Rozdział 24 Porwany, chory, a może ma szlaban?
* * *
Marinette
Przez ostatnie dni zaczęłam się strasznie nudzić leżąc bezczynnie w szpitalu. Nie miałam co robić. Przeczytałam prawie wszystkie moje książki, które rodzice tak często przywozili. Z niecierpliwością wpatrywałam się we wskazówki zegara, chcąc, aby czas przyśpieszył. Czekałam i czekałam aż czas pozwoli mi opuścić to miejsce. W końcu byłam tu dotychczas prawie cztery tygodnie. Poza tym Adrien nie przychodził do mnie od dłuższego czasu. Zaczynałam się powoli martwić... Od tego czasu przyszły tylko Alya i Chloe. Mówiły, że Adriena nie ma w szkole. Może jest chory. To dlaczego nie napisał mi tego? Nie zadzwonił? A może tato zabrał mu telefon? Może ma szlaban lub nie chce mnie martwić? A co jeżeli zamknął go w pokoju? No ale... zawsze znajdował sposób na wydostanie się z mieszkania pod postacią Czarnego Kota. Ostatnio w ogóle się nie odzywa, nie dzwoni pytać jak się czuję co się wcześniej nie zdarzało... Nic. Zero odpowiedzi od tygodnia. Poczęłam się naprawdę denerwować. I martwić o niego. Zawsze przyjeżdżał, niemal w każdy dzień, a teraz? Co się stało? Nie rozumiem dlaczego jego ojciec traktuje go bardzo surowo, a sam Adrien zdaje się, nie za bardzo chce mi na ten temat coś opowiadać jak na razie...
Nie wiem czemu nasz kontakt urwał się tak nagle. Ale to na pewno ma coś wspólnego z jego ojcem. Czuję to. Naprawdę mam przeczucia, że stało się coś złego...
Zaraz po chwili ktoś zapukał do drzwi. Teraz byłam w tej sali samiuteńka. Chłopiec, z którym tutaj rozmawiałam, wrócił już do domu. Miałam cichą nadzieję, że to Adrien tym razem przyszedł mnie odwiedzić.
W końcu ktoś ostrożnie uchylił drzwi wejściowe i ujrzałam osobę, której bym się nie spodziewała. Stał tu chłopak, którego wcześniej nie znałam. Chociaż zaraz, chyba go skądś kojarzę...
Na oko był wzrostu Adriena, włosy miał gęste, ciemno brązowe, troszeczkę podkręcane, a oczy... też brązowe. Miał naprawdę ładną urodę.
- Witaj panienko.- przywitał się i śmiało podszedł bliżej. Kiedy stanął tuż nade mną, ujął moją dłoń i uniósł ją w stronę swych ust. Musnął mnie nimi po wierzchu, a następnie trzymając wciąż moją rękę spojrzał w oczy i powiedział:
- Chciałem ci Marinette prze...
- Skąd znasz moje imię? - zapytałam podejrzliwie. Chciałam wiedzieć. Tak w razie czego. Bo kojarzyłam go ze szkoły, ze starszych klas. Teraz uczęszcza już chyba do liceum.
- Marinette... jesteś taka piękna, jak mógłbym nie znać imienia tak wspaniałej damy jak ty? Wybacz ślicznotko, zapomniałem się przedstawić - Jestem Matteo. Mam szesnaście lat.
A więc jest rok starszy. Pff, jakiś bajer. Czaruś z niego.
- Słuchaj, możesz nie zwracać się tak do mnie? Ja mam chłopaka. - oburzyłam się trochę. Jego oczy cały czas obserwowały moje. Widać w nich było, że nie jestem dla niego zwykłym kimś, dlatego chciałam go ostrzec, żeby nie zaczynał. Albo po prostu chciał mnie oczarować. Tylko po co... Na jego twarzy nieoczekiwanie pojawił się chytry uśmieszek. Spojrzał jeszcze głębiej w moje oczy i podsunął sobie krzesełko na kółkach. Usiadł.
- Ależ naturalnie Mariś, nie denerwuj się księżniczko.- odpowiedział na moje warknięcie.
Jeszcze czego, tylko Czarny Kot może mnie tak nazywać, co on sobie wyobraża!
- Słyszałem, że chodzisz z tym sławnym modelem Agrestem.- rzucił nagle.
- Tak... skąd o tym wiesz? - zapytałam brązowookiego, który ciągle wpatrywał się we mnie dużymi, piwnymi oczami. I znów na jego twarzy zagościł ten uśmieszek.
- Ty czegoś nie zauważasz... Nie widzisz co Adrien wyprawia? Z iloma dziewczynami się spotyka? A z jak małymi problemami boryka? - zaczął rymować. - Jak miesza wszystkim dziewczynom w głowie, bajeruje aż do skutku, a potem opuszcza powolutku? - to jakieś żarty.
