Rozdział 29
- Katarzyna? Co się stało? - Znajomy głos wyrwał mnie z dziwnego transu.
Od kilku godzin siedziałam na podłodze, dokładnie w tym samym miejscu, w którym zostawił mnie Bayezid. Próbowałam poukładać sobie to wszystko, uporządkować myśli, ale nie byłam do tego zdolna. Może to było głupie, ale czułam się tak, jakby powiedział mi, że jestem dla niego nikim, że nic nie znaczę. Nie płakałam, łzy były oznaką słabości, a ja byłam nauczona jej nie okazywać. Podniosłam wzrok patrząc na pochylającą się nade mną szatynkę. Jej jasne tęczówki wyrażały strach i troskę, ciemnozielona suknia była lekko pognieciona, a włosy rozwiane. Widocznie dopiero wrócili.
- Przyjechał mój ojciec - powiedziałam cicho. - Rozmawia z sułtanem.
- Wyjeżdżasz? - zapytała z nutą niepokoju w głosie.
- Nie wiem. Nic już nie wiem - westchnęłam.
- A Bayezid wie? - Skinęłam lekko na potwierdzenie. - Znając go pewnie za wszelką cenę chce cię tu zatrzymać, mam rację?
Zaśmiałam się smutno z jej słów. Chciałabym żeby było tak, jak mówiła, ale rzeczywistość była zupełnie inna.
- Nie. Polecił mi wrócić do kraju i wyjść za innego mężczyznę - stwierdziłam gorzko.
- Jak to? - zdziwiła się marszcząc brwi. - Porozmawiam z nim. - Wstała z zamiarem wyjścia z komnaty, ale zatrzymałam ją chwytając za nadgarstek.
- Daj spokój. Może on ma rację - odparłam, a sułtanka wydawała się tym oburzona.
- Zwariowałaś? Jesteście dla siebie stworzeni, nigdy nie widziałam mojego brata bardziej szczęśliwego - mówiła żywo gestykulując. - Co ja pocznę bez ciebie? Z kim będę się dzieliła haremowymi plotkami, komu żaliła na swoją matkę? Proszę, przemyśl to - dodała niemal błagalnie.
- Moja najdroższa przyjaciółko, nawet jeśli wyjadę nic się między nami nie zmieni. Nie podjęłam jeszcze decyzji, ale jeżeli postanowię przenieść się do Polski, to będziemy pisały listy. No i nie odpuszczę sobie twojego ślubu z Bali beyem. - Uśmiechnęłam się, co kobieta odwzajemniła niepewnie. - Jak było na przejażdżce? - Zmieniłam temat.
- Świetnie. Padał śnieg, który skrzypiał pod naszymi stopami, Ayse Humasah biegała po lesie ciesząc się swoją ulubioną porą roku, a ja czułam się jak w bajce. - Rozmarzyła się.
- To dopiero początek waszej historii i wierzę, że będzie miała szczęśliwe zakończenie - przyznałam szczerze co sprawiło, że promienny uśmiech zagościł na ustach Pani Słońca i Księżyca.
Nagle drzwi otworzyły się a obok nas pojawił się Sumbul aga. Obie z zainteresowaniem zerknęłyśmy w jego stronę zauważając, że ma smętną minę.
- Pani. - Skłonił się nisko. - Wybacz, że przeszkadzam, ale mamy problem w haremie - wyjaśnił.
- Co się dzieje? - zaciekawiła się Mihrimah.
- Ariadna hatun i Sofia hatun się pokłóciły, obawiam się, że może dość do bójki - odrzekł.
- Och, nie mogłeś się sam tym zająć? - rzuciła wyraźnie zirytowana.
- Próbowałem, ale... - Chciał się bronić, jednak nie było mu dane dokończyć.
- Dobrze już, zajmę się tym. Katarzyna - zwróciła się do mnie. - Zastanów się nad tym i daj mi znać. - Pokiwałam głową składając niemą obietnicę, a szatynka opuściła pokój wraz z eunuchem.
Po krótkiej chwili również postanowiłam wyjść mając dość siedzenia zamknięta w czterech ścianach. Wstałam wychodząc na korytarz, po czym przeszłam przez salę nałożnic, gdzie córka padyszacha udzielała reprymendy nieposłusznym niewolnicom. Udałam się w stronę złotej drogi chcąc sprawdzić czy zapadła już jakaś decyzja w wiadomej sprawie.
- Kasia! - Nagle do moich uszu dotarł wesoły okrzyk, przez co zatrzymałam się odwracając z niedowierzaniem.
