30. Proroctwo

12 marca 1558 roku, Konstantynopol

- Dlaczego to tyle trwa? - Padyszach kolejny raz przemierzył niespokojnie korytarz, zerkając w stronę zamkniętych, drewnianych wrót za każdym razem, gdy wydobywały się zza nich rozpaczliwe krzyki, ściskające serce potężnego monarchy.

- Mówisz tak, jakbyś nigdy nie był obecny przy porodzie. - Nuriye spojrzała z naganą na swego brata, kręcąc z pobłażaniem głową.

- Bo nie był. - Mihrimah zaśmiała się cicho, łapiąc jednocześnie pełen konsternacji wzrok siostry i nieco zawstydzone spojrzenie sułtana, co w jego przypadku nie zdarzało się często. - Gdy na świat przychodziła sułtanka Alime, Bayezid przebywał w stolicy. Z kolei podczas narodzin księcia Murada był na wojnie. Możemy mu zatem wybaczyć tę panikę, to dla niego pierwsze takie doświadczenie.

- Uspokój się braciszku, zapewniam cię, że poród potrwa krócej niż każda z twoich wspaniałych wypraw wojennych. - Młodsza z córek poprzedniego władcy nie mogła darować sobie tej ironii, ukrytej pod słodkim uśmiechem.

- Wspaniale, że wracasz do dawnej formy, siostrzyczko. - Monarcha uśmiechnął się do niej krzywo, lecz pod tymi typowymi dla rodzeństwa przytykami kryła się szczera troska i radość ze stopniowej przemiany Nuriye, powoli powracającej do normalnego funkcjonowania. - Chyba pora spełnić prośbę Mehmeda paszy, którą usłyszałem jeszcze na początku roku i wreszcie zorganizować wam wesele. Może on utemperuje twój niepokorny temperament.

- Daj spokój, nigdy za niego nie wyjdę. - Uniosła dumnie głowę, pozując na święcie oburzoną tą sugestią, lecz kilka iskierek tańczących w oczach jasnowłosej sułtanki świadczyło o odmiennym stosunku wobec słów mężczyzny. - Naprawdę nie wiem co on sobie ubzdurał.

- Nie wiem czy to tylko bujna wyobraźnia naszego paszy. Niemalże każdej nocy obserwuję z mojego tarasu schadzki pewnej pary - wtrąciła Mihrimah, zerkając sugestywnie na siostrę. - Bynajmniej nie wygląda to na przyjacielskie spotkania.

- Mihrimah - syknęła gniewnie Nuriye, lecz nie zdołała ukryć swych zarumienionych policzków, na widok których dzieci sułtanki Hurrem posłały sobie wiele mówiące spojrzenia, okraszone znaczącymi uśmiechami.

Najmłodsza potomkini Sulejmana Wspaniałego chciała coś dodać, by bronić swoich racji, lecz nie dane jej było sformułować żadnego argumentu, bowiem drzwi prowadzące do komnaty, pod którą stali, otworzyły się znienacka, przerywając im zagorzałą dyskusję. Pierwszy do środka wkroczył Bayezid, spoglądając pytająco na obecną z boku medyczkę. Zaraz za nim podążyły obie siostry, równie ciekawe nowego członka rodziny. Starsza kobieta w charakterystycznym stroju i z tajemniczym uśmiechem na twarzy pokręciła jednak w milczeniu głową i opuściła sypialnię, wcześniej wskazując dłonią stanowiące centrum pomieszczenia łoże. Wówczas wzrok całej trójki spoczął na Ismihan, która wyraźnie zmęczona, ale i szczęśliwa tuliła do piersi dopiero poczętą, kruchą istotę.

- Moja ukochana, dlaczego medyczka nic nie powiedziała? - Bayezid, nie zwlekając dłużej, znalazł się przy swojej żonie, nie kryjąc ogromnego uśmiechu, rozjaśniającego całą twarz padyszacha.

