzyskałam po wielu latach. Wierzę, że uda nam się nadrobić ten stracony czas - odparła, a jej jasne tęczówki błyszczały radością.

- Na pewno. - Uniosłam kąciki swych ust i mimo obecnej sytuacji, wreszcie czułam się naprawdę szczęśliwa.

Mam wspaniałe rodzeństwo, które przyjęło mnie tak ciepło. Kocham ich pomyślałam, przyglądając się osobie, którą tak bardzo skrzywdziłam. Zdałam sobie sprawę, jak wielki błąd popełniłam, ale nie mogłam tego zmienić. Jednak to dopiero początek, albowiem tego dnia umarłam i narodziłam się na nowo. Odeszłam głodna zemsty, będąc odmieńcem, a powróciłam jako ważny element dynastii Osmanów. Nic już nigdy nie będzie w stanie mnie zniszczyć.

Ismihan
- Jak się miewa mój ojciec? - Ułożyłam się wygodniej na ramieniu Bayezida, odgarniając do tyłu swoje ciemnobrązowe loki.

- Przesyła ci pozdrowienia - odpowiedział krótko, wpatrując się w jeden punkt znajdujący się gdzieś naprzeciwko niego.

Zerknęłam na jego oblicze. Mimo, iż spędziliśmy ze sobą cały wieczór, nadal nie mogłam się nim nacieszyć. Przez te wszystkie miesiące tak strasznie bałam się, że nie wróci, zginie gdzieś poza granicami państwa, opuszczając mnie na zawsze, jednak wyprawa zakończyła się zwycięstwem naszej armii, a moje obawy zostały rozwiane.

- O czym myślisz? - Podniosłam się przejeżdżając dłonią po jego policzku, aż do brody, wyczuwając pod palcami szorstki zarost.

- Wyobrażam sobie ciebie w sukni ślubnej. - Spojrzał na mnie zachowując powagę, ale po chwili uśmiechnął się szeroko, co odwzajemniłam.

- I jak wyglądam? - Rozbawiona uniosłam brwi.

- Ty we wszystkim prezentujesz się cudownie - powiedział, spoglądając mi głęboko w oczy.

- Dobrze, że nie widziałeś mnie w ciąży. Wyglądałam jak słoń. - Roześmiałam się, a książę mi zawtórował.

- Z pewnością nie było aż tak źle. Zresztą, dla mnie jesteś piękna w każdym rozmiarze. - Lekko musnął moje rozchylone wargi.

- Bayezid... - zaczęłam cicho, nieznacznie go od siebie odpychając. - Obiecaj mi, że wciąż tak będzie, że po ślubie nasze relacje pozostaną takie same - poprosiłam, patrząc na niego wyczekująco.

- Dlaczego myślisz, że coś mogłoby się pogorszyć? - Zmarszczył czoło, opierając się na fantazyjnie zdobionych poduszkach.

- Mamy dzieci, niedługo stąd wyjedziemy, zajmiemy się codziennymi sprawami. Nic już nie będzie takie, jak kiedyś, ale chcę, abyśmy nadal znajdowali czas tylko dla siebie, wyrywali cenne chwile z tej szarej rzeczywistości. Nie możemy pozwolić, aby nasza miłość obumarła, musimy pielęgnować łączące nas uczucie - wyszeptałam, wypowiadając myśli, które od dawna nie dawały mi spokoju.

- Ismihan, moja Gwiazdo. Jesteś jedyną kobietą w moim sercu, wyjątkową, tą, którą pokochałem całym sobą. Wierz mi, nikt nie jest dla mnie ważniejszy od ciebie, naszego syna i Alime. Twoje miejsce jest niezagrożone, albowiem żadna inna niewiasta na ziemi nie może go zająć, bo nie dorasta ci do pięt - wyznał, kilkunastoma słowami wyrażając to, co chciałam usłyszeć.

Ciepło, które rozlało się po mym wnętrzu, było przyjemne i kojące, a zarazem dające poczucie bezpieczeństwa. Nieważne gdzie byliśmy, tu, w Manisie czy Kutahyi, to nie miało absolutnie żadnego znaczenia. Jedynym, czego pragnęłam i potrzebowałam, była bliskość Bayezida oraz naszych pociech.

- Jesteś najlepszym, co spotkało mnie w całym życiu. - Wtuliłam się w swego wybranka i zasnęłam, marząc o wspaniałej przyszłości, która była na wyciągnięcie ręki.

_______________________
Witajcie!
Trochę nie było nowych rozdziałów, a to dlatego, że wzięłam się za poprawianie wcześniejszych części tego opowiadania. Na szczęście już skończyłam, bo nie było to zbyt przyjemne zajęcie ;3
Okej. Trochę zaczyna się dziać w związku z Nuriye. Sulej tutaj jest wrednym chamem, czyli taki, jakiego poznaliśmy w 4 sezonie WS. Otóż chce wydać naszą Nuri za mąż i to jeszcze za jakiegoś starego dziada. Co o tym myślicie? Dojdzie do ślubu?
Dosyć niespodziewanie pojawiła się również Mihrimah, która zadeklarowała pomoc. Uda jej się to? Czy siostry zostaną przyjaciółkami?
Mam też pytanie na wagę dedykacji w następnym rozdziale :D Z kim spotkał się Yahya w ogrodzie? Zgadujcie!
Ostatnia scena jest urocza, przyznajcie sami. No, przynajmniej mi bardzo się podoba c;
Za wszystkie błędy przepraszam, jeśli jakieś zauważycie, to koniecznie mi o tym napiszcie. Sprawdziłam tekst kilka razy, ale jest późno, więc mogłam coś przeoczyć.
A i teoretycznie powinien się dzisiaj pojawić next w Kader, bo dodaję rozdziały raz tu, raz tam, ale ten gif na górze tak mnie zainspirował, że musiałam zacząć perspektywę Nuriye, a jak już ją zaczęłam, no to postanowiłam, że trudno, najpierw dodam next tu :D
Czekam na waszą opinię w komentarzach, buziaki ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top