Rozdział 4

Jechaliśmy dalej już w ciszy, jednak Bayezid nadal zajmował miejsce obok mnie, zamiast wśród swoich braci, co lekko mnie peszyło. Kiedy dotarliśmy do stajni zauważyłam tam żołnierza, któremu wcześniej zabrałam konia. Zeskoczyłam na ziemie podając mu wodze.

- Bardzo dziękuję. - Uśmiechnęłam się do niego przyjaźnie.

- Mam nadzieję, że Alpowi nic się nie stało - odparł gładząc jego czarną jak noc sierść.

- Moment... Co powiedziałeś? - Ze zdziwieniem odwróciłam się w jego stronę.

- Alp. Tak ma na imię. - Patrzył na mnie wzrokiem mówiącym ,,wariatka, a do tego głucha".

- Ładnie - stwierdziłam uśmiechając się jeszcze szerzej, na co czarnowłosy tylko pokręcił głową.

- Katarzyna hatun! - Spojrzałam w stronę, z której słyszałam swoje imię. - Chodź ze mną. - Książę Mustafa przywołał mnie gestem dłoni.

Posłusznie zbliżyłam się do niego i w towarzystwie jego braci oraz niezliczonej ilości strażników weszliśmy do pałacu. Kilka minut później doszliśmy do, jak się domyśliłam, komnaty Bayezida. Wraz z jej właścicielem weszliśmy do środka, jednak Mehmet i Selim zostali na zewnątrz.

- Dobrze, więc teraz możesz nam opowiedzieć skąd się o wszystkim dowiedziałaś, kto za tym stoi i jaki jest tego powód - stwierdził najstarszy chowając ręce za plecami.

Zerknęłam na tego, który cały czas milczał. Był wyraźnie poruszony tym, że ktoś czyhał na jego życie. W sumie to się mu nie dziwię. Zapewne ciężko jest być następcą tronu, zwłaszcza, że pałac wypełniony jest wrogami, którzy czają się na każdym kroku i tylko czekają na odpowiednią okazję do ataku.

- Kiedy szłam korytarzem nagle usłyszałam rozmowę Rustema paszy z mężczyzną, którego nie znałam. Wstyd mi się do tego przyznać, ale ukryłam się za ścianą chcąc dowiedzieć się co mówią - zaczęłam zawstydzona spuszczając wzrok. - Rozmawiali o zamachu na księcia Bayezida. Rustem rozkazał, abyś nie wrócił z polowania. - Te słowa skierowałam do młodszego z nich. - Z ich rozmowy można było wywnioskować, że za wszystkim stoi Rustem. Zdałam sobie sprawę, że tylko ja mogę mu przeszkodzić, więc od razu udałam się do lasu, bo domyśliłam się, że tam będziecie polować - dokończyłam.

- To podobne do Rustema. - Syn sułtanki Mahidevran pokręcił głową. - Czyli sułtanka Hurrem też jest w to wplątana...

- Sehzade, to nieprawda - zaprotestowałam natychmiast. - Rustem pasza sam powiedział, że matka księcia nie ma z tym nic wspólnego i że to tylko jego pomysł, aby książę Selim został jedynym następcą tronu.

- Ale przecież są jeszcze Mustafa oraz Mehmed. - W końcu odezwał się ten, któremu ocaliłam życie.

- Rustem nic o nich nie wspominał - przyznałam.

- Mam nadzieję, że mówisz prawdę. - Pierworodny syn Sulejmana przeszył mnie surowym spojrzeniem.

- Sehzade, nie śmiałabym kłamać, szczególnie w tak ważnej sprawie - zapewniłam szczerze.

- Dobrze. Dziękuję ci za uratowanie mojego brata, zostaniesz za to wynagrodzona i wszyscy dowiedzą się o twojej odwadze.

- Shezade, to zaszczyt, jednak wolałabym, aby to kim jestem zostało tajemnicą - poprosiłam cicho.

Bałam się Rustema. Wiedziałam, że był gotowy mnie zabić za to, że go wydałam.

- Dlaczego? - Brunet wyraźnie się zdziwił.

- Wybacz książę, ale obawiam się Rustema paszy - wyznałam.

- W porządku, jeśli taka jest Twoja wola, nie dowie się o tym nikt oprócz sułtana.

- Dziękuję - odparłam uśmiechając się nieśmiało.

- Możesz odejść. - Skinął głową, więc dygnęłam i wycofałam się na korytarz.

Poszłam do głównej sali, gdzie zastałam pozostałe niewolnice jedzące obiad. Chciałam do nich dołączyć, ale powstrzymał mnie głos Afife hatun.

- Katarzyna hatun! - zawołała. - Gdzie ty się podziewałaś?

