25. Dobroć

20 czerwca 1557 roku, Konstantynopol

Dzień rozpoczęty na tarasie padyszacha automatycznie stawał się dobry. Rześkie, poranne powietrze kontrastowało z ciepłymi promieniami letniego słońca, tworząc idealną harmonię, dopełnianą pięknymi widokami na budzącą się do życia stolicę i zauważalne w oddali, spokojne morze. Taki poranek pobudzał wszystkie zmysły. Do uszu docierało radosne ćwierkanie ptaków, nozdrza wypełniały smakowite zapachy przygotowanych potraw, cieszących także podniebienie, a miękkie, wyszywane najlepszej jakości materiałami poduchy i drogocenne szaty dawały poczucie komfortu. Każda z dziewczyn w haremie marzyła o takim zaszczycie, lecz dostąpić mogły go wyłącznie dwie kobiety - prawowita małżonka władcy oraz jego jedyna faworyta. Tym razem towarzystwem sułtana cieszyła się Aysun, co ostatnimi czasy zdarzało się dużo rzadziej niż na początku.

- Jak postępy w śledztwie? - Pytanie niewiasty wyrwało Bayezida z zamyślenia, toteż rzucił jej nieco nieobecne spojrzenie, co skomentowała cichym chichotem. - Gdzie tak odpływasz myślami?

- Wybacz, mam ostatnio wiele zmartwień. - Uśmiechnął się niemrawo, nie do końca mówiąc prawdę.

Bliższym rzeczywistości byłoby stwierdzenie, że wnikliwie analizował ich relację, dochodząc do wniosków, których wcześniej do siebie nie dopuszczał. Przez krótką chwilę, gdy Aysun pojawiła się w jego świecie, ratując mu życie, przepadł kompletnie, tracąc dla niej głowę. Myślał wówczas, iż dopadła go zagubiona strzała Amora, a to obezwładniające doznanie automatycznie nazwał miłością, bez głębszego zastanowienia. Dopiero po czasie pojął czym rzeczywiście jest ta mistyczna siła, od wieków opiewana przez poetów i zrozumiał, że można odczuwać ją tylko wobec jednej kobiety, w przeciwieństwie do namiętności, żywionej wobec wielu. Ayusn z pewnością była wyjątkowa. Jej uroda zniewalała, umiejętność rozmawiania na każdy temat budziła podziw, a wrodzona inteligencja szacunek. Nie mógł jednak kochać tej niewiasty o hebanowych włosach porównywalnie do swej małżonki; najpotężniejsze z uczuć pozostawało zarezerwowane dla Ismihan.

- Właśnie o to pytałam. - Położyła swą drobną dłoń na kolanie monarchy, by skupić na sobie jego uwagę. - Jak idzie śledztwo?

- Są pewne postępy, ale wciąż wiemy niewiele - przyznał, spoglądając na nią. - Nie zaprzątaj sobie tym swojej pięknej główki. - Uśmiechnął się ciepło, gładząc ją po policzku. - Muszę wracać do pracy, Bali Bey na mnie czeka. - Wstał energicznie, więc Aysun uczyniła to samo, podążając za nim do wnętrza komnaty.

- Ostatnio poświęcasz mi bardzo mało czasu - zauważyła z wyraźnym smutkiem w głosie, wygładzając zdobny kaftan na piersi padyszacha i wykorzystała to, by spojrzeć mu w oczy. - Nigdy cię nie ma, ciągle pracujesz, prawie się nie widujemy.

- Jestem przywódcą najpotężniejszego państwa świata, mam wiele obowiązków - oznajmił, zachowując niewzruszoną powagę, przy czym niezaprzeczalnie przypominał swojego ojca, będąc równie dumny z posiadanego stanowiska i odpowiedzialny za kraj, co jego wielki poprzednik. - Historia musi zapamiętać moje imię. Chcę, jak moi mężni przodkowie, być wspominany przez kolejne pokolenia jako dobry władca.

- Osiągniesz wszystko, czego zapragniesz, jestem tego pewna - rzekła z łagodnym uśmiechem, poprawiając ukochanemu kołnierzyk od koszuli. - Ale życie to nie tylko praca. Może wybierzemy się wieczorem na przejażdżkę konną?

