Mozart was crazy
Było już wielu wielkich kompozytorów. Bach, Schubert, Czajkowski, Haydn... można by wymieniać cały dzień. Każdy z nich na swój sposób osiągnął sukces - za życia czy po śmierci.
Mozart był Nataniela faworytem.
Jego muzyka jest spokojna, płynna. Nieprzerwanie drążyła szlak między myślami słuchacza, cicha woda w malutkim strumieniu, rozlewająca się w głębokie rzeki, rozległe morza. Tak dostojna i ogromna, a jednak tak niepozorna.
Jednak Mozart nie był spokojny i dostojny. Był stuknięty. Ostro walnięty. Nawet szalony. Może właśnie w muzyce odnajdywał spokój ducha? Jeśli tak, Nataniel wyczuwał od niego objawy syndromu sztokholmskiego. Jakie to przerażające, kochać rzecz, która jednocześnie jest twoim zbawieniem i więzieniem.
Dla Amadeusza więzieniem była jego własna muzyka. A oprawcą...
Jego ojciec.
Bycie cudownym dzieckiem nie zawsze przynosiło pozytywne skutki. Talent nie zawsze prowadził ku szczęściu. Mozart już od kiedy skończył pięć lat był skazany na zostanie kimś wielkim, kompozytorem wszech czasów. Zawsze pod surowym spojrzeniem i ręką ojca, szedł przez swoje życie, przeżywając na zmianę choroby spowodowane wycieńczeniem organizmu i stany depresyjne, które wywoływał chroniczny stres i nacisk ze strony społeczeństwa. Skończył, umierając schorowany w wieku trzydziestu pięciu lat, nie mając nikogo, kto postawiłby mu choćby nagrobek.
A może on nawet nie chciał tworzyć muzyki? Może, gdyby kogoś interesowało jego dobro, mógłby przeżyć spokojne, pogodne, całkowicie anonimowe życie, traktując komponowanie jako cudowne hobby, nie jak przykry obowiązek? Może, zapytany „Co chciałbyś robić w życiu", on odpowiedziałby „Pracować w manufakturze i mieszkać w małym domku na przedmieściach"?
Tego już nigdy się nie dowiemy.
Nataniel trzasnął dłońmi w klawiaturę fortepianu, oddychając ciężko. Wbił zdeterminowany wzrok w zeszyt nut rozstawiony przed nosem. Fantazja d moll, którą męczył już drugą godzinę, śmiała mu się w twarz. Walnął dłonią w klawisze raz jeszcze; ostry, przeszywający ciszę dysonans wybudził go z transu. Przerażony począł oglądać klawiaturę, którą potraktował z taką agresją. Na jego szczęście szkolnemu instrumentowi nic się nie stało.
— Gorszy dzień? — dobiegł głos zza jego pleców. Podskoczył na stołku, oglądając się za siebie. Nieznacznie się rozluźnił, widząc w progu Lysandra.
— Można powiedzieć — przyznał. — Rodzice wrócili wcześniej do domu. Nie byli zadowoleni na widok skacowanej Amber.
Pominął fakt, że wina została zrzucona na niego, jako tego odpowiedzialnego (wbrew pozorom nie był starszy, Amber urodziła się pierwsza. Mieli zwyczaj żartować, że prawdopodobnie wypchnęła sobie Nataniela z drogi, gdy byli jeszcze w brzuchu matki). Przemilczał także wściekłość ojca skierowana na niego i rzucane w jego stronę groźby, do których przywykł na tyle, że nie robił sobie z nich wiele.
— To nie była twoja wina — zapewnił go chłopak, podchodząc bliżej. Dopiero wtedy Nataniel dostrzegł w jego lewej dłoni kubek kawy z Starbucksa. Lysander podążył za jego spojrzeniem i uśmiechnął się półgębkiem, stawiając kubek na klapie pianina.
— Jak obiecywałem — powiedział.
— Jezu, ja wtedy żartowałem, nie masz za nic dziękować — przeraził się, sięgając do plecaka po portfel.
— Nat, nie przesadzaj — opamiętał go Lysander. — Uratowałeś mnie przed pijacką przechadzką przez pół miasta, to naprawdę nic takiego. Zresztą — dodał, nadal z tym pół-uśmieszkiem — przydała ci się trochę kofeiny. Wyglądasz jak śmierć.
