Rozdział 28 Woda. Brak tlenu. Trudny wybór.
Parę dni później...
Marinette
Rozpoczynał się styczeń, był to cieplejszy dzień zimy, po śniegu nie pozostało tego dnia śladu, jednak było na tyle chłodno, że przechodnie nie szczędzili ciepłych ubrań takich jak kurtka czy przytulny szalik.
Wracałam w tej chwili do domu, wcześniej byłam odwiedzić Adriena w szpitalu, w końcu gdy to ja marnowałam tam dni, on też zawsze przychodził i oprócz okazywania czułości, dodawał mi otuchy.
Podążałam w kierunku swojego domu, podczas drogi miałam do przejścia most zakochanych.
Przypomniałam sobie pana André'a, który w słoneczne dni chętnie obdarowuje tutaj przechodniów wyśmienitymi lodami.
Moją uwagę przykuła znajoma twarz, wpatrująca się w przestrzeń. Rozpoznałam dziewczynę, która ma dosyć ciężki charakter i, która zmaga się ze stratą rodziców.
Jasnobrązowe lekko falowane włosy Alice trącał wiatr, wprawiając je w ruch, ona zaś była tak bardzo pogrążona w swoich myślach, że nawet mnie nie zauważyła, a stałam kilka metrów od niej.
Miałam do niej żal, że próbowała odbić mi Adriena, ale jednocześnie mocno jej współczułam samotności, którą odczuwała po stracie rodziców, i także po stracie przyjaciółek, które zostały przez nią zranione, mimo wszystko zachowała się niesprawiedliwie, ale jednak w głębi serca naprawdę mi jej szkoda, bo pewnie przez to cierpi, i tylko sama świadomie na to pracuje.
Zobaczyłam jak dziewczyna zatopiona po dno w swoich myślach powoli wdrapuje się na barierkę, która bacznie chroni przed upadkiem do zimnej rzeki pod mostem.
Podbiegłam do niej.
— Alice, uważaj, co robisz? — odezwałam się, a wtedy w końcu mnie zauważyła.
Na jej twarzy przez chwilę malował się strach, lecz po chwili jej oczy przykrył cień nieopisanego smutku. Jeszcze nigdy nie widziałam tak smutnych oczu, ścisnęło mnie za serce. Tak jakby ktoś wyssał z niej caluteńką radość i nadzieję. Jasnoniebieskie śliczne oczy, w których dopiero teraz dostrzegam ślady łez i ani połysku nadziei. Ktoś ją przygasił. Albo ona pozwoliła, by została zgaszona.
— Marinette... nie rozumiesz! Tak bardzo kochałam mamę. Tak bardzo kochałam tatę. Byłam z nimi naprawdę zżyta. Bez nich czuję się nikim. Nikt nie weźmie mnie w objęcia, tak czule jak mama i nie pocieszy, tak jak zrobiłaby to ona. A tato, zawsze mnie rozbawiał... Sprawiał, że atmosfera w domu z napiętej przeradzała się w wesołą. Dziadek też odszedł, parę dni temu. Została mi tylko babcia. — mówiła, dławiąc się własnymi łzami.— Źle się tu czuję. Dziewczyny się ode mnie odwróciły, bo wyrządziłam im prawdziwe piekło, ale one nie rozumieją mojego bólu! Tak bardzo brakuje mi rodziców... — z trudem wdrapała się na barierkę, która chroniła, żeby nie spaść. Przekroczyła ją, ze strachem wstrzymałam oddech, chciałam się odezwać, lecz ona zaczęła kontynuować.
— Nie wiesz jak to jest... Mam depresję. I nie zniosę jej dłużej.
— To pozwól sobie pomóc. — powiedziałam słabo, a po policzkach spłynęły mi łzy. Stałam w miejscu, jak słup soli, wstrząśnięta jej słowami. — D-dlaczego nie chcesz... ratować siebie? Pozwól sobie pomóc.
— Nie! — krzyknęła przez łzy. — Nie chcę twojej litości. Nie potrzebuje was. Będę z rodzicami. Będę mieć razem z nimi spokój...
— Niee... — zapłakałam. — Alice... Proszę... Pomogę ci odzyskać siebie. Alice proszę. PROSZĘ, NIE.
Ale dziewczyna wbiła wzrok w głęboką wodę pod mostem. Stała nad przepaścią. Wystarczył jeden nieuważny krok i już poleciała by w dół. Zamarłam kiedy posunęła się o krok dalej i jej stopy w połowie stykały się z przepaścią.
