7. Marzenie

Nuriye wypuściła głośno powietrze, nerwowo tupiąc stopą o kamienną posadzkę. Gniotła w dłoniach fragment sukni i przestępowała z nogi na nogę, zupełnie jak nie ona. Gdy dotarło do niej, jak komicznie musi to wyglądać natychmiast przestała, zerkając kontrolnie na strażników, którzy jednak nawet nie zwrócili na nią uwagi. Z niedowierzaniem pokręciła głową. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie tak stresować się przed rozmową z Bayezidem. Cóż, nie była to byle jaka pogawędka o pogodzie. Ta dyskusja najprawdopodobniej miała rozstrzygnąć przyszłość dwóch, a jeśli by to głębiej przemyśleć, aż trzech osób.

- Wejść! - Aż zadrżała, nagle słysząc donośny okrzyk władcy.

Niepewnie przekroczyła próg bogato zdobionej komnaty, odgarniając z twarzy niesforne, jasne kosmyki. Prychnęła cicho, gdy mimo tej poprawki nadal uparcie opadały na jej czoło, przez co zapomniała o ukłonie. Padyszach, nie mogąc opanować rozbawienia, zachichotał, zwracając uwagę blondynki. Zmarszczyła brwi, ze zdziwieniem obserwując ten pogłębiający się napad śmiechu.

- Dobrze się czujesz? - zapytała w końcu, jak to miała w zwyczaju, bezpośrednio.

- Ja? Wyśmienicie - odrzekł ze śmiechem mężczyzna, którego w wyjątkowo dobry humor wprawił list, odczytany jakiś czas temu.

- A nie wyglądasz - mruknęła niewiasta, mrużąc powieki. - No proszę, mów. Powiedz, że postradałam zmysły, ja sama doskonale o tym wiem - oświadczyła, nie dając bratu dojść do głosu. - Jestem gotowa na wszystko - dokończyła, wreszcie pozwalając i jemu na odpowiedź.

- Moja ukochana siostro. - Bayezid podszedł do najmłodszej potomkini Sulejmana, kładąc rękę na jej ramieniu, a na jego twarzy wciąż gościł szeroki uśmiech. - Przyznam, byłem zaskoczony. Nie jesteś kimś, kto w tak otwarty sposób okazuje swe uczucia. Jednakże w żadnym wypadku nie mam nic przeciwko miłości, jaką darzysz Yahyę - wyjaśnił spokojnie. - Postanowiłem, że wyjdziesz za niego za mąż, gdy już twoje dziecko przyjdzie na świat.

Nuriye z niedowierzaniem wpatrywała się w sułtana, raz jeszcze analizując w głowie jego wypowiedź. Idąc tutaj, była pewna, że wyśmieje tę pisaną w przypływie chwili wiadomość, którą mu podrzuciła i zgani za zbyt wybujałe marzenia. On natomiast, wbrew pesymistycznym scenariuszom, jakie snuła od wielu dni, nie tylko zaakceptował, a także pobłogosławił ich związek.

- Dziękuję! - pisnęła, bezceremonialnie rzucając mu się w ramiona, w tamtej chwili zapominając o obowiązujących zasadach, podobnie zresztą jak padyszach, który objął ją i podniósł do góry, obracając się wokół własnej osi. - Jesteś najlepszym braciszkiem na świecie - wyznała, wtulając w niego mocno i z ogromną ulgą, jaka zapanowała w duszy dziewczyny.

- Zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa - zapewnił, gładząc ją delikatnie po plecach.

Nuriye uśmiechnęła się lekko, wierząc, że najgorsze już za nią i teraz czekają ją wyłącznie dobre chwile. Miała przy sobie bliskich oraz ukochanego, a przyszłość malowała się w jasnych barwach. Jedynym wspomnieniem bolesnej przeszłości było dziecko, rosnące pod jej sercem. Postanowiła jednak, że zrobi co w jej mocy, aby wychować je na dobrego człowieka i dać mu tyle miłości, ile będzie potrafiła.

***

- Wprowadzić - polecił Bayezid, odwracając się tyłem do drzwi, ze wzrokiem utkwionym w widok za oknem, przedstawiającym tętniące życiem miasto, spowite białym puchem.

Anahita, popchnięta przez dwójkę strażników, upadła tuż pod stopami sułtana. Drzwi trzasnęły, a komnatę spowiła głucha cisza, przerywana trzaskającym w kominku ogniem. Ciemnowłosa przypominała właśnie taki dogasający płomień, potrzebujący wyłącznie jednego bodźca, aby zapłonąć na nowo. Zerknęła w dół, obrzucając swój strój krytycznym spojrzeniem. Nie tak chciała prezentować się przed obliczem padyszacha. Brudna, podarta sukienka, rozczochrane i splątane włosy, podkrążone oczy. Wyglądała jak siedem nieszczęść.

