Rozdział 25

Kilka dni później, Katarzyna

Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, które wdzierały się do pomieszczenia. Zamrugałam kilkukrotnie aby przyzwyczaić wzrok do światła i rozejrzałam się po nieznanym pokoju. Był skromnie urządzony, zaledwie kilka łóżek i drewniane biurko z dostawionym krzesłem, przy którym nikt nie siedział. Podłogi wyłożone były brązowym dywanem pozbawionym zdobień, na ścianach również brakowało dodatków, co czyniło wnętrze surowym i nieprzyjemnym. Jedynymi detalami, które zwracały uwagę, były starannie wykonane witraże umieszczone w dwóch oknach znajdujących się naprzeciwko wejścia. Jednak moje spojrzenie nie było skierowane na piękne ornamenty czy krajobraz roztaczający się na zewnątrz, a na osobę, która pogrążona we śnie opierała głowę na moich kolanach. Jego włosy były w nieładzie, a koszula wygnieciona, jakby od dłuższego czasu nie odpoczywał. Był tak blisko, na wyciągnięcie ręki, a mimo to tak daleko. Próbowałam pogodzić się z tym, że nigdy nie będzie mój, ale to nie było proste. Zawsze gdy go widziałam powracało to okropne poczucie pustki, jakby czegoś ciągle mi brakowało. Nie miałam pojęcia ile dni minęło od wypadku, w którym zostałam ranna, ale to nie zmieniało faktu, że czuwał przy mnie cały czas, o czym byłam przekonana. Ból był do wytrzymania, nie mogłam porównać go z tym, który doskwierał mi w tamtym momencie. A jego obecność działała na mnie kojąco, uśmierzała wszelkie dolegliwości. Patrzyłam na niego, obserwowałam jak spokojnie oddycha i nie mogłam powstrzymać pragnienia bliskości. Delikatnie dotknęłam jego policzka przejeżdżając palcami po miękkiej skórze, po chwili docierając do lekkiego zarostu. Starałam się go nie obudzić, co bym mu powiedziała..? Kiedy poruszył się z niepokojem wycofałam się mając nadzieję, że niczego nie zauważył. Podniósł się powoli przecierając oczy, a kiedy zauważył, że odzyskałam przytomność, zamarł w bezruchu. Uśmiechnęłam się niepewnie chcąc tym gestem zapewnić go, że wszystko w porządku. Jego twarz natychmiast się rozpromieniła.

- Katarzyna, nareszcie się obudziłaś. Łaskawy Bóg wysłuchał naszych modlitw - powiedział nie hamując już radości. - Jak się czujesz? - zapytał z troską.

- Lepiej - przyznałam szczerze czując, że moje gardło po tak długim milczeniu odmawia posłuszeństwa. - Podasz mi wody?

Od razu spełnił moją prośbę pomagając mi usiąść, a następnie wręczając mi puchar. Napiłam się łagodząc nieprzyjemne pieczenie i odstawiłam naczynie na stolik umieszczony tuż obok. Zerknęłam w jego ciemne tęczówki, które wypełnione były miłością. Zaraz, co? Chyba zaczynam bredzić, może powinnam wziąć jakieś leki. To szczera prawda, wreszcie dostrzegasz to, czego od dawna szukałaś. Nie, to niemożliwe! I jeszcze gadam sama ze sobą, coraz gorzej ze mną...

- Katarzyna, chciałbym... - zaczął coś mówić, ale jego wypowiedź została przerwana przez okrzyk Sumbula.

- Destur! Mihrimah Sultan hazretleri! - W progu pojawiła się Sułtanka Słońca i Księżyca, która zlustrowała mnie wzrokiem, po czym z szerokim uśmiechem podeszła bliżej.

- Nareszcie, tak długo czekaliśmy na ten moment - oznajmiła entuzjastycznie, a Bayezid stwierdził, że powinnyśmy porozmawiać i zostawił nas same. - Niesamowite, że wszystko tak dobrze się układa. Ja jestem szczęśliwa z Bali beyem, ciebie czeka wspaniała przyszłość u boku mojego brata. - Wyraźnie się rozmarzyła, ale mój umysł automatycznie zaczął analizować jej słowa.

- Co masz na myśli? - przerwałam przyglądając się jej w skupieniu.

- Bayezid w końcu zrozumiał, że czuje do ciebie coś więcej, przecież... - urwała zasłaniając usta. - Nie zdążył ci jeszcze powiedzieć, prawda? - potwierdziłam, a wtedy szatynka westchnęła ciężko. - Wszystko zepsułam - dodała wyraźnie zawstydzona.

- Czy to znaczy, że... On... - Straciłam zdolność logicznego myślenia, nawet układanie prostych zdań sprawiało mi trudność.

