Rozdział 14 "Powodzenia Adrien"
*Kolejnego dnia*
Adrien
Wyrwałem się z domu, przez okno jako Czarny Kot i przeszedłem się po mieście jako Adrien. Nie chciałem siedzieć w zamknięciu. Tato i tak na pewno nic nie zauważy, w ogóle nie zwraca na mnie uwagi.
Wychodząc ze sklepu, zauważyłem jak zza pewnego budynku wybiega jakaś dziewczyna w czarnym stroju. Miała długie ciemno-brązowe kręcone włosy, spięte w wysokiego kucyka. Czarne rękawy sięgały jej do łokcia. Brzuch obejmował jej biały pasek ze złotą klamerką. Buty miała szaro-brązowe, na małym obcasie. Obuwie to sięgało dziewczynie poza kostki. Dostrzegłem, że w dłoni trzymała jakiś przedmiot. Gdy znalazła się bliżej mnie, okazało się, że w ręce miała długopis, lecz dziwnie długi i większy niż każdy inny.
- Jestem Zdolna Uczennica i od tej pory wszyscy będą oceniać mnie idealnie! - powiedziała głośno. Była niezwykle szybka, co zauważyłem gdy przebiegła przez ulicę. Właśnie przechodziła koło niej jakaś starsza pani. Ta dotknęła jej szybko trzymanym w ręku przedmiotem, wtedy oczy staruszki stały się całe białe, co było dosyć przerażającym widokiem. Odwróciła się w stronę młodej dziewczyny.
- Wszystkie piątki należą się tylko tobie. Jesteś bardzo mądrą osobą.- powiedziała jak zahipnotyzowana. No to już wiedziałem co się święci...
Ale zaraz! Nie ma Biedronki! ... Co teraz? A właśnie... Czy ona w ogóle... będzie jeszcze walczyć? Skoro lekarz powiedział...
Miałem ochotę płakać. Zrobiło mi się strasznie smutno.
Jeśli Marinette mi nie pomoże... To kto? Będzie inna Biedronka? Ale... No nie! Kurde nie! Błagam, niech Marinette z tego wyjdzie! Nie mogę zwalczać zła z inną!
Chciałem to wykrzyczeć, popłakać, pobyć sam. Ale nie mogłem. Musiałem walczyć. Stawić temu czoła sam, nie miałem przecież innego wyjścia. Tęskniłem za Marinette. Nadal nie mogłem uwierzyć jak to mogło się stać. Dlaczego, ona na to nie zasłużyła!!
Ale nie. Nie mogę teraz o tym myśleć. Muszę jakoś pozbyć się brunetki. Sam. Czeka mnie o wiele trudniejsze zadanie niż zazwyczaj. O cholera, a jak zdołam oczyścić Akumę? Chyba będę musiał ją po prostu... zlikwidować...
Panikowałem jak sobie poradzę. Pobiegłem się schować bardziej za blokiem mieszkalnym, rozejrzałem się wokół czy nie ma nikogo i kiedy nie zobaczyłem ani jednej osoby w pobliżu, przemieniłem się w bohatera.
- No to powodzenia Adrien.- rzekłem do siebie głupio, a moje serce mi kołatało na myśl o kompletnie samodzielnej walce.
Już jako słynny bohater, mający na celu zwalczać zło, wybiłem się na swoim kocim kiju, aby wylądować na budynku i zlokalizować gdzie znajduje się teraz mój przeciwnik. A raczej przeciwniczka. Szybka brunetka znalazła się już o kawał drogi ode mnie. No świetnie, będę musiał ją gonić.
W walce było mi ciężko, ona miała już wielu swoich "zwolenników", którzy napadali na mnie starając się bym stał się jednym z nich. Wszystko musiałem robić podwójnie, to nie było łatwe i szybciej się męczyłem. W dodatku ciągle musiałem za nią latać, prędko mi uciekała sprzed oczu, szukając kolejnych ludzi, żeby stali się również jej "zwolennikami". A ja goniłem za nią, skacząc z budynku na budynek, ledwo nadążajac, by nie stracić jej z oczu.
Akuma z pewnością jest w tym długopisie, muszę go tylko jakoś przechwycić...
Co chwilę atakowali mnie ci, których zmieniła w złych. Musiałem niestety uderzać tych nie winnych ludzi kijem w różne strony. A właśnie, skoro nie ma Biedronki to jak wszystko wróci do normy? Chyba muszę bardziej uważać na tych ludzi, bo siniaki po moich mocnych uderzeniach pozostaną... No ale nie miałem wyjścia! Przecież nie mogłem za wszelką cenę się im dać, bo kto wtedy ocaliłby to miasto? A niech to!
Nawet moje własne żarty przestały być śmieszne. Podczas tej walki, muszę przyznać wyjątkowo, nie żartowałem. Nie chciałem jej jeszcze bardziej rozwścieczać i tak już miałem masę roboty.
Dziewczyna z długimi, kręconymi włosami stała teraz przy jednej z paryskich lamp. Oczywiście nie świeciła, bo było jasno.
Ciepły, ładny dzień, a taka tragedia.
Ujrzałem niedaleko idących zagadanych między sobą ludzi. Pewnie czeka na kolejne ofiary.
Ludziom nie było łatwo stwierdzić czy dziewczyna jest pod wpływem Akumy, bo oprócz tego, że miała dziwny długopis i strój to wyglądała dość normalnie, jak każdy inny. Zwracam na to uwagę, bo ofiary Władcy Ciem przybierają zazwyczaj nieco większe rozmiary niż mają normalnie.
Postanowiłem wykorzystać to, że stoi przy lampie i czeka.
- Kotaklizm! - krzyknąłem i z prędkością światła wybiłem się na kiju, po czym otarłem dłonią o metal i dumny opadłem na ziemię na dwóch nogach.
