2. Sekrety

16 listopada 1556 roku, Konstantynopol

- Traktujesz mnie jak dziecko - burknęła oburzona sułtanka, niecierpliwie odgarniając z twarzy blond kosmyki. - Mówiąc, że chcę iść na spacer miałam na myśli, że chcę być sama.

- Piękna dziś pogoda. Ciepło, słonecznie, jakby to były pierwsze miesiące wiosny. - Yahya spojrzał w bezchmurne niebo, zupełnie ignorując słowa Nuriye. - Nieprawdaż?

- Yahya bey - odezwała się zimno, gwałtownie zatrzymując w miejscu i ani myśląc iść dalej. - Jeśli w tej chwili nie posłuchasz mojego rozkazu, spotka cię za to surowa kara - rzuciła hardo, unosząc wysoko głowę, czym chciała pokazać swoją pozycję.

- Pani. - Yahya również przystanął i obrócił się w jej kierunku, zachowując stoicki spokój i niezmienny wyraz twarzy. - Uczyń mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i pozwól mi towarzyszyć ci w tej wędrówce - dodał, po czym ukłonił się nisko, na co zirytowana jasnowłosa przewróciła oczami o kolorze wzburzonego morza, wzdychając ciężko.

- Nie jesteś godzien, by stąpać moim śladem. - Nonszalancko zarzuciła włosy do tyłu, po czym uniosła przód sukni i ruszyła żwawym krokiem, nie oglądając się na swego towarzysza, pozostawiając go w tyle.

Nie nacieszyła się długo tą względną wolnością. Ledwie odeszła parę metrów, usłyszała za sobą szmer oznaczający, iż ktoś się zbliża. Bez wahania sięgnęła po ukryty pośród warstw tkaniny sztylet, który zawsze nosiła przy sobie i odwróciła się, przyciskając ewentualnego napastnika do pobliskiego drzewa, tym samym przykładając ostrze do jego szyi. Uniosła wzrok, z chytrym uśmieszkiem patrząc wprost w ciemne tęczówki Yahyi, przestraszonego tym zajściem, czego usilnie starał się nie okazywać.

- I co teraz? - zapytała cicho, będąc tak blisko, że prawie dotykała swoimi wargami ust mężczyzny. - Mogę cię zabić. Jedno pociągnięcie i po tobie - stwierdziła pewnie, mocniej zaciskając dłoń na swej broni.

- Nie zrobisz tego - szepnął, odważnie wpatrując się w jej oczy, czego nie robił zbyt często.

- Nie? - Uniosła jedną brew. - Nie znasz mnie. Jestem zdolna do wielu rzeczy. Nawet...

Nie dał dziewczynie dokończyć, bo bezceremonialnie wpił się w jej usta, czym skutecznie ją uciszył, a zaskoczona tym nagłym obrotem spraw upuściła sztylet. Mimowolnie oddała pocałunek, zaraz jednak opamiętała się i oderwała od mężczyzny, wzdychając ciężko.

- Dobrze, tym razem wygrałeś. Następnym już nie będę taka uległa - zapewniła, odsuwając się od niego na bezpieczną odległość, po czym podniosła swój nóż i schowała go.

- Sultanym, nie złość się na mnie - odezwał się łagodnie Yahya. - Dobrze się czujesz? - zapytał, nieświadomie zerkając na jej brzuch, po którym zaczynało być widać, iż jasnowłosa spodziewa się dziecka.

- Wyśmienicie - prychnęła ironicznie.

Ta ciąża była dla niej istnym utrapieniem. Nie mogła sobie wyobrazić przyszłości, tego, że będzie zmuszona wychowywać potomka mężczyzny, który tak bardzo ją skrzywdził. Nawet nie starała się pokochać małej istotki, rozwijającej się pod sercem najmłodszej pociechy Sulejmana. Nienawidziła tej niewinnej kruszyny, powstałej w wyniku fatalnej pomyłki, jaką niewątpliwie było małżeństwo Nuriye z Ahmedem paszą.

