Rozdział 9 Nie mieszaj się w to



- Synu, chciałbym z tobą o czymś porozmawiać...- oznajmił już oschłym i poważnym tonem. Poczułem jak zalewa mnie fala ciepła, a moje serce bije mi szybciej.

No nie.

Byłem niespokojny, bardzo się zdenerwowałem. No to koniec... Przyłapał mnie. Na pewno będzie chciał mnie o to podpytać. Widział mnie, a niech to szlak! Achh!

- Słucham tato.- odpowiedziałem, starając się zachować spokój.

- Jesteś już nastolatkiem, zapewne oglądasz za dziewczynami. Nathalii oczywiście powiadomiła mnie o twoich ostatnich wyjściach wieczorami. Więc... pomyślałem, że pewnie spotykasz się z jakąś...

Wpatrywałem się w niego, najpierw byłem bardzo spięty, lecz gdy dowiedziałem się o co chodzi ulżyło mi. Uffff... Nie widział mnie.

Przed odpowiedzią odsapnąłem z ulgą, mając nadzieję, że tego nie zauważył. Jednak nic nie odpowiedziałem, bo tato odezwał się znów.

- To jasne, że nie mam nic przeciwko temu, rozumiem cię, sam kiedyś spotykałem się późnymi wieczorami z dziewczynami, ale... Chciałbym wiedzieć z kim dokładnie się spotykasz... - jejku, od kiedy mój ojciec się mną interesuje? Może naprawdę zrozumiał...

- Mógłbyś mi powiedzieć Adrien? - zapytał ciekawy choć minę nadal miał dość poważną. Wow, ciekawi się mną.

- Tak tato... Bo ja... Spotykam się z Marinette.

Kiwnął tylko głową na znak, że zrozumiał i począł kończyć swoje śniadanie.

Szczerze w duchu, bardzo się cieszyłem, że tato się mną zainteresował. Wreszcie, moimi sprawami. Sprawami własnego syna. I zjadł ze mną śniadanie. Właśnie. Może mama wróciła i dlatego taki jest? Mam nadzieję, że się z nią zobaczę jak najszybciej...

A właśnie, gdzie ona jest teraz?...

* * *

Chloe

W ten słoneczny, ciepły dzień postanowiłam wybrać się na spacer i trochę porozmyślać. Promyki słońca ogrzewały moje blond włosy. Miałam na sobie okulary przeciwsłoneczne, z turkusowymi oprawkami i także niebieskie ubranie pod kolor. Ubrałam spodenki sięgające lekko poza kolana, do tego biało niebieska bluzka ozdobiona we wzory ze świecidełkami, które ładnie odbijały się w słońcu.

Wyszłam, żeby ochłonąć, trochę o wszystkim porozmyślać, byłam zła, że Lila tak mnie potraktowała. I nie wiem dlaczego Adrien napisał jej takiego SMS-a! On nie jest dla niej. To dwa różne charaktery. Chociaż... ja sama pewnie też już nie mam w ogóle u niego szans... i zdałam sobie z tego sprawę. Widzę przecież, że on czuje coś do Marinette. Po samym jego spojrzeniu na nią można to rozpoznać, że nie jest do jedynie przyjaźń. Na pewno są razem... Ja nie mam tu już żadnych szans... To ich bajka. Zrozumiałam to.

Zawsze dokuczałam Marinette, byłam bardzo zazdrosna o to, że rozmawia z nim o wiele więcej niż ja, w końcu była jego przyjaciółką. I wiedziałam, że blondyn jej się podoba. To znaczy, dogryzałam też wielu innym osobom.

Ale teraz zrozumiałam to, Marinette i Adrien są dla siebie stworzeni. I zrozumiałam, że źle się zachowywałam wobec innych... Nie chcę już być taka, pragnę się zmienić...

Szłam sobie uliczkami, rozmyślając głęboko i nagle na kogoś wpadłam. Trochę się zderzyliśmy. Bądź zderzyłyśmy. Ocknąwszy się ze swoich myśli, ujrzałam osobę z mojej klasy. Dziewczynę, która mi dopiekła.

Lila stała, jak widać wkurzona wpatrując się we mnie ze złością, gdy ja poprawiałam włosy i pocierałam obolałe miejsce, od zderzenia.

- No kurde, uważaj jak łazisz pokrako.- warknęła do mnie, spuszczając brwi na dół.

- Ach, sorka...- mruknęłam pod nosem. Do takich jak ona nie mówi się "przepraszam".

Już miałam ruszyć dalej, jednak ona zahaczając dłonią o moje ramię, zatrzymała mnie.

- Słuchaj wiedźmo, jeśli myślisz, że masz jakiekolwiek szanse u takiego chłopaka jak Adrien, to jesteś strasznie głupia.- prychnęła i zaśmiała się w głos, patrząc mi w oczy. Okropna.

Zaczyna się. Chce mnie nastraszyć, jak zwykle. I jak zwykle jest mega żałosna.

- Nie musisz nawet próbować się starać. Nie uda ci się. Odpuść sobie.- mówiła ze złośliwym uśmieszkiem.

- Odwal się ode mnie.- syknęłam.- Sama lepiej wiem co robić.- stwierdziłam, starając się uspokoić.

- Nooo, akurat...- olała moje mordercze spojrzenie.- Zobaczysz, że jeszcze będziesz oglądać mnie razem z nim.- zakomunikowała mi z tym swoim podłym uśmiechem.

- Nie kłócę się z idiotkami.- wypaliłam i zamierzałam ją natychmiast ominąć, lecz ta szuja znów mnie zatrzymała, tym razem szarpnęła mną mocniej. I dochodzę do wniosku, że to jakaś wariatka. Nienormalna, podła żmija.

