13. Zdrada

Krew, coraz więcej krwi, blednąca skóra mężczyzny, wolniej bijące serce. I panika w oczach pięknolicej niewiasty, w których odbijał się blask księżyca. Czuła, iż cała drży z emocji targających jej duszą, lecz nie potrafiła wykonać absolutnie żadnego ruchu, jakby ciało zostało nagle sparaliżowane. Patrzyła na sułtana, na jego rozpaczliwe próby zaczerpnięcia powietrza, a każda z sekund trwała godzinę. Mogła tylko obserwować kolejne wydarzenia, jak gdyby wykluczono ją z tego spektaklu i pozostawiono biernym widzem.

W chwili, gdy strażnicy, również oszołomieni zaistniałą sytuacją, ruszyli na pomoc padyszachowi, drobna, zakapturzona postać wyłoniła się zza pobliskich krzaków, bez skrępowania podbiegając do władcy. Nim ktokolwiek zdążył zareagować, pewnie chwyciła strzałę, wyciągając ostre narzędzie jednym, zdecydowanym ruchem. Przeraźliwy krzyk, jaki w tamtym momencie opuścił gardło Bayezida, kosztował go wszelkie siły, jakie do tamtej pory posiadał. Ostatnim, co ujrzał swym zamglonym wzrokiem spod półprzymkniętych powiek były głębokie, piwne tęczówki, otoczone wachlarzem czarnych rzęs.

- Przynieście bandaże, szybko! - zakrzyknęła tajemnicza kobieta, rozrywając drogocenny materiał koszuli, by następnie zrobić z niego prowizoryczny opatrunek. - Wezwijcie medyka! - zawołała jeszcze, nim żołnierze, nie myśląc wiele, odbiegli w kierunku namiotów, bez wahania wykonując rozkazy brunetki, bowiem jedynym, co miało znaczenie, było życie ich drogiego przywódcy.

Dopiero, kiedy starszy efendi dotarł na miejsce tragedii, w pośpiechu niemal potykając się o własne stopy, kruczowłosa odstąpiła od padyszacha, pozwalając mu działać. Sama bezzwłocznie podeszła do wciąż klęczącej obok Ismihan, kucając przed nią, aby móc spojrzeć w rozszerzone z przerażenia źrenice Polki.

- Nie martw się, on przeżyje - rzekła spokojnie dziewczyna, ton jej brzmienia przypominał najpiękniejszą melodię graną na flecie. Brzmiała jak wróżka, wyglądała jak nimfa, a głos miała śpiewny, niczym te mistyczne stworzenia. - Przynieście wody, natychmiast! - nakazała, zauważając nienaturalną bladość cery królewny. - Wypij i uspokój się. - Podała potomkini Zygmunta Augusta kubek, który ta natychmiast łapczywie opróżniła, jakby nie piła co najmniej od tygodnia.

- Kim ty jesteś? Co tu robisz? Jak się tu znalazłaś? - Gdy ugasiła pragnienie, zaczęła zadawać niezliczoną ilość pytań, mierząc niewiastę od stóp do głów, wciąż nie do końca wierząc, że te wszystkie wydarzenia to nie zły sen, a okrutna rzeczywistość.

- Moja historia jest długa i pełna nieistotnych szczegółów. Zwą mnie Nermin - wyjaśniła, zdejmując z głowy kaptur, tym samym pozwalając, aby mocny podmuch wiatru rozwiał ciemne loki. - Pochodzę z wioski, tutaj, blisko granicy, lecz nie pora na długie opowieści o mym nędznym żywocie. Porozmawiamy, gdy nastanie świt, a teraz, pani, koniecznie się połóż.

Sułtanka nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale oszołomienie i strach, połączone z głębokim, przeszywającym spojrzeniem Turczynki sprawiły, iż bez słowa odeszła do namiotu, a gdy tylko opadła na niezbyt wygodny, lecz chroniący przed gołą ziemią materac, zasnęła twardym, mocnym snem.