- Pani, rozumiem jakie to dla ciebie trudne, ale pamiętaj, że ono w niczym nie zawiniło. Nie wolno ci grzechów ojca przerzucać na dziecko - zauważył, patrząc na nią z uwagą.

- Mieliśmy iść na targ, szkoda tracić dnia - stwierdziła, zmieniając temat, po czym podążyła w kierunku centrum miasta, nie zważając na reakcję swojego towarzysza.

Yahya jedynie pokręcił głową i ruszył jej śladem, wkrótce ją doganiając. Resztę trasy pokonali w ciszy, gdyż żadne z nich nie potrafiło zacząć rozmowy. Oboje pogrążyli się w rozmyśleniach, zatracając w swoim własnym, niedostępnym dla innych świecie. Nie czuli się jeszcze swobodnie w swoim towarzystwie, często zapadały między nimi momenty niezręcznego milczenia, choć nie dało się ukryć, iż są sobie coraz bliżsi. Subtelny dotyk, ukradkowe spojrzenia i kradzione pocałunki to wszystko, na co w tamtym momencie mogli sobie pozwolić.

Niespodziewanie Nuriye zatrzymała się w miejscu, niczym sparaliżowana, przez co mężczyzna prawie ją staranował, wpadając na nią. Ta momentalnie otrząsnęła się i pociągnęła go za rękę, wraz z nim ukrywając się za murem.

- Cicho - szepnęła, spostrzegając, iż chce się odezwać, po czym wychyliła się lekko, przez moment z uwagą przyglądając czemuś, czego przyjaciel księcia Mustafy nie dostrzegał. - Spójrz - dodała cicho, skinięciem głowy wskazując mu odpowiedni kierunek. Yahya wytężył wzrok, skupiając spojrzenie na parze skrytej w mroku, rozprawiającej o czymś, żywo gestykulując. - Czyż to nie nasza księżniczka? - Blondynka zadała pytanie retoryczne, pewna swych racji.

- Prenses Anahita? - Brunet zmarszczył brwi, jeszcze przez chwilę obserwując wnikliwie stojącą w pewnej odległości kobietę. - Rzeczywiście - zgodził się, gdy niewiasta na moment odsłoniła swą twarz, nie pozostawiając wątpliwości odnośnie swojej tożsamości.

- Trzeba dowiedzieć się kim jest ten mężczyzna - oceniła niebieskooka, spoglądając na swego towarzysza. - Ty się tym zajmiesz, Yahya - oznajmiła stanowczo, co bey przyjął bez większych oporów. - Na razie nikogo nie możemy o tym informować, zwłaszcza sułtana.

- Rozumiem - odparł, pojmując powagę sytuacji. - Jeśli zdobędę jakieś informacje, od razu cię o tym powiadomię - zapewnił, a jasnowłosa jedynie uśmiechnęła się z pobłażaniem.

- Spróbuj coś przede mną ukryć, a spotka cię za to sroga kara - mruknęła, mrużąc powieki. - Mam cię na oku, Yahya. Nawet nie...

- Spokojnie, sultanym - przerwał jej, choć nie powinien tego robić, ale dla tej pięknolicej, osmańskiej królewny był w stanie złamać wszelkie zasady. - Nie masz powodu, aby we mnie wątpić.

- Obyś mnie nie zawiódł. - Zbliżyła się do niego, patrząc mu w oczy. - Inaczej moja osoba będzie dla ciebie tylko miłym wspomnieniem w zimnym, ciemnym lochu - wyszeptała wprost do jego ucha. - Nie chciałbyś tego, prawda? - Przechyliła głowę, unosząc kąciki swych ust w enigmatycznym uśmiechu.

- Nie... - zająknął się, nie mogąc uwierzyć, że ta niepozorna dziewczyna działa na niego aż tak mocno. - Nie - powtórzył, odchrząkując, aby jego głos wrócił do normy.