- Pomyślę o tym - obiecał, muskając wargami czoło niewiasty. - A teraz muszę już iść. Sprawy państwowe nie mogą czekać, za chwilę rozpoczynają się obrady Dywanu.

- Ja także pójdę. Twoja matka pragnęła, bym odwiedziła ją tego poranka - wyznała. - Nie chcę, żeby na mnie czekała.

- Słyszałem, że masz z nią bardzo dobry kontakt. - Pokiwał z uznaniem głową, szczerze ciesząc się, iż niezwykle wybredna i wymagająca Valide Sultan zaakceptowała choć jedną z jego kobiet, co oznaczało nieco mniejszą częstotliwość konfliktów wybuchających w haremie. - Jednakże uważaj, moja matka miewa niemądre pomysły. Nie angażuj się w żadne intrygi.

- Bez obaw, jestem tutaj wyłącznie po to, by dawać ci radość - zapewniła, co mężczyzna skomentował nikłym skinięciem, wyrażającym aprobatę. - Za pozwoleniem. - Dygnęła z gracją, wycofując się na korytarz.

Zatopiona we własnych myślach, pokonywała kręte, pałacowe korytarze nieuważnie, co musiało mieć swoje konsekwencje. Będąc tuż za jednym z zakrętów nie zauważyła nadchodzącej z naprzeciwka postaci, a gdy się zorientowała, było za późno, aby uniknąć zderzenia. Z impetem wpadła na równie filigranową kobietę, może nawet drobniejszą od niej, niemal przewracając ją na zimną, kamienną posadzkę. Jasnowłosa sułtanka w ostatniej chwili złapała równowagę, cudem zapobiegając bolesnemu upadkowi. Gdy już zdołała stabilnie stanąć na własnych nogach, nie omieszkała posłać niezdarnej dziewczynie karcącego spojrzenia, jeszcze zbyt oszołomiona, by przemówić.

- Sultanym, wybacz. - Ayusn pokornie spuściła wzrok, zastygając w głębokim ukłonie; wiele słyszała o chłodnej, zdystansowanej i okrutnej córce zmarłego padyszacha, przed którą każda z nałożnic czuła lęk.

- Uważaj, hatun. - Nuriye zmrużyła gniewnie powieki, poprawiając swe bujne, złote loki oraz wygładzając drogocenną suknię. Nieco odżyła po tajemniczej wizycie ukochanego, lecz cierń, zasiany w jej sercu po śmierci Yahyi nie zniknął, powodując ponowne zamknięcie na otaczającą rzeczywistość. Pozostawała w swym własnym świecie, do którego klucz dostawali nieliczni. Pozostałym nie potrafiła okazać żadnych cieplejszych uczuć. - Bycie faworytą sułtana nie zwalnia cię z okazywania szacunku jego rodzinie.

- Oczywiście. - Dygnęła pokornie raz jeszcze, nie chcąc wchodzić na wojenną ścieżkę z tak potężną osobistością, mającą ogromny wpływ na sprawy seraju. Pragnęła ze wszystkimi żyć w zgodzie, nie robiąc sobie niepotrzebnych problemów. - To się więcej nie powtórzy.

- Mam nadzieję. Możesz odejść. - Machnęła obojętnie ręką, a gdy Aysun oddaliła się w swoją stronę, długie minuty obserwowała ją wnikliwie, jakby intensywnie analizowała coś w swoim umyśle. - Elif. - Przywołała najwierniejszą służącą, której w pewnych momentach ufała bardziej niż samej sobie.

- Słucham, pani. - Szarooka niewiasta momentalnie zjawiła się przy boku swej sułtanki, gotowa spełnić każde jej życzenie.

- Nie podoba mi się ta dziewczyna - rzekła w zamyśleniu, zerkając znacząco w kierunku, w którym przed momentem podążyła Aysun, znikając im z pola widzenia. - Obserwuj ją. Informuj mnie o wszystkim, co robi. Muszę znać każdy jej krok. Czuję, że ona przysporzy nam jeszcze wielu kłopotów.

