It's never too late to try again
— Czyli mówisz, że Kastiel, ten Kastiel — zaczęła temat ponownie Amber, bawiąc się popcornem leżącym w misce na jej kolanach. — Że on zachował się wobec ciebie cywilizowanie?
Nataniel przewrócił oczami, kradnąc siostrze miskę z rąk i wkładając sobie garść popcornu do ust.
— Shocker, prawda — odparł, w tym samym czasie mieląc jedzenie. Amber skrzywiła się, odsuwając się od niego.
— Nie mów z pełnymi ustami, oblechu.
— Nie mów mi, jak mam żyć — zeżarł kolejną garść.
Rozsiedli się na kanapie w salonie, włączając Pitch Perfect tylko dlatego, że występował w nim Ben Platt. Oboje stwierdzili, że ostatnio znowu zrobiło się między nimi chłodno, więc postanowili zorganizować dwuosobowy wieczór filmowy. Mieli już za sobą pierwszą część Harry'ego Pottera i dwa odcinki Parks and Recreation. Planowali obejrzeć jeszcze przynajmniej kolejne dwa filmy – noc była jeszcze młoda, a następnego dnia i tak mieli do szkoły na późniejszą godzinę.
— I jechaliście razem na motorze — westchnęła dziewczyna. — Oddałabym wszystko, by być wtedy na twoim miejscu.
— Odpuść go sobie — prychnął. — Żadna z niego dobra partia, nie uczy się, pije, pali, przeklina. Stać cię na kogoś lepszego, wiesz?
— On wcale nie jest taki zły — spojrzała na niego krzywo. — To ty masz jakieś dziwne opinie na temat niego.
— Nie są wyssane z palca — oparł się plecami o miękkie oparcie kanapy, prawie się w nie zapadając. — Odpuść go sobie — powtórzył, wyjmując z kieszeni flanelowych spodni od pidżamy telefon. Ekran oświetlił jego twarz, która rozpogodziła się, gdy czytał wiadomości na Get2Gether.
Daisymerollin22 wysłał ci nową wiadomość!
[Daisymerollin22] jak tam babski wieczór? :P
[DesperateType] Ale jesteś zabawny.
[DesperateType] Zacnie, powiedziałbym.
[Daisymerollin22] wybornie
[DesperateType] Dorodnie.
[Daisymerollin22] morowo
[DesperateType] O mój boże
[DesperateType] Wygrałeś xD
[Daisymerollin22] nadal nie mogę się przyzwyczaić do ciebie używającego emotikon
[DesperateType] :)
[Daisymerollin22] nie, przestań. tylko nie ta. ta jest przeklęta
[DesperateType] :)))
[Daisymerollin22] :<
[DesperateType] :) :) :) :)
[Daisymerollin22] dobra blokuję cię
— Z kim ty tak piszesz? — zapytała Amber, widząc jak jej bliźniak szczerzy się głupio do telefonu. Nataniel jak poparzony schował telefon z powrotem do kieszeni.
— Z nikim.
— O kurde – podniosła rękę do ust. — Ty serio masz dziewczynę!
— Co? Nie! - zaprzeczył, próbując odgonić od siebie siostrę, która rzuciła się na niego z łapami, próbując wydostać jego smartfona z kieszeni.
— Nie? Czyli chłopaka, ha! Wiedziałam, że jesteś kryptogejem! — Omal nie spadł z kanapy.
— Amber, uspokój się — zawołał. — Nie mam ani dziewczyny, ani chłopaka. Przeglądałem głupie memy, to wszystko!
— Jasne, jasne — zachichotała blondynka, postanawiając użyć największej słabości brata i wbijając mu palce pod żebra. Chłopak pisnął, co wywołało kolejną salwę śmiechu ze strony Amber.
