Rozdział 5 Co ty tu robisz?
O kurczę... Nie spodziewałam się zobaczyć tutaj Mattea.
Ale faktycznie, nasz kontakt ostatnio trochę się urwał, ja zajmowałam się wciąż cierpiącym przez stratę rodzica Adrienem i raczej sama do niego nie pisałam, a on najwyraźniej nie chciał się narzucać, toteż nie wiedzieliśmy do jakiego liceum trafimy.
Matteo objął mnie całą wzrokiem, następnie przyjrzał się moim oczom, w jego miedzianych tęczówkach dostrzegłam pewien blask.
— Marinette? Mari! — momentalnie na jego twarz wkradł się prawdziwy uśmiech, ukazujący szereg białych prostych ząbków.
Ja wciąż patrzyłam na niego zaskoczona.
Chwilę się wahał, jednak zaraz potem poczułam jak jestem delikatnie obejmowana przez jego ręce.
— Tęskniłem... — mruknął, tuląc mnie do siebie.
No co ty... — odezwał się we mnie głos z lekkim niezadowoleniem. Może nie niezadowoleniem, ale... żalem. — Nigdy nie będziemy razem.
Po chwili mnie puścił, położył dłonie na moich ramionach i spojrzał w oczy, przy okazji przyglądając się też rysom mojej twarzy.
Czy on nadal...
— Yy hej... — mruknęłam zwyczajnie, nie wiedząc co powiedzieć.
Matteo gapił się we mnie, jego oczy błyszczały, spojrzenie było kleiste, tęskne, ale i pełne zachwytu.
— Ale wyładniałaś... — mruknął cicho pod nosem z wyraźną ekscytacją.
— Tak uważasz? Dzięki. — uśmiechnęłam się do niego.
Pamiętajmy, że Matt jest ode mnie starszy o rok, więc nie będzie chodził do klasy razem ze mną.
— Wiesz, powiem ci, nie spodziewałam się. — zaśmiałam się krótko.
—Ja też. — jego uśmiech zdawał się być zalotny. Może tylko niechcący...
Nagle poczułam lekkie, lecz pewne szarpnięcie od tyłu.
— Czekam na cieb...
Odwróciłam się, to był oczywiście mój Adrien. Nie zbyt zadowolony. Sfrustrowany raczej.
Mina Adriena wyrażała w tej chwili szok, zaskoczony mierzył Mattea wzrokiem.
— Aha. — prychnął i pokręcił głową z niezadowoleniem.— Czekam na ciebie już dziesięć minut przed szkołą, a ty sobie z nim gadasz... — warknął sfrustrowany i ciężko westchnął — I... i w ogóle co ty robisz gościu, miałeś się od nas odwalić, szpiegujesz nas w liceum, serio, no porąbało cię? — Adrien nieopamiętanie wysyczał w stronę Mattea opryskliwe słowa, chyba zapominając co Matteo dla nas zrobił, jak wiele ryzykował, właściwie ryzykował życiem, gdyby nie on to sytuacja tak naprawdę nigdy mogła nie wyjść by na prostą.
Objechałam Adriena morderczym wzrokiem.
— Chyba się zapominasz, nie pamiętasz już co Matt dla nas zrobił, jak wiele ryzykował? —odsunęłam Adriena od Mattea, tak w razie czego, lecz ten wciąż mierzył go nieufnym wzrokiem.
Matteo natomiast wyglądał na dość skrępowanego, także jednak wpatrywał się ze zdenerwowaniem w Adriena.
— To nie moja wina, że wybraliście to samo liceum. — syknął w stronę mojego chłopaka brązowowłosy. —Poza tym Marinette to moja przyjaciółka, naprawdę tak ci przeszkadza gdy ROZMAWIAMY? Nie ograniczaj jej tak. — prychnął. —Ma prawo rozmawiać też z innymi wiesz? Czy może trzeba było ci przypomnieć?
— Słuchaj cwaniaku, nie będziesz mnie tu pouczał. — Adrien pchnął go lekko.
— Ejj! — zakrzyknęłam. — Do cholery, przestańcie! Co jest z wami! Uspokójcie się oboje, po co te sprzeczki. - oburzyłam się i objechałam ich zabójczym wzrokiem, spuszczając przy tym brwi na dół.
Oboje spojrzeli na mnie i podnieśli lekko brwi do góry, przynajmniej nie wyglądali już na gniewnych.
— Wybacz Marinette. — powiedział Adrien. — Ale on na zbyt wiele sobie pozwala.
— Na zbyt wiele? — syknął nieprzyjaźnie. — Na paru sekundową rozmowę z nią i to już jest zbyt wiele? Zastanów się Adrien, bo zazdrość ci chyba rozum odebrała.
— Pff i kto to mówi...
— Zamknijc... — próbowałam przerwać.
—...chyba tobie właśnie odebrała jak nas śledzisz.
— Żałosny jesteś. Ciebie mogłem tam zostawić w tych lochach a sam bym z Marinette... — w tym momencie Adrien rzucił się na niego.
