💜 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟑𝟑 💜
💜
Upewnij się, że przeczytał*ś trzydziesty drugi rozdział książki "Sen o Miłości"
Kenzie leżąc już gotowa do spania, usłyszała powiadomienie ze swojego telefonu. Riko siedział jeszcze w firmie i ogarniał różne sprawy, a ona stwierdziła, że pójdzie już spać, ponieważ jest zmęczona. Chwyciła jednak telefon, odblokowując go odciskiem kciuka, zauważając wiadomość spod numeru, który mimo wszystko znała na pamięć. Z cichym westchnieniem odczytała treść wiadomości.
„Cześć. Pomyślałem, że moglibyśmy spotkać się jutro o jedenastej w kawiarni. M.R.”
Kenzie przetarła skronie, wiedząc, że chłopak i tak jej nie odpuści. Musiała jednak być twarda i nie dać się złamać.
„Nie.”
Odpisała tylko, odkładając telefon z powrotem na szafkę nocną. Odwróciła się na brzuch, wsadzając twarz w poduszkę, okrywając mocniej kołdrą, jednak zanim zdążyła zamknąć oczy, usłyszała kolejne powiadomienie.
„Proszę, chcę z Tobą pilnie porozmawiać. To tylko szybkie, przyjacielskie spotkanie.”
Kenzie chwilę zastanowiła się, pocierając brodę w zastanowieniu. Dotknęła zębów średniej długości fioletowymi paznokciami, wzdychając.
„Ostatni raz. Nie możemy jednak spotkać się w żadnym miejscu publicznym, żeby nie dorwali nas paparazzi”.
„Jasne. Spotkajmy się u mnie, wyślę Ci adres”.
— Jesteś głupia.— szepnęła Kenzie sama do siebie, uderzając się w czoło. Po chwili odpisała jednak krótkie „okej”. Niedługo później, ponieważ nie mogła zasnąć, usłyszała pukanie do drzwi, a kilka sekund po tym ktoś wszedł do środka.
— Cześć, słońce.— powiedział z uśmiechem Riko, wchodząc do środka pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi.— Obudziłem cię?
— Nie, nie. Próbowałam spać, ale nie mogłam.— odpowiedziała niemal szeptem, unosząc się na łokciach i całując usta mężczyzny.
— Coś się stało?— zapytał zmartwiony, kładąc się obok niej na łóżku. Kenzie poczuła ulubiony zapach mięty, co wskazywało na to, że mężczyzna zdążył wziąć prysznic, zanim do niej przyszedł. Ułożył się wygodniej obok niej, obejmując ją ramieniem i całując w czoło.
— Nie, nic takiego. Głowa mnie boli.— skłamała dziewczyna, uśmiechając się delikatnie w jego stronę.
— Przynieść ci tabletkę na ból głowy?— spytał troskliwym głosem, głaszcząc ją po włosach. Kenzie pokręciła przecząco głową.
— Już brałam.— odrzekła, a ten skinął głową.— Pójdziemy już spać? Jest strasznie późno...
— Jasne.— odpowiedział Riko, następnie znów ucałował jej usta, a ta przymknęła oczy, w końcu w obecności chłopaka mogąc zasnąć.
Następnego dnia Kenzie obudziła się o dziesiątej, dlatego Riko już nie było. Wykonywał już swoje pierwsze prawdziwe zlecenie, czyli wypielęgnowanie ogrodu Nicky'ego i Madeline oraz posadzenie nowych roślinek, oraz kwiatów.
Dopiero kiedy podniosła się z łóżka, ogarnęła, żeby przecież umówiła się z Rosenem. Długo debatowała nad tym, czy nie odwołać tego okropnego spotkania, ale stwierdziła, że musi zakończyć to raz, a dobrze. Najpierw zeszła zjeść śniadanie, które poszło jej szybko, bo rodziców nie było. Zjadła pierwszy posiłek, siedząc na kanapie i oglądając Riko przez okno, który był zdecydowanie zajęty i strasznie uwalony ziemią.