- Dobra odpowiedź. - Delikatnie musnęła wargami policzek mężczyzny, a następnie odsunęła się, prostując dumnie. - Bierz się do pracy, Yahya. Chcę jak najszybciej poznać każdy szczegół tego tajemniczego spotkania - zaznaczyła. - Sama wrócę do pałacu. Obiecałam Mihrimah, że wieczorem będę towarzyszyć jej podczas zabawy - dokończyła, po czym odwróciła się, wolnym, dostojnym krokiem odchodząc w stronę seraju.

Yahya skinął na swych strażników, skrytych pośród drzew, którzy w mig zrozumieli wydane polecenie i podążyli w ślad za sułtanką, zachowując jednak odpowiedni dystans. Nie mógł pozwolić, żeby stała jej się jakakolwiek krzywda, więc gdy sam nie miał możliwości towarzyszyć Nuriye w licznych przechadzkach, wysyłał wraz z nią swoich zaufanych ludzi. Tymczasem najbliższy przyjaciel sehzade Mustafy ruszył w przeciwną stronę, poszukując swego dobrego znajomego, u którego chciał zasięgnąć pomocy. Pragnął, swym zwyczajem, jak najlepiej wykonać powierzone zadanie, ale tym razem było to dla niego szczególnie ważne.

***

Bayezid zacisnął dłoń na łuku, ostrożnie stawiając stopę. Był już tak blisko. Od przeszło piętnastu minut śledził jedną łanię, która jak na złość wciąż uciekała mu z pola widzenia. Wreszcie jednak znalazł dogodne miejsce, a gdy zwierzę pochyliło się, pijąc z pobliskiego strumyka, padyszach naciągnął cięciwę swej broni, ustawiając strzałę w odpowiedniej pozycji. Nieświadomie wstrzymał oddech, czekając jeszcze kilkanaście sekund, aby strzał był jak najbardziej precyzyjny.

- Panie... - Słowo, które nagle wypowiedział jeden ze służących całkowicie wytrąciło władcę z równowagi, a wypuszczona strzała przecięła powietrze, ostatecznie spadając na ziemię, kilkanaście metrów od planowanego celu.

Panujący mruknął coś pod nosem, momentalnie odwracając się w stronę przypadkowego posłańca i zaciskając pięści, co miało zapobiec niekontrolowanemu wybuchowi złości. Nie umiał wytłumaczyć, jak to się stało, lecz odkąd jego prawowita małżonka wyjechała, miał olbrzymi problem z panowaniem nad własnymi emocjami. Denerwowały go drobnostki, zupełnie tak, jak wówczas, gdy był jeszcze księciem z wielkimi ambicjami i olbrzymim zapałem do pracy, ale także temperamentem, którego nikt nie potrafił okiełznać. I to martwiło go najbardziej.

- O co chodzi? - zapytał już spokojnie, tak, jak przystało na sułtana potężnego imperium.

- Wybacz mi, panie, nie chciałem przeszkadzać. - Sługa jeszcze pogłębił ukłon, w którym wciąż trwał, na co Bayezid jedynie machnął ręką, dając mu znak, aby kontynuował. - Patrolując okolicę, zauważyliśmy powóz, zbliżający się do pałacu. Nie przypominał tego, którym zwykle poruszają się kupcy i handlarze.

Mężczyzna słuchał uważnie swego poddanego, gdyż ta informacja wypełniła jego serce nadzieją. Choć było to niezwykle mało prawdopodobne, w umyśle padyszacha pojawiła się myśl, iż to Ismihan postanowiła wrócić. Wciąż wierzył, że jego ukochana zrozumie swój błąd i nie opuści go na długo, utwierdzając w przekonaniu, że ich miłość może przetrwać wszystko. Tak wiele już razem przeżyli, tyle wzlotów i upadków. Przebyli wspólnie długą drogę, co rusz pokonując rozmaite przeszkody, jakie los rzucał im pod nogi. Skrzydła, utkane z tego niezwykłego uczucia, dotąd unosiły tę parę ponad ziemskie problemy i pozwalały im wzbić się do nieba. Bayezid ostatnio czuł jednak, że coś złamało jedno z nich, a on sam niebezpiecznie leciał w dół, nie mogąc nic na to poradzić.

