14. Plaża
Po długim spacerze wróciłam do pokoju gdzie siedziała Roza. Białowłosa od razu mnie zauważyła.
- Już jesteś, to dobrze- powiedziała. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej piżamę. - Jutro idziemy na plażę-
- Ja nie idę- mruknęłam pod nosem.
- Dlaczego?-
- Nie mam ochoty-
- Hehe... Ale strój wzięłaś- Odwróciłam się.
- Skąd ty...-
-Widziałam w szafie i powiem ci, że jest sexi- zaśmiała się. - I jutro go założysz-
- Się zobaczy- weszłam do łazienki by wziąć szybki prysznic. Chcę jak najszybciej położyć się spać. Dzisiejszy dzień mnie wykończył.
***
Czułam trącanie w policzek. Tą czynnością zostałam okrutnie uprowadzona z krainy snów. Otworzyłam niemrawo oczy. Zobaczyłam przed sobą Kero.
- Już nie śpisz- powiedział.
- Siostra!- krzykną Tobio i nagle zostałam zgnieciona jego wielkim cielskiem.
- Złaź- wierciłam się.
- Czemu nie chcesz iść na plaże?- spytał osobnik ze stwierdzoną spierdoliną we łbie.
- Bo nie!- odparłam.
- Nooo iiiidź! Obiecuje, że tym razem nie będę cię podtapiać!-
- Złaź!-
- Nie, dopóki nie pójdziesz z nami na plażę-
- Tobio, przestać gwałcić Lecil swoją grubą dupą- Do pokoju wszedł ojciec.
- Kto niby ma grubą dupę!?- Tobio wstał ze mnie, a ja mogłam spokojnie odetchnąć. On rzeczywiście ma grubą dupę.
- Ty- odpowiedział krótko ojciec. - Dlaczego się tak drzecie?-
- Lecil nie chce iść z nami na plażę, a ja chcę ją przekonać-
- Synu...- ojciec potarł skronie. - Jak Lecil nie chce, to nie-
- Ha!- krzyknęłam prosto w twarz Tobio.
- Więc...- zaczął ojciec. - Trzeba użyć tajemnych technik!- doskoczył do mnie i zaczął łaskotać. Ja wybuchłam śmiechem z powodu tortur. - To idziesz, czy nie?-
- Nie!-
- Synu, ucz się i notuj- odwrócił się do Tobio. - W takich sytuacjach trzeba się jeszcze bardziej postarać. - Ojciec na chwilę stracił uwagę. Wykorzystałam to i przyszpiliłam ojca do materaca- Co, zapasów się zechciało?- Starał się wyrwać, ale na nic jego próby.
- Poddaj się staruszku- powiedziałam. - Ile siły byś nie miał, to i tak mnie nie pokonasz, cieniasie!-
- Tak brutalne słowa w stronę własnego ojca- udawał płacz. Wstałam, schodząc z łóżka i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół do kuchni. Tam siedział już Leo, Armin i Alexy.
- Co to za krzyki z rana?- spytał Armin.
- To u staruszka i Tobio jest normalne- powiedział Leo. - Dziedziczna spierdolina umysłowa, dosięga niewielu ludzi, a cierpiący na tą przypadłość tacy są- Czasem dziwiło mnie, a zarazem śmieszyło, jak Leo potrafi powiedzieć coś takiego z pełną powagą, ale i tak każdy wiedział, że żartuje. - A o co chodziło tym razem?-
- Nie dają mi spokoju bo nie chcę iść na plażę- westchnęłam, zabierając Leo kanapkę, którą chciał zjeść.
- Wiesz, że musisz? I wiesz, że sama sobie możesz zrobić kanapkę- powiedział Leo.
-Ale moje nie są tak dobre jak twoje- poczochrałam przyjaciela po głowie. Ten popatrzył się na mnie, poruszając przy tym znacząco brwiami. Uśmiechnęłam się, jedząc kanapkę. Po chwili przyleciał Tobio i mnie podniósł do góry.