***

Ogromna, bogato zdobiona komnata, tylko nieco mniejsza od tej zajmowanej przez padyszacha, stanowiła iście mityczne miejsce dla wszystkich nałożnic, zwłaszcza tych, które nie miały okazji, by przekroczyć jej próg. Aysun nie odwiedzała sypialni władczyni haremu po raz pierwszy, lecz przepych tego pomieszczenia wciąż ją onieśmielał. Perskie dywany na posadzkach emanowały orientalnymi kolorami, umieszczone w każdym kącie szkatułki z biżuterią przykuwały wzrok, podobnie jak wyszywane złotymi nićmi, aksamitne poduchy, których miękkość miała okazję sprawdzić również tego poranka. Nie do końca odnajdowała się w takiej przestrzeni, w przeciwieństwie do Hurrem. Ona pasowała idealnie do tego obrazka, a wystawne otoczenie, zamiast przyćmiewać, podkreślało siłę i potęgę rudowłosej piękności.

- Słyszałam, że spędziłaś tę noc z moim synem. - Roksolana splotła place na swych kolanach, przychylnie spoglądając na swoją młodą towarzyszkę, w której widziała kontynuatorkę wielkiej misji, jaką sama zapoczątkowała, z niewolnicy stwarzając sułtankę rządzącą światem. - Jak się między wami układa?

- Doskonale, sultanym. - Aysun uśmiechnęła się szeroko dla potwierdzenia wypowiedzianych słów, radując tym Valide Sultan.

- Mój syn potrzebuje właściwiej kobiety u boku. Szybko się nudzi, więc dbaj o jego zainteresowanie, bądź nieustępliwa. Ja niegdyś w ten sposób zdobyłam wieczną miłość sułtana Sulejmana. - Z uśmiechem powróciła do wspomnień swej młodości, kiedy, pomimo wielu przeciwności, była najszczęśliwszą kobietą na ziemi. - Jeśli zajdziesz w ciążę i powijesz księcia, twoja pozycja stanie się o wiele mocniejsza. Z moim wsparciem zajdziesz na sam szczyt. Módl się teraz, by Bóg jak najprędzej obdarzył cię dzieckiem.

- Inshallah, pani. - Skinęła pokornie, upijając łyk szerbetu.

- Jak zapewne wiesz, mój syn ma prawowitą małżonkę, lecz ja od początku nie popierałam tego małżeństwa. Ismihan jest zbyt zaangażowana politycznie, jestem pewna, że uważa się za ważniejszą od samego padyszacha. - Przytaczając imię polskiej księżniczki wyraz twarzy Hurrem uległ gwałtownej zmianie. Zniknął pogodny, łagodny uśmiech, zastąpiony przez wyraźny grymas złości, ukazujący ogrom niechęci, odczuwanej wobec Jagiellonki. - Dobrze ci radzę, zrób wszystko, aby zniechęcić sułtana do tej lechistańskiej żmii. Dopóki ona tutaj będzie, niewiele uda nam się zdziałać. Ismihan musi zniknąć, abyś mogła zostać Haseki Sultan.

- Pani, doceniam twą troskę, lecz moim celem nie jest pozbywanie się kogokolwiek, zwłaszcza tak ważnej dla sułtana osoby - wyjaśniła spokojnie, a Roksolana pomyślała, iż stanowi jej dokładne przeciwieństwo. Ona nigdy nie potrafiła zachować opanowania na myśl o innej kobiecie w alkowie ukochanego, co niejednokrotnie doprowadziło ją do poważnych kłopotów, lecz także zapewniło nienaruszalną pozycję w haremowej hierarchii. - Pragnę jedynie jego szczęścia.

- Nie jesteś zazdrosna? - Rusinka nie umiała ukryć autentycznego zdziwienia tym, co usłyszała od swej rozmówczyni. - Wiem, że mój syn ostatnio spędza mnóstwo czasu z Ismihan. Wygląda na to, że znów zwariował z miłości do niej, tak samo jak w czasach, gdy był jeszcze księciem. Ja na twoim miejscu szalałabym z rozpaczy.

- Staram się żyć w zgodzie z zasadami i jestem pewna, że sułtan to we mnie ceni. Lubi moją cierpliwość i bezkonfliktowość - wyjaśniła, zupełnie jakby spędziła w pałacu wiele lat i niejedno przeżyła, choć rzeczywiście przebywała w Topkapı znacznie krócej. - Nie chcę wywoływać niepotrzebnych awantur.

