💜 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟒 💜
💜
Upewnij się, że przeczytał*ś trzeci rozdział książki "Sen o Miłości"
Kenzie pojechała na spotkanie z Riko swoim fioletowym, sportowym samochodem, który oczywiście dostała kiedyś od Nicky'ego.
Kiedy zaparkowała na jednym z parkingów niedaleko, odpięła pasy, po czym pochyliła się, aby przejrzeć się w lusterku. Dalej nie była pewna, czy wygląda wystarczająco dobrze. Poprawiła włosy oraz błyszczyk, a następnie wzięła torebkę i wyszła z samochodu. Zamknęła go, po czym ruszyła w stronę kawiarni.
Wchodząc do środka, od razu zaczęła rozglądać się, czy przypadkiem chłopak nie czeka na nią przy jednym ze stolików. Ta kawiarnia była już bardzo stara, jednak dość nowoczesna, nawet Nicky i Madeline często do niej przychodzili, kiedy byli młodsi. Kenzie także przychodziła tutaj z jedną osobą. Milo. To miejsce przypomniało jej, jak bardzo go jej wtedy brakowało, ta myśl sprawiała jej ból, kiedy tylko pojawiła się w jej głowie.
— Cześć, Kenzie.
Z transu wyrwał ją ciepły głos chłopaka, który siedział przy stoliku z dwoma dużymi fotelami i dużym oknem, przez które było widać plac zabaw.
— Och, cześć, Riko.— odpowiedziała z delikatnym uśmiechem, po czym usiadła naprzeciwko niego, odkładając torebkę na miejsce obok siebie.
— Jak się masz?— zapytał po chwili chłopak, kiedy oboje już wygodnie rozsiedli się na krzesłach.
— Bardzo dobrze, dziękuję, że pytasz. A jak ty się miewasz?— spytała, posyłając mu szeroki uśmiech, ukazując rząd swoich białych i równych zębów.
— Również bardzo dobrze. Dlaczego byłaś taka nieprzytomna, kiedy weszłaś do środka? Coś się stało? Jeżeli można wiedzieć, oczywiście.— dodał szybko chłopak. Dopiero wtedy Kenzie spostrzegła, że chłopak miał na sobie czarną, luźną koszulę z krótkim rękawem i czarne spodnie. Jego szyję zdobił srebrny naszyjnik, a jeden z palców lewej ręki srebrny sygnet. Kenzie od razu przypomniało się o jej pierścionku z napisem „Harper” – posiadała identyczny z Madeline. Nicky i Mason mieli natomiast dwa identyczne sygnety z ów napisem. Był to znak rozpoznawczy ich czwórki.
— Cóż, kiedyś, będąc młodsza, przychodziłam tutaj z jednym chłopakiem, ale wyjechał do Francji i już więcej go nie spotkałam.— odpowiedziała Kenzie i wróciła ramionami.— Ale ciągle staram się o nim zapomnieć. To nic takiego.
— Rozumiem. Kiedyś miałem przyjaciółkę.— wyznał chłopak, drapiąc się po szyi.— W końcu dowiedziała się, że choruje na raka. Zmarła mi dosłownie na rękach.
— Jejku, tak bardzo mi przykro...— wyszeptała poruszona Kenzie, nachylając się i odruchowo łapiąc go za rękę, pocierając swoim kciukiem.
— To było dawno temu.— stwierdził chłopak i machnął lekceważąco ręką.
— Ale to nie znaczy, że o tym zapomnisz. Każdy z nas ma osobę, która jest naszym całym światem, i nagle ona tak po prostu odchodzi. To nie fair, ale czasami po prostu nic na to nie poradzimy.— stwierdziła Kenzie i ciężko westchnęła.
— Lepiej bym tego nie ujął.— odpowiedział Riko i posłał jej uspokajający uśmiech.— Dobra, atmosfera zrobiła się trochę dziwna. Co chciałabyś z menu?
— Zapłacę za siebie.— dodała natychmiast Kenzie, przeglądając kartę deserów.
— O nie, to ja cię zaprosiłem, więc ja płacę.— odpowiedział od razu chłopak.— Kiedy ty mnie zaprosisz, wtedy może pozwolę ci zapłacić.
— W porządku. Dla mnie kwestia pieniędzy naprawdę nie jest ważna.— odpowiedziała dziewczyna, wzruszając ramionami.
— Bo masz ich naprawdę dużo.— powiedział chłopak ze śmiechem, naciskając na słowo „naprawdę”, spoglądając na nią.
— Nie ja, tylko moi rodzice.— wymamrotała, bawiąc się palcami.— Oni od osiemnastego roku życia zarabiają na siebie, w wieku dwudziestu dwóch lat już byli milionerami, a ja mam dwadzieścia i dalej jestem na ich utrzymaniu.
— Przecież występujesz w telewizji i takie tam. Nie zarabiasz?— spytał, marszcząc brwi.
— Niby zarabiam, ale w porównaniu do tego, co zarabiają moi rodzice w ciągu jednego dnia to... no cóż. Poza tym jestem strasznie rozrzutną kobietą, jeżeli mogę to tak nazwać. Po mamie to mam.— powiedziała ze śmiechem, a chłopak również zachichotał.