Rano

Przez niewielkie, częściowo zasłonięte okna przenośnej lecznicy, zabieranej przez wojska osmańskie na każdą dłuższą wyprawę, przebijały promienie słońca. Ich ciepło ogrzewało twarz sułtana, toteż, gdy powoli rozchylił powieki, początkowo nie poczuł bólu. Dopiero pragnąc świadomie zaczerpnąć powietrza, jego klatkę piersiową opanowało nieznośne pieczenie oraz kłucie. Już chciał zakasłać, naiwnie licząc, iż to przyniesie choćby chwilową ulgę, kiedy w tym samym miejscu odczuł delikatny uścisk, jednak niemający nic wspólnego z cierpieniem. W ciągu kilku sekund nieprzyjemne dolegliwości minęły, pozostało jedynie dziwne, acz miłe ciepło, rozgrzewające go od środka.

Spokojniejszy, odwrócił głowę, będąc pewnym, że u swego boku ujrzy zatroskaną twarz Ismihan. Jakież było zdziwienie mężczyzny, gdy zobaczył intensywne, piwne tęczówki, tak znajome, jakby oglądał je od zawsze. Zaszyte w jego pamięci, wywołały najmilsze rozluźnienie, jakie mógłby sobie wyobrazić. Blada, niemal pergaminowa cera, wydatne, różane wargi i bujne, czarne pukle dopełniały perfekcji, jaką miał przed sobą. Tak, Bayezid bez wątpienia to przyznawał - tajemnicza niewiasta reprezentowała ideał piękna. Jakby wyrwana z mitycznych opowieści, obdarzona urodą utkaną z najciemniejszych nocy i najjaśniejszych dni, promienna niczym słońce i świetlista niczym gwiazdy na wieczornym niebie. Widział w niej same przeciwieństwa i kontrasty, wszakże pozostające w harmonii, co wzbudzało niemalejące zafascynowanie.

Przeanalizował wzrokiem całą sylwetkę kobiety, kończąc na jej prawej dłoni, spoczywającej tam, gdzie biło serce padyszacha. W mig pojął skąd to niesamowite uczucie, dające błogość i ukojenie. Wyjątkowa energia biła od niej, oczarowując tych, na których zawiesiła swe przenikliwe spojrzenie pełne zagadek, tak kuszących, że chciało się je natychmiast rozwiązać.

- Panie. - Gdy przemówiła, ciało władcy wielkiego imperium przeszedł dreszcz, wyrażający tak wiele emocji, iż ciężko było je wszystkie odpowiednio przeżyć. Nie mógł skupić myśli odkąd ujrzał urodziwą brunetkę, a po usłyszeniu tego śpiewnego głosu, tak pasującego do jej wyglądu, całkowicie przepadł, zatracając w głębi tych grzesznych oczu, doszczętnie pochłaniających każdego nieszczęśnika, który odważył się w nie zerknąć. - Przykro mi, że spotykamy się w takich okolicznościach. Moja wieś wiele zawdzięcza twym wspaniałym rządom, sama wielokrotnie marzyłam o spotkaniu z tak wielkim wodzem. Jest mi niezmiernie miło, iż mogę tutaj być, lecz wolałabym nie musieć więcej ratować twego cennego życia - zażartowała, a doskonale wykrojone usta rozciągnęły się w subtelnym uśmiechu, rozjaśniającym całą postać Turczynki. - Na imię mi Nermin - kontynuowała, ponieważ Bayezid, nie mogąc wydusić z siebie słowa, nadal milczał. - Odkąd odrosłam od ziemi, rozmyślałam o wielkim świecie, jednakże wychowana w rodzinie zielarzy, nie mogłam liczyć na wiele. Otrzymałam edukację, nauczono mnie sztuki zielarstwa, lecz w mym umyśle królowała myśl o innym życiu. Dwa miesiące temu zmarła moja mama, a ja uciekłam, by odnaleźć swoją drogę. Czuję, że pisane są mi większe rzeczy, niż leczenie pospolitych chorób w starej, drewnianej chacie.

Wciąż mówiła, a on, zasłuchany w aksamitny ton, nie śmiał przerywać. Dawno zapomniał o wszelkich regułach, zakazach i nakazach. Dla tej cudownej istoty był gotów złamać każde z istniejących praw. Dopóki widział w jej ciemnych tęczówkach iskierki radości, sam nie potrzebował do szczęścia niczego więcej. Ten brak skrępowania, swoboda zachowania i umiejętność podtrzymania uwagi słuchacza nawet przy nieistotnych szczegółach wywoływały spokój na duszy sułtana.