— Bez łaskotek, bez łaskotek! — krzyknął przerażony, lecz jego siostra nie znała żadnej litości, gdy chciała czegoś dowieść. Nie potrzeba było długo torturować blondyna, by ten ledwo zipiąc zaczął błagać o litość, wyjmując telefon z kieszeni, czerwony od niepohamowanego śmiechu na twarzy. Zadowolona dziewczyna włączyła urządzenie i szczęka jej opadła.
— Masz konto na Get2Gether! — zawołała, zaskoczona. — I mnie nie poinformowałeś?
— Założyłem, jak mi o tym powiedziałaś — burknął, zawstydzony.
— Chociaż raz się mnie posłuchałeś — przewróciła oczami, wstukując coś w wyszukiwanie. Chwilę później oddała mu telefon z zadowoleniem na twarzy. — Masz, dodałam się do twoich znajomych.
Blondyn patrzył się tępo w wyświetlacz. Rzeczywiście, był tak zaaferowany pisaniem z Daisym, że kompletnie zapomniał o innych możliwościach aplikacji. W zasadzie było to trochę smutne, że korespondował jedynie z nim i nikim innym.
Z zamyślenia wyrwał go dźwięk powiadomienia o nowej wiadomości.
PumpkinSpicexoxo wysłała ci nową wiadomość!
[PumpkinSpicexoxo] Ziemia do Nataniela, oglądamy dalej? :>>>
Nataniel uniósł brwi na widok jej nicku.
— Serio, PumpkinSpicexoxo? — zapytał, parskając śmiechem. Walnęła go poduszką w twarz.
— Spadaj, DesperateType. W ogóle — zaciekawiła się — kto to cały ten Daisymerollin22?
Wzruszył ramionami.
— Nie mam pojęcia. Nawet nie znam jego prawdziwego imienia, szczerze powiedziawszy — wyznał.
Patrzyła na niego tępo.
— Czekaj, rozmawiacie ze sobą już prawie miesiąc i nie posiadasz nawet tych podstawowych informacji? — pokręciła głową. — Jesteś beznadziejny.
— Hej, może szanujemy swoją prywatność i pozostajemy internetowymi znajomymi — obruszył się.
— Dobra, dobra — uniosła ręce w górę. — Już nie komentuję.
Przez chwilę milczeli, wpatrzeni w Bena Platta na ekranie.
— To co, teraz Władca Pierścieni?
— Damy radę?
— Jak nie my to kto?
***
Nie dali rady.
Nataniela obudziła rano stopa Amber, trafiająca go prosto w nos. Mając mroczki przed oczami z bólu i niewyspania na ślepo złapał siostrę za nogę i zrzucił ją z siebie, co poskutkowało tym, że dziewczyna z piskiem wylądowała na podłodze. Obolały od spania w niewygodnej pozycji podniósł się do siadu, sprawdzając, czy Amber sobie nic nie złamała.
— Żyjesz? — spytał zachrypniętym głosem.
— Niestety — wyburczała w dywan.
Z niewyraźnymi minami udali się do swoich pokojów, by ubrać się i przygotować do szkoły. Do łazienki weszli w tym samym momencie, wciąż nie do końca rozbudzeni. Nataniel wyjął szczoteczki do zębów dla siebie i siostry, podał jej jedną, a ona w zamian przekazała mu pastę. Ze szczoteczką w ustach wyciągnął z szafki grzebień, podał siostrze, ona zaś wyszukała golarkę i piankę do golenia dla niego. W idealnej synchronizacji splunęli do zlewu, po czym przybili sobie piątki.
— To mi się nigdy nie znudzi — wyznał.
— Posiadanie bliźniaka? — zaśmiała się Amber, kiwając głową. — Mi też.