Blondyn w końcu uległ i wziął kawę do ręki, upijając trochę. Cierpki smak wypełnił jego usta.
— Domyśliłem się, że pijesz czarną — powiedział drugi z nastolatków, siadając w fotelu postawionym tuż obok pianina.
— Nie wyglądam na typowego hipstera? — zapytał z nutą humoru w głosie, zbierając nuty do teczki.
— Widziałem, jak zamawiałeś kiedyś z automatu — odparł, spojrzenie wwiercając w dłonie Nataniela. — Krwawisz.
— Co... — Sam spojrzał na swoje palce. Rzeczywiście, jego paznokcie były w opłakanym stanie. Spod jednego musiało wypłynąć trochę krwi, która rozsmarowana była na całej opuszce. Zaklął.
— To nic, za dużo ćwiczyłem — machnął na to ręką.
— „Ćwiczyłeś"? To bardziej wygląda, jakbyś się wyżywał na tym pianinie — zauważył, marszcząc brwi. — Na pewno wszystko w porządku?
— Tak — zbył go. Ścisnął kubek mocniej, wbijając uparcie spojrzenie w podłogę. Po długiej chwili ciszy nie wytrzymał i odchrząknął. Gdy uniósł wzrok, zobaczył, że Lysander pisze coś w swoim notatniku, wyraźnie zatopiony w świecie swoich myśli. Nataniel odchrząknął głośniej. Nastolatek oderwał się od bazgrania i schował notatnik do kieszeni, czerwieniąc się nieco na policzkach.
— Wybacz, spędzam za dużo czasu z Kastielem -—wytłumaczył zawstydzony. — Czasami przestaje się odzywać przez długi czas, więc weszło mi w nawyk, że w przerwach robię coś pożytecznego.
— Jasne — wzruszył ramionami. Rozejrzał się po pokoju muzycznym. Jako jedyna sala w całej szkole, nie licząc pokoju nauczycielskiego i gabinetu dyrektorki, posiadała podłogę wyłożoną wykładziną w głębokim, bordowym kolorze zamiast okropnego linoleum, które skrzypiało pod nogami i brudziło się z niezwykłą łatwością. O dziwo, klub muzyczny działał w ciągu roku najwięcej: koncerty, konkursy, wycieczki... Na ścianach było gęsto od zdjęć ucieszonych uczniów, zwiedzających wspaniałe miasta na całym świecie - Brema, Paryż, Wenecja, można by wymieniać całą noc. Większość klubowiczów posiadała własne instrumenty, dlatego w pokoju znajdowały się jedynie pianino, stary keyboard i gitara z podpisami wszystkich członków, wisząca dumnie na ścianie. Gdy oglądał ją po raz pierwszy, ze zdziwieniem dostrzegł imię Kastiela. Dopiero później przypomniał sobie, że w pierwszej liceum wspomniany rzeczywiście był bardziej zaangażowany w życie szkoły, jeszcze zanim poznał Debrę. Dwie kanapy pojawiły się stosunkowo niedawno - zakupiono nowe do pokoju nauczycielskiego, a stare zostały przeniesione właśnie do klubu muzycznego. Na jednej z nich wciąż widniała wielka plama po kawie.
— Nadal nie rozumiem, dlaczego nie chcieli udostępnić wam muzycznego — powiedział, przypominając sobie wojnę, jaką wytoczył Kastiel, gdy ciało pedagogiczne odmówiło im dostępu do sali. Piekło.
Lysander przewrócił oczami.
— Tutaj gra się muzykę poważną — wyjaśnił. — Do tego członkowie boją się o wyposażenie, które musieliby zostawić sam na sam z Kastielem.
— To dość... — Nie wiedział, jakich słów użyć.
— Nie w porządku? — podrzucił Lysander.
— Chujowe — poprawił go. Drugi chłopak spojrzał na niego zszokowany, sekundę później wybuchając śmiechem. Nataniel dołączył do niego po chwili, rozluźniając się bardziej.
— Thompson, kto by się spodziewał, że masz to w sobie.
— Nie znasz mnie, Ainsworth.
— Przeszkadzam, gołąbeczki? — dołączył się chłodny głos. Spojrzenia obojga zwróciły się ku Kastielowi, opierającemu się nonszalancko o framugę otwartych drzwi.
