11. Ojczulek
Otworzyłam drzwi od domu. Pierwszy do środka wszedł ojciec i już od razu przyleciały cztery dogi niemieckie. Zaczęły skakać w okół niego i lizać po twarzy. Zaśmiałam się cicho widząc to wszystko.
- Tak, pan wrócił. Wiem, że się cieszycie... Dobra... Koniec- Psy się uspokoiły. - Musimy pogadać- zwrócił się do mnie poważnym tonem.
- Niby o czym?-
- Pytania za chwilę- zaciągną mnie w stronę salonu i posadził na kanapie, a sam usiadł obok. - A więc?-
- Co?- spytałam.
- Ostatnim razem jak dzwoniłem płakałaś. Ja i chłopaki domyśleliśmy się, że to przez chłopaka. Co ci zrobił?-
- Nic...- odwróciłam wzrok.
- Aha!- wstał energicznie. - Czyli to jednak przez chłopaka! Flaki wypruję smarkaczowi!-
- W tym tez jest trochę mojej winy-
-He?- spojrzał na mnie. - Nie, nie, nie- usiadł i przyciągną mnie do siebie. - Córciu...- zaczął głaskać mnie po głowie. - Nie ma w tym ani trochę twojej winy. To zawsze przez chłopaka- Spojrzałam na niego, jak na idiotę.
- Skoro zacząłeś temat to może łaskawie wysłuchasz o co chodzi?-
- A, no jasne- odsuną się trochę. - Czyli, jak to było?-
- Jakiś czas temu wyznał mi swoje uczucia, ale ja nie byłam pewna swoich. Powiedziałam, że potrzebuję czasu...-
- Mądrze-
- Kilka dni po tym idąc korytarzem zobaczyłam jak całuje się z inną i właśnie wtedy już wiedziałam co do niego czuję. Tamten widok zabolał i to bardzo-
- Nadal go kochasz?- Skinęłam głową.
- Niedawno dowiedziałam się, że tamta dziewczyna to jego była i do siebie wrócili-
- Zatłukę gówniarza- warkną. - Wytrzymać nie mogę tego, że przez niego cierpisz-
- Nie cierpię-
- Jak to?-
- Ból minął, teraz to dorobiłam się rywalki-
- Zamierzasz odbić jej chłopaka? Ty kurwa serio masz krew swojej matki!- zaśmiał się. - Dokładnie to samo było z nami. Oczywiście źle się skończyło dla jej rywalki, ale co tam-
- Mama miała rywalkę i walczyła o ciebie?-
- Wysilać za bardzo się nie musiała. Od samego początku byłem jej, a rywalek...- zagwizdał. - Ledwo dało się zliczyć. Chociaż i ja nie miałem łatwo. Ty wiesz ile ja musiałem gęb obić bym miał twoją matkę dla siebie?-
- Wolę nie wiedzieć-
- A, słyszałem od Tobio, że gdzieś jedziecie-
- Nad wodę ze znajomymi-
- Macie podwózkę?-
- Jedzie Kero i Tobio, więc podwiozą resztę, a ja motocyklem-
- Hm...- pogładził brodę. - Jadę z wami, potrzebujecie kogoś dojrzałego i odpowiedzialnego-
- No właśnie, dojrzałego i odpowiedzialnego-
- Cichaj! Zgaduję, że jedzie tamten chłopak i jego dziewczyna, muszę pilnować by nie stała się krzywda-
- Mi nic nie będzie-
- Wiem, ale nie mam pewności czy dziewczyna będzie jeszcze żyła do powrotu. Ja cię znam, gimnazjum przypominam, nie zapominaj co zaszło-
- Przestań, sam żałowałeś, że tego nie widziałeś-
- Nie zmieniaj tematu! Leo, Tobio i Kero jeszcze jakoś ujdą, ale nie znam reszty waszej gówniarzerii, więc musi z wami jechać jakaś dojrzała osoba-
- Szkoda, że nie umysłowo-
- Jesteś okrutna... I to jest moja córcia, widać że matka dała ci najlepsze... Tylko szkoda, że nie tam gdzie trzeba- rzucił spojrzeniem na mój dekolt. Od razu dostał strzała w łeb. - Ała! Widać siłę masz też po niej-
- Jak chcesz jechać to jedź, ale nie wtrącaj się w moje sprawy, jasne?- popatrzyłam na niego groźnie. Wiedziałam, jak moje czerwono-czarne oczy wpływają na innych. Wystarczy tylko ich umiejętnie użyć, a osoba kuli się na sam widok.
- D-Dobrze... Tylko przestań patrzeć na mnie tym świdrującym wzrokiem!- Wstałam i wyszłam. - Lecil!-
- Czego!?-
- Co na obiad?-
- To co sobie ugotujesz!-
- No weeeeź!-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top