Rozdział 4 Od dziś jestem w ósmym niebie

Pośród ulicznego szmeru i spieszących pojazdów, gdzieś na jednym z paryskich chodników słychać było beztroski i pełen radości chichot ciemnowłosej dziewczyny, która tak dobrze i bezpiecznie czuła się w ramionach swego ukochanego. Oboje zeszli z góry budynku, na którym chwilę temu, wiele sobie wyjaśnili i dopowiedzieli. Miejsce, które dla innych jest zwykłym dachem, na którego przechodnie nie zwrócą najmniejszej uwagi, dla nich obojgu wciąż będzie emanowało magiczną atmosferą. Ten dzień wiele zmienia w ich życiu i stanowi początek najpiękniejszych chwil, ale także wydarzenie przyczyni się do powstania nowych trudności... Wprowadza do niego nowy blask i pozostawił za sobą niezapomniane wspomnienia. Dzisiejsze chwile, mające miejsce tuż po ukończonej walce, zapewne jeszcze nie raz i nie dwa będą odtwarzane w ich głowach. Oni właśnie podskakiwali ze szczęścia, gdyż zrealizowali swoje największe i najbliższe sercu marzena. Marinette, nie wiedząc o tym, tak naprawdę zawsze pragnęła poznawać chłopaka, pod czarną maską z umaszczeniem kota, pod tą postacią ukrywał się przecież chłopak, któremu zawsze była gotowa poświęcić czas i zanieść pomoc. Chłopak, którego obdarzyła uczuciem, którego uwielbiała. Bez którego nie wyobrażała sobie dnia w szkole.

Natomiast Czarny Kot, żył w błędnym przekonaniu, że nie jest wstanie fascynować się nikim, tak jak Biedronką. Wmówił sobie, że coś, co czuł do Marinette nie równało się z tym, co czuł do Biedronki. Nie zauważył, że to samo ciepło i pogodę, jaką znajdziemy w oczach u Marinette, posiadała Biedronka. Gubił się w swoich uczuciach, do czego wstydził się przyznać, nawet przed samym sobą. Nie raz rozważał wnikliwiej nad relacją, jaka łączyła go z ciemnowłosą, śliczną dziewczyną, którą widywał na co dzień w szkole. Zwykła czerwona maska w czarne kropki przysłoniła mu twarz, co więcej w zasadzie całą postać dziewczyny równie odważnej, równie szlachetnej i kochanej. Dla Akumantów nie mogła mieć litości, musiała zachować hardość i zniszczyć ogromne zło skryte w małej postaci. To w końcu miało ich ocalić, to przecież było dla ich dobra. Chociaż wybierając się na pole bitwy, musiała zabierać ze sobą siłę, spryt i odwagę, jednocześnie była istotą bardzo kruchą i delikatną. I Czarny Kot właśnie taką dziewczynę pokochał.

Nadal nie do pojęcia było dla niego jak mógł wcześniej nie zauważyć tyle jednakowych cech u dwóch dziewczyn, które skradły jego serce, a tak naprawdę jednej dziewczyny. Dziewczyny, która sprawiała, że problemy przestawały mieć tak dużą wagę, totalnie przy niej malały. Wystarczyła sama jej obecność, aby jego dzień był wyjątkowy i urozmaicony w ciepłe barwy, aby mógł powiedzieć, że jego dzień był udany.

Pomyśleć jak mnóstwo by stracił, gdyby jej wtedy nie zatrzymał...


K

olejnego dnia w szkole stał przy ścianie korytarza rozmarzony, wciąż przywołując w myślach obraz wybranki jego serca. Po wczorajszym wielkim wydarzeniu czuł się ogromnie szczęśliwy. Zresztą jak mógłby nie być, skoro jego najpiękniejsze i najbardziej idealne marzenie stało się rzeczywistością.

Nagle poczuł jak jego serce przyspiesza swój rytm, Marinette szła korytarzem i od razu zatrzymała na nim wzrok. Wczoraj niedługo po wyznaniach i wymianie czułych pocałunków musieli się pożegnać, Marinette wiedziała, że jej rodzice będą się martwić jeżeli nie pojawi się w domu zbyt szybko po walce bohaterów Paryża z Akumantami, więc po każdej akcji zazwyczaj spieszyła się, by wrócić do domu jak najprędzej. Poza tym czasami podczas solidnej walki, gdy wróg nadał ofiarze więcej sprytu i lepszą sprawność, musieli pokonać nie raz spory kawałek miasta, by go dogonić, co wymagało wiele wysiłku i zręczności, bo Akumanci bywali cwani i potrafili znienacka zaskoczyć.

Oboje, jednakowym tempem, podeszli do siebie, zaglądając sobie głęboko w oczy. Znów byli oczarowani wspólną chwilą. Adrien zauważył jak policzki Marinette pokryły się delikatnym, malinowym odcieniem. Zresztą on sam pewnie był czerwony w wyniku emocji, których doświadczał przy dziewczynie.