Z łazienki udali się do kuchni, gdzie Nataniel wyjął dwa kubki i zaparzył czarną kawę dla siebie, a dla Amber zieloną herbatę z pączkami róży. Blondynka zaś zrobiła na szybko kanapki, jedną dla siebie i dwie dla Nataniela. Zasiedli w kuchni na wysokich stołkach przy blatach, w przyjemnej ciszy zjadając swoje porcje. Chłopak włączył radio, z którego popłynęła jakaś popowa muzyka, której on nie lubił, ale Amber często słuchała. Jego siostra zaczęła śpiewać cicho pod nosem, trzęsąc głową w rytm melodii.
Nataniel zamknął oczy, wsłuchując się w głos siostry i popową piosenkę. Amber od zawsze uwielbiała śpiewać. W swoim zamiłowaniu do muzyki byli niezwykle podobni, a jednak każde poszło inną drogą – Amber o wiele bardziej wolała utwory musicalowe, popularne, Nataniel zaś skłaniał się ku klasyce i mocniejszym brzmieniom. Wiedział, jak mocno jego siostra pragnęła występować na deskach teatrów, lecz nigdy nie potrafiła pokonać stresu scenicznego i zawsze wycofywała się w cień, gdy pojawiał się temat śpiewu przed publicznością. Było to dość dziwne, ponieważ Amber nie miała problemu z przemawianiem przed dużą grupą osób.
Nataniel mógł się jedynie domyślać, dlaczego dziewczyna reagowała w ten sposób na swój wokal. Pamiętał czasy gimnazjum aż za dobrze. Dni, gdy potrafił złapać ją na śpiewaniu dla przyjemności i z własnej frustracji spowodowanej nie radzeniem sobie ze sobą wmawiać jej wiele krzywdzących rzeczy, które prawdopodobnie do teraz się za nią ciągnęły, niczym uparty cień, wiszący nad jej głową. Niepisaną zasadą rodzeństwa było nie poruszanie tematu gimnazjum i podstawówki, dla spokoju ducha. Blondyn wiedział, że zamiatanie problemu pod dywan nie równa się rozwiązaniu go, lecz nie miał serca wyciągać brudy na wierzch akurat w tym momencie. Może za tydzień. Albo za rok. Kiedyś na pewno.
Spojrzał na kalendarz wiszący przy drzwiach. Ósmy października.
Przełknął głośno ślinę.
Szesnasty października zbliżał się wielkimi krokami, a on...
On przestawał się bać.
Spojrzał w zielone oczy swojej siostry, podkreślone kocimi kreskami i tuszem do rzęs. Uśmiechnęła się do niego, szczerze, zbierając torebkę z podłogi.
— Jedziemy? — spytała, poklepując go przyjaźnie po ramieniu.
Pokiwał głową.
***
Przerwa obiadowa przyszła szybciej, niż się tego spodziewał. Przebił się przez tłum uczniów na korytarzu do swojej szafki, pod którą stali Lysander, Rozalia i Iris. Powitał ich gestem dłoni, unosząc brwi w zdziwieniu. Roza objęła go ramieniem.
— Panie Gospodarzu, dzięki twoim korkom z fizyki dostałam cztery! — zawołała, poklepując go po ramieniu. — Dzięki wielkie, bez twojej pomocy byłoby ciężko.
— Nie ma sprawy — wzruszył ramionami. Popatrzył po twarzach zebranych. — Czemu właściwie tu czekacie? — spytał niepewnie. Iris przewróciła oczami.
— Idziemy na lunch i zabieramy cię ze sobą — oznajmiła ruda, splatając ręce na piersi. — Chyba że masz inne plany.
— Właściwie to lunch spędzam w pokoju gospodarzy... — zaczął, na co Roza klasnęła w dłonie.
— Czyli idziesz z nami — zarządziła i pociągnęła go za sobą w stronę stołówki. Nataniel poczuł dziwne ssanie w żołądku. Rzadko bywał na stołówce, głównie ze względu na ilość pracy i to, że było tam tak wiele osób... Nie czuł się komfortowo w otoczeniu tylu obcych ludzi, których spojrzenia raz po raz mogły lądować na nim, rodziły się plotki i po prostu nie. To było dla niego zbyt stresujące. Wolał spędzać przerwę obiadową w samotności, zawalony papierami, popijając kawę.