- Och, puść mnie! - syknęłam niezadowolona i z siłą odepchnęłam jej ręce.

- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy! Zostaw mnie i Adriena w spokoju! - krzyknęła mi w twarz.

- Przestań, rozumiem on i Marinette, ale ty?! - odburknęłam, choć moje własne słowa zabolały trochę i też mnie.

- Marinette? - zainteresowała się.- No weź nie żartuj, ona?! - skrzywiła się.

- Tak ona.- fuknęłam bardziej po to, nie żeby bronić tej dziewczyny, tylko, aby wkurzyć Lilę.- A teraz zejdź mi z drogi.- rozkazałam wkurzona. Omijałam ją, ale znów nie udało mi się przejść. A to dlatego, że podstawiła mi mocno nogę i upadłam na kolana. - Achh...- jęknęłam do siebie po upadku.

- Widzisz, tak właśnie upadniesz, jeśli będziesz wtrącać się tam gdzie nie trzeba.- syknęła, posyłając mi nieszczery lekki uśmiech, a także spojrzenie pełne pogardy, zanim szybko podniosłam się na nogi. Otrzepałam się prędko, a ona na szczęście obróciła się na pięcie i odeszła dumna.

A ja rozdrażniona kontynuowałam sobotni spacer.

Za kogo ta szuja się uważa!? Myśli, że jest najlepsza i może wszystkimi kierować?! Uchhh, nie cierpię jej!

Zaraz... ja przecież też wcale nie byłam lepsza... Też upokarzałam każdego kolejno, lubiłam gdy ktoś się mnie bał, lubiłam sprawiać przykrość innym... Byłam taka. Sama na to zapracowałam... Przynajmniej teraz wiem jak to jest. - stwierdziłam z przykrością w myślach.

Adrien

Mój rodzic nie pytał mnie o nic co miałoby związek z moim ostatnim śledzeniem go w piwnicy. Nie pytał też o Plagga. Na całe szczęście. Czyli o niczym nie wie.

Mimo, że przez cały dzień był taki jak zawsze, czyli ponury i nad miarę poważny, to jednak doceniam to, że zjadł ze mną dziś śniadanie i zainteresował się moimi sprawami, co mnie szczerze zadowoliło i czego się zupełnie nie spodziewałem. W końcu zwrócił na mnie uwagę.

Chciałbym znów usłyszeć mamę. A w szczególności ją zobaczyć... Brakuje mi jej opieki... Jej troski o mnie... Kiedy ją usłyszałem w tym mrocznym miejscu, moja tęsknota ożywiła się. I kamień spadł mi z serca, że nic jej nie jest.

Chyba nic...

Ale w takim razie... o co mogło chodzić tacie? "Wiem co posiada twój syn" - pamiętałem dobrze te słowa. A jedyne co mi przychodzi na myśl to miraculum...

To jest jakieś bardzo dziwne... Dlaczego mama tam była?? Skoro wróciła to czemu nie ma jej z nami? I ten jej przerażony, zrozpaczony głos... Coś tu jest nie tak... Bardzo chciałbym poznać odpowiedzi na wszystkie moje dociekliwe pytania.

- ADRIEN! - moje Kwami wydarło mi się przed nosem.- Co się z tobą dzieje?! Wiecznie jesteś zamyślony! - miał do mnie pretensję Plagg.

- Co? - spytałem nieprzytomnie.

- Powiedz, co się stało.- nalegał.

- Nie nic... Myślę o tym co... było w piwnicy...- wypuściłem powietrze z płuc. - Myślisz... Czy myślisz, że tato w-więziłby mamę? - przełknąłem głośno ślinę.

Westchnął głośno.

- Wiesz... Twój ojciec zawsze był bardzo surowy... Czasem pomyślałbym nawet, że nie ma uczuć... Ale to trudne pytanie no... - wydukał. Mój mały przyjaciel widocznie też nie był pewny co powiedzieć. - A jesteś pewny, że słyszałeś mamę? Od tej tęsknoty przypadkiem nie przyśniło ci się coś? - zadał niepewnie i powoli pytanie.

- Och Plagg, oczywiście, że jestem tego pewny! - stwierdziłem.- I wiem, że to nie był sen! Obudziłem się w środku nocy, zobaczyłem ojca z latarką, poszedłem za nim... Pamiętam wszystkie szczegóły z tej nocy.

Po chwili namysłu odpowiedział mi.

- Muszę przyznać, że to w jakich okolicznościach słyszałeś swoją mamę jest naprawdę dziwne... I nie typowe. I dziwne, że twój ojciec poszedł tam akurat w nocy... Nie chciał, aby inni wiedzieli...? A dzisiejszego dnia był dla Ciebie taki miły. Adrien, nie sądzisz, że to podejrzane?

- Sam nie wiem... - odparłem. - Tato wydawał się dziś szczery w tym co robi, zainteresował się mną... On chyba...

- Tak nagle zainteresował się twoimi sprawami? - przerwał mi wypowiedź - kiedy przez dwa lata traktował cię jak powietrze? - mówił kpiąco, gdyż jak widać nie wierzył w dobre zamiary mojego ojca.

Przybrałem smutną minę. Nie chciałem bronić ojca, po tym jak się wobec mnie zachowywał odkąd mama zniknęła, jednak chciałem wierzyć, że się zmienił. Że zrozumiał.

- Ale...- urwałem.- Bo może...on zrozumiał.- dokończyłem po chwili robiąc sobie nadzieję.

- Nie sądzę Adrien. I nie wierzę mu.- odburknął.- A teraz proszę, daj mi wreszcie camembert.- zmienił nagle temat.

Westchnąłem i wykonałem polecenie mojego Kwami.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top