- A zatem trzeba się przekonać któż postanowił odwiedzić seraj - zdecydował, oddając łuk jednemu ze swych strażników, a następnie założył zdobiony turban i ruszył na przód, prowadzony przez służącego, który chwilę wcześniej ośmielił się przeszkodzić mu w polowaniu.

Błyskawicznie pokonali wytyczoną trasę, docierając na główną drogę, przy której czekał zatrzymany wcześniej powóz. Władca bez wahania podszedł bliżej, wszedł na trzy, drewniane schodki i zajrzał do środka, gdzie zauważył skuloną postać, do której przytulał się śpiący chłopiec. Na pierwszy rzut oka Bayezid dostrzegł blond kosmyki, wystające spod chusty okalającej twarz tajemniczej niewiasty, która, słysząc kroki, z przerażeniem podniosła głowę, mocniej przyciskając do piersi swojego syna. Spojrzała prosto w jasne tęczówki sułtana, oniemiałego widokiem kobiety. Jasnowłosa zamarła, rozchylając swoje malinowe wargi. Jej serce biło w szaleńczym tempie, miała wręcz wrażenie, iż mężczyzna może je usłyszeć. Oddychała równie niespokojnie, ściskając w dłoni skromny sztylet, kupiony przed wyjazdem od wędrownego kupca. Był jedynym narzędziem, mogącym służyć do obrony, o czym blondynka doskonale wiedziała.

16 listopada 1556 roku, Kraków

- Księżniczko, trapi mnie bieda. Mój mąż stracił pracę, mamy czwórkę dzieci do wychowania, oszczędności się kończą... - mówiła zgarbiona, spracowana kobieta, wpatrzona w polską królewnę, która była dla niej ostatnią deską ratunku.

- Kim z zawodu jest twój mąż? - zapytała Katarzyna, ściskając dłoń drobnej brunetki.

- Stolarzem, pani, ale żaden zawód mu niestraszny - zapewniła gorliwie.

- Straże! - zawołała sułtanka, zerkając w stronę dwóch towarzyszących jej mężczyzn, wybranych przez nią spośród krajowego wojska. - Pójdźcie z tą kobietą do jej domu. Zapewnijcie jej oraz jej rodzinie godne warunki do życia, a mężowi każcie zgłosić się nazajutrz do przypałacowej stolarni - poleciła, po czym znów zerknęła na swą rozmówczynię, uśmiechając się do niej ciepło.

- Pani, nie wiem jak ci dziękować! - rzekła wzruszona, z czcią całując skrawek drogocennej sukni, jaką Ismihan miała na sobie.

- Niech Bóg ma w opiece ciebie i twoich najbliższych - dodała jeszcze córka króla Rzeczpospolitej, po czym kiwnęła głową na swych towarzyszy, którzy w mig wykonali wcześniejszy rozkaz, odchodząc wraz z ową kobietą w kierunku jej domostwa.

