Rozdział 24
Ten rozdział wyjątkowo napisany jest w narracji trzecioosobowej.
,,Kochałam cię" te dwa słowa wciąż rozbrzmiewały w głowie Bayezida. Jego serce, które już od tak dawna nie czuło miłości, zaczęło bić szybciej. Jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć? to pytanie nie dawało mu spokoju. Katarzyna to pierwsza osoba na której tak bardzo mu zależy, dla której byłby w stanie zrobić wszystko. Zrozumiał to za późno, dopiero wtedy, kiedy mógł ją stracić. Kiedy zamknęła oczy jedna samotna łza spłynęła po jego policzku, a zaraz dołączyły do niej kolejne. Wszystko straciło sens, nawet słońce nie świeciło już tak mocno, a ciemne chmury zasnuły niebo. Weź się w garść pomyślał ze złością ścierając słoną ciecz. Musiał być silny, tylko on mógł jej pomóc.
- Nie pozwolę ci odejść... Nie teraz, kiedy dotarło do mnie, jak wiele dla mnie znaczysz... - szepnął całując jej chłodne czoło.
Marzła, co nie poprawiało jej stanu. Przytulił ją mocno do siebie chcąc dać jej choć odrobinę ciepła, po czym popędził konia. Trzeba było jak najszybciej dotrzeć do seraju, liczyła się każda minuta.
~*~
- Natychmiast wezwijcie Jastrzębia i najlepszego medyka, powiadomcie też sułtankę Mihrimah. - Jego stanowczy głos sprawił, że Emir aga natychmiast wykonał polecenie odbiegając w przeciwnym kierunku.
Aby dotrzeć do lecznicy musiał przejść obok haremu, czego chciał uniknąć, ale nie było innego wyjścia. Zerknął na Katarzynę, która w jego ramionach wyglądała zupełnie jakby spała. Jedynie jej blada cera pozbawiona zdrowych rumieńców zdradzała, że było z nią źle. Sumbul aga dostrzegając księcia zjawił się tuż przy jego boku i z przerażeniem zaczął mówić coś pod nosem, ale brunet nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Liczyła się tylko jego ukochana, najdroższa, najcenniejsza. Jedyna kobieta, która rozumiała go tak dobrze, ta, która znała wszystkie jego sekrety i zawsze potrafiła mu doradzić oraz pocieszyć w trudnych chwilach. Ta tragiczna sytuacja jakby na przekór pozwoliła mu dostrzec to, co przez tyle czasu udawało jej się skutecznie ukrywać. Wreszcie zobaczył uczucie głęboko zaszyte w jej pięknych, lazurowych tęczówkach.
- Destur! Sehzade Bayezid hazretleri! - Donośny okrzyk eunucha rozległ się po korytarzu zwracając uwagę wszystkich nałożnic, które z zaciekawieniem zlustrowały parę, za co zostały skarcone przez pilnującą je Afife hatun, która niespokojnie obserwowała następcę tronu.
Ten nie zatrzymując się ani na moment pokonał niewielką odległość i niedługo później znalazł się tam, dokąd zmierzał. W niewielkiej sali nie było żadnych pacjentów. Bayezid przekazał najważniejsze informacje starszej kobiecie, która tego dnia pełniła dyżur. Bezzwłocznie zajęła się ranną, która nadal nie odzyskała przytomności. Rozpoczęła badanie pod czujnym okiem mężczyzny, który nie zamierzał zostawiać Katarzyny samej.
- Co z nią? Wyjdzie z tego? - zapytał niecierpliwie.
- Została poważnie poszkodowana, obrażenia są rozległe, straciła też dużo krwi. Zrobiłam opatrunek, musimy czekać i mieć nadzieję, że wkrótce się obudzi - wytłumaczyła kończąc swoją pracę.
- Jak to czekać?! Ona musi wyzdrowieć! - Podniósł głos nie potrafiąc dłużej tłumić emocji, które dosłownie roznosiły go od środka.
- Sehzade, zrobiłam wszystko, co w mojej mocy. Teraz trzeba się modlić - odpowiedziała z opanowaniem i oddaliła się, wcześniej oddając księciu należyty szacunek.