- Bayezid - wykrztusiła, gdyż mężczyzna uparcie milczał, nawet nie zmieniał swojej pozycji, ignorując ją zupełnie. - Nie musisz mnie słuchać, jeżeli nie chcesz. Wiedz tylko, że ja nie zawiniłam... - urwała, bowiem przywódca Osmanów zerwał się jak oparzony, momentalnie doskakując do niej.

Brutalnie zacisnął dłoń na szyi przerażonej niewiasty, przyciskając ją do ściany. Ona walczyła, próbowała wyrwać z uścisku, odbierającego dech w piersi, lecz nie miała z nim żadnych szans. Nie poradziłaby sobie w normalnych okolicznościach, a co dopiero wówczas, kiedy po długim pobycie w lochu była wycieńczona i osłabiona. Mogła tylko błagalnie patrzeć w tęczówki Bayezida, niegdyś wypełnione miłością, dziś nienawiścią.

- Jak śmiesz! - warknął. - Masz czelność błagać o spotkanie ze mną?! Powinnaś dziękować Bogu za to, że oszczędziłem twoje marne życie! Nie uwierzę w nic, co powiesz. Nie chcę cię więcej widzieć w moim seraju - dodał już spokojniej. - Wyjedziesz do starego pałacu, na służbę, pod pełną kontrolą. Spróbuj coś kombinować, a osobiście cię stracę - wysyczał, niemal ją dusząc.

Puścił Safawidkę w ostatniej chwili. Upadła, wciągając do płuc powietrze, delektując się nim jak najcenniejszym darem. Dopiero, gdy zdołała odzyskać spokój dotarło do niej, iż to nie zły sen, a brutalna rzeczywistość. Przełknęła głośno ślinę, spoglądając na rozwścieczonego padyszacha, przeszywającego ją wzrokiem tak pustym i wrogim, iż księżniczkę przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Widziała w nim kogoś zupełnie innego. To nie był ten, którego poznała i pokochała wiele miesięcy temu. Tamten człowiek emanował ciepłem i dobrocią, umiał przebaczać oraz posiadał sumienie, które często tracili nowi władcy Turcji. Zasiadając na tronie, zabijali w sobie każde z ludzkich uczuć. Anahita była jednak pewna, że ta straszna przemiana nie dotknęła Bayezida. Myliła się. Tym razem widziała w nim nie sprawiedliwego i troskliwego władcę, a potwora.

***

- Nie możemy na to pozwolić. - Nuriye pokręciła lekko głową, zaciskając swe różane usta w wąską linię. - To olbrzymie zagrożenie dla mojego brata. On nie zdaje sobie z tego sprawy.

- Co chcesz zrobić, pani? - Najwierniejsza służka blondynki nadstawiła uszu, przygotowana na kolejny sekretny plan, jaki opracowała sułtanka.

Jasnowłosa niewiasta tylko uśmiechnęła się tajemniczo i szepnęła jej na ucho polecenie, które miała niezwłocznie wykonać. Dziewczyna posłusznie kiwnęła głową, dygnęła przed swą panią i zniknęła, aby zrealizować powierzone zadanie. Siostra rządzącego natomiast wyszła ze swej sypialni, żeby móc obserwować rozwój wydarzeń. Podeszła do haremowych niewolnic, tkwiących w niskim ukłonie na wieść o jej nadejściu. Od razu udzieliła im pozwolenia na wyprostowanie się i rozpoczęła dyskusję na temat nowych tkanin, mających przybyć w przyszłym tygodniu. Pytała, która z dziewcząt potrzebuje sukni, aby mogła odłożyć wystarczającą ilość materiału. Tę dyskusję przerwał dziwny hałas, który spowodował, że wszystkie, włącznie z samą siostrą władcy popatrzyły w stronę jego źródła. To, co tam zobaczyły, przeraziło każdą z nich, oprócz wdowy po Ahmedzie paszy, przyglądającej się temu ze stoickim spokojem. Zakrwawione ciało Anahity nie robiło na niej żadnego wrażenia. W końcu potykając się na schodach była sobie sama winna, prawda?

***

- Nuriye! - Blondynka, siedząca na łóżku, leniwie skierowała swe spojrzenie w kierunku drzwi, przez które jak burza wpadł jej brat. - Wiem, że to twoja sprawka!

