Rozdział 3 Najpiękniejsze marzenie... stało się rzeczywistością?

Lila

Nastał kolejny ranek, siedziałam w jednej z klas, a moje myśli zajmowały głównie obrazy dnia wczorajszego. Zachwycona mogłam przyznać, że mój plan się powiódł. W dodatku miałam okazję spędzić ponad godzinę czasu przy tym przystojnym, czarującym blondynie. Teraz tylko czekać aż ten fałszywy SMS zagości w spojrzeniu pewnej dziewczyny... Jeżeli ta zagrywka odniesie choć przez chwilę pożądany skutek, to będę mogła rzec, że plan w pełni wypalił. Na razie tylko jego część nie zawiodła.

Czasem byłam skłonna coś zdziałać pod wpływem impulsu, lecz wtedy robiłam to bez przemyślenia, co nie zawsze kończyło się sukcesem, aczkolwiek nigdy jakoś bardziej się tym nie przejmowałam, nie byłam charakterem, który po porażce użala się nad sobą. Gdy dana zagrywka nie powiodła się, po prostu opracowywałam plany dalej, czy też bardziej intrygi, skupiając się jedynie na swoim działaniu.

Najważniejszym punktem, takim moim wyznacznikiem dnia był zawsze wyznaczony cel i włożone starania, by zbliżać się do niego krok po kroku. Złapanie marzenia w swoje ręce. Jestem przekonana, że czasem, aby marzenie nie było już tylko i wyłącznie wymysłem głowy, a realnymi zdarzeniami na faktach, trzeba spróbować samemu trochę pozmieniać scenariusz, w ten sposób pomagając marzeniom. Nigdy jakoś dogłębniej nie przejmowałam się opinią innych. Wiem, że intryga na spontanie może pociągnąć za sobą kłopoty, jednak jestem na tyle pewna siebie, że wierzę, że w razie czego będę wstanie wymyślić coś nowego, co uratuje moją reputację i postawi mnie w dobrym świetle. Uważam, że warto dążyć do swoich marzeń i podejmować kolejne wyzwania, aby znaleźć się coraz bliżej ich źródła. Myślę, że aby stały się nie tylko wytworem wyobraźni, a częścią naszych dni, należy powalczyć. Pamiętajmy jednak, że przy pokonywaniu drogi do celu zawsze należy zabrać ze sobą przede wszystkim determinację. Kolejno cierpliwość, chęć walki i pomysły.

Nauczycielka tłumaczyła coś przy tablicy, a ja z chytrym uśmiechem wspominałam dumnie wczorajszy pobyt u blondyna i jak zazwyczaj tworzyłam w głowie pomysły zagrywek, które uprzykszą komuś dzień.

Jego dom jest jak królestwo. Korytarze, którymi prowadził mnie do swojego pokoju były dosyć przestrzenne. Meble wzajemnie kontrastowały ze sobą, gdyż jedne miały odcień bieli, natomiast drugie, tuż obok, już pokryte czernią. Napotkałam też meble o kolorze miodowym. Trzy te kolory dobrze ze sobą współgrały. Przechadzając się w pobliżu salonowych mebli, nie trudno było zauważyć ich gładką powierzchnię, która zdawała się być wypolerowana i bez skazy.

Mogłam się na niego trochę napatrzeć i jego nauka naprawdę mi się przydała.

Dziś mam w planach pokazać wiadomość dwóm nie najlepszym koleżankom.

Przebywałam w tej chwili w jednej z klas. Była matematyka, mój znienawidzony przedmiot. Nauczycielka coś tłumaczyła, a ja rozmyślałam jak tu się jeszcze można pozbyć tej ciemnowłosej niezdary, przypominającej mi strasznie tą okropną Biedronkę i pustej blond-włosej laluni.

Chyba wiadomość najpierw przedstawię blondyneczce. Jest taka żałosna, uważa się za jakąś najlepszą na świecie.