On zaś bezsilnie usiadł na skraju łóżka, na którym leżała jego wybranka i ukrył twarz w dłoniach. Nie dopuszczał do siebie myśli, że Bóg mógłby mu ją odebrać. On jest miłosierny, nie potrafiłby zadać mu tak ogromnego bólu. Przy niej świat nabierał kolorów, ptaki śpiewały radośniej, a gwiazdy rozświetlały noc niezwykłym blaskiem. Kres jej życia byłby niczym schyłek ludzkości, wszystko straciłoby tę magię. Dusza każdego z jej bliskich pogrążyłaby się w rozpaczy i nikt nie byłby w stanie znieść tego wszechmocnego smutku. Nawet ci, którzy jej nie znali odczuliby brak kogoś ważnego, bo widzieliby cierpienie tych, dla których była wszystkim.
- Sehzade. - Jastrząb odezwał się niepewnie pojawiając się w progu pomieszczenia. - Co się stało..?
- Byliśmy na przejażdżce, ktoś strzelił z łuku, chciał ją zabić... - mówił chaotycznie nie potrafiąc się skupić. - Masz znaleźć tego, kto za tym stoi i przyprowadzić do mnie, a osobiście zetnę mu głowę - dodał posyłając mu zmęczone spojrzenie.
- Oczywiście. - W tym jednym wyrazie zawarł obietnicę, że ten, kto ośmielił się na ten czyn pożałuje, że w ogóle się urodził.
Skinął lekko odprawiając go gestem, na co przyjaciel posłusznie wyszedł aby zająć się powierzonym mu zadaniem. A Jastrząb zawsze dotrzymywał danego słowa i tym razem również nie zamierzał zawieść swego druha. W przejściu niemal zderzył się z sułtanką Mihrimah, która dowiadując się o tym zdarzeniu od razu popędziła do lecznicy aby uzyskać wiadomości o stanie zdrowia jej przyjaciółki oraz wesprzeć brata, który na pewno tego potrzebował.
- Bayezid... - wyszeptała zajmując miejsce tuż obok niego. - Co za nieszczęście... Niech Bóg ma ją w opiece...
- Amen... - powiedział niemal bezgłośnie nie spuszczając wzroku z Katarzyny, która nadal nie odzyskała przytomności.
- Nie wiem jak to mogło się stać... Ale nie martw się, wszystko będzie dobrze. - Chcąc dodać mu otuchy pogłaskała go po ramieniu, na co zareagował nikłym uśmiechem.
- Sama w to nie wierzysz - stwierdził, a brunetka nie mogła nie przyznać mu racji.
Bała się, strach wręcz ją paraliżował. Chciała coś zrobić, ale wiedząc, że w żaden sposób nie może się przydać, czuła się bezradna. Modliła się, błagała o zdrowie dla tej biednej dziewczyny, która nie miała nic na swoim sumieniu, a mimo to los zadał jej cios, który pozbawił ją resztki sił. Zastanawiała się kto byłby zdolny do takiego kroku, a podświadomość podpowiadała jedną osobę, której usilnie nie chciała brać pod uwagę. Jednak i ona i Bayezid myśleli o tej samej kobiecie. O ich matce, która była zdolna do wszystkiego. Oboje pamiętali jej jawną niechęć w stosunku do niewolnicy, która ignorując zasady stała się kimś więcej.
- Sądzisz, że matka może mieć z tym coś wspólnego..? - Pytanie wypowiedziane przez Mihrimah przerwało głuchą ciszę i zawisło w powietrzu, bo nikt nie miał odwagi na nie odpowiedzieć.
- Nie wiem, chciałbym, aby to były tylko nasze domysły, które nigdy się nie potwierdzą - westchnął ciężko decydując się przemówić.
- Chcesz odpocząć? Mogę przy niej posiedzieć - zaproponowała wiedząc, że spotka się z odmową.
- Nie, wolę być tutaj - przyznał tak, jak się spodziewała.
- Pójdę powiadomić Bali beya, pomoże w śledztwie. - Wstała czując, że powinien zostać sam i wszystko sobie poukładać.
Bayezid zgodził się odprowadzając ją wzrokiem, a kiedy zniknęła za drzwiami ponownie spojrzał na Katarzynę. Jej stan nadal nie uległ zmianie, co z jednej strony napawało lękiem, ale dobrze też, że nie było gorzej.