- Musisz się jeszcze dużo nauczyć, aby przetrwać w tym piekle i stać się ognioodporna. - Roksolana pokiwała w zamyśleniu głową, widząc, iż wiele przed nią pracy, żeby z tej cichej, skromnej dziewczyny stworzyć wielką sułtankę. Jednocześnie dostrzegała jej potencjał i zamierzała dołożyć wszelkich starań, by kiedyś stała się tak potężna, jak ona. - Jesteś za dobra na haremowe realia. I jeśli nie zmienisz nastawienia, przyjdzie ci za tę dobroć zapłacić wysoką cenę.

***

- Ciociu, czemu jesteś taka smutna? - Murad przekrzywił główkę, wpatrując się w jasnowłosą sułtankę o bladym, zmęczonym obliczu z niezrozumieniem i ciekawością charakterystyczną dla dziecka w jego wieku. - Gdzie jest Orhan? Chcę się z nim pobawić.

Po tych słowach księcia w komnacie zapanowała martwa cisza, której żadna z przebywających tam kobiet nie śmiała przerwać. Nie wiedziały jak powinny się zachować ani czy jakakolwiek reakcja byłaby właściwa, więc zamarły nieruchomo, posyłając sobie niepewne spojrzenia i w napięciu oczekując na to, co zrobi Mahfiruz. Matka jedynego następcy tronu chciała natychmiast przywołać syna do siebie i jakoś wytłumaczyć mu, iż nie powinien o to pytać, lecz po zerknięciu na dawną ulubienicę padyszacha zaniechała tych zamiarów. Nie wydawała się zła, jedynie poruszona, gdy uspokajająco uniosła dłoń, jasno dając do zrozumienia, że przywołanie zmarłego dziecka, choć bolesne, nie niosło za sobą wybuchu rozpaczy.

- Murad, chodź tutaj. - Wyciągnęła ręce w stronę malca, a kiedy ochoczo podszedł bliżej, ujęła jego rumianą buzię, uśmiechając się blado; mały książę tak mocno przypominał jej zmarłego syna, będąc, podobnie jak Orhan, niemal wierną kopią swojego ojca. - Twój brat odszedł. Jest teraz w niebie i obserwuje nas z góry.

- Czemu tam poszedł? Niech wróci. Orhan! - Zadarł głowę do góry, przyglądając się sufitowi z nadzieją, iż za moment ujrzy tam brata. - Wracaj już, tęsknię za tobą!

Mahfiruz musiała na moment przymknąć powieki, by powstrzymać gromadzące się pod nimi łzy, co jednak niewiele pomogło. Nie mogąc wydusić z siebie żadnej logicznej odpowiedzi przygarnęła Murada bliżej, zamykając go w szczelnym uścisku, chcąc tym gestem zastąpić to, czego nie potrafiła wypowiedzieć. Nie umiała wytłumaczyć tak małemu dziecku dlaczego ukochany braciszek nigdy nie wróci, nie znała właściwych słów, podobnie jak towarzyszące jej kobiety. One również milczały, obserwując tę scenę ze ściśniętym gardłem. Nawet skute wiecznym lodem serce Nuriye dotknął ten widok, sprawiając, że spuściła wzrok, wbijając go w swoje złączone dłonie. Podobnie uczyniła Ismihan, czując, iż to zbyt intymna chwila, aby mogła bezkarnie ją obserwować. Zresztą nie potrafiła; zwykle odporna na cierpienie, tym razem przegrała z obezwładniającym smutkiem, bijącym od tej dwójki, tkwiącej w rozpaczliwym uścisku. Tylko Mihrimah patrzyła na pogrążoną w żalu matkę i stęsknionego chłopca niewiele widzącym spojrzeniem zasnutym łzami, spływającymi wolno po jej bladych policzkach.

- Kochanie, Orhan już nie wróci na ziemię. Teraz jest aniołem, będziesz czuł jego obecność, ale nie będziesz go widział. Będzie się tobą opiekował. A kiedyś spotkacie się ponownie w niebie. - Mahfiruz pocałowała czule złote loki małego księcia, z trudem panując nad szlochem, usilnie próbującym wstrząsnąć jej ciałem.

- Esma. - Ismihan skinęła na swoją służącą, widząc jak ciężko sułtance kontrolować swój organizm. - Zabierz księcia do komnaty.