- Nie wierzę, że jesteś przedstawicielem zwykłych ludzi. Posiadając tak wyjątkową aurę, musisz pochodzić z rodu jakichś legendarnych postaci. Masz w sobie coś z leśnej wróżki, a może nimfy wodnej? - Kąciki warg monarchy poszybowały w górę, a jego jedynym pragnieniem było, aby ta konwersacja trwała w nieskończoność.

- Myślę, że z mitycznych stworzeń najbliżej mi do syren. - Zachichotała, kiwając głową dla potwierdzenia swych słów.

- Czyżbyś chciała powiedzieć, że zwabiasz niewinnych rybaków swoim pięknym śpiewem, by następnie złożyć ich w ofierze? - Z rozbawieniem uniósł brwi, zauważając, iż rozmawiają tak, jak gdyby znali się od zawsze.

- Żadnego biedaka jeszcze nie upolowałam, ale może przyjdzie i na to czas. - Obdarowała panującego szerokim uśmiechem, na moment przymykając powieki, aby pod wachlarzem rzęs ukryć charakterystyczny dla niej błysk brązowych tęczówek, niejednokrotnie odstraszający wszelakich rozmówców.

Zapewne dyskutowaliby w dalszym ciągu długie godziny, wpatrzeni w siebie nawzajem jak zaczarowani, wymieniając opinie oraz omawiając tematy, których nie brakowało, gdyby Bali Bey nie wszedł do namiotu, oddając sułtanowi szacunek niskim pokłonem.

- Panie, wybacz, że przeszkadzam, ale... - urwał, wymownie spoglądając na Nermin, co pięknolica niewiasta skwitowała krótkim kiwnięciem głową, podnosząc się z zamiarem opuszczenia pomieszczenia, jednakże silna dłoń padyszacha skutecznie zatrzymała ją w miejscu.

- Zostań - rzekł spokojnie, przenosząc wzrok na nieco zaskoczonego zaistniałą sytuacją wielkiego wezyra. - Mów, o co chodzi.

- Schwytano prawdopodobnego sprawcę zamachu na twe życie. Był niedaleko miejsca zdarzenia, w dodatku znaleziono przy nim łuk i strzały - wyjaśnił, wywołując konsternację na twarzy monarchy, natomiast mina brunetki pozostała niewzruszona. - To Aleksander.

23 kwietnia 1557 roku, granica persko-turecka, wieczór

Młoda, ciemnowłosa kobieta stała pod wysokim, rozległym drzewem, wpatrzona w tańczące na wietrze płomienie. Ramiona miała ciasno zaplecione wokół talii, palce zgniatające materiał aksamitnej sukni, a malinowe usta zaciśnięte w wąską linię. Nie przypominała samej siebie, zgarbiona postawa i zacięta, wyrażająca negatywne emocje mimika nie pasowały do polskiej królewny. Ciężko przełknęła ślinę i odetchnęła głęboko, by w następnej chwili przenieść spojrzenie na parę siedzącą przy ognisku. On, zapatrzony w jej piwne tęczówki, niemalże milczący oraz ona, promieniejąca wśród wszechobecnej ciemności, opowiadająca coś, żywo gestykulując. Zwykle, zauważając taki obrazek, uśmiechnęłaby się z rozczuleniem, życząc młodym szczęścia. W tym wypadku wadził tylko jeden szczegół - tym mężczyzną, którego można by wziąć za zakochanego w tejże pięknej dziewczynie, był jej mąż.

