3.Złapanie Kiki

   Szłam razem z Kastielem do mojego domu. Może i zwiałam z zajęć, ale inaczej nie złapię tego psa. Przez całą drogę milczeliśmy, aż w końcu Kastiel przerwał ciszę.

- A tak w ogóle to weźmiesz wszystkie psy czy...-

- Chcę złapać Kiki, a nie go upolować. Wezmę Lune, ona jedyna nie zagryzie tej małej piszczałki- skręciłam w stronę lasu.

- Mieszkasz w lesie?- spytał, podążając za mną.

- Taa... Mój tata uwielbia las, zresztą nie tylko on-

- Czyli mogę go spotkać?-

- Nie, jego teraz nie ma w domu-

- Wyjechał?- Spojrzałam na niego znaczącym wzrokiem. - Rozumiem-

- Czym zajmują się twoi rodzice?-

- Ojciec jest pilotem, a matka stewardessą, a twój ojciec?-

- Kojarzysz zespół Dark Shadows?-

- Jasne, jeden z najl... Masz na nazwisko Finlay, prawda?- Uśmiechnęłam się znacząco. - Twoim ojcem jest Jax Finlay?- otworzył szeroko oczy.

- Tak... Jesteśmy na miejscu- Przed nami stał, nawet spory, drewniany domek. Otworzyłam kluczami drzwi wejściowe. - Chcesz wejść pierwszy?-

- A czemu ty nie wejdziesz?-

- Mówiłeś, że się psów nie boisz- uśmiechnęłam się.

- Bo tak jest, ale wyczuwam podstęp- Przewróciłam oczami i weszłam do środka. Wzięłam z wieszaka smycz.

- Luna- zawołałam. Po chwili przybiegła cała szczęśliwa, kręcąc się wokół mnie. Przypięłam jaj smycz. - Pomożesz mi w czymś?- spytałam, na co zaszczekała, czyli, że tak. Wyszłam z domu, zamykając za sobą drzwi. Kastiel czekał przy samych drzwiach. Luna zaczęła od razu go obwąchiwać, na co Kastiel lekko drgną. Zaszczekała i wskoczyła na niego. Polubiła go.

- Lubi mnie... I jest trochę ciężka- powiedział, głaszcząc ją.

- Ale za to jaka ładna... Dobra, koniec tych romansów, idziemy- 

***

   Dotarliśmy do szkoły. Staliśmy na dziedzińcu. Po chwili podeszła do nas Amber i jej koleżanki.

- A co to za bydle?!- powiedziała Amber z obrzydzeniem.

- Wyrażaj się, ona lubi gryźć plastik- powiedziałam. Widziałam rozbawiony uśmiech Kastiela.

- Coś ty powiedziała?- zmarszczyła gniewnie brwi.

- To idę- powiedziałam do Kastiela, olewając totalnie Amber. Wyminęłam dziewczyny, kierując się do szkoły. Oby mnie tylko dyrektorka nie przyłapała. Wcześniej udało mi się znaleźć gryzak Kiki. Dałam zabawkę do obwąchania Lunie, a ona zaczęła szukać. Ciągnęła mnie gdzieś korytarzem, chyba go wyczuła. Weszła po schodach, a ja za nią. Schody prowadziły na dach szkoły. Wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam Kiki. Spał sobie, ale jak tylko mnie usłyszał wstał i zaczął warczeć. Luna podeszła do niego i jak gdyby nigdy nic pyskiem złapała jego obroże i uniosła do góry. Pies był przerażony i od razu zamilkł. Wzięłam go na ręce, był już spokojny w stosunku do mnie.

- Luna, idź do Kastiela, tylko uważaj na uczniów- powiedziałam, a ona pobiegła na dół. Ja musiałam oddać psa dyrektorce.

   Stałam pod gabinetem dyrektorki. Zapukałam w drzwi.

- Proszę- usłyszałam za drzwiami. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. - Oh, Kiki- krzyknęła szczęśliwa kobieta i szybko podeszła do mnie. - Tak się cieszę- wzięła psa na ręce. - Dziękuję, że go znalazłaś i przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Kiki jest dla mnie wszystkim i strasznie się o niego martwiłam-

- Nic się nie stało, ale niech pani lepiej go pilnuje, by znów nie uciekł- uśmiechnęłam się lekko.

