Rozdział 23 Udało się?
Schowany za dużym stołem w samym kącie i zasłonięty białą kuchenną szafką, widziałem jego nogi. Siedziałem w bezruchu, bardzo się bałem. Wstrzymałem też oddech. Słyszałem lekko obijające się szkło, tato wyjął z szafki szklankę i napił się wody. Pragnąłem, żeby już stąd sobie wreszcie poszedł. Obserwowałem uważnie w napięciu wszystkie jego ruchy.
Naczynie stuknęło cicho o blat, odstawił szklankę. W pewnym momencie obrócił się na pięcie i począł kierować się ku wyjściu kuchni. Odetchnąłem przymykając oczy, z ulgą wypuściłem powietrze z płuc. Straciłem już również z oczu światło padające z jego latarki. Coraz gorzej też słyszałem oddalające się kroki. Chyba czas wstać z tej zimnej podłogi i rozpocząć akcję.
Pospiesznie, ale cicho wstałem i wyjrzałem z pomieszczenia. Wtedy, ujrzawszy jeszcze gdzieś w oddali skrawek światła przyspieszyłem kroku i począłem w bezpiecznej oddali ostrożnie go śledzić.
Najpierw szliśmy w ciemności korytarzami, które bardzo dobrze znałem, ten dom był przeogromny, niewyobrażalnie dużo posiadał różnych pokoi i korytarzy, myślę, że kiedyś mieszkała tu znacznie większa ilość osób...
Dotarł w końcu pod te duże i stare drzwi. Dostrzegłem to z daleka, stałem około dziesięć metrów dalej od niego, właściwie zaglądałem zza rogu, starałem się zachowywać tak cicho i ostrożnie jak tylko mogłem.
Klucze brzękły w nocnej ciszy, otworzył je. Trochę zaskrzypiały i wtargnął do środka. Mam nadzieję, że ich nie zamknął, że zostawił otwarte tak jak poprzednio. Czujnie podszedłem bliżej. Moje dłonie trochę drżały, a oddech był niespokojny. Nie powiem, byłem zestresowany całą sytuacją.
Były na całe szczęście otwarte. I tu zaczynały się te wyjątkowo długie schody. Szedłem nimi w dół bardzo uważnie, bo ledwo co widziałem i w każdej chwili mogłem się potknąć, a latarka ojca chyba na jakiś czas zniknęła mi z oczu. Poza tym schody były strome. Dotykałem ścian wokół, żeby się orientować. Pomyślałem, że zapalę swoją. Cały czas trzymałem ją w dłoni, była niewielka.
Zapaliłem. Teraz, gdy już widziałem gdzie jestem i jak prowadzą schody, szedłem prędzej.
Wreszcie skończyłem wędrówkę po stromych schodach i znalazłem się w tym mrocznym miejscu. Na dole nie musiałem używać już latarki, bo piwnica ta miała oświetlenie. Co prawda bardzo marne, słabe, no ale lepsze to niż nic.
Skręciłem pewny siebie w prawo, tak jak wtedy. Zacząłem iść wzdłuż korytarza, po obu jego stronach były mocne betonowe ściany i co chwila napotykane drzwi. Tyle pomieszczeń... Ciekawe co w nich kiedyś było, może to rzeczywiście był taki ogromny hotel? I co jest teraz...
Zatrzymałem się na chwilę i przyglądałem jednym z tysiąca drzwi. Kusiło mnie, żeby tam wejść, pociągała mnie ciekawość. Podszedłem bliżej i złapałem za klamkę jednych z drzwi.
Zamknięte. Och tak, mogłem się tego spodziewać. Bardzo chciałem zbadać kiedyś to miejsce. Odkryć jego tajemnice, dowiedzieć się co kryje się w środku za tysiącem drzwi. A może nawet już dziś odkryć?...
Mojego ojca zgubiłem już wcześniej. No ale trudno, wydaje mi się, że pamiętam... drogę...
Skręcałem różnymi korytarzami, raz w prawo, raz w lewo, choć to miejsce przyprawiało mnie o dreszcze, pociągała mnie ciekawość poznania go bliżej.
Nagle moje serce zabiło szybciej. Usłyszałem kroki. Gdzieś za sobą. Przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze, zatrząsłem się i znieruchomiałem jak kamień.
Och, tylko nie to!
Ze strachem oglądnąłem się za siebie.
Nikogo nie było. Ale nadal słyszałem kroki. Może zaraz wyłoni się zza rogu? Co robić, co robić?? Trząsłem się, a serce łomotało mi mocno.
