19. Zwątpienie
21 maja 1557 roku, Konstantynopol
Zwykle, gdy dwie z trzech najpotężniejszych kobiet w haremie spotykały się, by przedyskutować pałacową rzeczywistość, śmiechom i pełnym radości dyskusjom nie było końca. Tym razem jednak wyglądało to zupełnie inaczej. Dwie pary zatroskanych oczu posyłały sobie wiele mówiące spojrzenia, a złączone w uścisku dłonie wyrażały więcej niż jakiekolwiek słowa. Nawet otoczenie budzącej się do życia przyrody nie mogło wprawić żadnej z nich w dobry nastrój. Kwitnące naokoło, wielokolorowe kwiaty straciły swą słodką woń, słońce nie świeciło tak jasno i promieniście, jak zazwyczaj, a bezchmurne niebo i delikatny, ciepły wiatr nie wywoływały chęci spaceru. Cała wiosenna aura straciła znaczenie w obliczu smutku, jakim przesiąknięty był seraj.
- To, co spotkało moją drogą siostrę, jawi mi się jako istny koszmar. - Mihrimah zabrała głos, wpatrzona w dal, próbując pozbierać myśli i ułożyć je w racjonalną całość, lecz na marne. Nieszczęścia, spotykające Osmanów od pewnego czasu, przeczyły wszelkiej logice. - Wydawało się, iż wreszcie odnalazła szczęście i zanim zdążyła dobrze go posmakować, zostało jej brutalnie odebrane.
- Wszyscy przeżyliśmy stratę Yahyi, jednak nasz smutek nie może się równać z rozpaczą, jakiej doświadcza Nuriye. - Ismihan w zamyśleniu pokiwała głową, również przytłoczona ogromem cierpienia, spadającego na barki mieszkańców Topkapı. - Potrzeba czasu, by zabliźnić te rany, jednak one nigdy się nie zagoją.
- Moja najdroższa przyjaciółko, powiedz, czy wykorzystaliśmy już limit trosk? Czy Allah oszczędzi nam kolejnych zmartwień? - Potomkini Sulejmana popatrzyła na swą rozmówczynię z nadzieją, że ona potwierdzi pomyślną przyszłość, niezależnie od niełaskawego losu, boleśnie doświadczającego całą dynastię.
- Wierz mi, modlę się o to każdego dnia. - Mocniej ścisnęła jej dłoń, jednak na twarzy Jagiellonki nie zagościł choćby cień uśmiechu. Musiała być szczera wobec Mihrimah i podzielić się z nią swoimi obawami. - Jednakże mam przeczucie, iż to jeszcze nie koniec. Bóg ma dla nas niezbadane plany i z pewnością kieruje nas wyboistą drogą ku upragnionemu szczęściu, wystawiając każdego na wiele prób. Musimy przetrwać te trudne czasy i wierzę, że wyjdziemy z nich silniejsi.
- Obyś miała rację. - Córka Roksolany posłała Jagiellonce blady uśmiech, pod którym maskowała wszelkie dręczące ją wątpliwości. - Powiedz, co wydarzyło się na wojnie? Jak doszło do śmierci Yahyi? I kto czyhał na życie padyszacha?
