Rozdział 6 Znieść Chloe
Adrien
Rozpoczął się nowy dzień. Każdy spędzony z Marinette mogę śmiało określić wyjątkowym, nie pozbawionym wspaniałych, niezwykłych uczuć. Niesamowicie jest być tak głęboko zakochanym. Aż nosi człowieka.
Jedno mnie aczkolwiek dziś niepokoiło. Otóż wskazówki zegara były coraz bliżej godziny ósmej, a Marinette wciąż nie pojawiała się w szkole, co więcej, nie odpowiedziała na żadną z wiadomości. Pomyślałem, że może zbyt długo w nocy rozmawiamy ze sobą, co utrudnia potem zaśnięcie. Mam nadzieję, że nie stało się nic poważniejszego. Spóźnienia u Marinette nigdy nie stanowiły czegoś zdumiewającego, jednak zawsze jakaś obawa mi w głowie świta.
Mój stan zamyślenia został przerwany, gdy poczułem jak coś wibruje w mojej torbie. Wydobyłem z niej telefon i mimowolnie uśmiechnąłem się, kiedy zobaczyłem, że przyszła wiadomość od Ukochanej.
Od: Marinette
Ojeju, zaspałam! Za moment będę! ❤️❤️
Wysłano: 7:51
Do: Marinette
Nic się nie stało, Kochanie.😗
Nie przejmuj się. Czekam na Ciebie.💕
Niedługo po szybkim wymienieniu się wiadomościami z moją dziewczyną, zadzwonił dzwonek, zwołujący uczniów na pierwszą lekcję. Rozejrzałem się jeszcze po korytarzu, zaglądając z daleka w jego głąb, jednak niestety nie dostrzegłem tak dobrze znanej mi sylwetki. Modliłem się tylko w duchu, by Marinette nie została zbesztana za spóźnienie.
Powolnym krokiem przekroczyliśmy próg klasy i wszyscy zajęliśmy odpowiednie miejsca. Już miałem usiąść przy swojej ławce, gdy naraz ujrzałem zmierzającą prosto w moją stronę pewną osobę z klasy.
To niestety nie była Marinette...
Ekstremalnie mocno wymalowana blondynka stanęła tuż koło mnie, nie pytając o nic.
— Chloe... Wybacz, ale ja tu siedzę z Marinette. — dałem jej od razu jasno do zrozumienia.
— Och, ależ mój Adrienku, czy widzisz tu gdzieś Marinette? — z uniesionymi rękami wzruszyła teatralnie ramionami, rozglądając się na boki. - No więc właśnie.
— Ale zaraz tu będzie.
— Coś mówiłeś Adrieeński? No tak myślę, że nie. Zresztą cieszyłbyś się, że przysiadła się do ciebie tak cudowna i wyjątkowo piękna dziewczyna jak ja...
Zanim dokończyła wypowiedź, słychać było wybuch śmiechu ze strony Nina, który umiejscowił się za mną.
Chloe gwałtownie odwróciła się i zmierzyła go, nie na żarty, surowym spojrzeniem.
— I z czego się śmiejesz?! Chyba ze swojej głupoty. W lustrze się w ogóle widziałeś?
Nino, nie mogąc się powstrzymać, wciąż zwijał się ze śmiechu, patrząc na Chloe.
— Nie no... Haha... Chloe, tak mi cię szkoda...
— Pff. — prychnęła ze złością, po czym odwróciła się w moją stronę. — Nie będę tracić czasu na takiego durnego osobnika. Swoim czasem podzielę się z moim ukochanym.
— SŁUCHAM?! — krzyknęła Marinette, która właśnie wstąpiła do klasy i stanęła przy nas.
— Nie przejmuj się tą wiedźmą, Kochanie. Zaraz ją przegonimy. Miotła się przyda?
— Chyba do uderzenia Chloe w łeb, to może jej się tam poukłada chociaż część. — krzyknęła Alix, po czym roześmiała się. Po klasie przeszedł szmer chichotu.