— No tak.— odpowiedział, śmiejąc się cicho, a po chwili kelner przyniósł to, co zamówili. Kenzie zamówiła pyszne ciasto z kawą, a Riko herbatę w dużym kubku i ciasto, ale zupełnie inne, niż te, które wybrała Kenzie.
— A twoi rodzice czym się zajmują?— zagadnęła dziewczyna, powoli sięgając po metalową łyżeczkę.
— Jak by to powiedzieć...— wymamrotał chłopak, znów drapiąc się po karku.— Mieszkałem w domu dziecka. Nie znam moich rodziców.
— O mój Boże, tak mi teraz głupio! Przepraszam, nie powinnam tego mówić.— westchnęła Kenzie, łapiąc się za głowę.
— W porządku, wszystko jest okej. Wiele razy tak miałem, już się przyzwyczaiłem. W końcu mam dwadzieścia siedem lat, więc jestem już dorosły i rodzice nie są mi potrzebni.— stwierdził Riko, wzruszając ramionami.
— Rozumiem.— odpowiedziała.— Zarabiasz tylko jako barman? Czy może masz jakąś inną pracę?
— Tylko jako barman.— odparł Riko.— Niby dobrze mi płacą, ale wiesz, że nigdy nie będę mógł zapewnić ci takich luksusów, jakie masz teraz?
— Daj spokój.— Kenzie machnęła lekceważąco ręką i wywróciła oczami.— Nieważne, czy mieszkam w willi, czy pod mostem, ważne z kim.
— Gdyby wszyscy bogaci ludzie byliby tacy jak ty, to świat byłby piękny.— stwierdził ze śmiechem Riko.
— Rodzice mnie tego nauczyli.— odpowiedziała Kenzie.— Dobra, dość gadania o rodzicach. Może przejdziemy się na jakiś spacer?
— Byłoby świetnie.— odpowiedział Riko, a kiedy zjedli swoje kawałki ciasta i dopili kawę, opuścili kawiarnię i udali się do pobliskiego parku na spacer.
— Więc mówiłeś, że masz dwadzieścia siedem lat? Czyli jesteś siedem lat starszy ode mnie? To świetnie. Chłopcy w moim wieku to przeważnie jeszcze gówniarze...— wymamrotała Kenzie ze śmiechem i wywróciła oczami.
— Oj, tak. Zgadzam się. Ostatnio widziałem jakichś piętnastolatków, którzy palili.— odpowiedział Riko.
— Dobra, przyznaję się, że kiedyś zdarzyło mi się palić przed piętnastym rokiem życia, ale to się nigdy więcej nie powtórzyło.— powiedziała ze śmiechem Kenzie, unosząc ręce do góry w geście obronnym.
— Wow, tego się po tobie nie spodziewałem.— powiedział ze śmiechem Riko.— Zawsze mi się wydawało, że byłaś taka poukładana i grzeczna.
— Starałam się taka być.— odpowiedziała, chichocząc.— Czasami nie wychodziło. Złe towarzystwo i takie tam.
— Rozumiem. Też tak kiedyś miałem. Pewnie w sumie jak każdy dojrzewający nastolatek.— stwierdził Riko, a Kenzie skinęła głową.— Z tego, co pamiętam, masz brata, tak?
— Dokładnie tak. Czasami jest mega denerwujący, ale da się go przetrawić.— odpowiedziała ze śmiechem.— On żyje w swoim świecie, ulubieniec mojej mamy, więc...
— A ty jesteś córeczką tatusia, tak?— spytał ze śmiechem.
— Oczywiście.— odpowiedziała, wybuchając głośnym śmiechem.— Przynajmniej zawsze jest po mojej stronie, choć ostatnimi czasy mają bardzo dobre kontakty z Masonem.
— No to świetnie.— odparł z uśmiechem Riko. Później nastała chwila ciszy i to właśnie wtedy Riko stwierdził, że to odpowiedni moment, aby złapać Kenzie za rękę. Zniżył swoją dłoń, a już po chwili złapał ją delikatnie za rękę. Kenzie zarumieniła się, po czym splotła ich palce razem.
— O mój Boże, to paparazzi.— wyszeptała zdenerwowana, kiedy zza krzaków, ni stąd, ni zowąd pojawili się ludzie z aparatami i kamerami.
— Często cię tak nagrywają z ukrycia?— spytał zdziwiony Riko, a Kenzie skinęła głową, zaczynając uciekać, jednak przez szpilki, które miała na sobie, nie szło jej to zbyt dobrze.
Właśnie wtedy Riko wziął ją na ręce i zaczął z nią uciekać. W międzyczasie zaczął padać deszcz, obmywając ową dwójkę zimnymi kroplami deszczu, jednak według Kenzie to tylko dodawało romantyzmu całej tej sytuacji.
W końcu chłopak dobiegł do jakiejś altany na samym końcu parku, dlatego, aby schronić się przed deszczem, natychmiast do niej wbiegł.
— To było naprawdę romantyczne.— stwierdziła ze śmiechem Kenzie, a po chwili poczuła usta chłopaka na swoich miękkich wargach. Oddała pocałunek, a Riko pochylił się w jej stronę. Założyła swoje ręce na jego szyi, modląc się, aby ta chwila trwała wiecznie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top