1.Nowa szkoła.
Właśnie szykowałam się do wyjścia z domu. Krzątałam się chwile po kuchni, by nakarmić psy. Gdy załatwiłam wszystko byłam gotowa do wyjścia. Nagle za oknem pojawiła się ściana wody, ale tutaj to normalne. Deszcz jedynie nie pada zimą, za to jest sporo śniegu.
Założyłam czarną bluzę i zarzuciłam kaptur na głowę, wyglądałam jak zakonnik. Wzięłam jeszcze parasolkę i plecak, po czym wyszłam z domu.
Szłam spokojnie chodnikiem, nie musiałam się śpieszyć. Nawet jak się spóźnię, to nic się nie stanie. Przeniosłam się do Sweet Amoris z powodu wyzwisk jakie słyszałam w starej szkole od uczniów. Brak akceptacji, jedyna rzecz jaka mnie denerwuje. W sumie wyzwiska to nie jedyny powód, dla którego się przeniosłam. Nauczyciele nie reagowali na moje problemy, a ja do końca nie wiedziałam co robić, aż do tego cudownego dnia. Jeden z chłopaków ze starszej klasy uwielbiał mi dokuczać i raz posuną się za daleko. Były jak zwykle wyzwiska, ale nie obmacywanie! No cóż... Skończyło się na tym, że jego twarz zasmakowała mojego prawego sierpowego, tak bardzo, że odbił się rykoszetem o szafki. Światkiem tej całej akcji był Ken- osoba, która nie zważa na mój wygląd, tylko na prawdziwą mnie. Zdaję sobie sprawę, że się we mnie podkochuje, ale wolę by pozostał tylko przyjacielem. Nie szukam miłości, może to i lepiej, mam pewność, że nie zostanę zraniona.
W końcu dotarłam. Stałam na przeciwko mojej nieznanej przyszłości. Zaakceptują mnie? Raczej się tego nie dowiem dopóki nie wejdę do środka. Złożyłam parasolkę i weszłam do budynku. Korytarz był pusty, no prawie. W moją stronę szła starsza, posiwiała kobieta, zapewne dyrektorka.
- Dzień dobry, ty pewnie jesteś Lecil, mam racje?- spytała.
- Dzień dobry, i tak, to ja- powiedziałam. W ogóle nie zdawała się zainteresowana moim wyglądem, możliwe, że to przez brązowe soczewki. Dobrze, że nie widziała moich prawdziwych oczu, wtedy mogłaby zejść na zawał.
- A więc witam cię w liceum Sweet Amoris. Mam nadzieję, że szybko się zaaklimatyzujesz w nowej szkole- powiedziała z uśmiechem. - Radzę ci spotkać się z Natanielem, głównym gospodarzem szkoły, który sprawdzi czy teczka z twoimi dokumentami jest kompletna-
- Dobrze, dziękuję... A właściwie gdzie go mogę znaleźć?- spytałam.
- Pójdziesz w głąb korytarza i drzwi po prawej, tam jest pokój gospodarzy... Jakbyś miała jakieś pytania to możesz przyjść do Nataniela lub do mnie-
- Bardzo dziękuje. Do widzenia-
- Do widzenia- odparła. Poszłam we wskazane miejsce. Stałam pod pokojem gospodarzy. Zapukałam do drzwi. Nikt nie odpowiedział. Weszłam do środka i zobaczyłam chłopaka o blond włosach. Przeglądał jakieś papiery, ale i tak postanowiłam się odezwać.
- Em... Przepraszam- powiedziałam, na co chłopak się wzdrygną. Spojrzał na mnie i dostrzegłam u niego zdziwienie. Jakby nigdy metala nie widział.
- Tak?- spytał.
- Dyrektorka kazała mi tu przyjść w sprawie mojej teczki-
- Ty zapewne jesteś tą nową uczennicą... Dobrze- wstał i podszedł do szafki. - Nazwisko?-
- Finley- Chłopak zaczął przeszukiwać papiery.
- A tak w ogóle to jestem Nataniel, a ty?- spytał.
- Lecil-
- Ładne...- powiedział, na co się zarumieniłam. - Znalazłem- przejrzał dokumenty- Wszystko się zgadza. Niczego nie brakuje-
- To dobrze- uśmiechnęłam się, co odwzajemnił.
- Przyszłaś trochę za wcześnie, zajęcia zaczynają się o dziewiątej-
- No niestety, nie dostałam jeszcze planu, więc...-
- Przyjdź do mnie po pierwszej lekcji to ci go dam, dobrze?-
- Dobrze- powiedziałam. - I dziękuje- wyszłam. Na korytarzu stało już kilku uczniów. Gdy mnie zobaczyli, od razu zaczęli szeptać coś między sobą. Jakie to oczywiste, chociaż może i będą takie osoby, które nie oceniają po wyglądzie.
- Hej, Lecil!- usłyszałam znajomy głos. Po chwili obok mnie stał Ken.
- Co tu robisz?- spytałam uśmiechnięta.
- Będę chodził z tobą do szkoły, cieszysz się?-
- Przynajmniej jedyna osoba, która mnie nie obgaduje-
- Oj, Lecil, nie zamartwiaj się tym tak, ja zawsze stanę po twojej stronie-
- To mój tekst!-
- Przecież wiem- zaśmiał się.
