Rozdział 17 Nie rozumiem...
Chloe
Było już po lekcjach. Postanowiłam wreszcie wziąć się w garść i powiedzieć o tym co zrobiła Lila.
Ujrzałam wychodzącego ze szkoły Adriena. Podbiegłam do niego, obrocił się i spojrzał na mnie. Patrzył jakoś dziwnie...jakoś tak, że jego wzrok wzbudzał we mnie strach. Czyżby był o coś zły?
- CHLOE! - ryknął do mnie wściekły tak, że aż się wystraszyłam.
Co zrobilam? Nie zrozumiałam jego reakcji, może myśli, że chcę znów go poderwać czy coś? Albo krzyczy na mnie za dawne lata, kiedy upokarzałam Mari? Nigdy nie widziałam w jego oczach tylu gniewu...
Wziął mnie za ramiona i lekko ścisnął, chyba powstrzymywał się właśnie przed tym. Przeraziłam się. Nie wiedziałam co mu może chodzić po głowie.
- Jak mogłaś zrobić to Marinette?! Czy ty w ogóle masz pojęcie co zrobiłaś? - warknął na mnie szczerze wkurzony. - Co ta dziewczyna Ci zrobiła, żebyś tak się wobec niej zachowała! - już rozumiem. Chodzi mu o dawne lata...
- Ja...przepraszam...z-zmieniłam się...- wydobyłam z siebie drżącym głosem.
- Co ty pieprzysz?! Zmieniłaś? To chyba na gorsze, gratuluję Chloe.
- Adrien ja... Nie rozumiem... Powiedz o co chodzi. - prosiłam wciąż przerażona. Ten nadal trzymał mnie za ramiona i nagle bardziej ścisnął, na co skrzywiłam się z bólu.
- Wredna ździro, czy ty możesz choć raz powiedzieć prawdę?! - burknął mocno wkurzony. Naprawdę nie rozumiałam skąd u niego tyle złości, co w niego wstąpiło? Takie słowa wypowiedziane przez Adriena? To się w głowie nie mieści... Adrien nigdy w życiu się tak nie zachowywał. Z mojego oka wydostała się łza.
- A-adrien... Proszę powiedz mi o co chodzi! - trzęsłam się.
Popatrzył na mnie jak na wariatkę i tylko uśmiechnął się nie szczerze.
- Nie no, nie wierzę, ty dalej będziesz udawać, że nie wiesz o co chodzi.- zaśmiał się w głos nerwowo. A potem spojrzał na mnie marszcząc brwi.
- Możesz się już teraz cieszyć ze swojego zwycięstwa. - O co mu w ogóle chodzi?? - Chociaż to co zrobiłaś było naprawdę... podłe. Bez uczuć. Teraz... - dostrzegłam w jego oczach łzy.- Przez ciebie złośnico Marinette nie będzie chodzić! - z jego oka prawie wypłynęła słona łza, jednak zdołał ją powtrzymać.
- Co? Jak to nie będzie chodzić? - zapytałam zmartwiona i zaskoczona.
- Dlaczego jej to zrobiłaś, DLACZEGO! - krzyknął w gniewie.
- Ale...A-ale... - zatkało mnie.- Jak to? - zadałam znów to pytanie. - Adrien wytłumacz mi o co ci chodzi! - tym razem to ja krzyknęłam.
- Chloe... Ty naprawdę nie wiesz? - jego gniew trochę go opuścił.
- Nie wiem.- mruknęłam.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie ze zdziwieniem, a ja z niecierpliwością czekałam na jego odpowiedź.
- Ktoś pchnął Marinette ze schodów, Lila mówiła mi, że to ty i że była tego świadkiem. -puścił w końcu moje obolałe ramiona.
- Coo?! - wykrzyczałam. Zatkałam jedną dłonią buzię i spojrzałam w inną stronę. W drzewa.
- Och Adrien... Padłeś ofiarą kłamstwa... - powiedziałam smutna.- To wcale... To co powiedziała Ci Lila jest nieprawdą! Ona mnie nienawidzi, dlatego cię okłamała!
Patrzył się dziwnie na mnie. Chyba był zdezorientowany. Ta nówka namieszała mu w głowie.
- Jejku, co jest dzisiaj z wami? Już wprawdzie sam nie wiem, która z was mówi prawdę...- patrzył w inną stronę i westchnął.
- Lila po prostu podała ci odwrotną wersję. Było zupełnie na odwrót. - zakomunikowałam mu spokojnie. - Bo to nie Lila zobaczyła mnie tylko ja ją. Zamierzałam ci o tym już wcześniej powiedzieć, ale po tym co zrobiła Marinette zwyczajnie się jej bałam. - powiedziałam prawdę, choć obawiałam się, że mi nie uwierzy.
- Naprawdę? - zapytał tylko niepewnie.