Moje marzenia, sny, życzenia spełniły się w jednej chwili. Tej, na którą tyle czekałam. Nieważne, że to przyjaciółka przekazała mi tę nowinę, nieistotne, że stało się to w takich okolicznościach. Nie potrzebowałam romantycznej scenerii, bukietu róż i magicznego blasku świec. Jasne, wtedy byłoby idealnie, ale jakie to miało znaczenie? Liczyło się wyłącznie to, że nareszcie mogłam bez skrępowania wykrzyczeć całemu światu jak bardzo go kocham.

- Przepraszam, on na pewno sam chciał ci to powiedzieć - odezwała się speszona, a ja jedynie roześmiałam się beztrosko.

- Mihrimah, moja najdroższa pocieszycielko, chcę jedynie abyśmy obie spędziły resztę życia przy boku tych, którzy posiadają część naszej duszy - zapewniłam rzetelnie, a moja towarzyszka natychmiast poczuła ulgę.

- Nie będę dłużej stała na waszej drodze, jestem pewna, że macie sobie sporo do powiedzenia. - Wstała, a po jej minie widziałam, że dosłownie rozpiera ją pozytywna energia.

Skinęłam również chcąc jak najszybciej wyznać ukochanemu całą prawdę. Po chwili z powrotem siedział tuż koło mnie, a ja nie mogłam przestać się uśmiechać.

- Co ci tak wesoło? - zapytał ze śmiechem co sugerowało, że mój nastrój udzielił się także jemu.

- Mihrimah nie potrafi utrzymać języka za zębami - stwierdziłam tajemniczo, a widząc, że nie rozumie, dodałam. - Kocham cię, Bayezid. Ukrywałam to tak długo, starałam się zapomnieć, ale nie potrafię. Bez ciebie usycham jak kwiat bez wody, jesteś mi bardziej potrzebny niż powietrze. Pragnę jedynie zawsze być blisko ciebie...

- Przepraszam cię. Musiałem być ślepy żeby nie zauważyć, jak wiele cierpienia ci sprawiłem. Nigdy nie chciałem żebyś czuła się odtrącona, robiłem do nieświadomie. Kiedy zrozumiałem, jak wiele mogę stracić dotarło do mnie, że jesteś jedyną kobietą na której tak bardzo mi zależy. Nigdy wcześniej żadna dziewczyna nie wywoływała u mnie takich uczuć - przyznał sprawiając, że przyjemne ciepło rozlało się po moim wnętrzu.

- Nie winię cię za to. Może powinnam zrobić ten pierwszy krok, przełamać granicę. Najważniejsze, że oboje w końcu dojrzeliśmy do tej miłości - odparłam i podniosłam się, aby w następnej chwili wylądować w jego ramionach.

Tulił mnie mocno, jakby nie chciał, żebym odeszła. A ja przecież nigdzie się nie wybierałam. Tylko z nim czułam się bezpiecznie, to było moje miejsce na ziemi, moja ostoja. Mogłabym tak zostać na zawsze, cały świat przestał mieć znaczenie, byliśmy tylko we dwoje. Ja i on, dwoje ludzi, którzy w końcu odnaleźli swoje przeznaczenie.

- Teraz już nie odeślesz mnie z alkowy? - zapytałam ze śmiechem podnosząc głowę, aby móc spojrzeć mu w oczy.

- Aż tak ci się śpieszy do spędzenia ze mną nocy? - Uniósł brwi, za co szturchnęłam go lekko. - Nigdy więcej nie zostaniesz odesłana z mojej alkowy - zapewnił.

- Zamknę drzwi na klucz i nigdy z niej nie wyjdę. - Wybuchnęłam śmiechem, a brunet mi zawtórował.

Nie zamieniłabym tego na nic innego. I choć tęskniłam za Polską, rodziną, dawnym życiem, to byłam wdzięczna losowi, że przysłał mnie tutaj. Nigdy nie sądziłam, że spotka mnie tu coś przyjemnego. Na szczęście na mojej drodze pojawili się tacy ludzi, jak Bayezid czy Mihrimah, którzy pokazali mi uroki tego miejsca. Mimo sztywnych zasad, surowych kar, wielu intryg i wrogów, pałac Topkapi był wyjątkowym miejscem wartym uwagi. Polubiłam tą obcą kulturę, przyswoiłam trudny język, pokonałam bariery, aby móc się tu odnaleźć. I kiedy zasnęłam wtulona w mojego księcia uśmiech wciąż gościł na moich ustach. Marzyłam o przyszłości widzianej w jasnych barwach, o gromadce dzieci, które byłby idealnym dopełnieniem naszej rodziny. A z własnego doświadczenia wiedziałam już, że nasze życzenia prędzej czy później się spełniają, tylko trzeba w to głęboko wierzyć. Nic nie dzieje się przypadkiem, każde wydarzenie czegoś nas uczy.