- Jak wiesz, z Bożą pomocą powróciliśmy zwycięsko, lecz to nie była łatwa wyprawa. Straciliśmy wielu żołnierzy, przeciwnik dobrze rozpracował nasze plany, co skutkowało częstymi konfrontacjami z perskimi wojskami. Podczas jednej z bitew oddziały dowodzone przez Yahyę wpadły w zasadzkę, wszyscy zginęli - dokończyła gorzko, przymykając powieki i oddychając głęboko, by odpędzić podsuwane przez wyobraźnię wspomnienia. Wciąż pamiętała tamten widok; setki ciał na niewielkiej przestrzeni, morze krwi, porozrzucane elementy uzbrojenia, już nieprzydatne. To nie był pierwszy raz, gdy musiała stawić czoła takim obrazom, jednak ta jedna scena uderzyła ją mocniej niż cokolwiek innego. Odnajdując pośród stosu trupów poczciwego Yahyę, padła na kolana, szlochając tak rozpaczliwie, iż długo nie potrafiła złapać tchu, ukojenie znajdując jedynie w silnych ramionach padyszacha. Potem wiele nocy jagiellońską księżniczkę prześladował ten sam koszmar; miecz wbity prosto w serce, do końca bijące wyłącznie dla jednej, jasnowłosej niewiasty. - Później znów znaleźliśmy się o krok od tragedii. Ktoś próbował zabić sułtana, jednak na szczęście chybił, oszczędzając nam kolejnej potwornej śmierci. Teraz niewinny człowiek tkwi w lochu, a niedoszły morderca wciąż jest wśród nas. Jeśli nie odnajdziemy go wystarczająco szybko, wkrótce zaatakuje ponownie.
- Jesteś pewna, iż Aleksander nie ma z tym nic wspólnego?
- Jestem pewna, Mihrimah - rzekła z mocą, która nie pozwalała sułtance mieć jakichkolwiek wątpliwości co do słuszności wypowiadanych przez nią racji. - Nigdy nie posunąłby się do takiej podłości. Boli go moja miłość do Bayezida, lecz pragnie wyłącznie mego szczęścia i bezpieczeństwa. To dobry człowiek. Prawdziwy zamachowiec kryje się gdzieś za rogiem, a ja zrobię wszystko, by go odnaleźć, nim znów spróbuje zabić padyszacha.
- Niech Bóg ma mojego nierozsądnego brata w swej opiece. - Określenie, jakiego użyła względem władcy, wywołało konsternację na twarzy Ismihan. - Nie myśl, że nie wiem. Znów stracił głowę dla innej niewiasty, nie rozumiejąc, jak bardzo rani cię tymi chwilowymi zauroczeniami. Modlę się, by wreszcie zmądrzał.
- Moją duszę przepełnia obecnie zupełnie inne uczucie niż wówczas, gdy jego ulubienicą została Anahita - wyznała, wzdychając ciężko i spuszczając wzrok na swe splecione dłonie, by uporządkować szalejące myśli. Pierwszy raz doznawała tak osobliwego stanu i wyraźnie nie potrafiła sobie z nim poradzić, choć nie umiała tego przyznać nawet samej sobie. - Ta dziewczyna... Rzeczywiście ma w sobie coś niezwykłego. Uratowała mu życie w momencie, gdy również byłam obok, jednak, w przeciwieństwie do niej, nie potrafiłam zareagować w żaden sposób. Nigdy nie czułam zagrożenia, aż do tej pory. Czuję, że coś wymyka mi się z rąk, bo ona jest lepsza ode mnie. Piękniejsza, bardziej charyzmatyczna, o ciekawszym wnętrzu. Jedynie honor i duma powstrzymują mnie przed zachowaniami, jakich lata temu dopuszczała się twoja matka wobec poprzedniego sułtana. Bo prawda jest taka, że moje serce wypala zazdrość, podsycana faktem, iż moją rywalką jest ktoś zupełnie nietuzinkowy.
- Nie pleć bzdur. - Mihrimah zmarszczyła brwi, posyłając Jagiellonce karcące spojrzenie, podobne do tych, którymi obdarzała swą córkę, gdy zbytnio broiła. - Jesteś jedyną kobietą godną bycia prawowitą małżonką pana czterech stron świata i nigdy o tym nie zapominaj. Nie zaprzątaj sobie głowy takimi myślami, twoja pozycja jest niezagrożona, zarówno w haremowej hierarchii, jak i w sercu mojego brata. A jeśli alkowa zaćmi umysł Bayezida, przypomnę mu o właściwych priorytetach skuteczniej niż moja matka przypominała memu ojcu o swej obecności - obiecała z uspokajającym uśmiechem, tą uwagą rozbawiając przyjaciółkę, której poważna twarz wreszcie się rozjaśniła.