Dziewczyna skinęła i podeszła do chłopca, który niechętnie oderwał się od jasnowłosej niewiasty, pozwalając służce zaprowadzić się na korytarz. Gdy zniknął im z pola widzenia, Mahfiruz odetchnęła głęboko, przecierając zmęczoną twarz. Niemal w tym samym momencie poczuła kojący dotyk dwóch dłoni, a gdy uniosła wzrok, dostrzegła wpatrzone w nią trzy pary oczu. W każdych widziała niezmierzoną troskę i szczere współczucie, co zmusiło sułtankę do bladego uśmiechu, posłanego w podzięce każdej z otaczających ją kobiet. W obliczu tak wielkiej tragedii wsparcie innych mieszkanek haremu pozwalało odnaleźć siłę, by każdego ranka wstać z łóżka i przezwyciężyć pragnienie dołączenia do syna.

- Jesteś niezwykle silną kobietą. - Pierwsza ciszę przerwała Ismihan, pełna szczerego podziwu dla wytrzymałości dawnej konkubiny władcy. Sama w podobnej sytuacji zapewne nie umiałaby zachować takiego opanowania. - Stanowisz wzór dla nas wszystkich.

- To prawda. - Niespodziewanie do rozmowy włączyła się Nuriye, która od śmierci Yahyi mówiła niewiele, niemal wyłącznie wówczas, gdy sytuacja ją do tego zmusiła. Mimo to pragnęła dodać coś od siebie, czując wyraźnie, iż ten wieczór roztopił część lodu w jej sercu. - Podziwiam cię. Ja nie potrafiłam poradzić sobie z cierpieniem, wciąż nie potrafię. Odrzuciłam wszystkich, którzy chcieli mi pomóc, zatracając się we własnym bólu. Dobrze, że nie popełniasz moich błędów.

- Wybacz, ja płaczę, gdy ty tak dzielnie się trzymasz. - Mihrimah nerwowym ruchem starła łzy ze swoich policzków, uśmiechając się słabo. - Jesteś niesamowita. Pamiętaj, że nigdy nie zostaniesz z tym sama.

- Dziękuję wam. - Usta Mahfiruz po raz pierwszy od kilku dni rozciągnęły się w szczerym uśmiechu, gdyż pośród smutku odnalazła cień szczęścia w postaci wspaniałych przyjaciółek, umiejętnie podnoszących ją na duchu. - To wy sprawiacie, że każdego dnia mam siłę, by wstać. Wasza dobroć trzyma mnie przy życiu.

***

- Pani, nie uważasz, że nadszedł czas na ostateczny krok? - Brodaty mężczyzna zerknął w ciemne, nieprzeniknione oczy swej rozmówczyni, poszukując w nich odpowiedzi na dręczące go wątpliwości.

- Jeszcze za wcześnie. - Pokręciła gwałtownie głową, a jej krucze włosy wysunęły się spod kaptura, opadając na alabastrową cerę. - Wciąż jesteśmy na początku naszej drogi. Sułtan nie jest dostatecznie słaby. Nie otrzymał wystarczająco wielu ciosów.

- Co teraz planujesz? - Padło pytanie, po którym malinowe wargi kobiety ozdobił tajemniczy uśmiech, wyrażający więcej niż jakiekolwiek słowa; nie ulegało wątpliwości, iż pragnie krwawej zemsty.

- Bayezid zapłaci za wszystkie swoje grzechy - odrzekła spokojnie, lecz niemal czarne tęczówki płonęły żywym ogniem, stanowiąc zaprzeczenie dla beznamiętnego tonu, jakim przemawiała do swego towarzysza. - Skrzywdzę go od środka, powoli, bez rozgłosu. Zniszczę wszystko, co kocha, odbiorę to, co daje mu szczęście. Decydujący cios zadam, gdy nie będzie miał już nic. Obrócę w niwecz jego życie, władzę i imperium, na którego czele stoi.

- Co rozkażesz, pani? - Mężczyzna, zaintrygowany wypowiedzią niewiasty, pochylił się nieco w jej stronę, aby jak najlepiej wychwycić każde polecenie, które wyda, gotowy zginąć dla tej sprawy.