Później ruszyła do swojego pokoju, stając przed szafą. Wyciągnęła ubrania, szybko je wkładając. Włożyła na siebie białą koszulkę top bez ramiączek, a na nią założyła krótki, fioletowy sweterek, który zapięła na jeden z pięciu guzików. Na dół wcisnęła spódnicę we wzór w biało fioletowo czarną kratkę. Założyła swoje fioletowe trampki, zrobiła mocny makijaż, rozczesała włosy, wzięła fioletową torebkę, a na czubek głowy położyła czarne okulary przeciwsłoneczne. Zgarnęła telefon i kluczyki od samochodu, wychodząc ze swojego pokoju.
Dojechanie na wyznaczony adres zajęło jej niecałe dziesięć minut mimo californijskich korków. Zaparkowała na podjeździe, rozglądając się po willi, przed którą stanęła. Nie była ona większa niż dom Nicky'ego i Madeline, ale zdecydowanie robiła wrażenie.
— Podoba ci się?
Usłyszała znany głos mężczyzny, dlatego odwróciła się w stronę, z której dochodził ten dźwięk. Zobaczyła wysokiego Milo Rosena w białej koszulce, który opierał się o furtkę.
— Jestem przyzwyczajona do większych luksusów.— stwierdziła tylko Kenzie, podchodząc bliżej niego.
— Których Riko Walker nie potrafi ci zapewnić?— zakpił, a Kenzie prychnęła, zakładając ręce na krzyż.
— W co ty grasz, Rosen? Po cholerę znów się wtrącasz?— spytała, marszcząc brwi, a mężczyzna wzruszył ramionami.
— Mówię tylko, że ze mną byłoby ci znacznie lepiej.— stwierdził z triumfalnym uśmiechem, kręcąc głową.— Może wejdziemy do środka, co?
— No dobrze.— odparła Kenzie, po czym ruszyła za Rosenem w stronę wielkiego domu. Weszli do środka, a ona zdjęła swoje trampki.
— Kawy? Herbaty?— zaproponował mężczyzna chwilę po tym, jak weszli do ogromnego salonu. Kenzie rozejrzała się, siadając na czarnej, pikowanej kanapie. Odłożyła torebkę, wpatrując się w Milo.
— Wody.— odparła tylko, a ten skinął głową, ruszając w stronę kuchni położonej kilka metrów od salonu. Dziewczyna stwierdziła, że pójdzie za nim, dlatego wstała, ruszając za brunetem.— Mieszkasz tutaj sam?
— Tak. Czasami odwiedza mnie Rylee.— odpowiedział odwrócony tyłem do niej, wyciągając z lodówki wodę, cytrynę i kostki lodu.
— Rylee?— spytała zdziwiona Kenzie.— Wasza relacja jest ewidentnie bardzo skomplikowana, skoro raz skaczecie sobie do gardeł, a raz się kochacie i odwiedzacie.
— Wiem.— westchnął Milo, wkładając do szklanki papierową słomkę.— Nie mów mi, że ty nie kłócisz się z Masonem...
— Oj, kłócę, kłócę.— zachichotała brunetka, przyjmując od niego szklankę. Wrócili na kanapę, a mężczyzna się rozłożył, ciągle się w nią wpatrując. Była w końcu taka piękna...— Po co mnie zaprosiłeś?
— Po prostu. Porozmawiać.— odpowiedział Milo, wzruszając ramionami.
— O czym? Myślałam, że nasz wspólny, krótki rozdział jest już zamknięty.— wymamrotała, nie mogąc teraz na niego spojrzeć.
— To był błąd. Wiem, że mieliśmy zostać tylko i wyłącznie przyjaciółmi, teraz mówię, że jestem lepszy od Riko, mimo iż ostatnio stwierdziłem, że jest bardziej odpowiedni dla ciebie... Ale nie mogę patrzeć na was razem.— westchnął Milo, wsadzając twarz w dłonie.
