Rozdział Pierwszy

Rozbudzona Lucy przekroczyła próg gildii. Postanowiła, że dzisiaj zamówi śniadanie. Mirajane robiła najlepsze tosty w dziejach ludzkości.

Tak wcześnie rano stoliki świeciły pustkami. Chociaż wciąż gdzieniegdzie można było dostrzec ślady wczorajszego świętowania z okazji... właściwie bez okazji. Cana spała rozwalona na barze z butelką w ręce. Ktoś,  zapewne Mira, przykrył ją kocem. Wakaba zasnął na ławce.  Pewnie nie chciał wracać na noc do żony. Jeszcze kilka innych biesiadników chrapało po kątach.

Lucy usiadła na krześle przy blacie, szukając wzrokiem białowłosej barmanki. Nigdzie jej nie znalazła,  ale za to dostrzegła postać drzemiącą przy ścianie i owiniętą w czarny płaszcz. Podeszła do niej. Nie wyczuła od Ashity alkoholu.  Więc dlaczego spała w gildii?  Czyżby nie miała pieniędzy na wynajem mieszkania?

Drzwi otworzyły się z hukiem i do środka wparowała Erza.

- Co tu się dzieje?! Ludzie, wstawać!

Cana otworzyła jedno oko.

- Eeeerza mooożesz trochę ciszej?

W odpowiedzi Tytania zrzuciła ją z baru.

- Nie ma czasu na spanie! Właśnie dostałam wiadomość. Ktoś z Rady Magicznej przyjedzie do Magnolli. Będą nam robić kontrolę!

Na te słowa wszyscy, również Lucy i Ashita, zerwali się ze swoich miejsc. Do gildii wpadła z rozpędem reszta członków.

- Erza, słyszeliśmy o kontroli...

- Kontrola?!

- Co?! Jak to?

- Niemożliwe!

- Nie mają prawa!

- Ale dlaczego?!

Erza wyskoczyła na stół.

- Uciszcie się wszyscy! Podobno mają szukać jakiegoś zbiegłego więźnia, ale mistrz twierdzi,  że to tylko przykrywka. - zaczekała aż wrzawa ucichnie, po czym przemówiła jeszcze raz.- Nie panikujcie, zajmujcie się swoim codziennymi sprawami. Nie wdawajcie się w bójki. Mistrz wróci jutro wieczorem. Do tej pory musimy sobie poradzić. Jeszcze parę indywidualnych kwestii.

Erza zaskoczyła ze stołu i zaczęła się przechadzać w tłumie.  Wszyscy schodzili jej z drogi.

- Nab, od dawna nie byłeś na misji. Musisz iść dzisiaj, bo Cię wywalą. Cana, twojego kaca czuję aż tutaj. Idź do domu i się wykuruj. Mira, sprawdź czy rejest jest kompletny. Lucy, Natsu może siedzieć u Ciebie? Lepiej niech nie wychodzi, bo znowu zrobi zadymę. Popilnuj go, dobrze?

- Mnie wcale nie trzeba pilnować! Będę grzeczny! Skopię tyłki paru gościom z Rady...

- Tak, przypilnuję go. - Lucy chwyciła go z tyłu za szalik i pociągnęła w stronę wyjścia. Happy leciał za nimi. - A właśnie!  Ashita,  nie chciałabyś iść z nami? Bo mogę Cię przenocować, jeśli...

- Nie chcę sprawiać kłopotów. - dziewczyna tłamsiła w rękach skrawek płaszcza.

- To żaden kłopot! Chodź!

Lucy przez całą drogę opowiadała o Magnolli i gildiach. Aschita słuchała z zaciekawieniem. Naburmuszony Natsu dreptał na końcu.

- Nie wiem czy oglądałaś Igrzyska Magiczne,  ale były dwie drużyny z Fairy Tail.  - mówiła Lucy otwierając drzwi do mieszkania.  - Inne gildie były mocno zdenerwowane i...

Nagle Ashita zachwiała się i nieprzytomna runęła do tyłu. Stojący za dziewczyną  Natsu chwycił ja, ratując przed upadkiem.

- Co do...? Lucy, co jej jest?!

Heartfillia przyłożyła dziewczynie dłoń do czoła.

- Jest cała rozpalona! Płóż ją na łóżku. Szybko!

Chłopak wykonał polecenie, a Lucy ściągnęła z nieprzytomnej płaszcz. Na białej,  za dużej koszuli widniały ogromne ślady krwi.

- Cholera! Natsu, przynieś mi wodę,  ręcznik, bandaże i coś do odkarzania. Powinny być w łazience. Rusz się!

Po chwili Natsu położył potrzebne rzeczy na stół.

- Wendy nie może jej uzdrowić?

- Wendy jest na misji z Charlą. - Happy przyglądał się pracy Lucy. - Wiem! Może pani Polusca coś poradzi.

- Dobry pomysł.  Idzcie po nią.  Tylko szybko! - powiedziała Lucy, nie odwracając się.

Kiedy wyszli, ściągnęła z Aschity koszulę, chcąc opatrzyć ranę. Z jej ust wydarł się zduszony okrzyk. Od biodra aż do połowy żeber widniała głęboka rana, niczym wycięta ostrym nożem. Oprócz tego Ashiterou na całym ciele miała pełno zadrapań, siniaków,poparzeń, blizn i  ran o różnej wielkości i głębokości.  A to... Czy to są ślady pazurów?

Drżącymi rękoma Lucy zmyła krew i odkaziła miejsca, gdzie została przecięta skóra. Na nogach dziewczyny odkryła jeszcze więcej śladów.

Kiedy kończyła,  do pokoju weszła z rozpędem pani Polusca, trzaskąc drzwiami przed nosem chłopaka i niebieskiego kotka.

Przyjrzała się rannej  okiem specjalisty po czym stwierdziła, że jest z tak złym stanie, że nie można jej nigdzie przenieść. Wygoniła Lucy za drzwi, po czym zamknęła je na klucz.

Natsu i Happy siedzieli w korytarzu,  oparci plecami o ścianę. Lucy klapnęła obok nich. Zdążyła polubić Ashitę. Miała nadzieję, że jeszcze zobaczy te piękne, galaktyczne oczy otwarte.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top