- Cześć. - rzekł pogodnie, a szeroki uśmiech mimowolnie wskoczył mu na twarz.

- Hej... Hej Adrien. - odpowiedziała mu trochę nieśmiało, również jednak z nutą radości.

- Marinette? - spojrzał jej głęboko w oczy, powoli zrobił krok do przodu i z ostrożnością złapał ją za dłonie. Dziewczyna poczuła jak przez jej ciało przechodzi ciepły prąd, a na zewnątrz rozchodzi się przyjemny dreszczyk. Będąc przy Adrienie zawsze doznawała silnych uczuć i nowych, rozkosznych emocji, tym razem było to jednak silniejsze i bardziej wyjątkowe i jakieś takie inne, pewniejsze i niesamowite. Nie potrafiła teraz skupić wzroku na niczym innym, niż na jego wyjątkowych, zielonych oczach, z których dokładnie to samo ciepło emanowało u Czarnego Kota. Jak mogła tego nie spostrzec? Zatopiła się na dobre w jego długim, namiętnym spojrzeniu.

- Bardzo cieszę się, że wczoraj wyjaśniliśmy sobie wszystko. Że dowiedzieliśmy się o swoich prawdziwych uczuciach. Cudownie jest móc spędzać z Tobą czas. Słoneczko moje, dziękuję Ci, że tak pięknie i uroczyście rozjaśniałaś mi moje dni. Przepraszam, że Cię wcześniej nie zauważyłem. Moja odważna, mądra i piękna Marinette.

Na twarzy dziewczyny wykwitł perlisty, szczery uśmiech, a policzki spłonęły rumieńcem.

- Adrienie... Nawet nie wiem co powiedzieć. - zarumieniła się jeszcze mocniej. - Nie masz za co mnie przepraszać. Ja też Cię nie zauważyłam. Okazało się, że chłopak moich marzeń... chłopak, którego obecność każdego dnia przynosiła mi radość, chłopak, który rozsiewał w moim sercu błogie stany... okazało się, że towarzyszył mi tak naprawdę podczas każdej toczonej "bitwy" z Władcą Ciem. Sprawiasz, że ciepło roznosi się po mojej duszy. Że ptaszki wokół śpiewają. Że wszystko jest takie piękne...

Adrien patrzył na swoją ukochaną ze wzruszeniem, nie wiedząc co powiedzieć. Jego serce wypełniło się szczęściem. Słowa Marinette były dla niego jak ukojenie, wywołały u niego wiele wspaniałych uczuć. Poczuł, że ma już po prostu wszystko i był gotowy zobowiązania się do walki by tego nie stracić i stale pielęgnować uczucie rosnące pomiędzy nim a dziewczyną. Patrzył teraz w głąb jej duszy, nie mogąc nacieszyć się faktem, że jego największe Marzenie, jego największa Miłość... zadeklarowała, że odwzajemnia uczucie. Pragnął dbać o nią już zawsze. Zawsze.

Adrien z delikatnością i czułością przytulił do siebie ciemnowłosą.

- Kocham Cię. - wyszeptał jej do ucha.

Dziewczyna nabrała powietrza i poczuła jak robi jej się gorąco. Towarzyszyło jej teraz wiele emocji. Wiele rozkosznych emocji. Tak bardzo uwielbiała Adriena, a teraz on stoi przed nią, przytula ją do siebie czule jak pluszowego misia i wyznaje jej uczucia, w tak romantyczny i magiczny sposób.

- Ja Cię też kocham. - uścisnęła go troszkę mocniej, po czym przymknęła oczy, oddając się chwili.

* * *

Marinette

Na kolejnej przerwie Alya podbiegła do mnie i trudno by było nie zauważyć tego szeroko wymalowanego uśmiechu na twarzy, jakby stało się coś niezwykłego. Dostrzegłam iskierki fascynacji w jej spojrzeniu, gdy podchodziła do mnie. Wydawała się być zniecierpliwiona. Oho, chyba już domyślam się, jaki temat weźmie pod uwagę jako pierwszy...

- Mari, a co ty dzisiaj tak z Adrienem? - zaczęła przyjaciółka. - Aż się dziwię, że jeszcze się nie chwalisz. - zachichotała.

- Bo ja... bo my... - wyjątkowo szeroki uśmiech wkradł mi się na twarz.

Głośno wciągnęła powietrze i zakryła dłońmi usta.

- No nie mów!... Jesteście ze sobą? - prawie pisnęła, nie ukrywając swojego podekscytowania.

- Tak! - krzyknęłam radośnie i klasnęłam w dłonie, jak mała dziewczynka.

Obie zaczęłyśmy skakać z radości i obejmować się nawzajem.