- Dobrze, kolejny przykład, bardzo proszę, Lila.- usłyszałam głos nauczycielki przywołujący mnie do tablicy.

No super, naprawdę nie mogła brać do tablicy kogoś innego? Naprawdę w czterech literach mam te zadania.

Wstałam od swojej ławki i niepewnie szłam w kierunku tablicy. Już byłam prawie przy niej gdy nagle za sprawą czyjejś nogi upadłam tuż przy biurku nauczyciela. Wiedziałam kto podstawił mi haka, lecz nie zdawałam sobie sprawy, że ta pusta lalunia jest aż tak pewna siebie. Widocznie jeszcze mnie nie zna, bo w przeciwnym razie uciekałaby ode mnie w popłochu, zwłaszcza, że jej nie znoszę, więc nie potrafiłabym tolerować jej żenującej gadki. Jej riposty są tak zacięte i ostre, że doprowadzają mnie do wybuchu śmiechu, aniżeli do płaczu, zauważyłam, że Chloe w szkole można by przyrównać do takiej komedii do oglądania w szkole, zawsze jakiś "ciekawy" seans odwali, tak też słyszałam od niektórych osób z klasy.

- Uważaj jak chodzisz łamago. Takie krzywe nogi to rzeczywiście kłopot. - zachichotała Chloe.

Jeszcze tego pożałuje.

- Chloe Bourgeois! Tego już za wiele! Wstawiam ci uwagę! - krzyknęła w jej stronę zdenerwowana nauczycielka. - Będę brać twoje chamskie zachowania pod uwagę, kiedy będę wystawiać oceny i przypisywać zachowanie na świadectwie. I tym razem nie pomogą groźby tatusia.

Na twarzy Chloe natychmiastowo pojawiło się oburzenie. Dziewczyna prychnęła ze złością.

- Mój tatuś i tak o wszystkim się dowie! To jest moje życie i robię co chcę, nie muszę wykonywać waszych poleceń, nie jestem służącą. Wszyscy jesteście nudni i beznadziejni. A pani to już w ogóle. Oczywiście oprócz Adrienka. Aaa, no i tej... Sabriny.

- Chloe! Dość! Wyjdź do dyrektora i to już! Raz, dwa i już Cię tutaj nie widzę wstrętna, pyskata dziewucho!

I bardzo dobrze jej tak.

Podniosłam się z chłodnej podłogi i strzepałam nie widzialny kurz. Niechętnie skierowałam się do tablicy. Jakoś wykonałam podany przykład i wracając na miejsce szepnęłam do Chloe.

- Jeszcze tego pożałujesz.- syknęłam.

- Pff, zobaczymy nówko. - prychnęła.

Wróciłam na miejsce. Lekcja trochę się ociągała, ale na dziś koniec matmy. Nareszcie zadzwonił dzwonek oznaczający przerwę. Wyszłam z klasy.

Miałam zamiar na tej przerwie rozpętać pewną burzę.
Wyciągnęłam z plecaka swój telefon. Odblokowałam go i weszłam we wiadomości.

Rozglądnęłam się. Chloe stała sama opierając się plecami o jedną ze ścian przy schodach i wystukując coś w swoim telefonie. Haha, taka "odważna i piękna", a jednak nikt jak widać nie jest zbytnio zainteresowany zajmowaniem się nią. Trzeba jej tą pewność siebie i bezczelność trochę rozwiać.

Podeszłam pewna siebie do Chloe, stanęłam na przeciwko niej.

- Pani najpiękniejsza na świecie, chciałaby pani coś zobaczyć? - mówiłam do niej, uśmiechając się fałszywie i szydząc z niej.

- Co ty ode mnie chcesz? Chyba nie zdajesz sobie sprawy z kim masz doczynienia. - prychnęła zdenerwowana. - Odejdź stąd, jestem teraz czymś zdenerwowana i nie mam zamiaru poświęcać swojego cennego czasu takiej beznadziejnej osobie jak ty.