- Chciałam sama przekazać ci radosną nowinę. Mamy córkę - odpowiedziała Jagiellonka, której pogodne lico również wyrażało czyste szczęście, tak potrzebne w pałacu, długo męczonym nieustannymi troskami.

- Ismihan, moja Gwiazdo, uczyniłaś mnie dziś niezwykle szczęśliwym, wydając na świat nasze kolejne dziecko. - Mężczyzna pochylił się nad niewiastą, czule całując jej włosy, a następnie wziął z rąk kobiety noworodka, spoglądając na tę kruchą istotę z miłością, która swym ogromem nie mogła się równać z żadną inną. - Moja piękna, przychylę ci nieba. Wyrośniesz na równie urodziwą niewiastę co twoja mama i złamiesz wiele serc. - Z uśmiechem ucałował czoło córki, od pierwszej chwili tworząc z nią niepowtarzalną więź, której nic nie mogło przerwać. - Mihrimah, natychmiast wezwij tu naszą matkę i Cihangira. Każcie wysłać wiadomość do Mustafy i ogłosić czterem stronom świata, że dziś narodziła się kolejna sułtanka.

Wkrótce w komnacie zapanowało radosne zamieszanie. Świeżo upieczeni rodzice pochylali się nad swym dzieckiem, wymieniając żartobliwe uwagi na temat wyglądu i przyszłości dziewczynki, służki co rusz wchodziły i wychodziły z pomieszczenia, przynosząc rozmaite nowiny, a pozostała część rodziny powoli zbierała się, przekazując gratulacje sułtanowi i jego małżonce. Nikt nie ubolewał nad płcią nowego członka rodu; widząc, iż dla samego władcy ten aspekt nie stanowił żadnej różnicy, pozostali także z należytą czcią celebrowali ten wspaniały dzień, zapominając o zawodzie, który zwykle towarzyszył Osmanom, gdy niemowlę nie było chłopcem. Nawet sułtanka Hurrem zdawała się wzruszona, obserwując troskliwość, jaką monarcha okazywał córce; w wyobraźni przywołała obraz Sulejmana i unikatowej relacji, łączącej go z Mihrimah. Pani słońca i księżyca prawdopodobnie również przypomniała sobie dziecinne lata przepełnione ojcowską miłością, ukradkiem ścierając łzę ze swojego gładkiego policzka. Cała rodzina zażegnała spory; połączeni we wspólnej modlitwie poświęconej małej Osmance stanowili jedność, zgrany organizm, w którym wszystkie elementy były równie potrzebne, a funkcjonowanie bez choćby jednego byłoby niebywale trudne. Tego osobliwego zespolenia, niespotykanego od lat, zupełnie nieświadomie dokonała dziewczynka o orzechowych oczach i kasztanowych włosach. Jeszcze nie mając poczucia przynależności do dynastii stała się jej ważnym ogniwem, robiąc coś, co nie udało się żadnemu z dorosłych. I wszyscy, złączeni w tajemniczej, niemal magicznej aurze mieli silne przeczucie, że to coś więcej niż chwilowa zgoda; to spełniające się proroctwo, dopełnione słowami przywódcy wielkiego imperium.

- Senin adın Esen. Senin adın Esen. Senin adın Esen.

***

Nastał pierwszy, prawdziwie ciepły wieczór. Wiosna budziła się do życia, ożywiona narodzinami małej sułtanki, mającej wnieść radość w dusze wszystkich mieszkańców seraju. I stojąc na swym tarasie, wdychając rześkie powietrze oraz czując delikatne podmuchy wiatru na swoich policzkach, Nuriye nie mogła pozbyć się myśli, że to rzeczywiście szczególny dzień. Dla niej samej również, co odbierała z mieszaniną strachu i ekscytacji. Jej skostniałe serce powoli odmarzało, ogrzewane czułością i łagodnością prezentowaną przez mężczyznę, którego trzymanie na dystans przychodziło z coraz większym trudem. Jednocześnie nie potrafiła wyrzucić z głowy przeświadczenia, iż zdradza swą miłość, tą pierwszą, młodzieńczą, mającą trwać aż po grób. Wciąż tęskniła za Yahyą, ciągle nawiedzały ją napady rozpaczy, lecz już nie tak silne jak na samym początku. I to coraz częściej, zamiast cieszyć, przerażało bladolicą niewiastę.

