Rozdział 31 - część trzecia
Ten sam wieczór, Ismihan
Przyglądałam się dwóm dziewczynkom, które były do siebie łudząco podobne. Jedna była starsza i miała ciemniejsze włosy. Obie były sułtankami od urodzenia, w ich żyłach płynęła osmańska krew. Uśmiechnęłam się wspominając czasy, kiedy sama byłam w ich wieku.
- Przeczytasz nam bajkę? - zapytała z nadzieją Alime, a Ayse Humasah ochoczo pokiwała głową.
- Oczywiście. - Pogłaskałam młodszą po jasnobrązowych lokach i podniosłam się podchodząc do półki z książkami.
Wzięłam jedną z tych, która była przeznaczona dla dzieci i usiadłam między nimi. Przysunęły się najbliżej jak mogły, aby podziwiać ilustracje i śledzić tekst. Otworzyłam na pierwszej stronie i zaczęłam czytać, dbając o odpowiednią intonację tekstu oraz zmiany głosu przy różnorodnych postaciach, co bardzo podobało się moim towarzyszkom.
- Pewnego piątku, kiedy Nasreddin Hodża przygotowywał się do wyjścia do meczetu, usłyszał pukanie do drzwi. Kiedy je otworzył, zobaczył na podwórzu chłopców ze swojej szkoły, którzy zaoferowali, że pójdą razem z nim na czytanie Koranu.
- Chętnie zabiorę was ze sobą - powiedział Hodża - ale musicie jeszcze zaczekać, abym mógł się przygotować.
Zamknął drzwi i w pośpiechu założył elegancki płaszcz, turban i buty, po czym pospieszył przez podwórze aby dosiąść swojego osiołka. W zamieszaniu jednak usiadł na niego tyłem. Oczywiście chłopcy zaczęli się śmiać, jednak Hodża znalazł już wytłumaczenie:
- Widzę, że nie rozumiecie, dlaczego usiadłem tyłem na moim ośle. Zrobiłem to specjalnie. Gdybym usiadł przodem na ośle i jechał przed wami, nie mógłbym was pilnować. A gdybym chciał was pilnować i jechał za wami, nie byłoby to godne, gdyż jestem waszym mistrzem. Dlatego teraz jadę przed wami, a jednak nadal mam was pod kontrolą* - zakończyłam historię i w tym samym momencie do komnaty weszła Esma hatun.
- Pani, książę Bayezid chce cię widzieć - oznajmiła kłaniając się nisko.
Zmarszczyłam brwi, co wyrażało moje zdziwienie tą wiadomością. Po kłótni nie rozmawialiśmy, nawet się nie widzieliśmy, więc po co nagle mnie wzywa?
Nie mając innego wyboru wstałam, poprosiłam służkę, aby odprowadziła córki Mihrimah i Emine do ich sypialni, po czym wyszłam na korytarz. Ruszyłam w dobrze znanym kierunku, myślami wracając do tych najpiękniejszych chwil spędzonych w towarzystwie Bayezida...
Retrospekcja
Październik tysiąc pięćset pięćdziesiątego czwartego roku.
- Mama niedługo wróci - zapewniłam uśmiechając się do pierworodnej sułtanki słońca i księżyca, która znajdowała się pod moją opieką.
Uznałam, że moja przyjaciółka powinna nacieszyć się Bali beyem, a ja z przyjemnością zajęłam się dzieckiem z jej pierwszego małżeństwa. Mała Ayse była urocza i tak podobna do matki, że aż nie mogłam w to uwierzyć.
Kiedy zaczęłam zaplatać jej warkocza do pokoju wpadł, bo inaczej się tego nazwać nie da, Bayezid. Zerknęłam w jego stronę nie wykonując absolutnie żadnego ruchu i jednocześnie powstrzymałam dziewczynkę, która już miała zerwać się i złożyć ukłon, jak nakazywały zasady. Doskonale wiedziałam, że mężczyzna nie będzie miał jej tego za złe. Tymczasem książę rozsiadł się wygodnie na kanapie obok, obserwując tworzenie fryzury, jakby była to najciekawsza rzecz na świecie.
- Coś konkretnego cię tutaj sprowadza? - zapytałam w końcu, spinając ostatnie kosmyki.
- Zbieraj się, jedziemy na przejażdżkę - odparł, a ton jego głosu sugerował, że mówi o czymś normalnym i pospolitym.
- Zwariowałeś? Mihrimah wyszła z Bali beyem, muszę zająć się jej córką - zauważyłam próbując pokrzyżować jego szalony plan, ale na próżno.
- Hatice hatun się nią zajmie. - Wzruszył ramionami wstając i podszedł bliżej, po czym bez ostrzeżenia pociągnął mnie za rękę podrywając do góry.
Nie miałam możliwości zaprotestować, z resztą jak zwykle. Jak on coś postanowi, to żadna siła go przed tym nie powstrzyma. Tak czy inaczej darzyłam go uczuciem, a wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy jak silnym. Myślałam, że się zauroczyłam i to minie, ale tak się nie stało. Ta miłość rozwijała się powoli, niczym róża. Nieśmiało wypuszczała pojedyncze pączki, aby móc rozkwitnąć, kiedy przyjdzie na nią czas.