Zaśmiałam się.

- Tyle szmat na świecie, a podłogi wciąż brudne...

- Słucham? Co to miało znaczyć?

- Pomyśl trochę. Ach, no przecież, u ciebie nie występuje ta czynność. Sorry, zapomniałam. - byłam pewna siebie, a uśmiech pełen kpiny nie schodził mi z twarzy.

Zaniemówiła na moment. Ups, chyba nie spodziewała się tego.

- Co jest Chloe? Wszyscy mnie przed tobą tak ostrzegali jaka to potrafisz być okropnie wredna i bezduszna, a tu widzę żenującą, swoimi słowami jedynie pogrążającą się dziewczynkę.

- Naprawdę nie zdajesz sobie sprawy z kim masz doczynienia...
Spieprzaj stąd, bo nie mam zamiaru rozmawiać z tak niewartościowymi ludźmi jak ty. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Uważaj, bo mogę stać się twoim problemem i nie będziesz miała życia w szkole. Jeszcze mnie nie znasz i nie wiesz do czego jestem zdolna.

- Ty? - prychnęłam śmiechem, dając jej do zrozumienia, iż jej "mocne" słowa nie wpłynęły na mnie jakoś specjalnie. - Jasne. Uważaj, bo ci uwierzę. Poza tym... niewartościowi ludzie? Mówisz o sobie? - rozejrzałam się wokół. - Zobacz, stoisz tu sama. Nikt nie chce z tobą rozmawiać. Wszyscy stoją gdzieś wspólnie grupkami. I kto tutaj jest niewartościowy?

Z każdym kolejnym wypowiedzianym przeze mnie słowem, jej mina bladła. Mina Chloe nie wyrażała już takiego zdecydowania i hardości. Przeciwnie. Dostrzegłam stopniowo rosnący ból w jej oczach, kiedy obsypywałam ją tyloma kłującymi słowami. O, proszę. A jednak da się ciebie ugiąć i zadać ci ból.

  Zastygła na chwilę, patrząc ze smutkiem gdzieś w głąb korytarza.

- No, tak kończąc, to mam nadzieję, że już nie będziesz ośmieszać nieświadomie samej siebie. A i powodzenia w szukaniu przyjaciół w przyszłości. Chcę jeszcze coś ci pokazać...

Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, podłożyłam jej swój telefon pod nos. Najpierw patrzyła na niego przenikliwie, jakby myślami zaglądała teraz w głąb swojej duszy, przywołując jakieś przeszłe wydarzenia, lecz po chwili "obudziła się" i zmarszczyła brwi, patrząc na SMS od "Adriena".

- Widzisz? Napisał do mnie. Spotkaliśmy się wczoraj, było cudownie. Nawet nie wiesz jak on świetnie całuje... - poleciałam wzrokiem do góry udając rozmarzoną. Widziałam jak smutek na jej twarzy z sekundy na sekundę przeistacza się we wściekłość.

Nabrała powietrza i rozzłoszczona, swoim piskliwym głosem krzyknęła do mnie.

- Chyba ci się w głowie poprzewracało. Myślisz, że masz jakąkolwiek szansę u takiego chłopaka jakim jest Adrien? Jesteś żałosna. On nawet kijem nie tknąłby takiej wstrętnej żmii. Adrien nie mógłby tego napisać. Nie masz ani wdzięku, ani urody, specjalnie ciekawego ubioru również nie, bezbadziejny gust, beznadziejna dziewczyna, po co miałby pisać?

Uu, widzę, że wraca do formy - zaśmiałam się w myślach.

- Chyba się nieco zapominasz. To ja jestem córką burmistrza. Wiesz co ci powie mój tatuś gdy się o tym dowie? Niech ja tylko powiem mu jak traktuje mnie nowa uczennica i w dodatku odbija mi najprzystojniejszego chłopaka w tej szkole! - warczała do mnie wściekła. - Odbiorę ci Adriena. Mogę ci to obiecać.