- Moja powierniczko, różo moja, błagam, nie odchodź. Moja miłości, istnienie moje, mój księżyca blasku. Zostań tu, ze mną. Jeśli masz opuścić ten świat, zabierz mnie ze sobą. Każdy kwiat zazdrości ci urody, żadna kobieta nie może się równać z tobą, moja sułtanko. Byłem głupi, byłem ślepcem nie widząc twego piękna, nie zauważając cierpienia, które sam ci sprawiłem. Proszę, wróć do mnie, a wynagrodzę ci wszystkie krzywdy. Mój dniu wiosenny, daj nam szansę. Najdroższa moja, pozwól mi stać się niewolnikiem twego serca, pozwól poczuć smak twych ust, jeszcze raz ujrzeć twe piękne oczy, będące zwierciadłem twojej duszy - mówił cicho ujmując jej drobną dłoń, jakby chciał za wszelką cenę zatrzymać ją przy sobie.
Tylko ona mogła wyzwolić go z objęć udręki, która odbierała mu radość. Nikt inny nie mógł mu pomóc, żaden człowiek nie zdoła sprawić, aby poczuł się lepiej. Katarzyna była dla niego jak wytchnienie po ciężkim dniu, tylko ją chciał kochać, jej powierzać sekrety, troski, zmartwienia. Chciałby móc cofnąć czas, naprawić każdy błąd. Chciałby, aby od początku wiedziała jak wiele dla niego znaczy. To niemożliwe. Jeśli ona nigdy nie dowie się, że jej uczucia były odwzajemnione, do końca swojej marnej egzystencji nie będzie w stanie sobie tego wybaczyć.
~*~
Był przy niej przez wiele godzin, nawet nie wiedział ile ich już minęło. Cierpliwie czekał na jakikolwiek znak, choćby minimalną poprawę, ale nic takiego się nie działo. Przybył medyk, podobno najlepszy w kraju. Mówił to samo, co pracownica seraju, a stan pacjentki nie ulegał zmianie. Wciąż była pogrążona we śnie, z którego mogła wybudzić się jedynie dzięki swojej silnej woli, żadne leki nie mogły przyspieszyć tego procesu ani zagwarantować, że wyzdrowieje. Nikt nie miał śmiałości powiedzieć tego głośno, ale z każdą mijającą minutą jej szanse malały. Im dłużej pozostawała nieprzytomna, tym gorzej dla jej wyczerpanego organizmu.
- Destur! Haseki Hurrem Sultan hazretleri! - Krzyk Sumbula otrząsnął go z dziwnego odrętwienia.
Spojrzał w stronę wejścia, gdzie zdążyła pojawić się rudowłosa sułtanka. Na jej twarzy nie było nawet cienia współczucia, w głębi duszy przecież pragnęła, aby ta dziewczyna zniknęła z życia jej syna i przestała mieszać mu w głowie. Musiał skupić się na nałożnicach i doczekać się następcy, którego wciąż nie posiadał. Nie mogła wiedzieć jak bardzo on to przeżywa, ile ta niewolnica dla niego znaczy.
- Jak czuje się Katarzyna? - zapytała, ale zupełnie jej to nie interesowało.
Kim była, żeby władczyni haremu miała się nią przejmować? Ani to faworyta, ani matka jego dzieci, więc co to za różnica czy wydobrzeje, czy też nie.
- Bez zmian - odparł cicho. - Matko, bądź ze mną szczera. Masz z tym coś wspólnego? - Przeszył ją przenikliwym spojrzeniem starając się odkryć, czy wyzna mu prawdę.
- Jak śmiesz oskarżać mnie o coś takiego? - Kobieta była wyraźnie oburzona. - Po co miałabym ją zabijać? Jest dla mnie nic nieznaczącą nałożnicą, jakich masz wiele. Fakt, nie podobało mi się to, że spędzasz z nią tyle czasu, ale co dałaby mi jej śmierć? Zastanów się nad tym. - Zacisnęła usta w wąską linię nie spodziewając się, że mógłby obwiniać ją o to wydarzenie.
- Wybacz, po prostu Jastrząb nadal nie znalazł człowieka, który oddał ten strzał - westchnął przecierając zmęczone oczy. - Nie wiem kto byłby zdolny zdobyć się na taki czyn, ale osobiście odbiorę mu życie - dodał z determinacją.
- Oczywiście. Ten, kto za tym stoi zostanie surowo ukarany - zgodziła się nie chcąc prowokować kłótni. - Powinieneś odpocząć - dodała łagodnie.
- Nie wyjdę stąd dopóki się nie obudzi - oznajmił twardo nie mając zamiaru zostawiać jej samej.