- Tak bardzo się cieszę! - zawołałam przepełniona szczęściem. - Moje największe marzenie się spełniło! Jeju... Nawet nie wiesz jaka to radość mieć Adriena przy sobie!...

- Ojeju! - cieszyła się razem ze mną. - Też jestem pod wrażeniem... i również się cieszę, że zakochani są już ze sobą. - uśmiechnęła się do mnie pogodnie. - To opowiedz mi jak to się stało! Opowiadaj!

Niestety Alya nie mogła poznać w zupełności prawdy, bo przecież musiałabym zdradzić jej, że jesteśmy bohaterami Paryża. Szkoda, bo to taka... niespodziewana historia, gdzie jednocześnie dwie osoby sobie pomagały i wyznawały sobie uczucia, a jednocześnie siebie odrzucały. Kochały, a twierdziły, że nie kochają, jednocześnie w połowie kłamiąc i w połowie, mówiąc prawdę. Interesujące.

Czasem żałuję, że nie mogę Alyi wszystkiego powiedzieć. Czasem nie podoba mi się, że muszę wszystkich okłamywać w danej kwestii, na potrzebę krycia swojej drugiej tożsamości. Bywa, że czuję się tym zmęczona i przysparza to tylko problemy i zamiast otrzymywać spokój po ciężkiej walce, jestem zasypywana podejrzliwymi pytaniami. Życie bohatera to ryzykowne życie.
Już wcześniej ułożyłam w głowie historyjkę, która po części nie jest zgodna z prawdą. Właściwie nic nie jest tu zgodne z faktami oprócz tego, że faktycznie wyznaliśmy sobie uczucia. W myślach będę przepraszać Alyę, że ją okłamałam, jednak niestety naprawdę nie mam innego wyjścia.

- Noo więc dobrze, opowiem. - oznajmiłam z podekscytowaniem. - To było tak... Bo wczoraj spotkałam się w kawiarni z moją kuzynką i... ona musiała potem już iść, jej mama dzwoniła, więc jeszcze chwilę zostałam tam sama, nie wiem co mnie zatrzymało, ale po prostu zostałam i nagle do kawiarni w pewnym momencie wszedł Adrien. Pomachałam mu przyjaźnie, a on posłał mi jeden ze swoich słodkich uśmiechów. Gdy mnie ujrzał przystanął, przez dłuższą chwilę wpatrywał się we mnie z uśmiechem. Załaskotało mnie wtedy w brzuchu. Potem nagle zaczął iść w moją stronę. Podszedł do mnie, przywitał się, i usiadł na przeciwko. - ciągnęłam, starając się mówić jak najbardziej wiarygodnie. - Zaczęliśmy rozmowę. - uśmiechałam się do siebie szeroko w trakcie opowieści. - Adrien w pewnym momencie zbliżył się troszkę bardziej do mnie i oznajmił, że chciałby mi coś powiedzieć. Przez dłuższą chwilę nastało między nami milczenie, nie wiedziałam jeszcze wtedy do czego to zmierza, czekałam aż padną jego słowa, byłam niezwykle ciekawa co ma mi do powiedzenia, próbowałam jednak płoszyć myśli, że będzie to coś, o czym dogłębnie marzę. A jednak. Zaczął od tego co czuje przy mnie, jakie to niesamowite i wyznał, że się we mnie zakochał, że czuł coś do mnie już wcześniej. Widzisz... to tak samo jak ja... Oboje coś do siebie czuliśmy i czujemy...

- Wow... - Alya myślami wciąż była przy mojej opowieści, patrząc na mnie trochę przenikliwie. - No widzisz, mogłaś mu powiedzieć wcześniej! Nie było czego się bać! Ale dobrze, że już wiecie, jejku tak się cieszę kochana! - jej usta rozciągnęły się w pięknym uśmiechu, była uradowana nowymi wieściami. - Oby tylko się tobą dobrze zajął, bo inaczej odpowiednio go potraktuję. - mrugnęła do mnie przyjaźnie, ten gest w sumie kontrastował z jej groźbą.

- Haha. Oczywiście Alya. Dziękuję, że się za mną stawiasz. - zachichotałam. - Alyaa? A mogę dziś... - urwałam na krótko - Nie obrazisz się jeśli usiądę dziś z Adrienem na tej lekcji? - spojrzałam w dół i czułam jak delikatnie się rumienię.

- No dobra, pozwalam ci usiąść z ukochanym. - posłała łagodny uśmiech. - Tylko żebyś ty mnie przez nowego chłopaka nie opuściła! - szturchnęła mnie.

- Nie no, coś ty. Nie zostawię takiej przyjaciółki. - zaśmiałam się i przytuliłam ją do siebie.

______________________________________

Witam ponownie xd 😎

Mam nadzieję, że rozdział się podobał 😜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top