Czas uciekać.
Natychmiast żwawo ruszyłem się z miejsca, biegłem przed siebie w panice. Po chwili, gdy już skręciłem w któryś kolejny korytarz, ponownie obejrzałem się za siebie. Stanąłem w miejscu, znowu nikogo nie było.
Oddychałem szybko zdenerwowany i przestraszony. Teraz nie słyszałem już żadnych kroków. Ale mimo to nerwowo rozglądałem się na wszystkie strony. I wtem niespodziewanie zgasły w piwnicy wszystkie światła. Dłonie bardzo mi się trzęsły, naprawdę się bałem. Przerażony wymachiwałem swoją latarką. Jak na złość zaczęła dziwnie i niejednostajnie migać jakby zaraz miała przestać świecić. No nie! Nie!
Ręce tak mi drżały, że niechcący upuściłem ją, a wtedy wydobywająca się z niej smuga światła, znikła na dobre. Zdaje się, że spełnia się mój największy koszmar...
Widziałem już tylko ciemność. Spanikowałem. Serce kołatało mi jak szalone, zatrząsłem się i z nerwów i z zimna. Chciałem się już na dziś wycofać z tej przygody. Zdawało mi się, że kogoś widzę, że coś porusza się w tej ciemności.
Zupełnie nie miałem pojęcia gdzie iść, zacząłem biec i skręcać za sprawą przypadku, raz wte i we wte. Próbowałem znaleźć wyjście, jednak po nim w tej czerni ani śladu! No nie, a co jeżeli tato już wyszedł i zostałem tu zamknięty? Jeszcze bez kompletnie żadnego światła, nie znając drogi wyjścia. Jejku, nie mam pojęcia gdzie iść!
W jednej chwili poczułem mocne uderzenie w głowę. Upadłem.
* * *
Leżałem na czymś twardym, poczułem tępy ból głowy. Otworzyłem oczy i ujrzałem wpatrującą się we mnie kobietę. Przypomniałem sobie wcześniejsze sytuacje - byłem w tej wielkiej piwnicy, śledziłem ojca, potem nagle zgasły mi wszystkie możliwe światła i coś bardzo mocno walnęło mnie w głowę.
To musi być moja mama. Na jej widok uśmiechnąłem się bardzo szeroko stęskniony, zaskoczony i onieśmielony. A więc udało mi się? Przybyłem do niej?
Pomieszczenie, w którym się znajdowaliśmy było duże, lecz puste, ściany szare betonowe. W rogu stało całkiem spore łóżko, jednak było jakieś zaniedbane, pościel raczej średnio czysta. Stał tutaj jeszcze niewielki stół, a przy nim dwa krzesła. Nie było okien. Oświetlenie mocne, lecz żadnego naturalnego światła wydobywającego się z okien.
Zaraz... Nie przyszedłem do niej, zgubiłem tatę... To w jaki sposób się tu znalazłem?
- Mama?
- Adrien mój skarbie.- odezwała się czule. Tęskniłem za nią. Miałem stanowczo dość surowej miny taty i jego kazań. Przytuliła mnie mocno. Odwzajemniłem gest.
Zaraz. Gdzie my w ogóle jesteśmy?
- Gdzie jesteśmy? - zapytałem zdziwiony. Przez chwilę milczała.- Mamo? W piwnicy? - zadałem pytania głosem, w którym nie brakowało przerażenia. Skinęła głową.
- Jak się tu znalazłem? - spytałem smutny z niepokojem.
- Twój tato... - mruknęła.
On mnie tu zabrał? Kiedy? Uderzył w głowę? Ale dlaczego tutaj? Nie rozumiem...
- Ale... ale Dlaczego tutaj? - brak mi było słów ze zdziwienia.
- Tak za tobą tęskniłam, tak się martwiłam! Czy tato nie zrobił ci krzywdy? - zapytała z troską i ze zmartwieniem w oczach.
Czy nie zrobił mi krzywdy?
- Tato... nie... nic takiego... - odpowiedziałem smutny. - Surowy jest co prawda.
- Posłuchaj.- powiedziała łagodnie swoim delikatnym anielskim głosem i ujęła moje poliki, głaszcząc je kciukiem. Patrzeliśmy sobie znowu w oczy. Westchnęła głęboko.
- Twój... twój tato wie, że masz miraculum. Nie wiem, nie mam pojęcia jak się dowiedział, ale to właśnie dlatego mnie i również ciebie tu zamknął. Dlatego, że zostaliśmy wybrani na posiadaczy nieziemskich mocy. Na posiadanie miraculów.