I w ogrodzie znów dało się słyszeć śmiech dwóch sułtanek, radosny niczym otaczająca je przyroda.
***
- Synu, naprawdę nie wiem czy to jest dobry pomysł. - Rudowłosa sułtanka troskliwie pogładziła księcia po ramieniu, mierząc go spojrzeniem swych jasnych tęczówek, w których odbijało się szczere zmartwienie. - To daleka podróż. Z twoim zdrowiem możesz przepłacić ją życiem.
- Matko, z moim zdrowiem wszystko jest w porządku, czuję się naprawdę doskonale. - Cihangir posłał rodzicielce uspokajający uśmiech. - Powierzona mi przez padyszacha misja to wielkie wyróżnienie i pragnę wypełnić ją należycie. To nie wojna, valide, tylko kontakty dyplomatyczne. Nic mi nie grozi, poza tym Mustafa będzie mi towarzyszył. Gdy cokolwiek się stanie, natychmiast wrócimy do pałacu.
- Dobrze, zgadzam się - oznajmiła wreszcie z ciężkim sercem, ściskając dłoń swego najmłodszego potomka. Od początku tę dwójkę łączyła wyjątkowa więź. Niegdyś plotkowano, iż Roksolana dzięki kalectwu syna zyskała nienaruszalną pozycję w haremie, nie musząc wyjeżdżać do żadnej prowincji i wyłącznie przez to darzyła syna wyjątkowo ciepłymi uczuciami, lecz nie była to prawda. Nieuwikłany w walkę o tron, Cihangir spędził niemal całe życie u boku matki, stwarzając z nią unikalną relację. - Ale wyślę z wami najlepszego pałacowego medyka.
- Pani. - Rozmowę przerwało im pojawienie się służącej, która dygnęła pokornie, oczekując znaku od sułtanki matki, który pozwoli jej przekazać to, co miała do powiedzenia. - Aysun hatun przyszła.
- Wpuść ją. - Hurrem skinęła na niewolnicę, obracając się z powrotem w stronę księcia. - Przyjdź do mnie jeszcze jutro przed drogą. Chcę mieć pewność, że wyruszasz w pełni sił.
- Przyjdę, valide. - Ucałował dłoń matki i odprowadzany jej ciepłym uśmiechem opuścił komnatę, w progu mijając ciemnowłosą niewiastę.
- Wzywałaś, pani. - Aysun ukłoniła się przed obliczem Roksolany, przystając na jej wnikliwy osąd, który natychmiast przeprowadziła, mierząc dziewczynę od stóp do głów.
- Padyszach nieustannie o tobie mówi, musiałam w końcu przekonać się co to za niezwykła kobieta zawładnęła jego umysłem. Widzę, że mój syn ma dobry gust. - Z uznaniem pokiwała głową, od pierwszego spojrzenia widząc w niej odpowiednią kandydatkę do przerwania niepodzielnych rządów Ismihan. Jednak przed podjęciem decyzji o udzieleniu jej swego wsparcia musiała wybadać czy posiadała wystarczająco uległy charakter; nie zniosłaby kolejnej dziewuchy, która śmiałaby uważać się za ważniejszą od niej. - Uratowałaś mu życie. Czy zostałaś odpowiednio wynagrodzona?
- Niczego mi nie potrzeba, sultanym - odrzekła skromnie, lecz w pełni szczerze. - Bycie w najpiękniejszym pałacu świata to spełnienie marzeń, a bliskość sułtana znaczy dla mnie więcej niż bogactwo całej ziemi. Każdy na moim miejscu postąpiłby identycznie.
- Nie każdy. Twój czyn jest godny pochwały. - Spokojnie oparła się wygodniej o oparcie otomany, zadowolona z przebiegu rozmowy. - Jak znalazłaś się tak szybko na miejscu zdarzenia?