***
Po pierwszej lekcji poszłam do Nataniela po plan i przy okazji wzięłam dla Kena. Gdy wyszłam przyjaciel czekał na mnie pod drzwiami.
- Proszę- podałam mu plan.
- Dzięki, to co porobimy?-
- Przydałoby się zwiedzić szkołę-
- To chodźmy- powiedział i ruszyliśmy korytarzem. Nagle w przejściu stanęły nam trzy dziewczyny. Blondynka, brunetka i szatynka.
- A więc to ty jesteś ta nowa- powiedziała blondynka. - I masz nawet swojego kujona- zaśmiała się. - Od razu widać kto jest najpiękniejszy w szkole-
- A myślałam, że nikt tego nie zauważy bez moich siedmiu krasnoludków- powiedziałam, na co kilka osób się zaśmiało. Widziałam, że ją to trochę zdenerwowało.
- Ja nie mówiłam o tobie- powiedziała. Ona mogłaby to ciągnąć dalej, ale postanowiłam to zignorować. Złapałam Kena za łokieć i wyminęliśmy dziewczyny. - Jeszcze nie skończyłam!- krzyknęła.
- A ja tak!- odparłam i znikłam za rogiem.
***
Lekcje mijały dość szybko. Nadal słyszałam, czy to w klasie, czy na korytarzu, rozmowy uczniów na mój temat. Może i wyróżniam się wyglądem, ale nadal jestem człowiekiem i mam dobry słuch, lecz nic na plotki nie poradzę.
Wyszłam na dziedziniec, akurat przestało padać. Nie wiem jak, ale zgubiłam Kena, poszedł gdzieś i znikną. Ten chłopak ma po prostu do tego talent. Podpytywałam uczniów czy go przypadkiem nie widzieli, lecz niestety nie. Podeszłam do czerwonowłosego chłopaka. Wyglądał na typowego rock'mana.
- Cześć- powiedziałam. Spojrzał na mnie i zareagował jak każdy, wyłupione oczy, ale po nim to było mniej widać.
- Cześć...- odparł. Patrzył na mnie jak zahipnotyzowany, ale po chwili wrócił na ziemie- Jesteś nowa?-
- Tak... Nie widziałeś przypadkiem chłopaka? Dosyć niski, ciemne włosy, okulary...-
- Może i widziałem, a co?- skrzyżował ręce na piersi.
- To mógłbyś mi powiedzieć gdzie?-
- Mógłbym, ale co bym z tego miał?- uśmiechną się.
- Moją jakże cenną wdzięczność- westchnęłam. Serio, mógłbyś mi w końcu powiedzieć, a nie się droczyć.
- Moje informacje są o wiele cenniejsze-
- Przyjmujesz euro czy jeny?- powiedziałam, na co się zaśmiał.
- Niestety, ale inną walutę-
- A już miałam nadzieję- uśmiechnęłam się.
- To ty jesteś tą dziewczyną co tak olała Amber?-
- Mówisz o tej blond księżniczce?-
- Taa... Chociaż do księżniczki bym jej nie porównał-
- Skoro ja mam siedmiu krasnoludków, to ona to zła królowa-
- Już lepiej... Ale za tamto możesz się pożegnać ze spokojem, bo od niej go nie dostaniesz-
- Czybym stała tam dalej, czy została, to by na jedno wyszło-
- Lecil!- usłyszałam Kena. Obejrzałam się, biegł w moją stronę.
- Znasz go?- spytał chłopak.
- To osoba, o którą cię pytałam-
- Twój chłopak?-
- Nie- odparłam. Ken zatrzymał się obok nas. - Gdzie cię wcięło?-
- Amber...- mówił cały zdyszany.
- Co ci zrobiła?- spytałam. Ken doszedł do siebie.
- Ona i jej koleżanki... Zaciągnęły mnie gdzieś i zabrały pieniądze- powiedział.
- Co?- krzyknęłam. Okradły go? Normalnie jak ja je znajdę to... Za bardzo się denerwuje.
- Lecil, nie denerwuj się, to nic takiego- powiedział. Nic takiego? Jak kradzież może być niczym?
- Nie stawiałeś oporu?- spytał chłopak.
- Ale one były trzy...- zaczął.
- I co z tego? Jesteś mężczyzną czy nie?-
- Daj spokój- powiedziałam- Ile ci zabrały?- spytałam.
- Lecil, nie, nie musisz mi oddawać-
- Albo weźmiesz kasę ode mnie albo ja ją odzyskam swoim sposobem- powiedziałam, a grzmot, który przeszył chmury idealnie synchronizował się z moimi słowami. Ken lekko drgną, po czym odpowiedział cicho.
- 25...- Wyjęłam z kieszeni pieniądze i dałam mu je.
- Nadal uważam, że powinieneś się im postawić- powiedział. Spojrzałam na niego i kolejny grzmot. Chłopak się uśmiechną. - Jaki ciekawy zbieg okoliczności-
- Wracajmy... Jeszcze chwila, a wywołam deszcz- powiedziałam i ruszyłam w stronę szkoły.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top