— Jestem szczęśliwa z Riko.— oznajmiła ze zdenerwowaniem Kenzie.— I nie mogę znieść tego, że do mnie wzdychasz. Znajdź kogoś innego i lepszego, Milo...
— Nie ma nikogo lepszego od ciebie, Kenz.— stwierdził Milo, pochylając się w jej stronę i chwytając w swoje dłonie jej podbródek.— Proszę. Daj mi szansę.
— Kocham Riko.— powiedziała cicho, nie mogąc na niego w tym momencie spojrzeć.
— Powiedz to jeszcze raz, patrząc mi w oczy. Powtórz to.— szepnął Milo, odwracając w swoją stronę jej podbródek.
— Kocham Riko.— powtórzyła stanowczo, patrząc w jego oczy. Milo odsunął się na co najmniej metr, kiwając głową.
— Idź.— odpowiedział tylko, wskazując dłonią na drzwi.— Już nigdy się nie odezwę, przysięgam. Odejdę. Bądź szczęśliwa z Riko. Naprawdę chcę, żebyś była szczęśliwa, bo... cię kocham. Od samego początku kochałem, ale wiem, że to zwaliłem. To moja wina, a ty... znalazłaś kogoś, kogo kochasz. To w porządku.
— Milo, ja–
— Wyjdź.— odpowiedział spokojnie Milo, Kenzie pokręciła głową z niedowierzaniem, a krystaliczne łzy stanęły w jej oczach. Od samego wyznania mężczyzny rozpadło jej się serce. Nie chciała go krzywdzić, ale wiedziała, że musi się zdecydować.
Podeszła więc do Milo, objęła go ramionami i ucałowała w policzek. Pogłaskała go po drugim policzku, zgarnęła swoją torebkę i chciała wyjść, ale zanim to zrobiła, odwróciła się w stronę mężczyzny, który również miał łzy w oczach.
— Żegnaj, Milo.— odszepnęła, a następnie wyszła z domu i pobiegła do samochodu. Pojechała do domu Nicky'ego i Madeline, gdzie siedząc na murku, rozpłakała się, wkładając twarz w dłonie.
— Kenz?— usłyszała zdziwiony głos Madeline, która właśnie z papierowymi torbami szła w jej stronę, chwilę po tym, jak wysiadła ze swojego różowego samochodu. Podniosła do góry swoje czarne okulary przeciwsłoneczne, klękając naprzeciwko niej.
— Pożegnałam się z Milo.— wyszeptała niemal zszokowana, zakrywając usta dłonią. Madeline usiadła na marmurowych schodach tuż obok niej, ścierając jej łzy i przytulając mocno do siebie.
Tymczasem Milo siedział na kanapie w swoim domu, dalej nie mogąc uwierzyć w to, że tak naprawdę pożegnał się z Kenzie. Wiedział, że wszystko zwalił, a teraz nie ma już odwrotu i nie mogą być nawet przyjaciółmi. Kiedy tak siedział i rozpaczał nad swoim dalszym losem, przypomniał sobie o czymś bardzo ważnym. Wyciągnął z kieszeni spodni swój najnowszy telefon, wybierając jeden z numerów na liście kontaktów.
— Jason, odwołujemy plan B.— powiedział stanowczo Milo, nie mogąc pozwolić, by cokolwiek złego stało się Kenzie.
— Za późno.— oznajmił Jason, który aktualnie był bardzo zdeterminowany, aby wyciągnąć kilka milionów od Madeline Harper.— Potrzebuję kasy.
— Powiedziałem: „Odwołujemy plan B”!— wrzasnął Milo do telefonu, jednak po tym usłyszał tylko dźwięk kończącego się połączenia. Rzucił telefonem o kanapę, chwytając się za głowę.— Cholera jasna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top