Sułtanka uwielbiała spędzać czas wśród mieszkańców stolicy. Starała się pomagać im najlepiej, jak potrafiła i robiła wszystko, aby zapewnić swym poddanym spokój i dobrobyt. Co rusz zatrzymywana przez starca w potrzebie czy dziecko, pragnące odrobiny uwagi, każdego obdarowywała szczerym uśmiechem i dobrym słowem, nikomu nie szczędząc zainteresowania, choć oczywiście nie miała możliwości porozmawiać z każdym z ogromnego tłumu. Tym razem wyjątkowo uważnie przypatrywała się mijanym osobom, gdyż poszukiwała wśród nich Aleksandra. Obiecał, że przyjdzie na spotkanie z Katarzyną, lecz nie mogła wypatrzeć go wśród tak wielu ludzi. I gdy już straciła nadzieję, że uda im się spotkać, dostrzegła go, ledwie parę metrów od siebie. Nie było to trudne, jako jedyny nie lgnął do niej, a tylko stał, wpatrzony w nią z niedowierzaniem. Nie dziwiła się temu ani trochę, w końcu ta informacja, przekazana w ten sposób, musiała go zaskoczyć.

- Witaj, młodzieńcze - odezwała się, podchodząc do niego, podczas gdy delikatny uśmiech błąkał się po ustach matki następcy osmańskiego tronu. - Co tu robisz? - Zatrzymała się, nie zważając na oniemiałe spojrzenie swego wieloletniego przyjaciela.

- Księżniczko... - wyszeptał, spuszczając wzrok i kłaniając się w pośpiechu, o czym całkowicie zapomniał, zszokowany takim obrotem spraw. - Ja... - urwał, nie wiedząc, co odpowiedzieć.

- Wyglądasz na silnego i sprawnego fizycznie. - Pokiwała z uznaniem głową, mierząc go uważnym spojrzeniem. - Czyż nie chciałbyś wstąpić do armii i bronić honoru swej ojczyzny? - zapytała swobodnie, jak to miała w swej naturze, bowiem kontakty z innymi ludźmi od dzieciństwa przychodziły jej z niezwykłą łatwością.

- Oczywiście - potwierdził natychmiast, wiedząc, że nie mógłby zareagować inaczej.

- Świetnie. - Ismihan uśmiechnęła się promiennie. - Staw się dziś wieczorem w koszarach - rzuciła jeszcze, ruszając w dalszą drogę, pozostawiając go oszołomionego, z tysiącem myśli, które krążyły w jego umyśle, nie pozwalając na zaznanie spokoju.

Katarzyna była doskonałym strategiem, nie tylko podczas wypraw wojennych. Zaplanowała każdy szczegół tego krótkiego spotkania i plan został wykonany po myśli Jagiellonki. Pozostało jej wyłącznie stawienie się w siedzibie wojska i dokończenie działa, a następnie czekanie na odpowiednią okazję, która miała nadejść szybciej, niż przewidywała.

_________________________

Witajcie!

Tak dawno mnie tu nie było, że aż nie wiem, co powiedzieć. Jeśli jednak chcecie poczytać więcej o tej mojej nieobecności i kolejnych planach, to zapraszam do najnowszej części mojej książki z one shotami, tam bardziej rozpisałam się na ten temat i nie chcę się powtarzać.

W rozdziale mamy istną mieszankę wybuchową, ponieważ pojawia się tu większość głównych bohaterów. Relacje Nuriye i Yahyi nieco się zmieniły, aczkolwiek charakter sułtanki nadal jest doskonale widoczny i niezmienny, więc nie może być zupełnie kolorowo. Wybierając się na targ, zauważyli Anahitę rozmawiającą z tajemniczym mężczyzną. Jak sądzicie, co to może oznaczać? Czego dowie się najbliższy przyjaciel księcia Mustafy? Bayezid wybrał się na polowanie, podczas którego jego strażnicy zauważyli powóz. A więc kim jest tajemnicza niewiasta? No i na koniec Ismihan, która spotkała się z Aleksandrem i nakazała mu stawienie się w koszarach. Jak myślicie, co też planuje nasza Katarzyna? Piszcie koniecznie swoje odpowiedzi na te pytania, chętnie poczytam wasze sugestie :D

A więc jak zawsze czekam na wasze opinie i przesyłam buziaki oraz życzę miłych ferii tym, którzy je mają, a wytrwałości w szkole tym, którzy już są po feriach ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top