- Jak chcesz, ale powiedz mi, kim ona naprawdę dla ciebie jest. Widzę, że to nie jest tylko przyjaźń. - Chciała sprawdzić, czy pomiędzy tą dwójką zrodziło się jakieś uczucie.
Jeśli tak, będzie mogła zostawić ich w spokoju, bo to będzie oznaczało, że jest szansa na narodziny wnuka. Niestety, jeżeli nadal będzie chciał wyłącznie z nią rozmawiać, będzie zmuszona interweniować.
- Teraz, kiedy mogę ją stracić zrozumiałem, że jest dla mnie wszystkim. Pragnę jej bliskości, byłbym w stanie oddać wszystko co mam, aby jej nie stała się krzywda. Ona długo ukrywała to, że nie chce widzieć we mnie brata, a ja dopiero teraz to dostrzegłem. Pojąłem, że chcę czegoś więcej - wyjaśnił przyglądając się matce w skupieniu. - To wyjątkowa osoba, zaufaj mi. Kiedy odzyska przytomność wreszcie dowie się, że ona również nie jest mi obojętna.
- Niech Bóg ma ją w opiece - odparła zadowolona i wróciła do swojej komnaty, gdzie czekała na nią Fahriye, jej wierna służąca, której kazała dopilnować, aby Katarzyna miała najlepszą opiekę.
Bayezid znów został sam pogrążając się we wspomnieniach. Przypominał sobie wszystkie wieczory spędzone w jej towarzystwie, każdy spacer, polowanie, zwyczajną rozmowę. Z uśmiechem wracał do tych wszystkich bezsennych nocy, które potrafili spędzić na jego balkonie obserwując i nazywając gwiazdy. Chciał, aby te chwile wróciły i były jeszcze piękniejsze. Wierzył, że przed nimi nadal wiele spędzanych wspólnie momentów, że los okaże się dla nich łaskawy. A mawiają przecież, że wiara czyni cuda.
___________________________
Hej!
Witajcie w kolejnym rozdziale c; Muszę wam powiedzieć, że jesteście naprawdę niesamowici. Te 10 komentarzy pojawiło się tak szybko, że w ogóle nie byłam na to przygotowana. Biorąc pod uwagę fakt, że teraz jest 20 komentarzy nie mogłam kazać wam dłużej czekać na kolejny rozdział. Porzuciłam na chwilę obowiązki i napisałam dla was rozdział 24 ;3 Tak jak obiecałam, dużo przemyśleń Bayezida. W tym jego wyznaniu trochę inspirowałam się jednym z wierszy Suleja do Hurrem, ale tak tylko troszeczkę :D I przepraszam was, że ja tak ciągle mówię na niego Sulej, ale tak strasznie go nienawidzę, że... W ogóle w domu z mamą mówimy na niego stary dziad, także no xd A i jutro jeszcze do szkoły nie idę, więc cieszcie się, że rodzice postanowili zabrać mnie do lekarza i sprawdzić, czy już wszystko okej, bo dzięki temu miałam czas na pisanie ;3
Co do samego rozdziału, to starałam się skupić na uczuciach głównie Bayezida, ale też Mihrimah i wplotłam w to jeszcze Hurrem, żebyście mogli zobaczyć jak ta tragedia wpłynęła na poszczególnych bohaterów. Pisałam w narracji trzecioosobowej, bo tak łatwiej mi oddać emocje kilku postaci. Powiem wam, że jestem całkiem zadowolona z tego rozdziału ^^
Stan Kasi nie uległ poprawie, nadal nie jest pewne czy przeżyje. Jak myślicie jak to wszystko się zakończy? Bez względu na to, co będzie z Kasią. Czy właściwi sprawcy zostaną ukarani? A może ktoś inny odpowie za to, co spotkało Katarzynę? Piszcie koniecznie, chętnie poczytam wasze pomysły na rozwój sytuacji c;
Dlaczego te notki zawsze wychodzą mi takie długie? Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza xd
Dzisiaj tak bez progu komentarzy, bo nie wiem kiedy uda mi się dodać next. Jeśli jednak będzie podobna ilość jak poprzednio, to postaram się dodać go jak najszybciej c; Myślę, że jakoś w tygodniu coś się pojawi.
Czekam na waszą opinię o rozdziale, bo bardzo mnie ona ciekawi, a każdy komentarz daje mi naprawdę dużo motywacji <3
Buziaki ;*
PS Myślę, że ten gif idealnie pasuje do tego rozdziału.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top