Powieki rozwarły mi się szerzej. Ogarnęła mnie złość, bo w pewnym momencie zaczęłam sądzić, że on specjalnie mnie oszukuje. Tak, on kłamie.
- Co ty gadasz!? Nie kłam! Mam dość kłamstw! - warknęłam mu prosto w twarz. - To są jakieś bzdury. Naprawdę świetnie rymujesz, ale nie mam ochoty na takie żarty. A poza tym to nie jest odpowiedź na pytanie...
- Przepraszam... nie chciałem cię urazić... Adrien naśmiewa się z ciebie, a ty biedna leżysz tu tyle dni, a on robi z ciebie pośmiewisko. Chcę, abyś wiedziała, bo jest on wobec ciebie bardzo nieszczery i niesprawiedliwy. Kilka dni temu nawet... - nabrał powietrza w płucach - Gdy wracałem autobusem do domu, wysiadłem koło szkoły i zobaczyłem jak dwie ładne dziewczyny kleiły się do twojego chłopaka, a on się tylko cieszył. Nie jesteś jedyną, którą oszukał... Dlatego szkoda mi, że taka piękna i dobra dziewczyna jak ty... - zrobił krótką przerwę. - dała mu się uwieść. - zaniemówiłam. Nie chciało mi się wierzyć w to co mówił Matteo, przecież go w ogóle nie znam, więc moje zaufanie do niego jest raczej takie z dystansem. Ale dlaczego Adrien nie kontaktował się ze mną od tygodnia, co wcześniej nie miało miejsca?
- Pewnie niedługo zacznie unikać kontaktu z tobą...
Zacznie unikać? Naprawdę?
- Bądź ostrożna co do niego. Najlepiej zerwij z nim jak najszybciej, bo wykorzysta cię jak inne.
- Och, ale jak to! Adrien nie jest taki!
- Mari... - przetarł delikatnie kciukiem po moim policzku.- Chcę, abyś wiedziała, nie pozwolę by cię skrzywdził! Skrzywdził tak jak... moją siostrę. Pragnę temu zapobiec... Nie zasłużyłyście sobie na to.
- J-jak to? - spytałam przejęta, chociaż sama już nie wiedziałam w co wierzyć.
- Rok temu to się zdarzyło. Naprawdę nie chcę o tym mówić.- jego głos spoważniał i posmutniał.
- Ale... nie. Nie chce mi się w to wierzyć... - sprzeciwiłam się.
- Och Marinette, błagam powiedz, że mi ufasz.- przyciągnął pod swoją brodę dwie moje dłonie.- Nie chcę by ten fałszywy blondyn cię skrzywdził!
Nie. To niemożliwe. Znam Adriena, on taki nie jest. Na pewno odezwie się prędzej czy później...
- Nie, Adrien taki nie jest.- buntowałam się.
Westchnął głęboko.
- W porządku... Czyli wolisz sama się przekonać i przecierpieć... - odparł zrezygnowany i wstał z miejsca. Rzucił mi jeszcze smutne spojrzenie. A ja przyglądałam mu się z nieufnością i zniesmaczona tym co powiedział na temat Adriena. Odchodził w stronę wyjścia. Przy drzwiach odezwał się jeszcze.
- Mam nadzieję, że weźmiesz sobie do siebie moje słowa.
Adrien
Byliśmy zamknięci jak dwie bezbronne myszy w klatce. Nie wiedziałem nawet, który jest dzień, nie znałem daty. Mój ojciec przynosił nam całkiem sporo jedzenia, jednak wciąż to samo. Jajka, chleb, jakieś kanapki zdaje się świeżo przygotowane przez Nathalii, czasem nawet zupa i herbata, ale najczęściej przynosił wodę. On nie chciał nas zagłodzić. Chciał, abyśmy cierpieli, abyśmy już mieli dosyć i się poddali, podarowali mu moce. Ale my tego nie zrobimy.
Nawet sobie nie wyobrażam jak czuła się mama przez te dwa lata. Ten człowiek z kamienia chciał nas wykończyć. Właściwie chciał tylko miraculum, którego za nic nie mogliśmy mu dać. To było jak więzienie. Było okropnie nudno. Pomieszczenie było wielkości salonu, jednak za wiele mebli tu nie stało... Jedyny sposób na zabicie nudy to było rozmawianie. Nie kończące się rozmowy z mamą i różnego typu opowieści. No bo cóż innego mieliśmy robić...