Chciałem wyminąć Chloe, by dostać się do Marinette, jednak uniemożliwiła mi to, tamując mi drogę swoją osobą.
— Adrienie, zostań! Usiądź ze mną! Nie narażaj się na siedzenie z tym paskudztwem. — spojrzała tym razem z pogardą i z obrzydzeniem na Marinette.
— Paskudztwem?!
— No przecież. Powinieneś mi być wdzięczny za ratunek przed tą wstrętną...
— ZAMKNIJ SIĘ! — po jej słowach napłynęła mnie natychmiast fala gniewu. — Dosyć tego złośliwa mendo! Wynoś się z mojej ławki i to już! Możesz już na zawsze zapomnieć o przebywaniu w moim towarzystwie! Jeszcze raz spróbujesz obrazić Marinette! Marinette jest najpiękniejszą i najodważniejszą dziewczyną na świecie! — wykrzyczałem wściekły. Silne emocje przejęły nade mną kontrolę. Nie mogłem pozwolić, by Chloe tak ostro obrażała Marinette. Otworzyłem usta, by coś jeszcze dodać, jednak po chwili je zamknąłem. Sięgnąłem do pewnych wspomnień, których obrazy wyświetlały mi się teraz w głowie. — Chloe... Kiedyś nie byłaś taka... Fakt, zawsze byłaś skora do kłótni, dokuczliwa, ale widziałem w tobie jeszcze kilka innych... dobrych cech... które chyba już dawno wyeliminowałaś. — dokończyłem, zrezygnowany. Zły, a jednocześnie smutny. — Przykro mi, że tak się zachowujesz. Takim zachowaniem nic nie zyskasz. Nic. — podkreśliłem.
Twarz Chloe, z czerwonej od nagromadzonej złości, stała się blada. Dostrzegłem cień smutku w jej niebieskich oczach. Nie emanowały już wredotą i znieczulicą, a zostały one zastąpione przez melancholijne zamyślenie. Przez chwilę wyglądała, jakby zaglądała w głąb swojej duszy.
Chwilę jednak po tym, na twarz Chloe znów wstąpiła złość i wrogość.
— Jesteś beznadziejny Adrienie. Nienawidzę cię! Gadasz bzdury! To ja jestem najpiękniejszą dziewczyną na świecie! A ty pożałujesz, że odbiłaś mi chłopaka! — wrzasnęła do Marinette.
Blondynka chwilę się wahała, lecz nagle bez opamiętania rzuciła się na Marinette i z siłą ją pchęła. Ciemnowłosa zachwiała się ze strachem, lecz po chwili w przypływie gniewu odwzajemniła agresywny gest Chloe.
Natychmiast wkroczyłem do akcji, usmarowana franca zaczęła szarpać Marinette za włosy.
Ścisnąłem jej ramię i pociągnąłem gwałtownie do tyłu.
— Puszczaj! Puszczaj ją! Zabieraj swoje ohydne łapska od Marinette! — ryknąłem w jej stronę.
Tego było już za wiele.
W tym momencie do klasy weszła nauczycielka chemii.
— Przepra... Zaraz, a co tutaj się dzieje?! Chloe! Ciągle wprowadzasz zamieszanie nierozsądna dziewczyno! Zostań po lekcjach, otrzymasz dodatkową pracę domową, bo widzę, że ci się nudzi! Siadaj na miejsce! Marinette... co ci jest? — pani Mendeleiev zwróciła się do ciemnowłosej.
— Ech, naprawdę już nic... — dziewczyna zaczęła poprawiać roztrzepane włosy.
Byłem niesamowicie wściekły na Chloe. Co ona sobie wyobraża? Za kogo się uważa? Mam serdecznie dość jej zagrywek, w których skala kretynizmu osiąga niebezpiecznie wysoką wartość.
— To sprawka Chloe! — krzyknąłem.
— Potwierdzam! — zawołała Alya. — Niech ta sucz odwali się wreszcie od mojej przyjaciółki!