Zdążyłem.
Wysoka lampa zwaliła się na dziewczynę uniemożliwiając jej ucieczkę. Szarpała się zdenerwowana i krzyczała, jednak nic z tego. I na mojego farta gdy upadła, wyleciał jej z ręki zaklęty przedmiot.
Mocno nacisnąłem go butem, pod wpływem czego pękł i wyleciała Akuma.
Zaraz! Akuma! Co ja z nią teraz zrobię skoro wykorzystałem już moc?
Pierwsze co to złapałem motyla w ręce i szukałem czegoś, żeby go przechować, a potem w domu zamierzałem znów się przemienić i tam wyeliminować motylka.
Młoda dziewczyna, może trochę starsza ode mnie jak i reszta ludzi przybrała normalne postacie i zadawali jak zwykle, po każdej akcji pytania typu "Gdzie jestem?" i "Co tu robię?". Wiele osób narzekało na bóle głowy i różnych mięśni. Musiałem... musiałem ich w ten sposób ocalić, wcale nie chciałem ich pobić! Gdyby była tu moja piękna, nic by nie poczuli, a wszystko było by dokładnie takie jak przedtem, nienaruszone, bez żadnych zniszczeń, jakby żadnej naszej walki nie było.
Trzymałem motyla w rękach i gorączkowo szukałem czegoś, aby go tam przechować, żeby mi nie uciekł. Koło jednego ze sklepów ujrzałem leżące kartonowe pudełko, powinno się nadać.
Pochyliłem się i ostrożnie otworzyłem je, w drugiej ręce wciąż trzymając motyla za ciemne skrzydełko i szybko wepchałem go tam, natychmiast je zamykając.
Mam go.
Wypuściłem powietrze z płuc i cieszyłem się, że cała akcja mi się udała. Jednak jak wszystko wróci do normy? Kiepsko to widzę...
Widziałem narzekających ludzi, którzy mówili, że czują się jakby byli pobici. A ja czułem się temu winien, no bo to przeze mnie, ale nie miałem wyjścia, musiałem ich uratować! Zresztą zawsze tak walczę, aczkolwiek zawsze na koniec Biedronka wypowiadała zaklęcie, po którym nic nikomu nie było i wszystko było na swoim miejscu, całe i zdrowe.
W sumie mogło być gorzej, a zniszczeniu uległ tylko trochę park no i... zwalona lampa.
Ta walka bez Biedronki była... Smutna. Nie miałem dziś humoru, po wczorajszym wydarzeniu. I jak ja mam teraz walczyć? Jak ja będę teraz walczył? Czy tak to będzie wyglądało? Same trudy i nudy?
Bez mojej Biedronki ta walka jest takim niczym. Brakuje jej. To głównie ona powinna być w każdej akcji.
Och, tak bardzo pragnę by wyzdrowiała! By czucie w nogach jej powróciło!...
Wracałem zmęczony po walce do domu.
Gabriel Agreste
Tym razem Akumą obdarzyłem rozczarowaną uczennicę, której nie poszedł zbyt dobrze sprawdzian, a zależało jej na lepszej ocenie.
Kiedy zesłałem już ciemnego, zaklętego motylka na brązowowłosą dziewczynę, oczywiście niedługo potem do akcji wkroczył Czarny Kot. Wiedziałem już od Adriena, że jego dziewczyna, czyli słynna bohaterka Biedronka jest w szpitalu, dlatego zżerała mnie ciekawość i niepewność czy pojawi się na walce. Miałem małe wątpliwości co do tego. Zdawałem sobie sprawę, że moja niepewność jest marna, bo Biedronka zawsze się pojawia, aczkolwiek gdy usłyszałem o tym, że nie będzie mogła chodzić, przykuło to moją uwagę. Nie byłem pewny, czy stroje od Kwami działają też na takie urazy.
Bo wiem, że stroje bohaterów dodają im dużo siły, zręczności i szybkości. Jednak czy działają także na osoby niepełnosprawne?
Czarny Kot wkładał do walki wszelkie starania, starał się jak mógł nie poobijać mocno ludzi i gonić za moją Akumantką. A Biedronka nadal się nie pojawiała... Minęło około piętnaście minut, a sprytnej Biedroneczki dalej nie było. Nie chciałem się naiwnie cieszyć, że się już nie zjawi, ale coraz bardziej w to wierzyłem. Mój syn ciężko sobie radził sam, zaczęła gotować się we mnie krew zwycięstwa, gdy przepłynęło kolejne piętnaście minut, a jej nadal nie było.
Czyżby bohaterka zapomniała o misji? Leżała w szpitalu i przeoczyła, a Kotek nie wezwał jej na pomoc? Czy może po prostu... nie mogła walczyć jako kaleka. Może strój nie ma takich właściwości. Słynna bohaterka, na którą tak wszyscy liczą, której składają szanowny pokłon, zawiodła? A Mistrzuniu się zagapił? Pozwolił, aby Czarny Kot walczył zupełnie sam? A może ten staruszek już nawet nie żyje...
Już przyszło mi na myśl, że teraz tak będzie wyglądała każda walka. Kot ledwo, ale poradził sobie. Wygrał znów. No niestety. Ale muszę kiedyś posiąść te moce. Nie spocznę póki magiczne przedmioty nie będą moje.
Jednak nie pojawienie się tego dnia Biedronki podczas całej akcji bardzo mnie zaintrygowało. Mój syn męczył się prawie godzinę. Naprawdę brakowało mu Biedronki, razem z nią radził sobie o wiele lepiej.
A jeżeli tak będzie wyglądać każda kolejna walka, to jestem pewny, że w końcu Czarny Kot polegnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top