Czy nasze uczucie jest równie kruche, niczym ten piękny kwiat? zastanawiałam się wspominając dni, kiedy byliśmy jedynie przyjaciółmi. Może tak powinno zostać? Czasem wydaje mi się, że jeśli nasza relacja nie zmieniłaby się w coś głębszego, nie byłoby między nami żadnych sprzeczek i sporów. Bylibyśmy niczym rodzeństwo, połączeni czymś wyjątkowym i niezniszczalnym, a przy tym pozbawionym emocji towarzyszących zakochanym. Zazdrość nigdy nie zdołałaby nas poróżnić.
Tej zimnej, grudniowej nocy towarzyszyły mi myśli, które nigdy nie powinny pojawić się w mojej głowie. Miałam wątpliwości co do naszej przyszłości, bałam się, że przytłoczy nas zwykła codzienność. Byłam pewna, że nie zniosę zasad panujących w haremie mówiących, że nałożnice mają obowiązek odwiedzać członka dynastii nawet, jeśli ma on żonę i dzieci. Obawiałam się swoich wybuchów i reakcji Bayezida, które mogłyby zniszczyć nasz spokój.
- Przekażcie księciu, że przyszłam - nakazałam strażnikowi docierając na miejsce.
Wartownik posłusznie zniknął za drzwiami, a kiedy usłyszałam pozwolenie na wejście i ja znalazłam się w środku. Wnętrze było bogato urządzone, ale i przytulne. Rozpalony kominek i świece ustawione w każdym kącie dawały wystarczającą ilość światła, abym mogła dostrzec sylwetkę następcy tronu. Postawiłam kilka kroków stąpając po miękkim, perskim dywanie, a moja suknia została rozwiana przez delikatny wiatr wpadający do komnaty od strony tarasu.
Bayezid stał do mnie tyłem, ale wiedział o mojej obecności, w końcu sam mnie wpuścił. Zatrzymałam się zostając w pewnej odległości i czekałam na jego ruch, ale nic się nie działo. Splotłam dłonie wdychając cicho, bo nie znosiłam, kiedy ktoś mnie ignorował.
- Sehzade, chciałeś mnie widzieć. - Celowo nie zwróciłam się do niego po imieniu mając nadzieję, że zrozumie odwołanie do naszej rozmowy, w której uznałam, iż bardzo się zmienił.
- Tak - mruknął uparcie wpatrując się w ścianę, jakby była ona dziełem sztuki.
- Więc o co chodzi? - zapytałam przekrzywiając lekko głowę, co nieświadomie robiłam zawsze, gdy byłam zdenerwowana.
- Dlaczego nie przestrzegasz reguł? - Niespodziewanie odwrócił się znajdując niebezpiecznie blisko mnie. - Nie oddajesz mi należnego szacunku, nie zwracasz się do mnie w odpowiedni sposób, ignorujesz zwyczaje dotyczące alkowy.
- Sam pozwoliłeś mi czuć się jak w domu. Upominałeś mnie kiedy się przed tobą kłaniałam, śmiałeś z tego, że nazywam cię księciem, jeśli znam twoje imię. Co się zmieniło? - Z niedowierzaniem patrzyłam w jego ciemne tęczówki, jednocześnie tak znajome i odległe.
- Ismihan... - urwał zaciskając usta w wąską linię i przyglądając mi się z nieodgadnioną miną. - Co się z nami stało?
- Szara rzeczywistość sprowadziła nas na ziemię. Żyliśmy w raju ciesząc się sobą, ale pojawiły się problemy, a one skutecznie pokazały nam, że to nie bajka - stwierdziłam cicho.
Nagle mężczyzna obrócił mnie i przycisnął do ściany, którą jeszcze kilka minut temu podziwiał. Nasze oddechy były nierówne, mieszały się ze sobą, a oczy płonęły pożądaniem. Tak dawno nie okazywał mi czułości, pragnęłam jej niczym tlenu i wody.
- Brakowało mi ciebie. - Tylko tyle, a może aż tyle zdołał wypowiedzieć, zanim emocje wzięły górę i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
Niczego więcej nie potrzebowałam, aby być szczęśliwa.
Mihrimah
Nie wiem ile spałam, ale kiedy rozchyliłam powieki nie dostrzegłam znajomego pokoju. Otaczały mnie nieznane mury, a wokół panował mrok rozświetlany jedynie przez pochodnię umieszczoną przy solidnych, metalowych drzwiach. Podniosłam się powoli starając się ignorować pulsowanie w skroniach i stanęłam na nogi rozglądając dookoła. Znajdowałam się w lochu czy czymś na jego wzór. Trzęsłam się z zimna i strachu, próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek z ostatnich godzin, ale nie przynosiło to żadnego efektu. Podeszłam do stalowych wrót wyglądając przez umieszczone w nich, zakratowane okienko. Naprzeciwko znajdowało się wejście do podobnego pomieszczenia, a przy tym, w którym sama przebywałam, stała dwójka uzbrojonych mężczyzn. Szarpnęłam za klamkę, ale tak jak się spodziewałam nic to nie dało.