- Taak? A ty, przepraszam bardzo, jak mnie traktujesz? Niech ja tylko doniosę burmistrzowi jak przyjmujesz nową uczennicę, to zobaczymy! Nie możesz mi nic zarzucić. A od dzisiaj będziesz oglądać mnie z Adrienem! - warknęłam do niej, zdobywając się na zachwyt.

- Jeszcze będziesz mnie wspominać jako twojego największego wroga. -zagroziła, po czym odeszła z łzami w oczach.

Udało mi się jej dopiec. Chciało jej się ze mną zadzierać to niech ma za swoje! Szczerze, poirytowanie jej okazało się być łatwiejsze niż myślałam. Wszyscy tylko zaznaczali jaka to ona wredna, jaka podstępna jędza, a tu proszę, już przy pierwszej naszej rozmowie trafiam w słaby punkt, który niemal wywołuje u niej łzy. Co za głupia blondyna. Zamiast tak się nią przejmować i od niej uciekać, wystarczy ostro i właściwie jej odpyskować, a już się ugina. Jest słabsza, niż sądziłam. Tylko zgrywa taką zimną, bo jak widać, sama też odczuwa ból.

No to teraz czas pochwalić się Marinette. Myślę, że moje przeczucie co do jej uczuć względem Adriena mnie nie myli, a więc muszę ją jak najszybciej odsunąć od niego. Ciekawa jestem jak zareaguje. Z nią jednak może być nieco trudniej, bo zapewne ma w głowie więcej niż ten pustak.

Później będę musiała jeszcze pamiętać, by znów jakoś przechwycić telefon Adriena i usunąć tamtą wiadomość. Chociaż czy ja wiem? Mogłaby przecież zaistnieć takasytuacja, że Marinette zaczęłaby go wypytywać, jak się wtedy wytłumaczy? Pokazując, że nie było czegoś podobnego? Przecież w telefonie jest "dowód".

Z telefonem w dłoni zmierzałam w kierunku ciemnowłosej. Podeszłam trochę bliżej do niej. Rozmawiała teraz z tą szatynką w okularach.

Stałam dosyć blisko, lecz udawałam, że nie zwracam na nie uwagi. Tą scenę trzeba rozegrać nieco inaczej...

- Nie wierzę! - krzyknęłam udając ogromny zachwyt, tak, aby obie słyszały dokładnie moje słowa. Spojrzały zaskoczone w moją stronę. Wykorzystałam też fakt, że w pobliżu nie ma Adriena. - On naprawdę mnie... - już miałam szczęśliwie dokończyć kiedy nieoczekiwanie rozległ się głośny huk.

NO NIE, BŁAGAM, TYLKO NIE TERAZ.

- Wszyscy macie natychmiast opuścić szkołę, Władca Ciem znów zaatakował!!! - krzyknęła głośno nauczycielka i wszyscy zaczęli prędko kierować się do wyjścia.

Czy ten egoistyczny dureń, musiał zaatakować akurat TERAZ?

Adrien

Jak najszybciej wybiegłem ze szkoły i ukryłem za budynkiem. Ludzie się jeszcze rozbiegali, boję się, że mogą mnie zobaczyć. Przeszedłem kilka kroków i schowałem się bardziej za róg, gdzie nie było zupełnie nikogo. Wypowiedziałem słowa do transformacji i już zaraz miałem na sobie czarny koci strój.

Zadowolony poleciałem szukać Biedronki, cieszyłem się, że ponownie ją zobaczę. Biegnąc przez parę chodników ujrzałem z daleka złoczyńcę. Był wyjątkowo wysoki i szczupły, miał na sobie ciemno-fioletowy garnitur i długie luźne spodnie tego samego koloru. Ludzie po ataku Akumy przybierają nietypowe rozmiary. Garnitur dopinało parę złotych guzików.