- Co ja mam robić, Yahya? - Westchnęła głęboko, przymykając na moment powieki, by spróbować uporządkować szalejące w jej wnętrzu emocje, co stanowiło nie lada wyczyn. - Nigdy nie przestanę cię kochać. Zawsze będziesz tym, który jako pierwszy skradł mą duszę. Nie chciałam tego uczucia, które wkradło się do mego umysłu niespodziewanie i zawładnęło nim, pozbawiając mnie kontroli. Czuję się winna, kochany, lecz nie umiem tego zatrzymać. Czy zdołasz mi wybaczyć? - Otworzyła oczy, wznosząc swe szare tęczówki ku niebu, gdzie poszukiwała odpowiedzi.

Zwykle ich tam nie znajdowała, ale tym razem było inaczej. Początkowo nie zaufała swoim zmysłom, dostrzegając niezwykle jasny punkt na ciemnogranatowym tle. Zmarszczyła czoło i zamrugała kilkukrotnie, lecz tajemnicze zjawisko nie zniknęło. Przeciwnie, zdawało się błyszczeć jaśniej z każdą mijającą sekundą, rozświetlając twarz jasnowłosej sułtanki. Ona sama zamarła na długie minuty, jak zaczarowana wpatrując się w magiczne światło, piękniejsze od wszystkiego, co kiedykolwiek ujrzała. Poczuła również niebywałą lekkość, jakby spadł z niej jakiś ciężar; złamane skrzydła zostały uleczone, znów pozwalając na wzbicie się w górę i powstanie z piekielnej otchłani. Wówczas lico Nuriye ozdobił subtelny, acz piękny uśmiech, wyrażający więcej niż jakiekolwiek słowa. Zrozumiała, że otrzymała błogosławieństwo od tego, którego potępienia obawiała się najbardziej. A to oznaczało, iż z czystym sumieniem mogła rozpocząć nowy etap, mając w pamięci jedynie szczęśliwe chwile i nadzieję na lepszą przyszłość.

- Sultanym. - Po raz pierwszy, czując znajomy dotyk na swej tali nie odrzuciła go, zaprzestając gier, które prowadziła od dłuższego czasu, próbując ukryć pod nimi prawdziwe intencje. Zamiast tego obróciła się w ramionach mężczyzny, spoglądając na niego tak łagodnie, jak nigdy dotąd. - Czy... - Mehmed pasza, wyraźnie zaskoczony tą nagłą przemianą chciał wyartykułować jedno z dręczących pytań, lecz nie zdołał dokończyć, uciszony drobną dłonią na swych ustach, zmuszającą do pozostania w ciszy.

- Shh... - Cichy pomruk dopełniony niecierpliwym kręceniem głową musiał wystarczyć za odpowiedź na wszystkie wątpliwości, jakie posiadał, gdyż sułtanka, swoim zwyczajem, nie zamierzała się z niczego tłumaczyć. - Podobno prosiłeś sułtana o moją rękę. To prawda?

- Tak - odrzekł natychmiast, lecz w jego głosie pobrzmiewała nuta niepokoju. - Jeśli jednak moja prośba była zbyt śmiała...

- Oczywiście, że była - oznajmiła bez cienia wątpliwości, powodując rosnące napięcie, rozchodzące się po całym ciele Mehmeda i niemalże paraliżujące każdy ruch. - Jednakże mnie nie da się zdobyć, nie posiadając odrobiny zuchwałości oraz wielkiej odwagi. To cechy, które cenię. - Twarz niewiasty złagodniała, kiedy delikatnie dotknęła szczupłymi palcami policzka swego wybranka, uśmiechając się ciepło. - One czynią człowieka godnym mojego serca. Wiedz, że ta przeprawa nie będzie łatwa, lecz jeśli chcesz porwać się na to szaleństwo, uczyń to. Być może na końcu tej drogi czeka cię słodka nagroda. - Ostatnie słowa wyszeptała, zaraz po nich łącząc ich wargi w pocałunku pełnym uczuć, ujawnionych po miesiącach oczekiwania.