- Wybacz, byłam w ogrodzie - powiedziałam pierwsze co przyszło mi do głowy.

- A kim niby jesteś, sułtanką, żeby kiedy ci się zechce wychodzić z pałacu? - prychnęła. - Zabraniam ci tak więcej robić, a teraz idź jeść. - Pokiwałam lekko głową i usiadłam na poduszce przy jednym ze stołów.

Zaczęłam jeść nie przyłączając się do żadnej z rozmów, które toczyły się w czasie posiłku. W ogóle jakoś nie mogłam znaleźć sobie tutaj miejsca, z nikim się nie zaprzyjaźniłam. Czułam się obca i samotna, zamknięta w więzieniu, z którego dzisiaj zabroniono mi wychodzić. Bayezid... Ech, książę Bayezid obiecał, że podaruje mi konia, na którym będę mogła jeździć kiedy będę chciała. Marzę o tym od dnia, kiedy się tu znalazłam i mam nadzieję, że spełni dane mi słowo. Chociaż... Po co miałby to robić? Jestem zwykłą niewolnicą, jedną z tysiąca, które tu mieszkają. Fakt, uratowałam mu życie, ale każdy zrobiłby to samo na moim miejscu... Skończ śnić, zapomnij o życiu jak w bajce i przywyknij do szarej rzeczywistości skarciłam się w duchu.

Dokończyłam jedzenie, wypiłam wodę i razem z moimi towarzyszkami zabrałam się za sprzątanie. Byłam zmęczona i najchętniej położyłabym się spać.

Po południu

- Katarzyna hatun! - Westchnęłam ciężko słysząc swoje imię.

Wolno podniosłam się z posłania i zbliżyłam do Nisanur kalfy.

- Winszuję. - Uśmiechnęła się tajemniczo, a ja zmarszczyłam brwi nic z tego nie rozumiejąc.

- O co chodzi? - zapytałam zdziwiona bojąc się, że to, co zrobiłam jednak się wydało.

- To ty nic nie wiesz? - Teraz to ona była zaskoczona. - Sama sułtanka Fatma wybrała cię abyś tej nocy odwiedziła alkowę sułtana.

Na te słowa moim ciałem wstrząsnął niekontrolowany dreszcz. Alkowa? Mam spędzić noc z mężczyzną, którego nawet nigdy nie widziałam? Boże...

- Hammam jest już gotowy. - Czeladniczka uśmiechnęła się życzliwie i wyszła.

Nagle do moich uszu dobiegł cichy chichot innych dziewczyn. Spojrzałam na nie zaskoczona, a one nadal się śmiały i szeptały coś do siebie.

- O co wam chodzi? - Podeszłam bliżej nich.

- Cieszymy się twoim szczęściem. - Na te słowa wszystkie wybuchnęły śmiechem.

- Powiedźcie mi o co chodzi! - Podniosłam głos nie mogąc już tego znieść.

- Sułtan jest już stary i ledwo wstaje z łóżka. Książę Bayezid specjalnie wrócił do stolicy aby go zastępować, bo sam nie daje sobie rady. Poza tym sułtanka Hurrem zabije cię kiedy dowie się, że spędziłaś noc z jej mężem - powiedziała przez śmiech niska blondynka.

Odsunęłam się opadając na swoje łóżko. Boże, dlaczego ja...

- Katarzyna hatun, idziemy! - Nagle jak spod ziemi wyrósł przede mną Sumbul.

- Błagam, nie każ mi tam iść... Nie chcę... - wyszeptałam ze łzami w oczach.

- Co ty pleciesz, to zaszczyt! - Zdenerwował się i łapiąc mnie za nadgarstek pociągnął na korytarz zabierając do łaźni..

Wieczorem

- No, pospiesz się, sułtan czeka! - Aga poganiał mnie, a jedna ze służących poprawiła moją śnieżnobiałą suknię.

Szliśmy złotą drogą wprost do piekła. Nie mogłam płakać, aby nie rozmazać makijażu. Nie pozwalano mi krzyczeć, bo to nie przystoi. Wszystko było zabronione. Nie miałam jak uciec. Bałam się, strasznie się bałam...

Nagle na naszej drodze pojawił się książę Bayezid. To moja jedyna szansa pomyślałam i bez zastanowienia rzuciłam się na kolana upadając wprost pod jego stopami...

_______________________
Ta dam!
No i kolejny rozdział c; Piszcie w komentarzach co o nim myślicie. 6 komentarzy jest warunkiem, aby pojawiła się następna część ;3
Kocham was, dziękuję za wszystkie wyświetlenia, gwiazdki i komentarze <3
Buziaki ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top