Rozdział 38
Mihrimah
Znaleziono ciało, zupełnie zmasakrowane i pochowano je. Leżał tam, w trumnie przykrytej czarną ziemią. Martwy, zimny. Już nigdy nie wstanie, nie przytuli mnie, nie zapewni o swojej miłości. Barbarzyńca, syn świniopasa, skazał go na ten los, ale sprawiedliwość dopadła i jego. Oboje spoczęli w grobach, ale Rustem nie zazna spokoju. Wyrzuty sumienia mu na to nie pozwolą.
Łzy przestały płynąć, nie miałam siły płakać. Byłam pusta, zupełnie nieżywa. Niby wciąż stąpałam po tym okrutnym świecie, ale dusza i serce były przy nim. Oddałam mu je już dawno, jeszcze będąc dzieckiem. To uczucie dorastało wraz ze mną, z każdym rokiem dojrzewało i paliło coraz mocniej. Nie potrafiłam go zignorować ani zapomnieć, nawet wtedy, gdy jawnie mnie odtrącił. Szukałam pocieszenia u męża, ale nie umiałam go pokochać. Brzydzę się sobą, nie wierzę, że pozwalałam mu się dotykać. Zabiłam dziewczynę, którą niegdyś byłam, stając się taka jak inne sułtanki - chłodna, zdystansowana, owładnięta pychą. Zaczęłam intrygować, zatraciłam się w obmyślaniu spisków i podstępów. Teraz wiem, że przemieniłam się w kopię swej matki.
On przywrócił mi radość, odczarował, sprawił, że znów śmiałam się, jeździłam konno, chodziłam na długie spacery do lasu. Zapewnił mi bezpieczeństwo i spokój, jednocześnie urozmaicając mój poukładany plan dnia i dodając odrobinę adrenaliny. Gdy wchodził przez okno do mojej komnaty, a ja, słysząc kroki, ukrywałam go w szafie w obawie, że ktoś nas nakryje. Ukradkiem kradzione pocałunki, gdzieś w ogrodzie, z dala od ciekawskiej służby. Wyprawy na targ, kiedy żartował, że jeśli coś pójdzie nie tak, porwie mnie i wywiezie tam, gdzie nikt nas nie znajdzie. Te wspomnienia to jedyne, co mi pozostało.
- Mihrimah, chodźmy już. Wszyscy weszli do środka. - Delikatny, kobiecy głos dotarł do moich uszu, ale nie zamierzałam posłuchać tej rady.
- Idź sama, Ismihan. I tak długo ze mną byłaś - szepnęłam, nawet na nią nie patrząc.
- Nie zostawię cię - stwierdziła natychmiast, a ja dobrze wiedziałam, że nie odpuści.
- Odpisz Bayezidowi, pewnie już nie może się doczekać - odparłam beznamiętnie, jakby ktoś wymazał ze mnie wszelkie emocje.
- To może poczekać - odrzekła, wciąż trwając przy moim boku.
- Mogę mieć do ciebie prośbę? - zapytałam cicho, a kiedy potwierdziła, kontynuowałam. - Zajmij się Ayse Humasah.
- Mam wrażenie, że chcesz zrobić coś głupiego. - Przyjrzała mi się badawczo.
- Mam zamiar dołączyć do ukochanego - wyznałam spokojnie, tak, jakbym mówiła o pogodzie.
Ismihan przez chwilę milczała, widocznie moja odpowiedź ją zszokowała, ale nie powinna się dziwić. Istnienie bez niego to koszmar, którego nie chcę przeżywać.
- Nie pozwolę na to. Twoja rodzina, przyjaciele, poddani - wszyscy cię potrzebujemy. - Zerknęłam na szatynkę, pod jej powiekami błyszczały łzy.
- Nie oczekuję, że zrozumiesz, bo póki tego nie doświadczysz, nie będziesz w stanie pojąć, co czuję. Wiedz jednak, że to najgorszy moment w moim życiu i nie zdołam się po tym pozbierać. Upadłam zbyt nisko, aby cokolwiek było w stanie mnie podnieść. - Zawiał chłodny, porywisty wiatr, przez który przeszły mnie dreszcze.