Mimo to poszedł za znajomymi, głównie ze względu na ciasno owiniętą wokół swojego ramienia rękę Rozalii, rzucającej mu pokrzepiające spojrzenia.
Weszli do sporego pomieszczenia i od razu uderzył w niego huk głośnych rozmów i niezachęcający zapach pieczonego mięsa. Bogu dzięki, że miał własne kanapki. Lawirując między tłumem udali się ku stolikowi umieszczonego w kącie pokoju, przy którym siedzieli Pola z Kastielem, oboje pochyleni ku telefonowi trzymanemu przez tę pierwszą i chichotający co jakiś czas. Dosiedli się do nich całą czwórką, Lysander obok swojego najlepszego przyjaciela, a Nataniel pomiędzy Iris i Rozalią. Pola rzuciła blondynowi szeroki uśmiech, Kastiel zaś obrzucił go oceniającym spojrzeniem, ale nic nie powiedział.
— Słyszałam plotki — powiedziała Roza i jak na zawołanie cała grupka pochyliła się ku niej konspiracyjnie — że szkoła będzie organizować bieg na orientację.
— Serio? — spytała zdenerwowana Iris. — Kiedy?
— Prawdopodobnie jeszcze w październiku, dopóki jest ładna pogoda — odpowiedziała, odrzucając długie włosy za ramię. — Jestem ciekawa, jak to wszystko wyjdzie.
— O czym się rozprawia? — Wszyscy odwrócili się ku stojącej w swoich nieśmiertelnych bojówkach Kim, uśmiechającej się półgębkiem. Tuż obok jawiła się Violetta, trzymająca tacę z podejrzanie wyglądającym kotletem; na ramieniu miała przewieszoną teczkę do prac plastycznych.
— O domniemanym biegu na orientację — zabrał głos Lysander, z plecaka wyjmując pojemnik z sałatką i kilkoma nuggetsami. Jednego szybko podebrał mu Kastiel, któremu jego przyjaciel rzucił krzywe spojrzenie.
— Ta, Peggy coś o tym wspominała — odparła ciemnoskóra dziewczyna, dosiadając się do stolika. Violetta podążyła jej śladem, wpatrując się w kotleta, jakby ten znał odpowiedzi na wszystkie pytania o sens życia. Nataniel wiedział, jak źle dziewczyna radzi sobie z tłumami i mógł się z nią łączyć w bólu. Również nie czuł się najlepiej pośród ludzi. — Nataniel, słyszałeś coś?
Oczy wszystkich zebranych zwróciły się ku blondynowi, który przez chwilę myślał, że zejdzie na zawał.
— Hmm... żadna informacja od dyrekcji jeszcze nie dotarła – odparł, starając się brzmieć przekonująco. Kim pokiwała głową.
— Peggy jak zwykle pewnie coś zmyśla — zdecydowała. —Tak samo jak kilka dni temu, gdy stwierdziła, że ukrywasz w piwnicy dziewczynę — puściła mu oczko. Nataniel przewrócił oczami.
— Skąd wiesz, że tak nie jest? — spytał z cieniem humoru w głosie. Kim uniosła brwi.
— Wypuszczasz ją chociaż czasami?
— Tak, z łaski pozwalam jej się przejść po salonie, żeby dostała trochę promieni słonecznych.
Reszta grupy, przysłuchująca się rozmowie, wybuchła śmiechem; nawet Kastiel zachichotał, klepiąc po plecach krztuszącą się soczkiem pomarańczowym Iris. Nataniel rozluźnił się, przestając zwracać uwagę na tłum innych uczniów wypełniający stołówkę. Roza otarła łezkę z kącika ust.