- Mieszkałam w niewielkiej wiosce tuż przy granicy z Persją. Armia osmańska rozbiła obóz w lesie, na skraju którego znajduje się mój dom. Zbierałam zioła, gdy usłyszałam potworne krzyki, dochodzące z okolicy wojskowych namiotów. Nie zastanawiałam się ani chwili, czułam, że muszę pomóc, skoro niespodziewanie zostałam świadkiem tej strasznej sytuacji - wyjaśniła. - Znam się nieco na medycynie, stąd wiedziałam, co robić.
- Jesteś zatem medyczką? - spytała, w konsternacji marszcząc brwi, gdyż wszystkie kobiety wykonujące ten zawód, które znała, były dużo starsze i bardziej doświadczone od stojącej przed nią niewiasty.
- Nie, pani. - Pokręciła głową, uśmiechając się delikatnie. - Jestem zielarką, choć do wiedzy, którą posiada moja matka, jeszcze sporo mi brakuje. Ona pomaga ludziom, gdy konwencjonalna medycyna zawodzi i ja pragnę kontynuować jej misję. Jeśli pozwolisz, chciałabym ci coś podarować. - Sięgnęła pomiędzy fałdy swej sukni, odnajdując tam niewielkie, drewniane pudełeczko. - Wiem, że książę Cihangir boryka się z bólami pleców, a ty, pani, cierpisz na częste migreny. Ta maść z pewnością pomoże zarówno tobie, jak i księciu. To jeszcze receptura mej babki, w mojej wsi od kilkudziesięciu lat ludzie radzą sobie z bólem wyłącznie za jej pomocą.
- Dziękuję. - Wyciągnęła dłoń, odbierając specyfik, co było jednoznaczne z tym, że zaakceptowała nową ulubienicę swego syna. Co więcej, zrobiła na niej naprawdę dobre wrażenie. Mogła zatem liczyć na wsparcie najpotężniejszej kobiety w haremie, co oczywiście musiało wiązać się z całkowitym oddaniem, o czym Hurrem nie omieszkała wspomnieć. - Mój syn miał rację. Jesteś piękna, mądra i dobra. Z moją pomocą możesz w dodatku stać się potężna. Wierz mi, nie chcesz mieć we mnie wroga. Proponuję ci przyjaźń, a ty zdecydujesz czy z niej skorzystasz. Możesz być jednak pewna, że odrzucając tę propozycję, skazujesz się na życie w piekle, którego ja jestem królową. I nie toleruję tych, którzy są przeciwko mnie.
- Nie jestem głupia, pani. Nie zamierzam ci się sprzeciwiać - zapewniła, sprawiając, iż usta Roksolany rozciągnęły się w triumfalnym uśmiechu. - Jesteś matką padyszacha i z pewnością wiesz, co jest dla niego najlepsze. Sułtan bardzo szanuje twoje zdanie, zatem ja nie mogłabym uważać inaczej.
- Jesteś bystra. - Kolejna pochwała w ustach zwykle powściągliwej sułtanki była niewątpliwym wyróżnieniem. - Być może kiedyś zajmiesz moje miejsce. Nie próbuj knuć za moimi plecami, a uczynię cię wielką sułtanką. - Ausyn nie odpowiedziała, jedynie kiwnęła głową, wyrażając niemą aprobatę; Hurrem nie mogła wymarzyć sobie lepszej kandydatki na synową.
***
Dawno zapadł zmrok, gdy służące zapaliły ostatnie świece, a eunuchowie wygładzili satynową pościel, pozostawiając komnatę w idealnym stanie, gotowym na przyjęcie odaliski. Padyszach również oczekiwał przybycia niewiasty; stojąc tyłem do drzwi, z uśmiechem błąkającym się po wargach, odziany w drogocenne, zdobione osmańską ornamentyką szaty, patrzył w lustro ze srebrną oprawą, podarowane poprzedniemu władcy przez jego ulubioną kobietę. Sulejman często powtarzał, iż od momentu otrzymania tego podarku nie potrafił bez wyrzutów sumienia zapraszać do alkowy innych nałożnic. Gdy tylko spoglądał na to wyjątkowe zwierciadło, dostrzegał tam Roksolanę. Bayezid przez moment pomyślał, że być może na niego również zadziała podobnie, ukazując mu oblicze Ismihan, lecz, słysząc za sobą drobne kroki, szybko odegnał te wątpliwości. To nie był czas na takie rozważania.