Od momentu, gdy tajemnicza Nermin zawitała do tymczasowej osady Osmanów, oczarowała wszystkich przedstawicieli płci męskiej. Wyłącznie Ismihan, do tamtej pory pozostająca jedyną damą wśród panów, nie uległa niezaprzeczalnej urodzie i wdziękom Turczynki. Podczas, gdy oni wychwalali wszelkie zalety brunetki, nie widząc absolutnie żadnych wad, ona, patrząc na nią, czuła wewnętrzny niepokój. I mogłaby to nawet zaakceptować, przemilczeć, nie zaprzątać sobie tym umysłu, gdyby nie zachowanie Bayezida, całkowicie zaangażowanego w relację z nieznajomą. Polka obserwowała to z rosnącą złością i, nie ukrywając, zazdrością. Doskonale znała ten rozmarzony wzrok padyszacha, niejednokrotnie obdarzał nim swą małżonkę, a teraz zarezerwowany był jedynie dla brunetki. Choć próbowała reagować, na nic zdały się te starania. Monarcha nie poświęcał żonie czasu, właściwie wymieniali jedynie polecenia dotyczące wyprawy, a później on wracał do swej ulubionej ostatnimi czasy towarzyszki rozmów, a ona spędzała dni samotnie, bowiem od kiedy uwięziono Aleksandra, posądzonego o zamach na życie władcy, nie miała żadnego towarzystwa. Nocami syn Sulejmana Wspaniałego do późna prowadził zawiłe konwersacje, natomiast księżniczka ze wschodu chadzała na długie spacery, gwiazdom powierzając swe troski i żale. Co dzień rozmyślała ileż jeszcze będzie skazana na tę udrękę, sprawiającą, iż jej dotąd kamienne serce bolało bardziej niż nigdy wcześniej. Chociaż nie wierzyła w prawdziwość tej teorii, podświadomie wiedziała, co oznaczają poczynania panującego. Został trafiony strzałą Amora, zatonął w głębokim spojrzeniu Nermin, sam nie mogąc temu zapobiec. Miłość dopadła go w najmniej spodziewanym momencie, swoją siłą przyćmiewając uczucie żywione do Ismihan.

- Wiesz, co pamiętam z tego feralnego wieczoru? - Przyjemną ciszę, jaka na moment zapadła między parą, przerwał głos sułtana. - Odbicie księżyca w twoich oczach. Z tego powodu, aby upamiętnić chwilę, w której po raz pierwszy ujrzałem twe cudne oblicze, chciałbym nadać ci imię.

- Nie mam nic przeciwko. - Obdarzyła mężczyznę szerokim uśmiechem, patrząc na niego z wyczekiwaniem.

- Aysun - odrzekł z pewnością, odgarniając z czoła niewiasty kilka niesfornych, czarnych kosmyków. - Piękna jak księżyc. Idealnie odwzorowuje twoją osobę.

- Aysun - powtórzyła, pragnąc przyzwyczaić się do nowego nazewnictwa. - Niezwykłe. Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek nazwą mnie inaczej niż Nermin. Los przynosi mi ostatnio same niespodzianki, obdarowując mnie szczęśliwymi wydarzeniami. Dziękuję ci, panie, to ogromny zaszczyt.

- Mów do mnie po imieniu, mój Księżycu - odpowiedział z lekkim rozbawieniem, gdyż już niejednokrotnie wypominał brunetce, iż mimo jego próśb nadal w stosunku do niego używa oficjalnego tytułu.

- Wybacz, Bayezid. - Zachichotała, kręcąc głową. - Nie mogę się przyzwyczaić. Do tej pory byłeś dla mnie sennym marzeniem, równie nierealnym, co podróż dookoła świata. Rozmyślałam o tobie, słuchając ludzi wizualizowałam sobie twą postać, lecz przekazy nie były spójne. Jedni powiadali, że jesteś surowym i żądnym krwi potworem o żelaznym spojrzeniu czarnych jak węgiel oczu, trzymającym w swej komnacie głowy zabitych wrogów. Drudzy natomiast głosili, iż istny z ciebie anioł, posiadający aż zbyt wielkie serce oraz dręczące wyrzuty sumienia, niepozwalające krzywdzić nawet nieprzyjaciół.

- Znasz mnie już lepiej, niż ktokolwiek inny - oznajmił, wywołując enigmatyczny uśmiech na różanych wargach. - Powiedz zatem, kto miał rację? Jaki jestem?