Nic kompletnie z tego nie rozumiałem. Zamknął, bo mamy miraculum?
- Ale dlaczego... ? My?
- Tak. Mam miraculum Pawia. Jest dobrze ukryte. Choć minęło tyle lat Gabriel wciąż go nie znalazł. Boję się, że znajdzie twoje, a wtedy Biedronka bez ciebie sobie nie poradzi. Ja od początku wiedziałam, że je masz. Miraculum Czarnego Kota. Kiedyś zamierzałam powiedzieć prawdę mężowi, że ja też posiadam ową moc. Niestety byłam naiwna i głęboko zakochana w twoim tacie, dlatego poznał mój sekret. Nie znałam go wtedy. Wydawał się taki... dobry i czuły. Minęło parę lat i w końcu urodziłeś się ty. Dorastałeś, kończyłeś podstawówkę i... później już cię nie ujrzałam... aż do dzisiaj. Siedzę w tej celi już prawie dwa lata.
Słuchałem bardzo uważnie, zaniepokojony.
- Ale... nie rozumiem... chcesz powiedzieć zamknął nas w celi? Ale za co? I... I przecież... czemu... co on ma do naszych miraculi?
Przełknęła ślinę i westchnęła patrząc na mnie. Pogładziła po moich złotych włosach swoimi delikatnymi kobiecymi dłońmi i zaczęła powoli:
- Twój tato... Gabriel Agreste... mój mąż... - tu zrobiła dłuższą przerwę. Nie chciała, abym znał bolesną prawdę. Spojrzała na mnie znów z troską.- to on jest Władcą Ciem.- dokończyła.
Po tym co usłyszałem moje oczy wyszły na wierzch. Otworzyły się szeroko tak jak i usta. Byłem w szoku. Zanim się odezwałem z głębokiego oszołomienia ona dodała:
- Ale nie martw się Adrien.- mówiła czule i znów przyciągnęła mnie do siebie.- Nie jesteś już sam. Pamiętaj, że ja z tobą będę. Nigdy nie stanę przeciwko tobie, jak tato.- po tych czułych słowach matki zrobiło mi się cieplej na sercu. Bo mimo wszystko, tak dawno jej nie widziałem! Oprócz moich przyjaciół i Nathalii, nie miałem blisko nikogo z rodziny, kto by mnie pocieszał i się mną opiekował. Kolejna negatywna informacja. Najpierw Mari, teraz mój ojciec jako Władca Ciem.
Pozostało jedno, jedyne bardzo istotne pytanie. - Kto nas teraz uwolni?
- Och, boję się o Biedronkę czy da sobie bez ciebie radę. - rzekła zmartwiona, tuląc mnie do siebie.
Westchnąłem ciężko i przełknąłem ślinę. Przez chwilę myślałem jak się odezwać. Jak powiedzieć o kalectwie Biedronki... mojej Biedronki... Jejku, co teraz będzie nie ma NIKOGO kto mógłby ochraniać Paryż! Niech to szlak!
Przejąłem się, mój oddech przyspieszył tempa. Niespokojnie wstałem z miejsca i znów nabrałem powietrza.
- Mamo... ech, bo... - przejechałem zrezygnowany dłonią po włosach - Nie ma już Biedronki. Nie ma... nie ma, bo... och, moją ukochaną zrzuciła ze schodów taka jedna wredna zazdrośnica i teraz przez nią Marinette została... jeździ na wózku. - mówiłem ciężko, mając nadzieję, że mama zrozumie ten pomieszany tok słów.
Wsłuchała się i przypatrywała z powagą i zamyśleniem.
- Co? mruknęła nieprzytomnie.- Marinette to Biedronka? Jeździ na wózku?!
- Tak... Marinette to moja dziewczyna. A ta wredna jędza, Lila pozbawiła jej czucia w nogach...
- Boże... to okropne. Czyli... naprawdę nie ma Biedronki? - pytała naprawdę zawiedziona.
Niechętnie przytaknąłem głową.
- No to... Jak... Kto teraz obroni miasto przed Gabrielem? - zadała pytanie , przerażona.
- Właśnie nie wiem.- westchnąłem zdenerwowany.
- Kurczę jak on zaatakuje... to może być koniec... jest nienormalny, ubzdurał coś sobie w tej głowie! - krzyknęła na koniec.- jejku, co my zrobimy!
Razem z mamą byliśmy bardzo przejęci.
_____________________________
___________________________
Gwiazdka? Komentarz? 😎😎💬✨✨
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top