- Chcę, aby w tym przeklętym pałacu zapanowała wieczna żałoba. - Zerknęła na pogrążony w mroku seraj, mrużąc gniewnie powieki. - Niech wiedzą, że Orhan to dopiero pierwszy z Osmanów, który zginie z mojej ręki. Pragnę ujrzeć jak cały ten ród wymiera na moich oczach.

- Mamy zająć się drugim z synów padyszacha? - spytał, intuicyjnie zaciskając palce na swym sztylecie.

- Nie. Małego księcia strzegą teraz pilniej niż kiedykolwiek, nie uda nam się go zabić - orzekła. - Na niego też przyjdzie czas, ale w tym momencie nie możemy ryzykować zdemaskowania. Pora na kogoś innego. Osobę, której śmierć zaboli nie tylko sułtana.

- Masz na myśli sułtankę Ismihan? - Spróbował zgadnąć, lecz pobłażliwy uśmiech kobiety szybko uświadomił go, że nie miał racji w swoich przypuszczeniach.

- Nie potrzeba nam teraz najazdu jagiellońskich wojsk, nieprawdaż? - Spojrzała znacząco na swego rozmówcę, uzyskując w odpowiedzi pokorne skinięcie. - Jej śmierć wywołałaby chaos, który zaburzyłby nasz plan. Wprawdzie w ten sposób trafilibyśmy Bayezida w najczulszy punkt, lecz jeszcze za wcześnie na tak poważne przedsięwzięcia. Jest jednak ktoś cenny dla wielu mieszkańców tego pałacu, również dla naszej polskiej księżniczki. Po tej śmierci zapłacze nie tylko wielki monarcha, ale także drugi człowiek w państwie i najpotężniejsza kobieta w haremie.

- A więc...

- Tak - przerwała mu, uśmiechając się zagadkowo. - Doprowadzę do ostatecznego zaćmienia słońca i księżyca.

__________________________
Witajcie!

Zbliżamy się powoli do końca drugiego tomu i do rozwiązania zagadki, jaką niewątpliwie jest to, kto czyha na życie i szczęście Osmanów. W tym rozdziale na początku Aysun w końcu spędza trochę czasu z Bayezidem, jednak nie jest już między nimi tak, jak było kiedyś. Sułtan zrozumiał, że kocha wyłącznie Ismihan, a jego faworyta to wyłącznie zauroczenie i już nie szaleje na każde jej skinienie. Po wyjściu z komnaty padyszacha Aysun wpada na Nuriye, która ma złe przeczucia wobec owej nałożnicy. Jak myślicie, ma rację? A może się myli?

Kolejna scena to spotkanie Aysun z Hurrem. Roksolana postanowiła wspierać ulubienicę swojego syna, ponieważ widzi w niej odpowiednią kobietę dla niego i kontynuatorkę tego, co sama zapoczątkowała (choć, na zdrowy rozsądek, to przecież nasza Ismi jest potężniejsza i na pewno ma większy potencjał w sułtanacie kobiet, no ale kto by śmiał się kłócić z Hurrem :D). Pragnie wspierać Aysun i sprawić, by to ona została główną konkubiną padyszacha. Aysun nie chce posuwać się do żadnych radykalnych metod, ale ceni sobie sympatię matki władcy. Co według was przyniesie ten sojusz? Czy może on cokolwiek zmienić w seraju?

Kolejna scena to jedna z najsmutniejszych chyba w całym drugim tomie. Przyznam wam szczerze, że nawet przy pisaniu zrobiło mi się bardzo smutno, gdy pisałam kwestie Murada, pytającego o swojego zmarłego brata. Na szczęście Mahfiruz nie jest sama w swojej żałobie, wspierają ją bowiem wszystkie najważniejsze kobiety w haremie, no, oczywiście poza Hurrem. Co sądzicie o tej przyjaźni między Ismihan, Mahfiruz, Nuriye i Mihrimah?

I na koniec scena-zagadka, bo nie wiadomo kto bierze w niej udział. Są to na pewno spiskowcy, którzy próbują zniszczyć dynastię. Macie pomysły kim są? I jaki będzie ich następny krok, skoro mowa o ostatecznym zaćmieniu słońca i księżyca?

Jak zawsze czekam na wasze opinie w komentarzach, bo czytam je z wielką przyjemnością. Ostatnio aktywność tutaj nieco spadła, ale mam nadzieję, że wkrótce wróci na dawny poziom <3

Buziaki ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top