Nawet nie zauważyłam, że wstrzymałam oddech.
Przerażona podbiegłam do niej, aby ją ratować.
— Teraz będę szczęśliwa... — powiedziała, a jej twarz zalały łzy.
Puściła. Puściła barierkę i odepchnęła się. Mogłam coś zrobić, mogłam pomóc, mogłam zareagować, mogłam przemienić się w bohaterkę i ją ratować, lecz ten widok totalnie mnie sparaliżował, przez co stałam nieruchomo, nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku, lecz w środku panikowałam i krzyczałam do Alice wniebogłosy.
Alice bezradnie opadała w dół, nie ukazując żadnego sprzeciwu i nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku.
Pozwoliła ziemskim siłom, by utopiły ją w otchłani chłodnego wiatru.
Poddała się.
Przegrała.
Wpadła do lodowatej wody, pozwalając, by ta wyrządziła jej krzywdę.
Gdy ocknęłam się jak z transu, natychmiast wypowiedziałam formułkę przemiany.
Już po chwili w stroju bohaterki, znalazłam się pod wodą. Ponieważ była to końcówka zimy woda była bardzo zimna. Rzeka o śmiertelnie niskiej temperaturze otoczyła moje ciało. Starałam się za wszelką cenę dostrzec Alice, lecz było trudno patrzeć pod wodą bez specjalnych okularów, Biedronka nie została do tego stworzona. Z determinacją zanurkowałam, by wyszukać Alice. Na szczęście potrafiłam pływać. Może nie jakoś perfekcyjnie, ale wiedziałam, że nie utonę.
Desperacko otwierałam oczy w rzece, starając się ją dostrzec, jakiś cień jej ubrań, jednak nie widziałam jej.
Płynęłam teraz w inną stronę, zmieniłam kierunek, wierząc, że gdzie indziej ją już zobaczę. Z wielkim wysiłkiem znosiłam nazbyt zimną wodę, ogarnął mnie porządny strach, że zamarznę, zamarznę na śmierć, ale wiedziałam, że nawet jeśli tak się stanie, muszę podjąć się walki, żeby ocalić Alice.
Bo w końcu od czego była Biedronka?
Od ocalania. Bez względu na okoliczności razem z Czarnym Kotem ratowaliśmy innych dając z siebie wszystko. Czuliśmy się poniekąd odpowiedzialni za bezpieczeństwo Paryżan, ich klęska spowodowana naszym niepowodzeniem mocno by nas dotknęła. Odważnym jest ten, który nie bacząc na strach i konsekwencje jakich może doznać, wybierze walkę i nie pozwoli złu górować.
Zobaczyłam coś głębiej. Czerwona bluzka odznaczała się wyraźnie na tle niebieskiej wody, mimo że nie była całkiem jasna, był to raczej intensywny niebieski. W tej chwili ruszyłam po nią, płynęłam pod wodą jak najszybciej tylko potrafiłam, dałam z siebie wszystko.
Złapałam ją. Złapałam Alice.
Ciągnęłam do góry, było mi jednak dość ciężko i po chwili poczułam jak brakuje mi powietrza. Duży problem stanowiła już nie tylko piekielnie zimna woda, ale i brak tlenu, którego domagał się mój organizm. Całą siłą prędko ciągnęłam ją za sobą do góry, chcąc czym prędzej wysunąć głowę z wody i zaczerpnąć powietrza, którego potrzebowałam teraz najbardziej.
W końcu wypłynęłam na wierzch, zaciągnęłam się powietrzem, jednocześnie trzymając Alice, łapałam zawzięcie kolejne oddechy.
Przepłynęłam z nieprzytomną Alice do samego brzegu, położyłam ją tam i zaczęłam reanimować, starając się też przy tym nie panikować, zachować należyty spokój.
Wezwałam pomoc.
Jednak na nią było już za późno.
* * *
Zapłakana wpadłam do niewielkiej sali, w której leżał ranny Adrien, on widząc mój stan przeraził się.
— Marinette? — odezwał się zdumiony, a w jego głosie zawisło wyraźne przejęcie.
Przez dłuższą chwilę nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani słowa, zamiast tego musiał słuchać łkania.
Zrezygnowana przytuliłam się do jego ramienia. Przycisnął mnie do siebie i wplutł palce między moje czarne włosy.