Objąłem swoją dziewczynę i usiedliśmy przy swojej ławce.
Nauczycielka przeszywała Chloe naprawdę srogim spojrzeniem. Nie jednego przyprawiłoby o dreszcze.
— Gabinet dyrektora jest tam po prawej. — wskazała drzwi klasy. — Ach, ale ty przecież zapewne jak nikt inny go znasz. Mam nadzieję, że to ostatni raz. Szczerze, przykro mi słyszeć, że tak się zachowujesz. Kiedy z tym skończysz, co?
Pytanie, postawione przez panią Mendeleiev możemy uznać za retoryczne, gdyż Chloe, rzecz jasna, nie odezwała się.
Bez słowa odwróciła się na pięcie i zaraz potem nie było już po niej śladu.
— Dobrze, zacznijmy w końcu. Wybaczcie piętnastominutowe spóźnienie. Dziś rano miałam ekstremalną sytuację, ale może kiedy indziej opowiem. No to... Kto nie ma zadania?
* * *
Lila
Wiele myśli nagromadziło się w mojej głowie po tej wyjątkowo niespokojnej i chaotycznej lekcji. Szczerze dopingowałam w myślach Chloe, gdy próbowała przegonić Marinette od Adriena i nie zamierzała dopuścić do niej chłopaka. Moje uczucie zazdrości o blondyna rosło w siłę i stało się na tyle bezwzględne i mocne, że cieszyłam się i wręcz fascynowałam widokiem bezbronnej Marinette w obliczu nikczemnych zamiarów Chloe. Jednocześnie jednak życzyłam pustej lalce porażki, przypominając sobie w jaki sposób zwracała się do Adriena i co tak naprawdę chciała osiągnąć, atakując ciemnowłosą. Adrien to zaś chłopak z klasą i z pewnością Chloe jest u niego na ostatnim miejscu listy życzeń dziewczyn, z którymi chciałby spędzić życie. Mniejsza z durną blondyną, najbardziej przydałoby się wyeliminować z owej listy panią "najpiękniejszą i najodważniejszą".
Tak, oczywiście. Ona najodważniejsza. Koń by się uśmiał. Nie wspominając już o detalach piękności.
No dobra, może nie jest najbrzydsza, ale śmiem z podniesionym czołem twierdzić, że jestem wyposażona w znacznie więcej elementów piękna. Trzeba ślepego Adriena o tym przekonać.
Mijały pierwsze minuty przerwy. Tym razem znalazłam dla siebie takie miejsce, by nie mieć w zasięgu wzroku mojej kochanej parki. Coraz gorzej mi idzie ze znoszeniem widoku uradowanych sobą Adriena i Marinette.
Ale będę kombinować tak długo, aż dopnę swego i uda mi się ich rozdzielić...
Zobaczyłam w oddali siedzącą samotnie Alyę. Zauważyłam, że odkąd Marinette i Adrien zaczęli chodzić, dwie przyjaciółki nie spędzają już ze sobą przerw. Na pewno nie tak wiele jak dotychczas. Naraz do głowy wpadł mi diabelski pomysł. Ach, jestem genialna.
Już miałam ruszyć się z miejsca, kiedy moją uwagę przykuła, podążająca korytarzem z nadąsaną miną, Chloè. Uśmiechnęłam się złośliwie w jej stronę.
— Oo, wróciłaś. A szkoda, mogli cię stąd wywalić. Byłoby po kłopocie.
Zwróciła głowę ku mnie, ukazując cały swój nazbyt ostry make-up. W jej spojrzeniu gościła taka wrogość, że aż zaczęłam się bać. (Żarcik, oczywiście.) Co było widokiem niecodziennym, jej twarz była pozbawiona fałszywego, wrednego uśmiechu. Na jej twarzy było raczej widać zmęczenie, dopóki nie dołączyła się złość i nienawiść ku mnie. I chyba nie tylko mnie.