Biegłem w jego stronę, byłem coraz bliżej. Gwałtownie obrócił się w moją stronę i spojrzał z wrogością wściekły. Dostrzegłem u niego czerwone oczy. Blado czerwone.

- Kocie, uważaj! - usłyszałem słodki głosik Biedronki. Odwróciłem się i ucieszyłem na jej widok. Odbiegłem od wysokiego, silnego pana.

- Czy mojej Księżniczce, przyda się pomoc? - zapytałem zaczepnie, uśmiechając się do niej zalotnie.

- Możliwe.- odparła, uśmiechając się delikatnie w moją stronę i zabrała się za zwalczanie zła.

Walka jak każda, nie było jakoś wyjątkowo. Może trochę trudniej, bo rzucał w nas co chwila kulami od kręgli. Nie wiem co kule mają do garnituru, ale cóż.

Daliśmy radę. Razem zawsze nam się udaje. Uwielbiam z nią współpracować.

Jak zazwyczaj Biedronka domyśliła się prędko miejsca ukrycia Akumy.

Tak się złożyło, że po walce wylądowaliśmy na jakimś dachu budynku. Tu Biedronka oczyściła Akumę, a ta wyleciała jako ładny, biały motylek.

- Niezwykła Biedronka! - zawołała i wszystko w szybkim tempie powróciło do właściwego stanu rzeczy.

Jak to mieliśmy w zwyczaju, po zmaganiach z akumantami i odniesionym sukcesie, przybiliśmy sobie żółwika.

Spojrzała mi w oczy.

- No to... do kolejnego zobaczenia, Czarny Kocie! - zawołała wesoło uśmiechając się.

Znów nadszedł ten monet kiedy musieliśmy się pożegnać. Chciałem ją zatrzymać, tak bardzo chciałem powiedzieć jej o swoich uczuciach. Odkąd ją poznałem w moim sercu zakiełkowało piękne uczucie. Zacząłem żyć. Moje serce biło i nadal bije pełnią szczęścia, kiedy pomyślę o niej. A myślę cały czas. Od chwili gdy ją poznałem w moich myślach objawia się tylko obraz Biedronki.

Już miała odejść kiedy zawołałem w jej stronę.

- Czekaj! - wyciągnąłem za nią rękę. Odwróciła się do mnie i rzuciła mi pytające spojrzenie. Nabrałem powietrza w płucach. Teraz jest odpowiedni moment. Muszę to zrobić.- Ja...chcę Ci coś powiedzieć...

- Yhm, kolczyki.- wskazała na swoje ucho.- Zostały trzy kropki, wybacz, muszę iść.- mówiła. Jak zwykle. Bałem się, że znów odejdzie, że znów jej tego nie powiem, tak wiele razy próbowałem, starałem się...

Nadal na nią patrzyłem a ona na mnie. Stała jednak na tyle dalej, abym nie mógł złapać jej za dłoń, żeby zatrzymać. Podszedłem powoli i ostrożnie bliżej do niej.

- Proszę, zaczekaj.- prosiłem. A raczej błagałem. Staliśmy dość blisko siebie i patrzeliśmy sobie w oczy. Otworzyła buzię i czekała aż coś powiem. Znowu nabrałem powietrza, tym razem jeszcze głębiej.W mojej głowie już tyle razy pojawiała się wizja jak wyznaję jej uczucie. Słowa narodzone w sercu w końcu wypłynęły z ust. - Biedronko...Ja chcę Ci powiedzieć jak bardzo Cię kocham...- patrzyłem jej w oczy. Nie wyglądała na zdziwioną, ale z drugiej strony jej mina świadczyła o zaskoczeniu. Dziewczyna spoważniała, nie przestając patrzeć mi w oczy. Starałem się odczytać jakie uczucia kryją się w tym spojrzeniu.

Czy to... współczucie? Żal? A jednocześnie błysk?