— Mogłam zareagować szybciej... — wydukałam słabo. — Mogłam wcześniej pomyśleć, że... — przerwał mi mój głośny płacz. — mogłam jej pomóc... Aadrien, mogliśmy... — zrezygnowana, czując bezsilność wybuchnęłam płaczem.
— Mari, ale o czym mówisz? — spojrzał mi poważnie w oczy, jego zaszły strachem.
Przełknęłam głośno ślinę.
— Alice... — z mojego oka wydobyła się kolejna łza. — Gdy wracałam do domu zobaczyłam Alice przy barierce na moście zakochanych. Ona... — zapłakałam, spuszczając z załamaniem głowę i pozostawiając na białej pościeli Adriena ślady łez.
— Chyba nie chcesz powiedzieć, że... — zbladł. Mówił słabo.
— Ja... próbowałam ją ratować... skoczyłam za nią, wyciągnęłam ją z zimnej wody, lecz było już za późno.
Zapadło milczenie. Milczenie, podczas którego panuje żal, którym kieruje smutek.
Moment później nie byliśmy już sami. Do sali wszedł blond-włosy Victor, również wyglądał na załamanego. Czyżby jemu też coś się przytrafiło?
Ach, tak... Chloe nie chce mu wybaczyć. Rozmawiałam z nią, jest na niego śmiertelnie obrażona, że tak bezmyślnie wydał jej sekret, zanadto powierzył go człowiekowi, który stanowił dla nas niebezpieczeństwo, chciał nas skrzywdzić. Muszę przyznać, że bardzo dobrze rozumiem Chloe, myślę, że Victor na nią nie zasługuje, w końcu pozna lepszego. Uważam, że jest prostakiem, Matteo też wcale nie ma o nim dobrego zdania i Adrien także uważa, że jest żałosny i, że mimo biedy nie powinien nigdy robić czegoś tak głupiego!
— Chloe wciąż nie chce mi wybaczyć. — poskarżył się, usiadł obok nas, na jego twarzy malował się wyraźny smutek, lecz nadal miał nadzieję.
Spojrzał na mnie nieco zbity z tropu.
— A tobie co się stało? - zapytał.
Szlochając opowiedziałam jeszcze raz o tym co się wydarzyło. Victor był szczerze poruszony historią samotnej dziewczyny, której los na ziemi urwał się. Ale również nie krył w stosunku do mnie dużego podziwu, powiedział, że moje poświęcenie było godne podziwu i razem z Adrienem pocieszali mnie, że to nie moja wina i, że i tak dałam z siebie wszystko, choć ja tak naprawdę wiedziałam, że są załamani i wstrząśnięci równie mocno jak ja.
Przesiedzieliśmy jeszcze chwilę w bardzo ponurej ciszy, dopóki Victor nagle nie zerwał się z miejsca jakby go dosłownie prąd kopnął.
— Miraculum! Miraculum spełniania życzeń! Mamy przecież jeszcze jedno życzenie! — ożywił się.
Jejku, faktycznie!
Zaraz, ale...
— A co z... Gabrielem Agrestem? — zapytał Adrien. — Jest w więzieniu, ale jeśli kiedyś wyjdzie... To jego mieliśmy wtrącić znów do piekła za pomocą miraculów. — chłopak już dawno przestał nazywać tego niepodważalnego okrutnika swoim ojcem. Czuł do niego wielki żal, ale jednocześnie mocno go nienawidził i to paląca nienawiść brała tym razem górę. W końcu Gabriel nie zawahał się ani przez chwilę by skrzywdzić syna. Znowu. Nienawidzę Gabriela pewnie nawet bardziej niż Adrien.
— Kurczę, racja. — skwitował Victor.
Przed nami zaistniał trudny wybór; wskrzesić Alice, mimo że było jej źle i chciała pójść do rodziców, czy wpakować Gabriela znów do piekła?
Niech się w nim smaży, a złe duchy kłują go widłami!
_________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Zapewniam Wam, że nie stało się to bez powodu, także nie załamujcie się. Sprawa się jeszcze trochę pokomplikuje ;) Ciekawe jak myślicie kogo wezmą pod uwagę jeżeli chodzi o życzenie😅 Oj myślę, że się nie spodziewacie😜
Do zobaczenia w kolejnym!
Za wyświetlenia, gwiazdki i komentarze z góry dziękuję! 💗
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top