— Wcależ nie, zapraszamy w nasze skromne progi — odpowiedział mu Lysander. Nataniel milcząco wrócił do pakowania teczki. Tymczasem Kastiel wszedł do środka i rzucił czarnym plecakiem w swojego najlepszego kumpla.
— Pilnuj swoich rzeczy bardziej — warknął, rozglądając się po pokoju. Jego spojrzenie zatrzymało się na gospodarzu. — Co ty tu jeszcze robisz?
— Po pierwsze, nie twoja sprawa — odpowiedział sucho, wkładając teczkę do torby i zarzucając ją sobie na ramię. — Po drugie, nie masz wstępu do sali muzycznej.
— Jasne, więc? — parsknął Kastiel, splatając ręce na piersi.
— Więc wychodzimy w tej chwili, jeśli nie chcesz być w jeszcze głębszym bagnie — zgarnął klucze ze stolika i podążył ku drzwiom, otwierając je i w milczeniu czekając, aż obaj muzycy wyjdą. Lysander spokojnie wstał i wyszedł za Natanielem, Kastiel zaś stał jeszcze chwilę, mierząc się morderczymi spojrzeniami z gospodarzem, po czym warknął coś pod nosem i także wyszedł, w progu popychając Nataniela barkiem. Blondyn dużo sobie z tego nie zrobił, jedynie przewracając oczami na tą dziecinadę i zamknął klasę. Rzucił ostatnie spojrzenie chłopakom, będącym już na samym końcu korytarza. Kastiel miał gitarę zawieszoną na jednym ramieniu, więc prawdopodobnie szli do piwnicy. Westchnął, postanawiając po prostu od razu wrócić do domu. Papierkowa robota mogła poczekać.
Amber spała. Można to było wywnioskować po jej głośnym chrapaniu, przypominającym ryk ranionego tura. Prócz tego, dom pozostawał cichy. Nikogo nie było.
Nataniel wyraźnie się rozluźnił, zdejmując buty i od razu kierując swoje kroki do sypialni, w chodzie rozpinając białą, nienaganną koszulę. Rzucił ją byle jak na krzesło i walnął się na łóżko, wbijając spojrzenie w sufit. Był pusty, jak życie Nataniela. Lecz dzisiejszy dzień był znośny. Na pewno inny niż wszystkie. Miło było porozmawiać z kimś innym niż nauczyciele i Melania.
Wzdychając, przewrócił się na bok. Zamknął oczy, odczuwając nagle przeogromne zmęczenie. Zanim zasnął, usłyszał przytłumione wibracje jego telefonu w torbie, którą odłożył przy nodze łóżka. Z niechęcią podniósł się i wyjął smartfona. Pierwszym, co dostrzegł, była wiadomość od nieznanego numeru.
(numer nieznany)
Cześć, z tej strony Lysander. W sobotę wychodzimy na pizzę, zechciałbyś się dołączyć?
Nataniel szybko zapisał go w kontaktach, głowiąc się, skąd on wziął jego numer. Chwilę potem przypomniał sobie, że Lysander jest blisko z Rozalią i wszystko stało się jasne. Dłuższy moment zastanawiał się, co odpowiedzieć. Czy chciało mu się iść? Kto tam będzie? A jak to okaże się całkowitą katastrofą? W końcu kto normalny chce nudziarza na wypadzie ze znajomymi?
Zaklął i wystukał wiadomość, starając się nie przeżywać za mocno. To tylko pizza. Co złego może się stać? Ochlapie ketchupem swoją nieskazitelną koszulę?
(Nataniel)
Jasne, z przyjemnością. O której i gdzie?
Wciągnął głośno powietrze, postanawiając z braku pomysłu przejrzeć media społecznościowe, skoro już i tak trzymał telefon w dłoni. Iris wstawiła nowe zdjęcie profilowe na Facebooku. Dał jej lajka. Na Instagramie Rozalia wstawiła zdjęcie jakiejś drogo wyglądającej sałatki i kilka fotek jej najnowszych projektów. Zapowiadały się niesamowicie.
U góry ekranu wyskoczyło powiadomienie. Nataniel zmarszczył brwi. Serce podskoczyło mu do gardła, gdy zorientował się, że było ono z Get2Gether. Szybko wszedł w aplikację.
Czyli jednak się mylił. Jednak odpisał.
Daisymerollin22 wysłał ci nową wiadomość!
[Daisymerollin22] o cholera
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top