- Mihrimah, błagam cię. - Mimo, że była wiosna, tego dnia chłód dawał się we znaki, więc Jagiellonka otuliła się ciaśniej peleryną.
- Dziękuję ci za wszystko, Ismihan. Jesteś wspaniałą przyjaciółką i zasługujesz na to, co najlepsze. Nie pozwól, aby mój brat cię skrzywdził, walcz o swoje. - Obróciłam się w jej stronę, ściskając w dłoni małą buteleczkę. - Przepraszam, że nie będę mogła towarzyszyć ci podczas porodu. Pamiętaj, masz moje wsparcie. - Przytuliłam ją mocno.
- Co ty... - urwała, gdy odsunęłam się od niej i uniosłam pojemnik z przeźroczystą cieczą. - Chyba nie zamierzasz... - Gwałtownie pokręciła głową, łapiąc mnie za nadgarstek.
- Proszę, nie utrudniaj tego - szepnęłam czując, że nie ma zamiaru mnie puścić. - Bez niego jestem niczym kwiat bez wody, usycham. Nie chcę codziennie pogrążać się w coraz większej melancholii, odpychać najbliższych i zamykać się w sobie. Lepiej będzie jeśli po prostu zniknę i wraz z Mehmedem i Bali beyem będę cierpliwie czekała, aż dołączą do nas wszyscy, którzy tak wiele dla nas znaczą.
- Masz dla kogo żyć. Pomyśl o swojej córce, zostanie sierotą. Sułtanka Hurrem popadnie w depresję po stracie kolejnego dziecka, sułtan straci siłę i chęć do walki z wrogiem - wymieniała, a słona ciecz spływała po jej policzkach. - Błagam cię, nie rób tego.
- Nie mogę już wytrzymać. - Spuściłam wzrok, otwierając niewielki flakonik.
Wtedy rozległ się tętent kopyt, a ja zamarłam i upuściłam malutkie naczynie. Wystraszyłam się, bo wcześniej panująca cisza została nagle przerwana, co wzbudziło u mnie niepokój. Po kilkunastu sekundach ogarnęła mnie złość, bo zmarnowałam truciznę, którą kiedyś podarowała mi matka w razie potencjalnego niebezpieczeństwa. Zarówno ja, jak i towarzysząca mi Ismihan, zaciekawione spojrzałyśmy w stronę, z której dobiegał ten dźwięk.
Nuriye
,, Niechaj tylko moja Ukochana pozwoli,
gotów jestem oddać za Nią życie.
Czy miłość może boleć? Nieraz już się przekonałem.
Każda chwila przy mej Pani jest dla mnie szaleństwem.
Nawet róża musi Ci pozazdrościć urody.
A złoto niczym jest przy Twej szlachetności.
Nieszczęsny Yahya cierpi z każdym słowem marząc tylko o Tobie... ''
Prześledziłam tekst kilkukrotnie, wciąż zastanawiając się, komu dedykowany jest ten wiersz. Z tego co było mi wiadomo, Yahya nie miał żony, a jego ostatnim zauroczeniem była moja siostra. Czy to dla niej? Z pewnością nie, ich kontakt zerwał się dawno temu. Mogłabym uznać, że to stary utwór, gdyby nie widniejąca przy nim data - piętnasty kwietnia tysiąc pięćset pięćdziesiątego piątego roku. Ta zagadka nie dawała mi spokoju.
Moje rozmyślenia zostały przerwane, kiedy ktoś bezceremonialne wpadł do mojej sypialni, nawet nie pukając. Zerknęłam na nieproszonego gościa, zamykając notatnik.
- A więc miałem rację. - Yahya bey przyjrzał się rzeczy w moich rękach. - Ukradłaś mój zeszyt - dodał z dezaprobatą.