- Basia - szepnęłam i niemal biegiem zbliżyłam się do siostry przytulając ją mocno. - Jak się czujesz? Wszystko w porządku? Gdzie się podziewałaś? - zadałam tyle pytań jednocześnie, że dziewczynka nie wiedziała na które ma odpowiedzieć najpierw.
- Trafiłam do pewnej rodziny mieszkającej na obrzeżach Konstantynopola, pomagałam im w codziennych obowiązkach - wytłumaczyła. - Tatuś cię szukał.
- Najważniejsze, że nic ci nie jest - Czułam niewyobrażalną ulgę wiedząc, że jest już bezpieczna.
- A tobie jak tutaj było? - spytała, a ja automatycznie zaczęłam wspominać miłe chwile spędzone w seraju.
I byłoby to całkiem przyjemne gdyby nie fakt, że wszystkie wiązały się z Bayezidem, a ja przecież chciałam o nim zapomnieć.
- Później ci opowiem, nie mogę kazać ojcu czekać. - Poprawiłam jej złote loki. - Jest u sułtana?
- Tak - przytaknęła. - Kasia, ty tu zostaniesz? Podobno jesteś zakochana w jakimś księciu i... - urwała rumieniąc się. - Tylko nie mów mu, że podsłuchiwałam...
Słysząc to roześmiałam się. Barbara od zawsze była wyjątkowo ciekawska i wszystkim się interesowała, więc jej zachowanie nie było dla mnie zaskoczeniem.
- Muszę to rozważyć, ale masz rację, mnie i jednego z synów władcy połączyła miłość - potwierdziłam. - Wracaj do siebie, później do ciebie zajrzę.
Basia posłuchała mnie i oddaliła się w bliżej nieokreślonym kierunku. Kiedy zniknęła mi z pola widzenia skierowałam się tam, gdzie zamierzałam. Analizowałam obecną sytuację, wszystkie za i przeciw, ale nie przynosiło to rozwiązania. Cokolwiek zrobię będzie to miało zarówno plusy jak i minusy, nie da się tego uniknąć. Często los stawiał przede mną trudne zadania, ale tym razem było mi wyjątkowo ciężko. Ten wybór zaważy na mojej przyszłości, nie będzie odwrotu. Wiedziałam, że nikt nie może mi w tym pomóc, musiałam zmierzyć się z tym sama. Nie mogłam liczyć nawet na wsparcie Bayezida, który dał mi całkowicie wolną rękę, czego się nie spodziewałam. Wolałabym żeby w jakiś sposób dał mi do zrozumienia, że chce, abym została. Chyba, że nie chciał, ale wolałam nawet nie brać tego pod uwagę.
- Destur! Haseki Hurrem Sultan hazretleri! - Usłyszałam donośny krzyk więc zatrzymałam się oczekując pojawienia rudowłosej sułtanki.
Zjawiła się obok po zaledwie kilkunastu sekundach i obdarzyła mnie niechętnym spojrzeniem.
- Słyszałam, że wracasz do siebie. Szerokiej drogi. - Uśmiechnęła się sztucznie. - Nareszcie Bayezid się od ciebie uwolni.
Ostatnie zdanie wywołało u mnie wściekłość. Zacisnęłam dłonie w pięści piorunując ją wzrokiem. Jak śmie się tak do mnie odzywać? Dopóki byłam jedynie faworytą mogła sobie na to pozwolić, ale ponieważ przyjechał mój ojciec, a ja nie jestem już w niewoli, to ona powinna kłaniać się przede mną. W moich żyłach płynie królewska krew, a ona była, jest i zawsze będzie branką z Rusi.
- Licz się z tym co mówisz. Masz przed sobą księżniczkę, a nie jakąś służącą - warknęłam mrużąc gniewnie powieki, czym zdenerwowałam Roksolanę.
Zamachnęła się mając zamiar wymierzyć mi policzek, ale przewidziałam to i w porę złapałam jej nadgarstek. Tego było już za wiele.
- Jeszcze raz podniesiesz na mnie rękę, a marnie skończysz. Nigdzie się nie wybieram - ostrzegłam ją i ruszyłam do sypialni padyszacha.
Decyzja została podjęta w jednym momencie, który zaważył na wszystkim. Nie wiem co byłoby, gdyby Hurrem nie stanęła na mojej drodze. Ta obelga i stwierdzenie, że marnuję życie jej synowi utwierdziły mnie w przekonaniu, że muszę zostać w Konstantynopolu. I żadna siła mnie od tego nie powstrzyma.