- Anahita? - spytała wręcz znudzona, nawet nie wstając, co powinna uczynić po wejściu władcy. - Tak, masz rację. To ja kazałam zabić tę żmiję. - Wzruszyła beztrosko ramionami. - Uwierz, to najlepsze rozwiązanie. Ty masz zbyt miękkie serce, więc musiałam wziąć sprawy w swoje ręce.

- Nuriye! - zawołał oburzony, lecz nadal nie wywołał u niej strachu czy choćby respektu. - Nie masz prawa tego robić!

- Zdaję sobie z tego sprawę - odrzekła. - Więcej tego nie zrobię, obiecuję. Po prostu uznałam, że podjąłeś fatalną decyzję, a ona mogła zagrozić twoim rządom. A ja, jeśli mam być szczera, nie chcę innego sułtana. - Uśmiechnęła się słodko, tym gestem ostatecznie rozbrajając mężczyznę.

- Powiedz mi, dlaczego ja nie potrafię się na ciebie gniewać? - Westchnął ciężko, zrezygnowany przysiadając obok niej na satynowej pościeli.

- Z dwóch powodów - orzekła. - Po pierwsze, za bardzo mnie kochasz, a po drugie ta niezbyt udana podróbka królewny ani na moment nie skradła twojego umysłu, toteż jej śmierć zupełnie cię nie obeszła, podobnie jak mnie - wytłumaczyła tak prosto, jakby co najmniej rozmawiali o planowanym przyjęciu.

- Wiesz, że powinienem cię ukarać? - Popatrzył na nią groźnie, a przynajmniej próbował to zrobić.

- Tak? To daj rękę - poprosiła, po czym chwyciła dłoń, którą niepewnie wyciągnął w jej stronę i położyła ją na swoim kolanie. - Ała! - wykrzyknęła, udając wielki ból. - Widzisz? Już. Moc twojego mózgu sprawiła, że poraziłeś mnie złą energią. Kara skończona - oznajmiła wesoło, wywołując u swojego brata niekontrolowany wybuch śmiechu, które w ostatnim czasie nie zdarzały mu się często.

- Jesteś... Jesteś... Ja nawet nie wiem jak to nazwać! - ocenił, kręcąc głową.

- Odpuść. - Popchnęła go lekko do tyłu, aby się położył, a następnie sama uczyniła to samo. - Zamknij oczy, pomyśl o czymś przyjemnym i zrelaksuj. To pomoże nam obojgu - stwierdziła, sama robiąc to, co mu przykazała.

Bayezid, nie mając siły ani ochoty protestować, wykonał polecenie blondynki. Ledwie przymknął powieki, ujrzał roześmianą twarz Ismihan. Pragnął, aby właśnie taka do niego wróciła.

20 grudnia 1556 roku, Imperium Osmańskie

Mihrimah obracała zwinięty pergamin, przewiązany złotą wstążką. Wahała się, obawiała go otworzyć i zajrzeć do środka. Doskonale wiedziała, kto był nadawcą owego listu, sam go jej przekazał. Mimo to jakoś nie mogła się przełamać i otworzyć tej niepozornej kartki.

Wreszcie, po kilku minionych i długich minutach, postanowiła zerknąć do treści. Prędko rozwinęła wiadomość i wczytała w zapisane w niej słowa. Jak się okazało, był to wiersz. Z każdym kolejnym wersem uśmiech na twarzy sułtanki się powiększał. Ten piękny, acz krótki utwór stanowił skrócone wspomnienia całego związku sułtanki z wielkim wezyrem. Na samym końcu widniało marzenie o przyszłości, stworzonej przez nich szczęśliwej rodzinie i domu, wypełnionym przez dziecięcy śmiech. A przecież powiadają, że marzenia mają sprawczą moc...

_________________

Witajcie!

Oto kolejny rozdział Tysiąc łez. W nim wyjaśnienie tajemniczego listu Nuriye do Bayezida, śmierć Anahity oraz list Bali Beya do Mihrimah. Co o tym myślicie? Co sądzicie o postawie Nuri? Jak przyjęliście reakcję Bayezida? Czy Mihrimah wybaczy swojemu mężowi? Kiedy i czy Ismihan wróci do seraju?

Ach no i ta końcówka. Wszyscy, którzy pisali w tym roku egzaminy gimnazjalne, w pełni ją zrozumieją :D

Następna część najprawdopodobniej dopiero po 12 czerwca, bo teraz mam bardzo napięty okres w szkole. Wiecie, koniec gimnazjum, chciałabym mieć jak najlepsze oceny na świadectwie, a to niestety nie jest takie łatwe. 12 już ostateczne wystawienie ocen, nic już nie będzie się dało zmienić, więc wtedy będę miała już więcej luzu oraz czasu na pisanie.

Piszcie, co myślicie o tym rozdziale ;)

Buziaki ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top