- Kocham cię. - Usłyszała, gdy oderwali się od siebie i na moment zamarła, całkowicie sparaliżowana tym wyznaniem i intensywnością spojrzenia głębokich, brązowych tęczówek.

- Ja ciebie też - odpowiedziała z przekonaniem, a po wypowiedzeniu tego stwierdzenia poczuła błogi spokój upewniający ją, iż podjęła słuszną decyzję; tym razem nie zamierzała zwlekać z wyrzeczeniem tych słów, nie chcąc kolejny raz żałować, że nie zdążyła ich wyjawić.

***

- Czy to nie za szybko na wstawanie? - Bayezid troskliwie objął swą małżonkę, asekurując ją przed ewentualnym upadkiem i zerknął na nią pełen lęku, że coś tak błahego może zagrozić zdrowiu kobiety, bez której nie wyobrażał sobie życia. - Medyczka powiedziała, że musisz leżeć. Nie powinienem pozwalać ci wychodzić na taras...

- Nie obawiaj się, znam dobrze swój organizm. - Ismihan czule pogładziła policzek mężczyzny, spoglądając na niego z uspokajającym uśmiechem. - Jestem osłabiona i obolała, ale poza tym nic mi nie dolega. Możesz mi wierzyć, znosiłam gorsze doświadczenia niż poród. Potrzebowałam zaczerpnąć świeżego powietrza. - Oparła głowę na piersi sułtana, przenosząc wnikliwe spojrzenie swym ciemnych, głębokich oczu na rozgwieżdżone niebo.

- Powiedz, gdy tylko poczujesz się gorzej - poprosił, całując jej kasztanowe loki niezmiennie pachnące wiatrem. - Nie wybaczyłbym sobie, jeśli cokolwiek by ci się stało. Jesteś sensem mojego istnienia.

- Tak bardzo mnie kochasz? - Spojrzała na padyszacha, zauważając w jego tęczówkach ten szczególny blask, który niegdyś zafascynował Jagiellonkę do tego stopnia, iż nie potrafiła zapomnieć o tym temperamentnym, niezwykle inteligentnym księciu.

- Masz co do tego jakiekolwiek wątpliwości? - Uniósł brew, może nawet nieco urażony tym pytaniem, choć bardziej rozbawiony, co nie uszło uwadze Ismihan.

- Skąd - zaprzeczyła z cichym chichotem, niemal namacalnie wyczuwając rozpierające ją od środka szczęście, którego już nigdy nie chciała zatracić. - Nasza miłość jest równe silna jak ta, która łączyła sułtana Sulejmana i twoją matkę. Nic nie jest w stanie zniszczyć tego uczucia.

- Gwiazdy również nam sprzyjają. Spójrz. - Wskazał Polce wyjątkowo jasny punkt na tle nieprzeniknionego granatu, przyćmiewający wszystkie pozostałe gwiazdy.

- Niesamowite - wyszeptała sułtanka, oczarowana tym niecodziennym zjawiskiem od pierwszej chwili, w której je ujrzała; ani stukanie do drzwi, ani donośna zgoda monarchy na wpuszczenie niespodziewanego gościa nie oderwały Jagiellonki od obserwowania nieba.

- Nuriye, co cię do mnie sprowadza? - Dopiero na wieść, iż to młodsza siostra władcy złożyła im wizytę, Ismihan wyrwała się z tego zawieszenia i zerknęła na jasnowłosą niewiastę, posyłając jej ciepły uśmiech.

- W zasadzie przyszłam w innej sprawie, ale ona może zaczekać do rana. - Wzrok Nuriye spoczął na błyszczącym punkcie, w który jeszcze przed momentem wpatrywała się małżonka sułtana. - Ja również zauważyłam tę gwiazdę, jaśniejszą od innych. O tym także chciałam porozmawiać. Przypomina mi ona gwiazdę z opowieści mej matki, która ponoć świeciła identycznie w noc, kiedy przyszłam na świat.