Obrócił się powoli, uśmiechem komentując postawę Aysun; zgodnie z regulaminem kucnęła tuż przy ziemi, z czcią całując fragment tkaniny, okrywającej jego ciało. Skoro chciała, żeby postąpił z nią tak, jak powinien, nie zamierzał z tego rezygnować. Uniósł więc delikatnie jej podbródek, dając tym samym jasny sygnał, by wstała i pozwoliła mu obejrzeć swe oblicze. Gdy ich oczy spotkały się w tej niemej, miłosnej grze, mężczyźnie trudno było utrzymać na wodzy buzujące w nim emocje. Prędko zatem oderwał wzrok od tych hipnotyzujących tęczówek, przenosząc go stopniowo coraz niżej; bez skrępowania podziwiał pełne, malinowe wargi, bujne, hebanowe loki, kształtne piersi, opięte delikatnym materiałem sukni. Stanowiła uosobienie piękna, wiodła na pokuszenie, hipnotyzowała magnetycznym spojrzeniem. Żaden mężczyzna, nawet pan czterech stron świata, nie umiałby się jej oprzeć. Zwłaszcza, jeśli nawet nie próbował.
- Aysun. - Założył dziewczynie za ucho odstający kosmyk włosów, wyczuwając, iż zadrżała pod tym subtelnym dotykiem; napięcie między nimi wisiało w powietrzu, a każda upływająca sekunda podsycała je niecierpliwym oczekiwaniem.
- Panie. - Przymknęła na moment powieki, aby powstrzymać figlarny uśmiech, który mógłby zepsuć cały misternie opracowany plan. Ciężko było odbudować dystans, gdy przekroczyli go już przy pierwszym spotkaniu, jednak pragnęła tego, wyłącznie na ten jeden wieczór. Widziała, iż wymyślona przez nią zabawa spodobała się także sułtanowi. I chciała doprowadzić ją do końca. - Twa niewolnica czeka na rozkazy. Spełni każde twoje życzenie.
Kolejne słowa okazały się zbędne; po usłyszeniu tak znajomego, melodyjnego głosu wypowiadającego zdania zupełnie inne niż zazwyczaj, Bayezid ostatecznie przestał panować nad własnym organizmem. Ich spragnione wzajemnego dotyku wargi zderzyły się w namiętnym tańcu, zapierającym dech w piersi i odbierającym wszelkie zmysły. Wkrótce do ust dołączyły niecierpliwe dłonie, badające każdy skrawek znanego, acz odkrywanego wciąż na nowo ciała. Komnatę wypełnił szelest ubrań opadających na perski dywan oraz dwa przyspieszone oddechy, pełne drżących szeptów i wyznań, ginących pośród zachłannych pocałunków. Złączeni w zmysłowym uniesieniu, nie potrzebowali niczego prócz bliskości, wypełniającej każdy zakamarek umysłu.
Jakiś czas później Bayezida ze snu wybudził lodowaty powiew wiatru i osobliwa muzyka, będąca jakby mglistym wspomnieniem, zamkniętym gdzieś na samym dnie serca. Przez moment zdawało mu się, iż to jedynie sen, lecz wywołany zimnem dreszcz skutecznie go orzeźwił oraz dowiódł, że nie jest to wytwór wyobraźni. Zerknął na śpiącą przy jego boku niewiastę i zanim zdecydował się sprawdzić źródło tej niespodziewanej pobudki, okrył ją szczelniej kołdrą, nie chcąc, żeby podzieliła jego los. Zaraz po tym cicho wstał, zarzucił na ramiona koszulę i wyszedł na balkon, skąd dochodził tajemniczy odgłos. Nie musiał długo szukać, niemal od razu zauważył oświetlaną jedynie lichym światłem pochodni postać na tarasie niżej. Długie, ciemne loki, rozwiane chłodną bryzą, skupienie, widoczne nawet z oddali na łagodnej twarzy, brązowe oczy, całkowicie skoncentrowane na śledzeniu szczupłych palców, z gracją poruszających się po strunach; serce zabiło szybciej, bez trudu rozpoznając tę, dla której gubiło swój rytm.
