2.Zostaje sama w tej szkole...Czy na pewno?

   Miną tydzień odkąd przeniosłam się do Sweet Amoris. Osoby jakie poznałam przez ten czas to Kastiel, Nataniel i oczywiście nauczyciele. Co do Amber i jej przyjaciółek to szkoda gadać. Jakoś otrząsnęłam się z szoku, że Nataniel i Amber to rodzeństwo. Głównie te pierwsze dni szkoły spędziłam z Kenem, nie przeszkadza mi to, ale uważam, że powinien też rozmawiać trochę z innymi uczniami.

   Leżałam na łóżku, przeglądając internet na laptopie. Oczywiście moim towarzystwem były psy ( cztery dogi niemieckie). Luna wskoczyła na łóżko i położyła się obok mnie. Wiedziałam o co chodzi, więc ją pogłaskałam. Nagle zadzwonił telefon. Dosięgnęłam go z szafki i sprawdziłam kto dzwoni, był to Ken. Od razu odebrałam.

- Halo?- odezwałam się.

- Lecil...- jego głos był jakiś... inny.

- Coś się stało?- spytałam.

- Muszę ci o czymś powiedzieć... Ja... Ja wyjeżdżam- powiedział. - To znaczy, że nie będę mógł chodzić z tobą do szkoły- Słyszałam jak powstrzymywał płacz.

- Ale dlaczego?-

- Mój ojciec jest wojskowym. Nie dawno wrócił i jak mu powiedziałem o Amber, zdecydował mnie wysłać do szkoły wojskowej. Uznał, że sam powinienem się bronić, a nie ty. Nie odpowiada mu to, że mnie chronisz i daje się poniżać dziewczynie... Dlatego wyjeżdżam-

- Ken...-

- Przepraszam cię... Wiem, że dasz sobie radę beze mnie. A jeżeli ktoś będzie ciebie obrażał, to nie bój się o tym komuś powiedzieć-

- A co z nami?-

- Będziemy do siebie pisać-

- Ale wrócisz?-

- Obiecuje- powiedział i coś przerwało. Cholera, nawet się nie pożegnałam.

***

   I kolejny dzień w szkole. Nadal jakoś nie mogę się przyzwyczaić, że nie będzie przy mnie Kena. Na lekcjach cały czas jestem nieobecna, odlatuję gdzieś myślami. Moje myśli nie tylko skupiają się na wyjeździe mojego przyjaciela, ale i o ojcu. Nie widziałam go od dwóch miesięcy, a dzwonił tydzień temu. Jak byłam młodsza, zostawałam sama w domu na bardzo długi czas, przez to stałam się samodzielna. Ojciec dzwonił codziennie, by przekonać się czy wszystko jest w porządku, czasem potrafił zadzwonić dziesięć razy dziennie. Śmieszne... Osoba uznawana za bezuczuciowego metalowca tak bardzo martwi się o córkę, ale to normalne. Wydawać się zawsze może, ale prawda jest inna. Właśnie tacy są ludzie, oceniają nawet nie chcąc poznać prawdy, ale nie wszyscy od razu tacy są.

   Szłam korytarzem. Nagle pomiędzy moimi nogami przebiegł pies. Zwierze zaszczekało i znikło za rogiem. Czy do szkoły w ogóle przyprowadzać zwierzęta?

- Panienko! Dlaczego go nie złapałaś?!- krzyknęła dyrektorka. - Teraz musisz go znaleźć-

- Zaraz... Co?- Zignorowała moje pytanie i odeszła. Ja mam złapać tego psa? Niby za co? Podeszła do mnie Iris.

- Wygląda na to, że dyrektorka zrzuciła na ciebie cała robotę- powiedziała.

- Niech zgadnę... To jej pies?-

- Tak, Kiki to pies dyrektorki. Bardzo jest dla niej ważny, więc nie przejmuj się, że na ciebie nakrzyczała-

- Czyli nie mam wyboru i muszę go złapać- powiedziałam i poszłam w stronę gdzie pobiegł pies. Jakoś mi się nie spieszyło. Weszłam do pokoju gospodarzy. Może Nataniel doradzi mi jak złapać tego psa.

- Lecil, coś się stało? Jakoś ponuro dzisiaj wyglądasz-

- Ponuro wyglądam zawsze. Zresztą, nie ważne... Dyrektorka kazała mi złapać jej psa-

- Kiki znowu uciekł?-

- Czyli to nie pierwszy raz-

- Tak, często się to zdarza- 

- Masz jakieś rady jak mogę go złapać?-

- Słabo się znam na psach, więc...- wyglądał na zakłopotanego.

- Nie szkodzi, jeżeli nie wiesz nie musisz-

- Chyba Kastiel ma psa, może on ci doradzi?-

- W sumie to ja też mam psy, ale to małe zwierze...- Nagle Kiki przebiegł przez korytarz. Pobiegłam za nim. Pies się zatrzymał i zaczął na mnie warczeć. Wyminą mnie i wybiegł ze szkoły. Takie małe, a tak agresywne.

***

   Wyszłam na dziedziniec. Akurat był tam Kastiel, całe szczęście. Podeszłam do niego.

- Widziałem przebiegającego psa dyrektorki- powiedział.

- I nie przyszło ci do głowy by go złapać?-

- To nie mój problem.  A co, stara kazała ci go złapać?- uśmiechną się złośliwie.

- Niestety... Jeżeli nie wyjdę z tego cało przekaż mojemu ojcu, że odeszłam z łap dzikiej bestii-

- Kiki to nie bestia-

- Gdybyś widział co było niedawno. Może i jest małe, ale do gardła skakać umie-

- Może psy cię nie lubią?-

- Gdyby tak było, to bym nie mieszkała z psami-

- Czyli masz swoje pupile. Hodujesz jamniki czy jorki?- zaśmiał się.

- Hodowcą jamników nie jestem, zresztą nie lubię małych psów. Słyszałam, że ty masz psa-

- Taa... Owczarka francuskiego-

- A jak się wabi?-

- Demon- Orginalnie.

- Ciekawie- uśmiechnęłam się lekko.

- A twoje psy?-

- Jak się wabią? Luna, Dragon, Baster i Ares-

- A rasa?-

- Dog niemiecki- Kastiel otworzył szeroko oczy.

- Cztery dogi niemieckie?- patrzył na mnie, jak by nie chciał w to uwierzyć.

- Dziwne?- spytałam.

- Te psy mogą być prawie takie jak ty-

- Ale nie są... Zastanawiałam się czy nie pójść do domu i ich tu przyprowadzić-

- Po co?-

- Użeranie się z tym zwierzęciem nie jest dla mnie, a moje pieski bardzo lubią ganiać za małymi rzeczami-

- Chciałbym to zobaczyć- zaśmiał się.

- Dla jasności, ja mówię poważnie- powiedziałam i zaczęłam iść w stronę bramy.

- Czekaj, ty tak na serio?- zatrzymał mnie.

- Chyba jasno się wyraziłam-

- Opuścisz zajęcia-

- Co mnie to?- wzruszyłam ramionami.

- To idę z tobą-

- Nie wystraszysz się tak dużych psów?-

- Ja się psów nie boję- zmarszczył gniewnie brwi.

- Zobaczymy-

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top