Docierając na miejsce przekazałam strażnikom, że przyszłam, a otrzymując zgodę na wejście przekroczyłam próg pomieszczenia. Tak jak się spodziewałam spotkałam tam króla Polski zawzięcie dyskutującego z Sulejmanem. Dygnęłam, a oni zauważając mnie przerwali konwersację.
- Ojcze, chciałam dowiedzieć się czy coś już uzgodniliście - wyjaśniłam powód swojej wizyty.
- Tak, moja piękna. Wspólnie z sułtanem podpisaliśmy pokój, w którym zawarty jest również warunek związany z tobą. Postanowiliśmy, że wydamy cię za mąż za jednego z książąt, Bayezida - oznajmił.
- Wspaniale - ucieszyłam się, gdyż właśnie o tym marzyłam.
- Słyszałem, że świetnie poradziłaś sobie na wyprawie wojennej - wtrącił się sułtan. - Jako przedstawicielka Rzeczpospolitej podczas kolejnego wyjazdu będziesz nam towarzyszyć na czele waszej armii.
W zdumieniu przyglądałam się obu mężczyznom nie mogąc pojąć tego, co właśnie powiedzieli. Tyle dobrych wieści jednego dnia, niesamowite.
- Panie, to zaszczyt - rzekłam rozpromieniona.
- Wierzę, że świetnie sobie poradzisz i będziesz mnie godnie reprezentować - dodał Zygmunt August, a ja poczułam się niesamowicie dumna, że powierzył mi tak ważną misję.
Nadszedł czas mojej ery. Wiedziałam, że muszę go dobrze wykorzystać. Wreszcie wszystko szło po mojej myśli, do pełni szczęścia brakowało mi już tylko dzieci.
Następnego dnia, rano
- Co ty tu robisz? - Sułtanka Hurrem na mój widok przerwała czytanie książki.
- Powinnaś o czymś wiedzieć - skinęłam na służkę, która podała mi kawałek pergaminu.
Nie zdążyłam jeszcze porozmawiać ze swoim ukochanym i przekazać mu najnowszych doniesień, bo najpierw pragnęłam sprowadzić na ziemię Roksolanę, która od początku bardzo działała mi na nerwy. Dokument, który trzymałam, będzie dla niej nauczką na przyszłość.
- Słucham - mruknęła niechętnie, ale ja wcale nie miałam zamiaru przejmować się jej humorami.
- Dnia dwunastego grudnia tysiąc pięćset pięćdziesiątego czwartego roku podpisany został traktat pokojowy między Królestwem Polski i Imperium Osmańskim. Na jego mocy zaniechane zostaną wszelkie działania wojenne, a państwa połączą siły przeciw wrogom. Porwane córki króla Zygmunta Augusta odzyskały wolność oraz wszystkie utracone tytuły. Kraje zostaną powiązane ze sobą również dzięki małżeństwu księżniczki Katarzyny Jagiellonki z księciem Bayezidem, które ma zostać zawarte w przeciągu pięciu lat od ogłoszenia sojuszu - przeczytałam fragment pisma, który był dla mnie najważniejszy i oddałam je towarzyszącej mi dziewczynie. - Radzę ci przyzwyczaić się do mojej obecności - dodałam opuszczając jej komnatę.
Czułam, że nic już nie mogło pójść źle. Perspektywa spędzenia życia u boku ukochanego przy jednoczesnym powrocie do przeszłości wreszcie stała się realna. Nic nie mogło popsuć mojego dobrego nastroju, a wyobraźnia już tworzyła wizję mojego ślubu. Czy mogłoby być lepiej?
______________________________
Ta dam!
Naszła mnie chęć na pisanie, dlatego ten rozdział :D Jestem pewna, że wam się spodoba, w końcu wszyscy chcieliście żeby Kasia została no i tak się stało ^^ U nich sielanka, a ja nie jestem dobra w pisaniu takich radosnych wydarzeń, więc w kolejnej części przeniesiemy się do Nuriye, która rozpocznie swoją zemstę ;3 Powinnam się uczyć, a siedzę i pisze... Trudno, to tylko sprawdzian z geografii, co tam, pisanie ważniejsze xd
Z racji tego, że porzuciłam wszystkie obowiązki żeby coś wam dodać zmotywujcie mnie masą komentarzy c;
14 komentarzy = next
Rozdział z dedykacją dla VixenFire15, której komentarze niesamowicie mnie motywują i zawsze niecierpliwie na nie czekam. Dziękuję Ci za wszystko <3
Buziaki ;*
PS Jeśli jeszcze nie czytaliście i nie skomentowaliście rozdziału 2 w drugim opowiadaniu, to koniecznie nadróbcie zaległości!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top