Ismihan nie zdawała sobie sprawy z bycia obserwowaną. Pochłonięta grą, nie widziała niczego prócz drewnianych skrzypiec, podarowanych przez tego, który teraz bacznie lustrował każdy ruch Jagiellonki. Obraz ten mimowolnie przypomniał mu jedno z ich pierwszych spotkań, gdy sam uczył ją grać na tym instrumencie. Myśląc o tamtych czasach, kiedy byli beztroscy i zakochani w sobie do szaleństwa, ogarnęła go tęsknota tak silna, że musiał mocno zacisnąć dłonie na barierce, by nie ugiąć się pod jej ciężarem. Przestraszył się tego uczucia, nieprzystającego potężnemu władcy wielkiego imperium. I, zamiast stawić temu czoła, uciekł niczym tchórz, ponownie zamykając wszelkie bolesne wspomnienia w ciemnym kącie własnej duszy. Wracając do komnaty, odruchowo zerknął w lustro, o którym rozmyślał wcześniej i zamarł, dostrzegając tam podobiznę małżonki. Zniknęła, gdy mrugnął, lecz długo nie potrafił wymazać z pamięci tych oczu, błagających, żeby się opamiętał. Nie posłuchał, za co przyszło mu zapłacić wysoką cenę.
_______________________________
Witajcie!
Witam was w kolejny poniedziałek z nowym rozdziałem. Wreszcie pojawia się Mihrimah, stęskniliście się za nią? Odbywa rozmowę z naszą Ismi i stara się uświadomić ją, że jej obawy względem własnej pozycji są bezpodstawne, a Aysun to tylko krótkie zauroczenie, które prędko minie. Jednak Ismihan nie do końca jej wierzy, bo zauważa wiele zalet Aysun i konfrontując je z własnymi cechami, czuje się zagrożona. Jak myślicie, która z nich ma rację, Mihrimah czy Ismihan? Jak to jest z tym niepokornym Bayezidem - uczucia do Aysun to tylko głupie zauroczenie czy jednak miłość?
W kolejnej scenie pojawia się inna postać, której nie było w poprzednim rozdziale, ale nie wiem czy akurat za nią ktoś się stęsknił :D Ja osobiście tak, bo Hurrem uwielbiam od zawsze, nawet pomijając fakt, że nie znosi mojej kochanej Ismi i Nuriye zresztą też. Uwielbia za to Aysun, czemu daje wyraz, obdarzając ją komplementami, które w jej ustach są rzadkością. Nowa ulubienica syna wydaje jej się idealną kandydatką do tego, by za jej pomocą mogła mieć na sułtana większy wpływ. Jak sądzicie, co wyniknie z tego sojuszu?
I na koniec Bayezid, którego hejcicie za oglądanie się za innymi babami, czemu w sumie się nie dziwię. Spędza on upojną noc ze swoją faworytą i próbuje nie myśleć o żonie, ale wszelkie znaki na niebie i ziemi mu o niej przypominają. Lustro, jej gra na skrzypcach i serce padyszacha, zawsze przyspieszające na jej widok. I może też jakieś wyrzuty sumienia? Jakie jest wasze zdanie na ten temat?
Nie mogę się doczekać waszej opinii o tym rozdziale, dlatego koniecznie podzielcie się nią ze mną w komentarzach. Zawsze czekam na nie niecierpliwie, bo każdy wywołuje uśmiech na mojej twarzy!
Buziaki ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top