— Odwal się, żmijo. Zajmij się sobą, kretynko niewyżyta. — warknęła, jadowicie.
— Jak mnie nazwałaś, nic nie warty pustaku? — Poczułam jak gniew zaczyna we mnie rosnąć.
— Słyszałaś chyba. — posłała mi nieszczery uśmiech. — Poza tym, mówiłaś, że będę oglądać cię z Adrienem. Jakoś nie widzę, żeby specjalnie palił się do rozmowy z tobą. — kpina wymalowana była na jej twarzy.
— Poczekaj trochę. Cierpliwości. Wiesz, do ciebie tym bardziej się nie zaleca. Wygonił cię i ostro ochrzanił. Oj, chyba już nigdy nie uda ci się poprowadzić z nim rozmowy. — odpowiedziałam z pogardą. — Przykre.
— To nie jest twoja sprawa, wstrętna żmijo. Skoro jesteś taka pewna, że Adrien cię polubi, to może przekażę mu jakie plotki roznosisz?
— Co? Jakie plotki? Co ty pieprzysz znowu?
— Mówiłaś, że świetnie całuje, czym sugerowałaś, że zdradził Marinette.
Obawiałam się, że moja twarz zaraz pobladnie i Chloé złapie mnie na haczyk. Muszę przyznać, że się wycwaniła. Jednak nie jest możliwe, żeby mnie ugięła, w żadnej dziedzinie też nie jest ode mnie lepsza, więc nie ma o co się martwić. Spokojnie Lila. Musisz odpowiedzieć tak, by odsunąć jej uwagę od tematu, a jednocześnie słowa mają być igłami. Bo jeżeli doniosłaby Adrienowi o moich "zwierzeniach", to mogłabym nieźle wpaść w sieć własnych słów.
— Wtedy jeszcze nie był z Marinette.
— I co z tego. Chciałabym wiedzieć czy to prawda. — syknęła, nie pozbawiona szyderskiego uśmiechu.
— Jasne, że prawda.
— Ciekawe. — uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
— Nie musisz w to wierzyć. To nic nie zmieni. Ja i Adrien i tak wiemy swoje. Poza tym... nie sądzę, by chciał się teraz komukolwiek do tego przyznawać. Jest z Marinette i nie może przecież wzbudzać podejrzeń. Pomyśl trochę.
Chloé na chwilę zamilkła i zastanowiła się nad moimi słowami.
— To nie ma sensu. I tak będzie zaprzeczać. — dodałam. — Zresztą akurat ty chyba jesteś ostatnią osobą, której ktokolwiek chciałby się zwierzać. Więc się lepiej nie poniżaj. Zresztą Adrien ci teraz po dzisiejszej akcji nawet stanąć koło siebie nie pozwoli, więc chyba nie masz na co liczyć, rozwydrzona i głupiutka dziewczynko.
Prychnęła ze złością.
— I tak dowiem się prawdy. I zdobędę chłopaka moich marzeń.
Zaśmiałam się krótko z kpiną.
— Powodzenia życzę.
— Nie musisz. Nawet bez twojego powodzenia dam sobie radę i osiągnę cel. Zobaczysz. Przekonasz się kim jest Chloé Bourgeois.
— Nikim. Jest nikim.- odparłam hardo.
— Zazdrościsz mi, dlatego tak mówisz, żmijo.
— Nie ośmieszaj się. Niby czego? Wyglądu? Nie zbyt. Rozumu? W życiu! Charakteru? Nie, wiesz, nie chciałabym się na każdym kroku poniżać.
W tym momencie zadzwonił dzwonek.
— Uważaj sobie. Uważaj. — syknęła, ściszając ton głosu.
— Komiczna jesteś.
— Żebyś tylko wiedziała jaka ty jesteś komiczna ze swoimi groźbami i obietnicami bez przyszłości. Nie boję się ciebie.
— Mylisz się. Zawsze osiągam cel. Bądź gotowa na nowe niespodzianki. — podkreśliłam dosadnie i weszłam do klasy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top