— Hej, jak wam idzie z poszukiwaniem nowego perkusisty? — spytała Kastiela i Lysandra. Ten drugi westchnął cierpiętnico, podczas gdy Kastiel przewrócił oczami.
— Wszyscy są jednakowo beznadziejni — oznajmił. — Nie mówię, że Michael był jakimś wybitnym wirtuozem, ale chociaż czuł muzykę, jaką gramy.
— Będzie trzeba zorganizować większe przesłuchania — dodał Lys, dłubiąc widelcem w sałatce. — Connor już obiecał, że udostępni nam garaż, jeśli zajdzie potrzeba.
— O ile jego starych nie będzie — powiedział zirytowany rudy, odgarniając niesforny kosmyk długich włosów za ucho. — Wiesz, jacy potrafią być.
— Będą otwarte na słuchaczy? — zainteresowała się Rozalia. — Przesłuchania?
Muzycy spojrzeli po sobie.
— Nie myśleliśmy o tym, prawdę powiedziawszy... — mruknął Lysander.
— No chyba nie myślicie, że możecie sobie nas nie zaprosić? — oburzyła się Roza.
— Przemyślimy to — burknął Kastiel. — Daj mi jeszcze jednego nuggetsa.
— Spadaj, masz własne jedzenie — odparł Lysander.
— Miałem, godzinę temu. Teraz znowu jestem głodny.
— To już twój problem, nie mój.
***
Skończył lekcje wcześniej, niż Amber, postanowił więc załapać się na autobus i wrócić wcześniej do domu. Będąc już przy drzwiach wejściowych i próbując otworzyć je zapasowym kluczem zorientował się, że są one już otwarte. Zmarszczył brwi, wchodząc do środka. Było cicho, jedynie z kuchni dobiegał odgłos łyżeczki obijającej się o porcelanowe ścianki kubka. Przełknął ślinę, zostawiając torbę w przedsionku, i na skarpetkach ruszył do okupywanego pomieszczenia.
O wyspę kuchenną opierała się Adelaida, wyglądająca na mocno zamyśloną. Mieszała łyżeczką herbatę, wyglądając przez okno. W tym momencie, bez żadnej maski surowości i chłodu, wyglądała naprawdę pięknie, choć trochę smutno; było coś w jej oczach, czego Nataniel nie mógł dokładnie określić. Nie chciał określać.
Obserwował ją przez chwilę, bijąc się z myślami, czy zwrócić na siebie jej uwagę, czy odpuścić. Postanowił to drugie, wycofując się cicho z pomieszczenia.
— Natanielu? — usłyszał za sobą i zaklął w myślach. Odwrócił się, napotykając dziwnie zmartwione spojrzenie matki.
— Hej, mamo — powitał ją niezręcznie.
— Hej — odpowiedziała łagodnie. Zapadła niezręczna cisza. Kobieta westchnęła, robiąc dobrą minę do złej gry.
— Chcesz pogadać z matką? — zapytała, niby nonszalancko, jednak w jej głosie brzmiało pewne napięcie. Nataniel nawet rozważał opcję odmowy, jednak po kilku sekundach zastanowienia w końcu pokiwał głową i dosiadł się do niej przy blacie, gdzie jeszcze rano jadł śniadanie ze swoją siostrą.
— Jak ostatnie zdjęcia do magazynu? — spytał, nieumiejętnie próbując podtrzymać gadkę o niczym. Jego matka przewróciła oczami.
— Dobrze, ale nie mam pojęcia, czego chce ode mnie Jean-Jacques — westchnęła, obejmując delikatnymi dłońmi kubek. — Ostatnio ciągle coś mu się nie podoba i odbija się to na mnie. Ostatnio... — zamilkła na chwilę, jakby ważąc ciężar słów, które chciała wypowiedzieć. — ... Ostatnio nawet dla Amber jestem szorstka i nie wiem, jak teraz do niej podejść. Nic mi nie przechodzi przez gardło, gdy chcę z nią porozmawiać... — ponownie odpłynęła, patrząc przez okno. Nataniel patrzył na swoje ręce, zaciśnięte w pięści.