- Moi rodzice powtarzali to samo o dniu moich narodzin. - W sekundzie, w której to stwierdzenie padło z ust Polki spojrzenia obu kobiet spotkały się, tworząc między sobą unikatowe połączenie, nieosiągalne dla pozostałych, mogących być jedynie biernymi obserwatorami. - Kiedy się urodziłaś? Nie, poczekaj. - Zanim jasnowłosa zdążyła odpowiedzieć, Ismihan uniosła dłoń, a następnie zniwelowała dystans pomiędzy nimi, czując, jak jej serce niemal wyrywa się z piersi, choć nie rozumiała dlaczego. - Czy to było piętnastego maja dokładnie dwadzieścia lat temu?

- Tak. - Teraz i Nuriye poczuła łomot w klatce piersiowej, który stał się jeszcze silniejszy, kiedy bez namysłu złączyła swe dłonie z tymi należącymi do Jagiellonki; nie analizowała tego, robiła to, co podpowiadała jej podświadomość. - To oznacza, że jesteśmy siostrami z dwóch światów.

- Połączonymi światłem najjaśniejszej z gwiazd - dokończyła Polka, wyrażając doskonale myśli Osmanki; stało się jasne, iż przepowiednia, dawno temu zapisana w gwiazdach, została wypełniona. - Los zetknął nas nieprzypadkowo. Obie wypłakałyśmy tysiąc łez, by teraz stanąć naprzeciw siebie i zapewnić pokój naszym rodom. Dopóki będziemy razem, dobro zawsze wygra ze złem. A wszyscy będą żyli długo i szczęśliwie.

"Każdy dąży do tego samego, mimo to wiele jest wersji historii "- Sulejman Wspaniały

__________________________
Witajcie!

Na wstępie przepraszam, że rozdział pojawia się tak późno - miałam dzisiaj urodziny, a do tego dosyć zapracowany dzień, więc nie miałam kiedy wcześniej tego opublikować. Musicie mi wybaczyć tę zwłokę ^^ W ogóle nie planowałam tego, ale zupełnie przypadkiem wyszło tak, że ostatni rozdział tej historii pojawia się właśnie w dniu moich urodzin, co stanowi bardzo miły zbieg okoliczności c;

Ten rozdział jest wyjątkowy, bo wyłącznie dobry, nawet nieco bajkowy, bo właśnie taki klimat chciałam w nim stworzyć. Ismihan rodzi córeczkę o imieniu Esen (pamiętacie sen Ismi sprzed paru rozdziałów? To właśnie ta mała istotka jest tym wiatrem, który pokonał złotego lwa), Nuriye decyduje się dać szansę nowej miłości, a w seraju następuje pojednanie pomiędzy zwaśnionymi członkami rodziny. Na koniec okazuje się, że nasze dwie główne bohaterki, Ismihan oraz Nuriye, są połączone od dnia narodzin, zresztą wspólnego, a więc, jak to pięknie ujęły nasze sułtanki, są siostrami z dwóch różnych światów, połączonymi światłem najjaśniejszej z gwiazd. A dzięki temu, że wreszcie to odkryły, w ich połączonym już świecie zapanuje pokój i harmonia, której nie było od lat. I jak wam się podoba takie zakończenie tej historii? Spodziewaliście się go, a może oczekiwaliście zupełnie czegoś innego? Podzielcie się swoimi opiniami!

Nie żegnam się z wami jeszcze tutaj, bo specjalny, osobny rozdział z podziękowaniami i pożegnaniem pojawi się jutro z racji tego, że dzisiaj zwyczajnie już się z nim nie wyrobię. Tam na pewno się rozpiszę, będzie miejsce na łzy, podziękowania i pożegnania, także wyczekujcie go. Mam wam sporo do powiedzenia po całej tej przygodzie!

Buziaki ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top