6. Tobio
Czekając na przyjście brata, razem z Kastielem usiadłam na ławce. Patrzyłam na przechodzących ludzi. Większość spoglądała na mnie jak na dziwadło. Cóż... Nie codziennie widzi się dziewczynę w czarnych ubraniach, tatuażach, glanach i obroży z ćwiekami. Chociaż to co najbardziej przyciąga uwagę to moje czarno-czerwone oczy. (wyglądasz jak damska wersja Uty z TG) Nagle kichnęłam, a z drzew zerwało się stado wron i odleciały.
- To było dziwne- powiedział Kastiel- Może jeszcze kruki przylecą? Albo nie, czarny kot przebiegnie drogę-
- Myślisz, że nam coś wspólnego z satanizmem?-
- A masz?-
- Nie- uśmiechnęłam się- Chociaż w gimnazjum ksiądz mówił, że mam coś z tym wspólnego. Gdyby mógł to już dawno by mnie spalił na stosie- spojrzałam na niego poważnie, ale po chwili oboje wybuchliśmy śmiechem. Spojrzeliśmy w niebo. Pochmurne, jak zwykle. Nagle ktoś zasłonił mi oczy.
- Zgadnij kto to?- usłyszałam nad sobą.
- Pewnie jakiś zboczony koleś- powiedziałam. Odsłonięto mi oczy i zobaczyłam znaną mi osobę (zdj. u góry)
- Nie, twój braciszek- uśmiechną się.
- No właśnie, zboczony koleś-
- Nie lubię cię- zaczął rozciągać mi policzki- Przeproś-
- Ahi mi zi śni-
-Wy tak zawsze?- odezwał się Kastiel. Brat puścił moje policzki i spojrzał na niego podejrzanym wzrokiem.
- To jest Kastiel, kolega ze szkoły- powiedziałam.
- Jestem Tobio, brat tego chłopa- wskazał na mnie.
- Jakiego chłopa?!-
- No trochu płaska jesteś, a zawsze chciałem mieć braciszka-
- A z tym to już do ojca idź- wstałam- Idziemy gdzieś?-
- Fast food- powiedzieli jednocześnie.
- To co tak siedzicie, na oklaski czekacie? Podrywać cztery litery-
***
Było już późno. Kastiel wrócił do domu, a ja razem z Tobio chodziłam po lesie. Między nami panowała cisza, która nikomu nie przeszkadzała. Co prawda z bratem nie widziałam się dwa lata od rozpadu zespołu, a rozmowa by nam się przydała.
- Ten chłopak... Kastiel...- zaczął. Spojrzał na mnie. - Zakochałaś się w nim, nie?- Nie takiego pytania oczekiwałam.
- Skąd ci to przyszło do głowy?-
- Nie wiem, ale widać, że ty mu się podobasz-
- Co?- uniosłam jedną brew.
- Nie zauważyłaś jak na ciebie patrzy? Myślałem, że ubiję gnoja-
- Nie...- I znowu zapadła cisza, którą tym razem ja przerwałam. - Jak tam u chłopaków?-
- Marco chyba założył rodzinę, Leo robi lalki, a Kero jak zwykle w zakładzie-
- Marco ma szczęście...-
- No... Po tym co było kiedyś, zasłużył na to-
- A nie wiesz co u ojca?-
- Niedługo powinien wrócić, ale kiedy dokładnie, to nie wiem- Spuściłam głowę. Tobio westchną i objął mnie ramieniem. - Mi też jej brakuje- Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy.
- Dlaczego musiało ją to spotkać?- zaszlochałam.
- W naszym świecie takie rzeczy się zdarzają- przytulił mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top