— Może zacznij od nowa — powiedział cicho, zwracając uwagę matki. — Nigdy nie jest za późno na zaczęcie zupełnie od nowa.
Ponownie milczeli, długą chwilę. Nagle Adelaida uśmiechnęła się, lekko, niewyraźnie.
— Hej — oznajmiła, nutka zdenerwowania w jej głosie. - Nie jestem najlepszą matką, ale, jeśli chciałbyś, żebym ci w czymś pomogła — przerwała, westchnęła, pokręciła głową. — Okropnie wyglądasz w tych koszulach, mówiąc szczerze.
— Słucham? — spytał, zbity z pantałyku taką nagłą zmianą tematu rozmowy. Jego matka zaśmiała się, dźwięk jak delikatne dzwonienie dzwoneczków.
— Mówię ci, już wolałam, jak nosiłeś te paskudne ciemne bluzy, miało to o tonę więcej charakteru — oparła się łokciem o blat, mrużąc oczy, gdy mierzyła go oceniającym spojrzeniem od stóp do głów. — Przyda ci się kilka dobrych rad na temat stylu — zdecydowała. — W sobotę wybieram się do galerii. Jakbyś nic nie planował, to z chęcią wezmę cię ze sobą — zaproponowała.
Blondyn spojrzał na nią z niedowierzaniem. Nie rozumiał, o co jej chodził. Czego od niego oczekiwała. Otarł nagle spocone dłonie o spodnie, marszcząc brwi.
Nigdy nie jest za późno na zaczęcie od nowa, pomyślał i wziął głęboki oddech. Uśmiechnął się niemrawo.
— Jasne — oznajmił, na co oczy jego matki aż się zaświeciły. — Byłoby miło z twojej strony, mamo.
***
DesperateType wysłał ci nową wiadomość!
[DesperateType] Twoim rodzicom też czasami zdarza się zrobić coś dziwnego?
Chłopak uniósł głowę na dźwięk nowej wiadomości. Zaklął, podnosząc się z rozklekotanego krzesła obrotowego. Wymanewrował między rozrzuconymi, brudnymi ubraniami. Poklepał po głowie leżącego przy łóżku psa, który zaskomlał i polizał go po palcach. Spod pościeli wyjął Samsunga starej daty, przetarł brudny ekran i odczytał wiadomość. Wyjął z kieszeni dresów paczkę niebieskich chesterfieldów, narzucił na ramiona zdezelowaną kurtkę i wyszedł na balkon. Odpalił papierosa, wypuszczając dym nosem. Chłodnawy, październikowy wiatr otulił go, rozwiewając luźne kosmyki włosów, które wypadły z niechlujnie związanej kitki. Zadrżał z zimna, zaciągnął się i zaczął odpisywać na wiadomości.
[Daisymerollin22] co masz na myśli?
[DesperateType] Wiesz, okazują ci przez ostatnie trzy lata, że jesteś dla nich nikim, aż tu nagle wysuwają pomysł na wspólny wypad gdzieś, najwidoczniej chcąc poprawić relację, która i tak od dawna nie istnieje.
[DesperateType] To mam na myśli.
[Daisymerollin22] ciężko mi powiedzieć
[Daisymerollin22] moich rodziców nigdy nie ma w domu
[DesperateType] Och. Przykro mi.
[Daisymerollin22] nah, to całkiem wygodne. nie muszę się przejmować ich zdaniem, po prostu robię, co chcę
[Daisymerollin22] chociaż czasami bywa ciężko, fakt
[Daisymerollin22] słaba sytuacja z twoimi starszymi
[DesperateType] Nie za bardzo wiem, co powinienem zrobić.
[Daisymerollin22] a co zrobisz?