- Ratunku! - krzyknęłam rozpaczliwie nie znajdując innego rozwiązania.
Jeszcze kilkukrotnie ponowiłam próbę zwrócenia na siebie uwagi, ale nie uzyskałam żadnego odzewu. Bezsilnie usiadłam na podłodze tępo wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Kto śmiał to zrobić? Spotka go za to zasłużona kara, sułtan osobiście zetnie mu głowę, a ja będę na to patrzeć. O ile wcześniej mnie nie zabiją odezwała się moja podświadomość i musiałam przyznać jej rację. Zaraz, przecież nie jadłam kolacji samotnie... Więc co się stało z Bali beyem?
Odpowiedź na to niezadane pytanie nadeszła dość szybko. Usłyszałam jak ktoś schodzi po schodach i kieruje się w moją stronę, więc od razu poderwałam się wyczekując pojawienia się porywacza. Klucz zazgrzytał otwierając zamek, po czym w środku zjawiła się osoba, której nigdy bym się nie spodziewała.
- Rustem? - powiedziałam patrząc na niego zszokowana. - Wypuść mnie natychmiast! Co to ma znaczyć?!
- Spokojnie. - Na jego ustach zagościł szyderczy uśmiech. - Nic ci się nie stanie - zapewnił.
- Więc po co mnie tu trzymasz? - zapytałam prostując się dumnie i wygładzając pognieciony materiał spódnicy.
- Nie jesteś sama. - Skinął na swoich pomocników, którzy wprowadzili kogoś do środka i popchnęli go na zimną, kamienną posadzkę.
Dopiero wtedy zauważyłam, że owy człowiek był nieprzytomny. Zbliżyłam się do niego kucając, aby móc dostrzec jego tożsamość.
- Ty potworze! - Gwałtownie wstałam rzucając się na niego z pięściami, a on jedynie złapał moje nadgarstki uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch.
- Nie cieszysz się? Zobacz, twój ukochany pewnie niedługo się obudzi. - Zaśmiał się perfidnie. - Wrócę rano, wtedy oboje dowiecie się dlaczego tutaj jesteście - dodał puszczając moje ręce i wyszedł zostawiając mnie kompletnie oszołomioną.
Bezradnie opadłam obok bruneta dotykając jego ramienia, a łzy samoistnie spłynęły po moich bladych policzkach.
- Boże, pomóż nam, uratuj nas z tego piekła - wyszeptałam zaciskając dłoń na jego ciemnoniebieskim kaftanie.
Nuriye
- Wszystko poszło zgodnie z planem? - spytałam bacznie obserwując wielkiego wezyra, którego mina wyrażała zadowolenie, więc liczyłam, że mój pomysł został wcielony w życie.
- Oczywiście - przyznał, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Doskonale. - Z ukrytej kieszeni wyciągnęłam sakiewkę ze złotem i wręczyłam mu ją. - To nie wszystko - zaznaczyłam widząc, że nie satysfakcjonuje go to wynagrodzenie.
- Mam nadzieję. - Schował pieniądze. - Jaki jest następny cel?
- Dowiesz się w swoim czasie - odparłam tajemniczo. - Zostaw tu zaufanych ludzi i wracaj do pracy, żeby nikt niczego się nie domyślił. Wkrótce się odezwę.
- Dobrze - zgodził się ponownie kierując do piwnicy.
Spojrzałam za okno, gdzie na niebie królowały gwiazdy, bowiem sułtanka słońca i księżyca właśnie zgasła. Nadeszła era sułtanki Nuriye, kobiety światła wśród ludzi.
___________________________________
Witajcie!
Jest późno, ale chciałam już dodać wam trzecią i ostatnią część rozdziału 31 c; Jak widzicie sporo się dzieje i właśnie o to mi chodziło.
Mihrimah i Bali bey zostali porwani przez Rustema i Nuriye, ale myślą, że stał za tym tylko wielki wezyr. Ismihan i Bayezid pogodzeni, ale od razu mówię, że nie na długo, bo niedługo stanie się coś, przez co wybuchnie między nimi awantura, jakiej jeszcze między nimi nie było :D A raczej książę się bardzo zdenerwuje na Ismi z pewnego powodu, ale o tym za jakiś czas ;3 Możecie oczywiście zgadywać co będzie się działo.
Kolejna sprawa jest taka, że jutro powinien pojawić się rozdział 6 w drugim opowiadaniu, ale wpadł mi do głowy pomysł na one-shota, więc jeśli się wyrobię, to zostanie jutro opublikowany, ale jako osobna książka. Dlaczego? Po prostu nie dotyczy żadnego z moich opowiadań i myślę, że tak będzie lepiej ^^
Zakończenie rozdziału 31 jest z dedykacją dla wspaniałej i niezastąpionej IceQueen111, która bardzo pomogła mi przy jego tworzeniu. Jeszcze raz bardzo Ci dziękuję <3
*Bajka pochodzi z bloga Turcja okiem nieobiektywnym.
10 komentarzy = next.
Buziaki ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top