Nie rozumiałem dlaczego w oczach mojej Księżniczki z biegiem sekund pojawiły się łzy. Patrzyła jednak nadal głęboko w moje, a ja zatapiałem się w ślicznych fiołkowych oczach. Bałem się jaką treść otrzymam w odpowiedzi.

- Czarny Kocie...- zaczęła drżącym głosem. Czułem, że zaraz usłyszę słowa, które uderzą we mnie z siłą.- Przepraszam... kocham już kogoś innego... Jest ktoś inny. Wiem jak to jest nie odwzajemniać czyichś uczuć... Wybacz mi, nie mogę... - schyliła głowę w dół i przetarła oczy. Oparła się dłońmi o mój tors, chowając w nim głowę. Tego się nie spodziewałem... No, ale zakładając, że życie jest pełne niespodzianek...

Co kierowało nią, żeby wtulała się w mój tors?

Jest ktoś inny.

Te słowa były dla mojego serca ostrzem. Uderzyły we mnie i zaczęły nieubłaganie rozbrzmiewać w mojej głowie echem.

Jej głowa wciąż opierała się na mnie. Mimo tych słów, postanowiłem żyć pełnią chwili, a więc pozwoliłem sobie ją objąć. Zawsze tak bardzo o tym marzyłem. Teraz poczułem się jakbym miał w rękach cały świat. To jednak brzmiało tylko jak piękny sen, po tym co dziś od niej usłyszałem. Przecież ten wspaniały moment mógł mi lada chwila przelecieć przez palce.

Ktoś inny.

Poczułem jak ból przeszywa moje serce. Chciałem odgonić te słowa jak najdalej od siebie. Wtedy mocniej ją do siebie przycisnąłem, po to, aby... obecny moment... obecna rzeczywistość mogła rozproszyć moją uwagę od tych okropnie bolesnych słów.

Trwaliśmy tak razem przez chwilę. Dłuższą chwilę. To była nasza chwila. Nasza wspólna.

Nie wiem ile czasu zleciało. Przymknąłem oczy i całkowicie oddałem się tej pięknej chwili, która pewnie już nigdy się nie powtórzy. Miałem ochotę rzewnie płakać, ale ponieważ była ze mną Biedronka, była tak blisko, że nie potrafiłem się już skupić na niczym innym niż biciu serca najsłodszej z dziewczyn.

Postanowiłem otworzyć oczy.

Lecz gdy je otworzyłem przeszła mnie niesamowita fala zdumienia. Nie mogłem uwierzyć w to co widzę... Jak ja mogłem być takim ślepcem? Czy ja... naprawdę tego nie zauważyłem?

O moją klatkę piersiową opierała się Marinette z mojej klasy.

Przyjaciółka...

Musiałem być strasznie zaślepiony Biedronką, teraz wszystko się zgadza... Rzeczywiście, Marinette i Biedronka są prawie że identyczne! A nawet i identyczne.

O jejku, jak ja mogłem być taki głupi!

Widziałem jak Marinette na mnie patrzyła, wiedziałem, że jestem dla niej kimś wyjątkowym, czułem, że naprawdę mnie lubi, dostrzegałem ten błysk zachwytu w jej oku, gdy podchodziłem do niej.

Ale ze stanowczą, zawziętą myślą, że kocham tylko Biedronkę, nie chciałem robić jej marnych nadziei...

Ale teraz wszystko naprawię. Zanim złamie mi serce po raz drugi, najpierw niech się dowie kim jestem pod maską.

Gdy się od siebie odkleiliśmy, spojrzała na mnie wielkimi oczyma. Naprawdę wielkimi. Dostrzegłem w nich jakiś błysk i uświadomiłem sobie, że mój czas już się skończył i odbyłem przemianę.

Ona też spojrzała jakby przerażona na siebie i również zdała sobie sprawę, że nie ma na sobie już stroju bohaterki.