[DesperateType] Chyba dam jej szansę.
[DesperateType] Mojej matce. Nie wiem, czy na nią zasługuje, ale czasami chciałbym mieć ją z powrotem w swoim życiu.
[Daisymerollin22] to zrozumiałe, oczywiście. a ojciec?
[DesperateType] Nie chcę o tym rozmawiać.
[Daisymerollin22] okej
[DesperateType] Może kiedyś.
[Daisymerollin22] nic na siłę
[DesperateType] Dzięki, Daisy.
[DesperateType] Jak minął ci dzień?
[Daisymerollin22] w porządku. szybko, to najważniejsze. a tobie?
[DesperateType] Średnio, ale znośnie. Znalazłem kilku znajomych, z którymi mogę porozmawiać.
[Daisymerollin22] och?
[DesperateType] Zazdrosny?
[Daisymerollin22] może
[DesperateType] Nie masz o co, nie czuj się zagrożony :P
[Daisymerollin22] ha ha, dalej nabijaj się z moich delikatnych uczuć :<
[DesperateType] :D
[DesperateType] Nawet chłopak, o którym wspomniałem, że go nie lubię, zaczął być wobec mnie cywilizowany.
[Daisymerollin22] co ty gadasz
[Daisymerollin22] jak twoje odczucia wobec niego?
[DesperateType] Sam nie wiem. Nie do końca rozumiem tę zmianę, ale to... miłe?
[DesperateType] Nie wiem. Kiedyś się przyjaźniliśmy z nim.
[Daisymerollin22] ???
[DesperateType] W podstawówce. Później przeze mnie kontakt się oziębił, a w liceum zaczęliśmy się całkowicie nienawidzić.
[Daisymerollin22] brzmi niezwykle przykro
[DesperateType] Taa...
[DesperateType] Powinienem iść spać, jest późno.
[DesperateType] Ty też.
[Daisymerollin22] to idź
[DesperateType] Ale chcę z tobą jeszcze porozmawiać.
[Daisymerollin22] więc rozmawiajmy?
[DesperateType] Ale jestem śpiący.
[Daisymerollin22] ... jak ja cię kiedyś dorwę
[DesperateType] >:D
[DesperateType] Na serio, idę spać.
[DesperateType] Dobranoc, Daisy.
[Daisymerollin22] dobranoc dt
DesperateType jest offline
Wrzucił peta do słoika pełnego jemu podobnych i westchnął. Oparł się o barierkę, przymykając szare oczy, w dłoni ściskając telefon. Noc była wyjątkowo cicha, nikt nawet nie darł się po małych uliczkach. Niebo pełne było gwiazd, oświetlających puste ulice.
Wrócił do środka, rzucając kurtkę na krzesło i kładąc się na małe, jednoosobowe łóżko z sapnięciem. Jedna ze sprężyn starego materaca wbiła mu się boleśnie w plecy. Zaklął, przewracając się na bok. Poczuł ciężar kładący się tuż obok i gorący oddech dmuchający mu w twarz.
— Śmierdzi ci z japy — burknął, przekręcając się z powrotem na plecy i drapiąc psa za uchem. Demon położył głowę na jego brzuchu, przymykając ciemne oczy z zadowoleniem.
Kastiel wbił spojrzenie w sufit. Słabo świeciły się na nim fluorescencyjne gwiazdki, które przykleiła tam jego matka, gdy był jeszcze małym bachorem.
Lata minęły, a on nie miał serca, by je stamtąd zdjąć.
Myślał. O całej tej walniętej sytuacji. O Natanielu, który nie wiedział, z kim pisze. O przeszłości.
O szesnastym października.
Zasnął, śniąc niespokojne sny, pełne strachu i niepokoju, ale także i nadziei, tak małej i nieznaczącej, że prawie niezauważalnej. Lecz ona była tam gdzieś, wytrwała i stała. Nadzieja na kolejny dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top