Natychmiast wkroczyłam do akcji i próbowałam rozłączyć chłopaków, których bójka na szczęście nie zaszła jak na razie dalej niż popychanie się.
— No kurde, przestańcie! Idioci, idioci z was! Oboje bez wyjątku! Zachowujecie się gorzej niż dzieci. — krzyknęłam wkurzona w ich stronę. To zaszło i tak już za daleko. — Chodź, wracamy, już pewnie spóźniliśmy się na ten autobus. — warknęłam do Adriena i szarpnęłam mocno jego dłoń by poszedł za mną.
— Matt, przepraszam cię za niego! — zawołałam jeszcze porządnie zdenerwowana obracając się za siebie.
Adrien rzucił mi w tym momencie zdziwione, pełne rozczarowania i frustracji spojrzenie, lecz zignorowałam je totalnie i szłam dalej, bo przesadził.
— Nie no fajnie. — wyrwał się z mojego uścisku. — On próbuje mi cię zabrać i za tobą łazi gdzie popadnie, a ty jeszcze będziesz go przepraszać. — wypominał mi zirytowany. — Chciałem tylko cię przed nim obr...
— Och, Adrien! — wrzasnęłam i zatrzymaliśmy się, stanęliśmy na przeciwko siebie. — Ale durniu, nie pamiętasz, że on nas uratował?! — wypomniałam mu wściekła. — Gdyby nie on to dalej byś mógł tam siedzieć, a twój ojciec mógłby prędzej już wszystkich pozabijać, nawet ciebie i mnie, Matt nas ocalił! — warknęłam głośno, jednak od razu pożałowałam swoich ostrych słów.
Adrien przez chwilę nie odpowiadał. Patrzył gdzieś w bok, a w jego oczach zdołałam zauważyć bardzo delikatne łzy.
— Dobra. Masz rację. To Matteo nas ocali, siedź sobie z nim. — po tych słowach, gwałtownie ruszył się z miejsca i zaczął brnąć w stronę przystanku.
Adrien biegł, pewnie specjalnie aż tak szybko, bo ledwo mogłam go dogonić a właściwie nie mogłam...
— Adrieen! — wołałam. — Adrien, czekaj! — krzyczałam, nie zaprzestając biec za nim.
Obraził się jak dziecko. Ale... chyba wiem o co mu dokładnie chodzi. Jeszcze niedawno płakał z powodu swojego ojca, chyba niepotrzebnie o nim wspomniałam... Ale... nie chciałam źle...
— Adrien, no proszę cię! — wołałam zdyszana.
Zaraz potem dotarł on już na przystanek, a wtedy wreszcie przystanął.
Biegłam dość długo, zrobiło mi się aż duszno, starałam się uregulować ilość powietrza.
W pewnym momencie biegu, gdy znalazłam się już prawie na przystanku potknęłam się i upadłam, szybko jednak się otrzepałam i pozbierałam z ziemi.
— Co cię dziś napadło? — syknęłam wściekła.
Patrzył w inną stronę, nie we mnie kiedy do niego mówiłam, zupełnie, ale celowo mnie lekceważył, co mnie szczerze jeszcze bardziej wnerwiło.
— Okej, skoro tak to nara.— palnęłam pierwsze lepsze co przyszło mi na język i również postanowiłam strzelić równie jak on zaawansowanego, kompletnie bezsensownego focha.
Bo czemu nie, prawda??
Usiadłam na ławce niedaleko i powoli uspokajałam oddech.
Chwilę potem podjechał pod nas autobus. Miejsca dla nas już niestety tym razem nie było, więc musieliśmy stać.
Głupol Adrien.
Co ja mu do jasnej cholery zrobiłam?!
No dobra. Wspomniałam tam raz o... ech, poruszyłam bardzo delikatny temat o jego ojcu... Za to naprawdę żałuję, ale czy on nie przesadził? Co go tak zezłościło w tym, że chwilę porozmawiałam z Matteem? Co on mu zrobił? Przecież go uratował, a ten zamiast okazać wdzięczność to jeszcze będzie się na niego bez powodu rzucał, zdurniał ten chłop!
Ale mnie wkurzył.
Trzymałam się w autobusie za tę charakterystyczną żółtą barierkę, żeby nie upaść i rozmyślałam rozgniewana o całej, zaistniałej przed chwilą sytuacji.
Jakoś ja się na niego nie obraziłam gdy pięć dziewczyn zabrało mi go na przerwie, ale Matteo i ja to oczywiście zawiniliśmy. Jasne kur...
Jestem taka wściekła na Adriena...
______________________________
_____________________________
Pozdro wszystkim, którzy czytają😎
Cóż, jak widać pierwszy dzień w szkole skupiony był raczej na zazdrości bohaterów...
Heh, zobaczymy co będzie dalej😁 trochę się posprzeczali, prawda?
⭐Gwiazdka⭐=Chcę nexta!
Zapraszam też do wyrażania swoich opinii o rozdziale :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top