Słyszałem jak szybko oddychała. Zresztą ja też. Oboje zauroczyliśmy się w lepszych wersjach siebie, nie zauważając "tej drugiej strony". To był nasz błąd. Wychodzi na to, że odpierałem ją od siebie, tak samo ona mnie, a jednocześnie obydwoje pragnęliśmy być razem i dążyliśmy do tego, tylko pogubiliśmy się w swoim "ja".

Wciąż opierając o mnie dłonie, teraz drżące, odezwała się swoim słodkim dziewczęcym głosem.

- Nie wierzę. - rzuciła niebotycznie zdumiona. - A... Adrien?

- Tak moja piękna Księżniczko.- odpowiedziałem jej czule i czułem jak się rumienię. Uśmiechnąłem się do niej szeroko. Już miałem pewność, że tamte gorzkie słowa były błędem. Były nieprawdą.

Marinette zaczerwieniła się i zauważyłem zagubienie na jej twarzy. Chyba przez wysokie emocje, nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów.

Jak ja uwielbiałem zatapiać wzrok w tych ślicznych oczach. Marinette była piękna. Dlaczego zauważyłem to tylko u Biedronki? Dlaczego nie dostrzegłem, że Mari jest tak samo odważna, szlachetna, cudowna, uczuciowa, oddana...

- Adrien. Adrien to... - zaczęła mówić przejęta, jej głos drżał.- To... pomyłka. Ktoś inny to... ty. Chodziło o ciebie. Nie wiem jak mogłam nie zauważyć, że pod strojem bohatera kryje się chłopak o tym samym dobrym sercu, ciepłym spojrzeniu. Mój bohaterze... Nie wiedziałam... - zaczęła mówić ze skruchą, uważnie mi się przyglądając, tak jakby jednocześnie obawiała się, czy to wszystko rzeczywiście zadziało się naprawdę.

Pomasowałem z delikatnością palcem jej zarumieniony policzek.

- Wiem, kochanie. Nie przejmuj się, moja Słodyczy.

Spojrzała na mnie z radością, odzyskując na nowo całą nadzieję.

Zaglądaliśmy sobie głęboko w oczy. Nasze twarze powoli zaczęły zbliżać się ku sobie. Oddaliśmy się chwili. Ja nachyliłem się nad nią, a ona uniosła głowę do góry. Ze spokojem przymykaliśmy swoje oczy. Nasze usta dzieliły już tylko milimetry.

W pewnym momencie złączyliśmy je w delikatnym pocałunku. Początkowo był niezdarny, niewinny, ale z każdą kolejną chwilą stawał się coraz bardziej namiętny. Spróbowałem dolnej wargi, potem górnej. - Przepraszam, że Cię nie zauważyłem.- szepnąłem między pocałunkami. - Zawsze zastanawiałem się nad twoją osobą, byłaś dla mnie zagadką, którą w głębi serca pragnąłem rozwiązać, jednak nie przyznawałem się do tego przed samym sobą z powodu... Ciebie. Ciebie w stroju Biedronki. Przepraszam. Kocham Cię.- Jej usta coraz pewniej poruszały się na moich wargach. Nie mam pojęcia ile tak trwaliśmy, chciałbym by ta chwila nigdy się nie kończyła. Nie chciałem już nigdy przestać smakować jej ust.

Pocałunek był długi. Usta zachłannie goniły usta.

Było tak cudownie, tak magicznie, tak niezwykle, tak pięknie...

Oderwaliśmy się od siebie by zaczerpnąć powietrza. Wzajemnie słyszeliśmy nasze szybkie oddechy.

- Kocham Cię Adrien.- wyznała mi Marinette, patrząc mi głęboko w oczy, gdy nasze oddechy już trochę się uspokoiły. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Nie mogłem się dłużej powstrzymać i wpiłem się w jej usta. Ona zanurzyła palce w moje włosy, a ja jedną dłoń położyłem na jej talii, a druga spoczywała na jej różowym i ciepłym policzku.

___________________________
_________________________

Może być? 😇☺

Gwiazdka? Komentarz?😉

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top