-Leeeeecil! Chooodź z naaami naaaa plaaaażę!- jęczał mi prosto do ucha.
- Zgódź się, inaczej nie zamknie mordy- westchną cierpiąco Leo. Popatrzyłam na Armina i Alexyego, śmiali się z całej tej sytuacji. Tobio przytulił mnie mocniej do siebie. Wywróciłam oczami, wbijając wzrok w podłogę.
- Czyli się zgadzasz!- krzykną wesoło Tobio. - Słyszałeś staruszku!? I na kij mi twoje techniki, jak mam swoje!-
- Jestem z ciebie dumny, synu!- Ojciec poczochrał Tobio po głowie, a ten uśmiechną się promiennie. Bąknęłam coś pod nosem. - He? Mówiłaś coś?-
- Żigolaki diabła- powtórzyłam.
-Mi pasuje- ojciec wzruszył ramionami. - Przekażcie reszcie, że za godzinę będziemy się zbierać-
***
Siedziałam w cieniu na kocu, obserwując tworzące się co chwila fale. Niedaleko kąpali się chłopaki. Mój wzrok powędrował na Kastiela. Wczorajszy wieczór nie był zbyt miły. Czy gdyby Kastiel nie był z Debrą to wszystko wyglądało by inaczej?
- Lecil?- Obok mnie usiadła Roza. - Co się stało? Ściągaj ciuchy i do wody, jest wspaniale- No tak, przyszłam tutaj w przewiewnej bluzce i krótkich spodenkach, ale na wszelki wypadek założyłam też strój.
- Nie mam ochoty się kąpać-
- Myślisz o Kastielu, prawda?-
- Co? Nie, wcale- odwróciłam wzrok.
- Lecil, powiedz co się stało- Wstałam. - Lecil?-
- Idę się przejść- Odeszłam od przyjaciółki. Zaczęłam iść przy wodzie, oddalając się od przyjaciół. Woda co chwila podmywała piasek pod moimi nogami. Schowałam ręce do kieszeni. Myślenie o Kastielu tylko jeszcze bardziej mnie pogrąża. Powinnam chyba o nim zapomnieć i żyć tak jak dotychczas, tak będzie lepiej.
- Lecil- O wilku mowa. Nie zatrzymałam się. - Zaczekaj- Dogonił mnie. - Możemy porozmawiać?-
- Chyba rozmawialiśmy wczoraj- odparłam bez wyrazu, nie spoglądając na niego.
- Kero o wszystkim mi opowiedział, o tym co było w gimnazjum... Lecil ja cię ko-
- Posłuchaj, albo chcesz być z Deblą lub ze mną. Myślisz, że mogę ci uwierzyć? Już słyszałam te słowa od kogoś, wierzyłam w nie... Ale teraz dla mnie to nic nieznaczące słowa. Zlepek liter, nic więcej. Jeżeli naprawdę mnie kochasz, to mi to pokarz-
- Wiem, a-
- Kim dla ciebie jestem? Co czujesz? Czego ode mnie pragniesz? Najpierw sam odpowiedz sobie na te pytania-
Kastiel wpatrywał się we mnie. Wyglądał jakby nad czymś intensywnie myślał. Już chciał coś powiedzieć, ale czyjś głos go wyprzedził.
- Lecil?- Dreszcz przeszedł mi po plecach, słysząc ten głos. Niegdyś przyjemny, teraz niemal chce mi się przez niego rzygać. Spojrzałam gniewnie na osobę zbliżającą się do nas.
****************************
Ostatnio w szkole chłopaki z mojej klasy bawili się butelką.
Wyczynem jest podrzucenie butelki tak, by wylądowała denkiem do podłoża?
Nie!
Wyczynem jest kichnięcie, jednocześnie niosąc kubek wypełniony po brzegi herbatą i jej nie wylać!
Brawo ja xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top