- Jesteś... - Zamyśliła się, skanując przenikliwym wzrokiem całą sylwetkę monarchy. - Jesteś najlepszym człowiekiem, jaki stąpa po tej ziemi. Twa dobroć i mądrość przewyższa nawet najstarszych mędrców, zapisujesz historię złotymi zgłoskami i na pewno nie zostanie to zapomniane. A dla mnie znaczysz więcej niż tlen, którym oddycham. - Smukłymi palcami musnęła policzek sułtana pokryty zarostem, powoli docierając do ust, gdzie zatrzymała dłoń. - Twoje serce bije dla mnie, Bayezid - wyrzekła cicho, niemal szeptem. - Tak, jak moje dla ciebie - dodała, nawet na moment nie przestając patrzeć prosto w twarz przywódcy Imperium, który wydawał się być oczarowany, jeśli nie zahipnotyzowany jej głębokimi, piwnymi tęczówkami.

Blask księżyca w pełni magicznie oświetlał postać Aysun, gdy wolno zmniejszała odległość między nimi, pragnąc poczuć smak tych ust, kuszących i do tamtej pory zarezerwowanych dla innej kobiety. Padyszach nie reagował, nie był w stanie wykonać żadnego ruchu nawet, gdyby chciał, a zdecydowanie nie miał takich myśli. Wręcz przeciwnie, od czasu wypadku w jego umyśle królowała tajemnicza Turczynka i te pełne wargi, których pragnął skosztować.

- Panie. - Gdy twarze pary dzieliły dosłownie milimetry, stanowczy ton Bali Beya brutalnie ściągnął władcę na ziemię, otrząsając z tego dziwnego stanu. - Wybacz, że przeszkadzam, ale przyszła wiadomość ze stolicy. Posłaniec twierdzi, iż to niezwykle pilne wieści.

Bayezid natychmiast wstał, bez słowa wyciągając rękę, aby otrzymać złotą, zdobioną kamieniami szlachetnymi tubę. Szybko otworzył ją i złamał pieczęć, wczytując się w treść listu. Im dłużej to trwało, tym bardziej zmieniała się mimika panującego. Od zaskoczenia, przez konsternację, aż do wściekłości wymalowanej na obliczu mężczyzny. Wreszcie nerwowo odrzucił na ziemię wszystko, co trzymał, przeczesując włosy. Gromy, bijące z oczu monarchy, skutecznie odstraszały obserwatorów tego wydarzenia, nie pozwalając im zadać żadnego z pytań, cisnących się na usta.

- Panie... - Wreszcie, po minutach trwających w nieskończoność, ciszę przerwał niepewny głos wielkiego wezyra.

- Mustafa zdradził.

_____________________________

Witajcie!

Oto i kolejny rozdział Tysiąc Łez, a w nim sporo się dzieje. Jak widzicie, Bayezid przeżył, a życie ocaliła mu tajemnicza Nermin. Kim jest? Skąd się wzięła? Dlaczego pomogła władcy? Choć opowiedziała padyszachowi o sobie, wciąż niewiele o niej wiadomo. Natomiast krótkie śledztwo wykazuje, iż to Aleksander stoi za zamachem na życie potomka Sulejmana Wspaniałego. Wszystkie dowody świadczą przeciwko niemu i, uwięziony, oczekuje decyzji sułtana w sprawie swojego losu.

Ismihan natomiast nie przyjmuje przybycia Nermin optymistycznie, w przeciwieństwie do wszystkich wokół. Po raz pierwszy czuje tak ogromną zazdrość, gdy widzi, jak jej mąż poświęca uwagę innej. I z żalem zauważa, że między tą dwójką niespodziewanie zrodziło się silne uczucie. Co zrobi polska księżniczka? Czy zaślepią ją negatywne emocje?

Bayezid jednak ma inne zmartwienia. Miły wieczór w towarzystwie Aysun, jak nazwał swą nową wybrankę serca, niszczą wieści ze stolicy. Co odczytał w liście z Konstantynopola? Na czym polega zdrada Mustafy? Jakie konsekwencje z tego wynikną? Jestem ciekawa waszych opinii, a odpowiedzi na te i inne pytania poznacie w kolejnych rozdziałach c;

Jak zawsze niecierpliwie czekam na wasze komentarze, koniecznie podzielcie się swoimi reakcjami na rozdział i napiszcie, jakie uczucia wzbudza w was nowa bohaterka c;

Buziaki ;*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top