Rozdział Szósty
Wyruszyliśmy, kiedy tylko zaszło słońce. Erza postanowiła, że pojedziemy pociągiem jak najdalej będzie można, a potem pójdziemy pieszo. Biedny Natsu, nie mógł nawet mówić, tak mu było niedobrze. Gajeel też nie czuł się najlepiej. A na miejscu mieliśmy być dopiero rano.
Lucy spakowała jedzenie i picie na drogę (Erza była zadowolona, w końcu dostała ciasto). Gray spał rozwalony na dwóch siedzaniach. Happy chrapał na głowie Natsu. Po chwili mnie również zmorzył sen.
Z pozbawionej koszarów drzemki wyrwał mnie szept Lucy i szturchanie.
- Co się dzieje? - spytałm siadając prosto.
Pierwszą rzeczą, ktorą zauważyłam, było to, że nikt już nie spał, a potem zobaczyłam trójkę ludzi przeciskających się w naszym kierunku. Na pierwszy rzut oka było widać, że to magowie. Źli magowie. Stanęli tuż koło nas. Jeden z nich, wysoki, z paskudnym uśmiechem spytał:
- Magowie Fairy Tail?
- Czego chcesz? - Erza zmierzyła go niezbyt przyjaznym spojrzeniem.
Nagle fotele, na których siedzieliśmy zaczęły świecić.
- NA ZIEMIĘ! - wrzasnął Gray.
Rzuciłam się na Lucy, która była najbliżej i poturlałyśmy się daleko od siedzeń, które chwilę potem wybuchnęły. Z pyłu wyszedł ów wysoki mężczyzna i złapał mnie za włosy. Kopnęłam go w łydkę, uderzyłam łokciem w brzuch, a kiedy mnie puścił, przywaliłam mu pięścią w gębę.
Po chwili kurz opadł i zauważyłam wielką dziurę w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedzieliśmy. Na podłodze leżeli nasi przeciwnicy, ale z dwóch stron pociągu biegło ich coraz więcej
- Skaczemy! - Erza wskazała na dziurę. Sama zrobiła to pierwsza, ciągnąć Gajeela za sobą. Gray przerzucił sobie Natsu przez ramię i poszedł w jej ślady, a zaraz po nim wyleciał Happy. Spojrzałyśmy po sobie z Lucy, rozpędziłyśmy się i wypadłyśmy w momencie, kiedy do przedziału wbiegli wrogowie.
Spadanie trwało dłużej niż się spodziewałam. Było ciemno i nie do końca wiedziałam gdzie lecę, dopóki nie wylądowałam we wodzie. Nie pływałam najlepiej, ale jakoś udało mi się wydostać na powierzchnię. Po chwili złapał mnie Happy i zaniósł na brzeg. Potem wrócił po Lucy (przy okazji narzekając na jej wagę).
Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, rozejrzałam się dookoła. Wszyscy wyszli już z rzeki. Obejrzałam się. Spadliśmy z bardzo wysokiego, drewnianego mostu kolejowego. To z trzydzieści metrów! Dobrze, że nie widziałam gdzie skaczę.
- Przymknij się, głupi kocie i odstaw mnie wreszcie na ziemię!
- Lucy, schudnij...Pomocy... ja już nie wytrzymam...
Rozległ się plusk i wrzask. Chwilę później na brzeg wyszła wściekła Lucy.
Erza wykręciła włosy.
- Nie ma czasu na obijanie się. Musimy ruszać. Ci byli słabi, ale założę się, że przekażą nasz cel dalej.
- Natsuu~ - kotek opadł chłopakowi na głowę. - Lucy mnie przeciążyła.
- Coś ty zrobiła Happy'emu?!
- Ja?!
- Uciszcie się!
- Co Mrożonko, chcesz dostać?
- Odwal się, Piekarniku!
- Spokój, Salamander!
- Ty się nie udzielaj, wciąż chcę ci skopać dupę!
- Aye! Powodzenia, Natsu!
- Chłopaki!
- ZAMKNIJCIE SIĘ!
Erza ogarnęła sytuację. Wszyscy ucichli i zrobili pokorne miny. Trzeba przyznać, ta kobieta ma moc.
- Dobrze. Teraz trzeba opracować taką trasę, żeby trzymać się jak najdalej od miast i wiosek. Jechaliśmy na północ, a potem mieliśmy odbić na zachód. Zostało cokolwiek z naszego prowiantu?
- Wciąż mam swój plecak. - Lucy zajrzała do środka. - Nie przemókł aż tak bardzo. Mam tu koc, picie, jedzenie i trochę pieniędzy.
- Świetnie. Czyli nie jest tak źle. Ktoś z was jeszcze coś ma? Nie? Dobra. Przejdziemy parę kilometrów i położymy się spać.
Podróż ciągnęła się w nieskończoność. Nie byłam przyzwyczajona do długiego chodzenia, więc bolały mnie nogi i byłam zmęczona. Słaba kondycja dawała się we znaki, a do tego zaczynał mnie piec bok.
Tempo było dość szybkie. Szłam dzielnie, ale po pewnym czasie poprosiłam o chwilę przerwy. Chwiciłam się za starą ranę na żebrach i zgięłam się w pół. Wszyscy stanęli i gapili się na mnie.
- W porządku? - Lucy położyła mi rękę na ramieniu.
-Tak, tak. Muszę tylko chwilkę odpocząć.
Erza rozejrzała się.
- Przykro mi, ale nie mamy czasu na odpoczynek. Chłopaki, który na ochotnika do niesienia Ash?
Gwałtownie uniosłam głowę.
- Co? Nie, nie trzeba. Aż tak źle nie jest.
Skłamałam. Nie przeszliśmy stu metrów, kiedy padłam na kolana. Nie miałam siły się ruszyć. Oddychałam ciężko.
- No już, już. - Natsu wziął mnie na barana i ruszyliśmy dalej. Oparłam czoło o jego ramię. Wciąż miałam problemy z oddychałaniem. Nie zaważyłam nawet, kiedy zasnęłam.
Obudziłam się dopiero, gdy Natsu potknął się i włożył na ziemi. Oczywiście ja poleciałam na niego. Pozbierałam się i dalej już szłam sama. Kiedy mnie przepraszał, zapewniłam go, że nic się nie stało.
- Dobra. Natsu, rozpal ognisko. Dzisiaj nocujemy tutaj. Stanę pierwsza na warcie. - powiedziała Erza, kiedy dotarliśmy nad wysokie urwisko.
Położyłam się tam, gdzie stałam i zapadłam w głeboki sen.
~★~
Rozdziały może nie są zbyt długie, ale przynajmniej są często, prawda? C:
Bardzo dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze ^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top