Zauważyłem, że moja mama miała na rękach parę siniaków. Stwierdziłem, że on ją bił, ale nie chciała się przyznać. Nie pozwolę więcej temu okrutnikowi bić mojej mamy! Choćbym miał mocno dostać! Co kilka dni przynosił nam zmienne ubranie. On naprawdę chciał nas wykończyć, tu nie dało się żyć. Moja dobra mama błagała go wprost, aby mnie wypuścił, mówiła, że to nie moja wina, ale jemu zależało jedynie na magicznej biżuterii. Szantażuje nas po każdej swojej wizycie, że dopóki nie oddamy jemu miraculum, nie wypuści nas. Obawiam się jeszcze, że znajdzie Plagga. Ale on z kolei też nie jest głupi i mógł wyczuć o co biega. Mam nadzieję, że wyczuł...
Tikki
- Marinette, nie ufaj mu! - krzyknęłam pewnie do mojej przyjaciółki. - Nie znasz go, nie wiadomo po co przyszedł i dlaczego. Na twoim miejscu bym mu nie ufała.
- Tak... masz rację... Tylko... trochę martwię się o Adriena. Nie wiem czemu się nie odzywa.- mruknęła ponuro.
- Myślę, że nie ma się co martwić, też sama widziałam jak Adrien się o ciebie troszczy i jak się stara, sądzę, że Matteo próbuje cię zmylić, tylko nie wiem dlaczego. A Adrienowi tato mógł zabrać telefon i zamknąć go w pokoju. Wiesz jak surowo go traktują...
- Dzięki Tikki.
- Nie ma sprawy.
- Za poprawę humoru.- uśmiechnęła się lekko do mnie.
- Słuchaj, jeśli chcesz mogę sama jakoś dostać się do domu Adriena i sprawdzić co się tam dzieje lub po prostu spytać się Plagga.
- Ale to niebezpieczne, lepiej nie, nie chcę żebyś się narażała. Co jeżeli jego tato czy jakaś służąca cię zobaczy?
- Oj uwierz, że już uczestniczyłam w takich akcjach, nie jeden raz.- zachichotałam na to wspomnienie.
* * *
Alya
Minął już cały miesiąc odkąd moja przyjaciółka trafiła do szpitala. Bardzo współczuję jej kalectwa, nie wyobrażam sobie co musi czuć, przeżywać. Ostatnio opowiadała mi o dziwnym zajściu... Podobno jakiś Matteo ostrzegał ją przed Adrienem... Według mnie ta sprawa jest podejrzana, kojarzę Matteo ze szkoły, zdaje się, że był to taki czaruś. Sama nie wiem czy na miejscu Marinette powinnam mu zaufać... Nie wiadomo w ogóle po co przyszedł i co mu do Adriena. Właśnie, skąd on zna życie prywatne Marinette? Razem z Ninem podejrzewaliśmy też, że Adrien został porwany, nie pojawił się w szkole od dwóch tygodni, a co więcej odkąd znikł nie kontaktował się z nikim ze szkoły, nie odpowiada, nie dzwoni. Nie wiemy co się z nim dzieje.
Chloe
Siedziałam w fotelu, swoim pokoju, był urządzony w moich ulubionych barwach: żółtej, czarnej i różowej. Malowałam paznokcie. Spokojnie rozprowadzałam lakier, myśląc o ostatnich zdarzeniach. Postanowiłam, że dzisiaj po szkole, pójdę odwiedzić Adriena. Niektórzy uważają, że został porwany. Też się tego obawiam. Ale chcę się sama przekonać czy jest w domu. Zobaczę co się dzieje i przekażę Mari, bo biedaczka bardzo za nim tęskni, a ten z nikim się nie kontaktuje. Ciekawe co się stało. A jego ojciec, jakby nigdy nic, nie zrobił żadnej afery, nie pytał nikogo z nas o syna. Dziwne. Czy to jakaś tajemnica?
Właśnie nakładałam drugą warstwę lakieru na paznokcie, kiedy coś zatrzęsło moją dłonią. I całym domem.
Zdenerwowana wstałam i rozglądnęłam się wokół. Odsłoniłam firankę i wyjrzałam przez okno. W mieście był chaos, ludzie rozbiegali się na wszystkie strony, już prawie nikogo nie było widać na ulicach.
Chyba... Władca Ciem zaatakował. Czyżby zapowiadała się właśnie moja pierwsza prawdziwa walka? Wiedziałam, że ten moment kiedyś nadejdzie...
Zaczęłam oglądać się nerwowo za Tikki. Wołałam ją, lecz nikt się nie pojawiał. Och nie, chyba poleciała do tamtej Biedronki!
Patrząc przez okno ujrzałam z daleka idącego wielkiego przeciwnika. Z tego co zdołałam zauważyć był cały szary. Był z kamienia. Po chwili zobaczyłam lecącą w tą stronę Tikki. Odetchnęłam z ulgą, że wróciła.
______________________________
____________________________
Zapraszam do szczerego komentowania opowieści 😅
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top