Tydzień później

Zbliżał się wieczór, a zimowy krajobraz za oknem wprawiał wszystkich w dobry humor. W haremie dało się słyszeć głosy nałożnic, bo tego dnia miałyśmy wolne. Siedziałam na swoim łóżku rozmawiając z Sofią, która opowiadała mi o życiu w Wenecji. Ja również podzieliłam się z nią kilkoma informacjami jak to było w mojej ojczyźnie. Choć nie mogłam jeszcze nazwać jej przyjaciółką, to dobrze mi się z nią rozmawiało. Mihrimah wyjechała wraz z córką do swojej ciotki, sułtanki Şah, więc nie miałam z kim gawędzić. Moja rana już prawie się zagoiła, nie musiałam już nosić opatrunku, jedynie na noc medyczka kazała mi smarować obrażenie maścią. Śledztwo w sprawie wypadku nadal trwało, Jastrząb wraz z Bali beyem zajmowali się tym w każdej wolnej chwili. Człowiek, który dostał za zadanie uśmiercenie mnie, został odnaleziony martwy. Jastrząb twierdził, że mają pewien trop, ale dopóki go nie sprawdzą nie chcą nic powiedzieć.

- Destur! Sehzade Bayezid hazretleri! - Słysząc okrzyk Sumbula agi wraz z pozostałymi niewolnicami ustawiłam się na środku sali i spuściłam wzrok.

W oficjalnych sytuacjach musiałam trzymać się przyjętych reguł, inaczej byłoby ze mną źle. Książę, zamiast jak zwykle minąć wejście do pomieszczenia, wszedł do środka powodując, że wszystkie dziewczyny zerknęły na niego kątem oka, wyraźnie zaciekawione. On jednak nawet nie spojrzał na żadną z nich, od razu podszedł do mnie. Podniosłam głowę uśmiechając się, co natychmiast odwzajemnił i wyciągnął coś, co wcześniej trzymał za plecami. Wszyscy widzieli, jak podaje mi fioletową chustę oznaczającą, że tę noc miałam spędzić z nim. Ochoczo przyjęłam podarunek, a wtedy on odszedł wracając do swoich obowiązków. Nie byłabym w stanie opisać jak wielką radość wtedy czułam. Zbliżyłam się do Ariadny, która z zazdrością wpatrywała się w kawałek materiału, który trzymałam w dłoni.

- I kto teraz zestarzeje się jako dziewica? - zapytałam wywołując salwę śmiechu wśród naszych towarzyszek.

~*~

Piękna, miętowa suknia leżała na mnie doskonale i podkreślała kolor moich oczu. Gorset przylegał do mojego ciała, a spódnica była lekko rozkloszowana i ciągnęła się aż do ziemi. Włosy zostawiłam rozpuszczone, ozdobiłam je jedynie delikatną ozdobą. Całość dopełniał naszyjnik ze szmaragdami, który podarował mi Bayezid. Starałam się dopasować kreację do niego, aby móc go włożyć i sprawić mu przyjemność.

- Katarzyna hatun, już czas. - Eunuch pojawił się w progu, więc nie każąc mu dłużej czekać wygładziłam aksamitną tkaninę i dołączyłam do niego.

Idąc tak dobrze znaną drogą czułam rosnące podekscytowanie. Bałam się, że to sen, z którego zaraz się obudzę. Będąc coraz bliżej celu upewniłam się jednak, że to dzieje się naprawdę. Wreszcie, po wielu miesiącach wszystko zaczęło układać się tak, jak powinno. Po zaledwie kilku krokach znalazłam się przed odpowiednimi drzwiami i po otrzymaniu pozwolenia weszłam do środka. Tak, jak nakazywały zasady nie śmiałam spojrzeć na księcia. Zauważając, że odwrócił się w moją stronę uklękłam całując fragment jego szaty. Dotknął mojego podbródka tym samym zezwalając mi wstać, co też uczyniłam. Popatrzyłam w jego ciemne tęczówki wypełnione miłością. Przez moment trzymał mnie w niepewności, by w końcu złączyć nasze usta w pocałunku. Oddałam go z czułością wreszcie mogąc czuć smak jego warg. Nawet nie wiem kiedy przeniósł mnie na łóżko kładąc na satynowej pościeli. A później? Cóż, to była najlepsza noc w moim życiu...

_____________________
Wykorzystując ostatnie chwile wolnego czasu postanowiłam dokończyć rozdział i dodać go już dzisiaj, jako że nie wiem, czy do końca tygodnia uda mi się jeszcze coś napisać c;
Mam nadzieję, że wam się podoba, że w końcu jest tak miło, słodko i przyjemnie, bo długo tak nie zostanie. No ale że nie może być ciągle źle, to ta część jest bardzo pozytywna i zakończona tym, na co wszyscy czekali :D
12 komentarzy = next.
Buziaki ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top