- Tak... Przyrzekam, że widziałam na własne oczy jak Lila wybiega z ukrycia, korzysta z okazji, że nikogo nie ma w pobliżu, staje za Marinette i mocno popycha ją od tyłu.
- Och, nie wierzę. - zrozpaczony jęknął i zakrył twarz rękoma. - Jak mogłem być takim głupcem, żeby drugi raz dać się tak oszukać Lili?
Staliśmy chwilę w ciszy. Wokół było jeszcze całkiem jasno, delikatnie świeciło słońce i lekki wiatr popychał liście.
- Przepraszam cię Chloe, za to niesłuszne oskarżenie.- powiedział smutny.
- Nie masz za co przepraszać, kiedyś byłam bardzo złośliwa i dlatego mogłeś jej uwierzyć...
- Wiem, ale nie powinienem tak od razu wyciągać pochopnych wniosków. Ale w takim razie, skoro wiedziałaś dlaczego nie powiedziałaś o tym nauczycielom? - zadał podejrzliwie pytanie.
- Bo... bałam się, że... Lila może mi coś zrobić, że przez nią nie będę mieć życia w szkole.
- Ty naprawdę się zmieniłaś.- zaczął nagle.- Zauważyłem to w ciągu ostatnich dni, ale po oskarżeniu Lili pomyślałem sobie, że mogłaś robić to specjalnie, żeby się ukryć.
- Nie, ja po prostu uznałam, że to zachowanie było okropne i takim daleko nie zajdę.- powiedziałam.
- To bardzo dobra postawa.- stwierdził uśmiechając się w moją stronę. - Cieszę się, że się zmieniłaś Chloe.
Uśmiechnęłam się szczerze.
- Tylko echh... - westchnął ciężko patrząc gdzieś w bok za mną. - teraz mam kłopot... Bo podałem Lili nazwę szpitala gdzie jest Mari.
- O nie. Rzeczywiście, to nie dobrze. Ona jest nienormalna, może jej coś zrobić! - przejęłam się koleżanką, której kiedyś bardzo nie lubiłam.
- Czyli to przez Lilę. - stwierdził zrezygnowany.
- Adrien, Marinette naprawdę... Nie będzie...
Pokiwał głową ze smutkiem.
- Bardzo mi przykro... - rzekłam, nie wiedząc co powiedzieć. - To taka dobra dziewczyna... A ja przez te dwa lata robiłam z niej pośmiewisko.- orzekłam ze smutkiem. - Chciałabym ją przeprosić...
- Lila dzisiaj mówiła mi to samo. I przepraszała mnie...
- Ale ja naprawdę chcę naprawić to co zrobiłam. Chociaż jak mi nie wybaczy, uszanuję to.
* * *
Marinette
Leżałam wciąż na szpitalnym łóżku i rozmyślałam głównie o Adrienie. Coraz bardziej prawdopodobne wydaję mi się to, że rodzice coś przede mną ukrywają. I mój chłopak też. Nie wiem o co może chodzić, może stało się coś niedobrego w rodzinie i nie chcą mnie martwić? Ale naprawdę chciałabym wiedzieć o co chodzi, ta niepewność mnie już dręczy. Co takiego mogą ukrywać? W dodatku nie wiadomo kiedy wreszcie opuszczę to ponure miejsce. Bardzo chciałabym już wrócić do domu, do swojego pokoju, do przyjaciół...
Nie mam pojęcia dlaczego tak długo mnie tu trzymają, jestem tu już ponad tydzień i mam dość. No ale nie bez powodu mnie tu trzymają, jest to nietypowe i dziwne, ale ja nadal nie czuję własnych nóg! Zaczyna mnie to już niepokoić, Adrien zapewniał mnie, że to przejdzie i że to tak tylko na samym początku, a więc co oznacza początek? Czy już nie powinno przejść? Co mi jest? Przecież czuję się już całkiem dobrze, nie jest mi słabo, a pojedyncze siniaki się już zagoiły. Tylko no... coś chyba nie tak z tymi nogami...
I dalej dręczy mnie fakt, że nie mam pojęcia kto mi to zrobił. Kto mnie zepchnął...
Spojrzałam na zegar znajdujący się tutaj w sali wyżej na ścianie, z tego co wskazywał zbliżała się godzina wpół do osiemnastej.
Adrien niedługo przyjdzie.
Skierowałam swój wzrok na drzwi o jasno-żółtym kolorze i dostrzegłam naciskaną w dół klamkę w nich. Klamka poruszała się dziwnie wolno. Ktoś powoli otwierał drzwi.
Mój kochany tak szybko dzisiaj? Zawsze wpadał trochę później. Może to ma być jego niespodzianka? - przechodziło mi przez myśl.
Kiedy drzwi zostały szerzej uchylone wiedziałam już, że to nie sylwetka mojego Adriena.
W drzwiach ku mojemu zaskoczeniu stanęła...
Pewnie się domyślacie 😜 Albo i nie xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top