- Nie chciałeś mi go pokazać, się sama sobie wzięłam. - Wzruszyłam ramionami. - Poza tym nie zapominaj kogo masz przed sobą i okaż choć odrobinę szacunku.
Westchnął ciężko i ukłonił się, co przyjęłam uśmiechem. Podniosłam się z ottomanu podchodząc do wiernego sługi Mustafy. Wyciągnęłam w jego stronę kajet, a gdy po niego sięgnął, przytrzymałam go pozwalając, aby nasze palce się dotknęły. Spojrzałam w jego szare tęczówki, z których można było czytać jak z otwartej księgi.
- Dla kogo ten ostatni wiersz? - spytałam, wreszcie oddając mu jego własność.
- Dla nikogo - odparł natychmiast lekko się denerwując, co mnie rozbawiło.
- Śmiało, przecież nikomu nie zdradzę w kim się zakochałeś - zapewniłam, mając już pewne podejrzenia.
- Mylisz się, nikogo nie darzę szczególnym uczuciem. A teraz wybacz, muszę już iść. - Skinął, po czym ruszył w kierunku drzwi, ale w porę go powstrzymałam.
- Mówię poważnie, możesz być ze mną szczery. - Ponownie stanęłam przed nim, blokując mu dojście do wyjścia. - Nie jestem taka jak myślisz, potrafię słuchać i potrzebuję jakiejś bliskiej osoby. Czuję się tutaj jak intruz - wyznałam zanim to przemyślałam.
Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdałam sobie sprawę, że to niedorzeczne. Po co mówię mu tak osobiste rzeczy, dlaczego chcę go na siłę przy sobie zatrzymać? Przecież zawsze chciałam być sama i trzymać wszystkich na dystans. Co się zmieniło?
Yahya milczał, co było dla mnie jednoznaczne z tym, że postąpiłam niesłusznie. Pewnie on wcale nie chce mojego towarzystwa, pomógł mi tylko dlatego, że nie chciał denerwować mojego schorowanego ojca. Powinnam jak najszybciej o tym zapomnieć.
- Wybacz, ja... - Zawahałam się, nie wiedząc jak się odezwać. Wzięłam głębszy oddech i pewność siebie powróciła. - Możesz iść, musisz jeszcze trochę popracować nas swoimi dziełami. - Starałam się być taka jak zawsze, ale coś było nie tak.
Nadal się nie odzywał, jedynie kiwnął głową i wyszedł z mojego pokoju. Przeszłam na taras, aby uporządkować myśli. Co się ze mną stało? Spotkania z Yahyą miały mi tylko dostarczyć rozrywki, przecież nie pokochałam go, nawet mi się nie podobał. Chciałam się bawić jego kosztem, dawać mu mylne sygnały, aby sądził, że się nim interesuję. To miała być gra, w której od początku miałam być zwycięzcą. Tymczasem zaczęłam przegrywać, reguły, które ustaliłam, mnie przerosły. Pozostały mi dwa rozwiązania, albo zmienię zasady, albo się wycofam.
___________________________
Witajcie!
Jako, ze jutro nie będzie mnie cały dzień w domu, postanowiłam dodać rozdział już dzisiaj. Jest dość krótki, wybaczcie mi to, ale nie chciałam już poruszać innych wątków, a skupić się właśnie na Mihrmah i Nuriye.
Pierwsza zagadka, kto przyjechał? Niespodziewany gość, posłaniec z ważnym listem czy ktoś inny? Koniecznie napiszcie jak myślicie (oprócz Oli, Ola wie, więc siedzi cicho :D). No i co jest między Nuriye i Yahyą? Czyżby nasza dama o kamiennym sercu się zakochała? A jeśli jeszcze chodzi o ten wiersz, to znalazłam go gdzieś w internecie i był napisany dla Mihrimah, ale u mnie tak nie jest, więc możecie zgadywać dla kogo nasz Yahya pisze miłosne poematy ;3
Buziaki ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top