- Co to za czasy, by uczennica pouczała starszych- zaśmiała się. - Jeszcze raz dziękuję-

- Nie ma za co... To ja już pójdę. Do widzenia- powiedziałam i wyszłam.

***

   Wyszłam na dziedziniec. Zobaczyłam Kastiela, a obok niego Lune. Kastiel rozmawiał z kimś, był to białowłosy chłopak ubrany w stylu wiktoriańskim. Nie powiem, dość orginalny styl. Podeszłam do nich. Luna od razu się zerwała i zaczęła chodzić dookoła mnie.

- Udało ci się złapać psa?- spytał Kastiel.

- Tak- odparłam. 

- A tak w ogóle, to jest Lysander- powiedział Kastiel, przedstawiając przyjaciela.

- Miło mi- powiedział chłopak.

- Mi też, jestem Lecil-

- Dobra, skoro wszyscy się już znają to idziemy gdzieś?- spytał Kastiel.

- Jakieś propozycje?- spytałam, zapinając Lunie smycz.

- Zwykły spacer?- zaproponował.

- Po lesie- powiedział Lysander.

- W sumie... Moglibyśmy cię odprowadzić, i tak jest już po zajęciach- powiedział do mnie.

- To idziemy- powiedziałam.

***

   Chodziłam z chłopakami i Luną po lesie. Lysander prawie w ogóle się nie odzywał, ale starałam się z Kastielem wciągnąć go do rozmowy.

- Masz na nazwisko Finlay, racja?- spytał Lysander.

- Tak- odparłam.

- I twoim ojcem jest wokalista zespołu metalowego?- Skinęłam w odpowiedzi. - Wcześniej jakoś cię nie widziałem-

- Chodzimy do jednej klasy i jej nie widziałeś?- powiedział Kastiel.

- Jakoś nie rzuciła mi się w oczy?-

- Serio?- powiedziałam jednocześnie z Kastielem.

- No co?- spytał.

- Nic, nic...- powiedziałam. Lysander się uśmiechną. - Widać, że nie wyglądam tak bardzo specyficznie jak myślałam-

- Tak... Z pewnością jesteś za mało wyzywająca- powiedział Kastiel. - Jak byś zdjęła soczewki to by może to coś zmieniło-

- Widać, że mam soczewki?- spytałam.

- Trochę... Coś za nimi chowasz?- 

- Muszę coś od razu chować?-

- Na przykład heterochromie jaką ma Lysander-

- Nie mam heterochromii i nie wiem czy chciałbyś wiedzieć-

- Inaczej bym nie pytał-

- I co, mam to zrobić teraz?- zapytałam z ironią.

- No- Strzeliłam facepalma. Czy on na sarkazmach się nie zna? Wyjęłam z kieszeni plastikowe opakowanie na soczewki. - Nosisz je ze sobą?-

- Czasami- powiedziałam, otwierając opakowanie. Podałam smycz Kastielowi i się odwróciłam. Nie wszyscy lubią oglądać, jak ktoś maca swoje oko. Zdjęłam jedną soczewkę, a potem drugą i schowałam je do opakowania. Teraz można zobaczyć moje prawdziwe, czerwono-czarne oczy. Odwróciłam się do chłopaków, a oni stali osłupieni.  Kastiel przybliżył się bardziej.Jego twarz była strasznie blisko mojej. Zbyt blisko. Patrzył mi prosto w oczy. Moje policzki pokrył ledwo widoczny rumieniec.

- Niesamowite- powiedział Kastiel. Odsuną się trochę. - I teraz bardziej zwracasz uwagę- zaśmiał się. Kastiel zabrał mi soczewki.

- Oddaj- powiedziałam, starając się zabrać mu opakowanie.

- Zrobię to... ale jutro-

- Chcesz żebym poszła tak do szkoły?-

- Oczywiście-

- Myślisz, że tego nie zrobię?-

- Mały zakład?- Kastiel wyciągną dłoń by przypieczętować zakład. Bez wahania uścisnęłam dłoń.

- To wyglądało jak podpisanie paktu z demonem- powiedział Lysander. Uśmiechnęłam się.

- Nigdy nic nie wiadomo- odparłam z przeraźliwym uśmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top