Rozdział Piąty
Zapadła cisza. Wszyscy się we mnie wpatrywali. Nagle Lucy usiadła na obok i mocno mnie przytuliła. Nikt oprócz niej nie zmienił wyrazu twarzy. Chociaż nie, Natsu był wściekły.
- Jak im uciekłaś? - spytał Mistrz.
- Za pomocą mojej magii. Wtedy jeden ze strażników zranił mnie w bok.
- Nie wiesz gdzie obecnie może się znajdować Tartaros?
Zastanawiłam się przez chwilę. Pamiętam, że jakaś kobieta mówiła o planie podróży, kiedy myślała, że nie słyszę. Jak to było?
- Nie pamiętam dokładnego położenia, ale to gdzieś na innym kontynencie. Jestem pewna. I nie wiem kiedy dokładnie chcą zaatakować gildię.
- Mam jeszcze jedno pytanie. - Mistrz wciąż miał poważną minę, ale nieco łagodniejszą. - Dlaczego postanowiłaś nas ostrzec?
Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. No właśnie, dlaczego? Dlaczego moim priorytetem po ucieczce było dotarcie właśnie tutaj? Dlaczego mimo ran uparcie dążyłam, żeby uratować życia całkiem nieznanych mi osób?
- Nie wiem. O Fairy Tail słyszałam tylko, że jest to jedna, wielka rodzina. A ja... ja nigdy nie miałam rodziny ani przyjaciół. Wiedziałam, że jeśli was poinformuję, to prawdopodobnie uratuję wam życie. Nie chciałam, żeby was zabili, więc... Ale nie przemyślałam dołączenia do waszej gildii. Możliwe, że Tartaros nie interesowałby się wami tak bardzo, ale teraz, kiedy tu jestem, na pewno będą chcieli mnie odzyskać... Przepraszam. Powinnam opuścić gildię. Będziecie mogli się ukryć. Tartaros ma ogromną, przerażającą moc. Nie chcę, żeby...
- Nie możesz odejść. - Mistrz stanowczo mi przerwał. - Jak już mówiłem, jesteś w Fairy Tail. Od teraz jesteśmy rodziną. Nie pozwolimy cię skrzywdzić. Jeśli Tartaros spróbuje cię uprowadzić, będziemy cię bronić. Od teraz jesteś bezpieczna. Od teraz masz rodzinę.
Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. Gwiazdy, które w nich błyszczały nagle zatonęły w jeziorze łez. "Jesteś bezpieczna" "Masz rodzinę". W tamtej chwili uwierzyłam, że wszystko będzie dobrze.
***
Po tygodniu spędzonym w Magnolli miasteczko nie traciło swojego uroku. Wąskie uliczki, pachnące piekarnie, kolorowe domki i mnóstwo kwiatów. Rano, na wielu stoiskach, można było zobaczyć niezwykłe towary. Kupcy zza morza zarabiali duże pieniądze wciskając turystom magiczne przedmioty i inne osobliwości.
Ale nie zapominajmy o najważniejszym, o sercu Magnolii, gildii Fairy Tail. Tu zawsze było wesoło i gwarno. Zawsze ktoś pił, ktoś inny przeklinał, a jeszcze inny śmiał się głośno.
Przy zawalonym szklankami barze siedziałam ja, popijając sok z wiśni. Z zainteresowaniem słuchałam opowieści Lucy o wyspie Tenrou. Stojąca za barem Mira uzupełniała historię kilkoma szczegółami. Nie miałam pojęcia, że ta gildia ma za sobą tak wiele przygód. Smutnych i wesołych, tragicznych i wspaniałych. I przyjaciół, którzy zrobili by dla siebie nawzajem wszystko. Czy jeśli tu zostanę, to też będę tak
miała? Byłoby niesamowicie.
Nagle podszedł do mnie czarnowłosy mężczyzna. Już wiedziałam, że nazywa się Gajeel Redfox.
- Chodź.
Lucy przerwała i spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Co? Gdzie?
- Mam ją zabrać do Makarova.
Bez słowa wstałam i ruszyłam za nim. Po chwili dogoniła nas Lucy.
- Idę z wami.
Gajeel spojrzał na nią z dezaprobatą, ale nic nie powiedział. Znów zeszliśmy do pokoju za barem. Za stołem, tak jak ostatnio siedział Mistrz. Nie zdziwił się na widok Lucy.
- Mamy mało czasu, więc przejdźmy do konkretów.
Razem z Lucy usiadłyśmy na przeciwko, a Redfox stanął gdzieś w kącie.
- Gajeel zbierał przez pewien czas informacje i dowiedział się o pewnym mężczyznie. Nazywa się Izir Azao i mieszka w chacie na drugim końcu kraju. Posiada jedną, niecodzienną cechę: kocie źrenice. Ma kartotekę w Radzie Magicznej i jako jeden z niewielu znanych członków Tartarosa, musi się ukrywać.
- Izir Azao? Czy możliwe, że to ten sam, który...? - spytała Lucy.
- Bardzo możliwe, a niemal pewne. Chciałbym, żebyś się tam wybrała, Ashito. Razem z grupą...
- Chwila, moment. - Gajeel podszedł bliżej i oparł dłonie o stół. - Jaką mamy pewność, że ONA jest godna zaufania? Równie dobrze może być oszustką. Może udaje torturowaną i wielce skrzywdzoną, a tak naprawdę pracuje dla Tartarosa.
Z każdym słowem zbliżał się do mnie. Zamarłam. A co jeśli myślą tak samo jak on?
- Gajeel! - Lucy była oburzona.
- Uspokój się. - powiedział Mistrz.
- Jeżeli taki jest twój tok myślenia, to jak wytłumaczysz niezwykła barwę jej oczu i włosów?
- Może znaleźli jakiegoś mutanta i zatrudnili za marne pare groszy, a ona jak ostatnia kretynka dała się pobić i teraz...
Drzwi z hukiem uderzyły o ścianę i do pokoju wparował Natsu. Wściekłość dosłownie z niego kipiała. Podbiegł do Gajeela złapał go za przód koszuli i przycisnął do ściany.
- Ty skurwielu! Nie daruję ci...
Mistrz nagle zrobił się o wiele większy i rozdzielił Smoczych Zabójców, chociaż nie było to łatwe. Nie chciałam, żeby się pobili, ale mimo to zrobiło mi się trochę cieplej, kiedy chłopak się za mną wystawił.
- Uspokójcie się natychmiast! Natsu, podsłuchiwałeś?
- Ciężko nie usłyszeć głosu tej blaszanej dupy. Nic nie poradzę na to, że mam czuły słuch! A on...
Od Salamandra bił taki żar, że Lucy odsunęła się od niego, żeby się nie poparzyć. Gajeel mierzył go pogardliwym spojrzeniem.
- Dość. Jak wcześniej mówiłem, wyruszysz ram z grupą najlepszych magów. Zdążyłaś poznać mniej więcej skład gildii. Kogo chcesz zabrać ze sobą?
Zastanowiłam się przez chwilę.
- Na pewno Lucy i Natsu. Jeśli muszę wybrać jeszcze kogoś, to głosowałabym na Erze, Gray'a... i Gajeela.
Wszyscy spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Tylko Mistrz wydawał się zadowolony z mojej decyzji.
- Co?! Tego Stalowego Dupka?! - wrzasnął Natsu.
Uśmiechnęłam się. Miałam przeczucie, że ten "Stalowy Dupek" jeszcze nam się przyda.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top