Rozdział 25 Docieramy pod drzwi

— Dlaczego tak patrzysz na tego chłopaka? — spytał mnie nagle Matt.

— On mi kogoś przypomina... — zaczęłam jeszcze dokładniej mu się przypatrywać, gdy jego obraz się wyostrzył. Czy to nie chłopak Chloe przypadkiem?

Blondyn minął nas po drugiej stronie ulicy, był zatopiony po dno w swoich myślach, wydawało mi się nawet, że jest czymś przejęty.

— To był chyba chłopak Chloe. — stwierdziłam z powagą. — Może on coś wie...

— W takim razie na co czekamy?

Udało nam się go dogonić.

— Ej ty! — brązowooki zawołał za nim.

Blondyn odwrócił się, a gdy mnie ujrzał wyglądał na wystraszonego, co tylko jeszcze bardziej wzbudziło moją podejrzliwość wobec niego. Gdy stanęlismśmy twarzą w twarz, miałam już pewność, że to był on - Victor. Patrzył na mnie podobnie jak wtedy na koncercie Jagged Stone'a. Musiał więc coś ukrywać, bo ten strach na pewno nie wziął się znikąd. Co ukrywa? Oto jest kluczowe pytanie. I jakże intrygujące.

— Byłeś chłopakiem Chloe. Gdzie ona jest? — spytałam go podejrzliwie, skupiając się na konkretach. Nie zamierzałam owijać w bawełnę, bo jeżeli sytuacja naprawdę jest poważna należy zadziałać jak najszybciej.

— Nie wiem. — odparł, a ja od razu wyczułam kłamstwo, a po drugie odpowiedź padła zbyt szybko, gdyby nic nie wiedział to najpierw by mi się przyglądał i upewniał się, że jestem jej koleżanką, a on odpowiedział tak, jakbym zaczepiała go tak na ulicy nie raz, jakbyśmy się znali.

— Na pewno wiesz. Nie kłam. Mów. — mordowałam go wzrokiem, chcąc jak najprędzej się tego dowiedzieć.

— Nie wiem. Już z nią nie chodzę. — skwitował.

Kolejne kłamstwo. Znów nie ma do mnie żadnych pytań i odpowiada szybko, jakby był na to przygotowany. Ponadto przez jego głos przeplata się wyraźne przejęcie, co świadczy o tym, że coś na pewno musi być na rzeczy.

— Kłamiesz! — krzyknęłam mu w twarz, a jego bursztynowe oczy zaszły strachem. — Gdzie jest? Mów! — pchnęłam go, zrobiłam to z myślą o Adrienie, zmartwienie jego stanem pobudzało u mnie złość i rozpacz, bo jeśli miał kłopoty...

— Słuchaj durniu. — Matt z agresją przygwoździł go do ściany. Wprawdzie nie spodziewałam się tego. Widocznie też traci już cierpliwość. — Gadaj gdzie twoja dziewczyna i Adrien! — wysyczał mu w twarz, nie puszczając go.—- Rozumiesz, może im się stać coś złego, a jeśli Mari będzie płakać, po tym jak zrobią coś Adrienowi, to obiję ci tę ładną buźkę typowego kochasia tak, że cię własna matka nie pozna. -— wysyczał, był równie zdenerwowany sytuacją jak ja.

— Coś złego? Zrobi coś złego Chloe? — nagle przejął się i zachował inny ton głosu, stopień nutki przejęcia w jego głosie wzrósł.

— Kto? — zapytaliśmy chórem.

— Ym... Adam...

— Kim jest Adam? Mów co wiesz!
— potrząsnął nim.

— Adam jest... bratem Władcy Ciem. To on zaplanował porwanie Chloe oraz Czarnego Kota. Miałem... Zaszantażował mnie, więc trochę mu pomogłem. Chciał się po prostu zemścić, że zabiliście jego brata. Zapewniał, że tylko ich postraszy... stale obiecywał, że niedługo wypuści Chloe, ale do tej pory tego nie zrobił, zaczynam tracić do niego zaufanie. Ciągle mnie zastrasza, ja...

— Głupcze, brat Władcy Ciem na pewno nie ma dobrych zamiarów, prędzej ją zabije niż wypuści! — krzyknęłam w jego stronę. — A co z Adrie... co z Czarnym Kotem?

Przełknął ślinę.

— Jego chyba też zamknął, ale nie wiem. I... — westchnął wyraźnie zdenerwowany — ...to ja pisałem te esemesy, szantażował mnie, nie mam zbyt bogatych rodziców, obiecał kasę, a jak na razie jedyne co od niego otrzymuję to nowe polecenia i szantaże. Już nie raz próbowałem się od tego człowieka uwolnić, ale to jakiś psychol, od jakiegoś czasu jest wobec mnie bardzo surowy, gdy chciałem wyrzec się pomagania mu, spojrzał na mnie z taką wściekłością, że aż dreszcze przeszły.

— Gdzie oni są? — spytałam z przerażeniem.

— W... w willi... — ze zdenerwowaniem wskazywał palcem gdzieś dalej w przestrzeń zaśnieżonej ulicy. — Tej białej dużej... chyba w podziemiu ich trzyma... Tak przynajmniej raz coś wspomniał.

Zastygliśmy w osłupieniu. Ja i Matt już dobrze wiedzieliśmy o jakie miejsce chodzi.

Matteo puścił blondyna i objechał go bardzo nieufnym spojrzeniem.

-— Może wam pomogę? Nie chcę, aby...

— Pff, chyba już dosyć nam po tym co narobiłeś. — Matt przerwał mu oschłym tonem. — Dosyć już głupstw narobiłeś przygłupie, poradzimy sobie lepiej sami. — syknął, po czym chwycił mnie za dłoń i zaczęliśmy żwawo iść przed siebie, choć ja nie byłam pewna czy dobrze postępujemy odmawiając pomocy.

To niebezpieczne, im nas więcej tym lepiej. Tak mi się wydaje...

Matteo

— Tym razem, niestety, nie muszę cię już nieść. — trąciłem ją łokciem, chcąc choć trochę rozweselić, bo wiedziałem jak bardzo boi się o Adriena i Chloe, która, jak się zdążyłem domyślić, była trzecią bohaterką. Sam byłem sprawą poruszony i szczerze obawiałem się, co może nas dzisiaj czekać, jednak próbowałem choć w minimalnym stopniu rozluźnić napięcie. Poza tym to może być jedna z ostatnich chwil, jakie spędzę w samotności z Marinette.

Dziewczyna nie była w humorze i tylko przewróciła smutno oczami. Sam też tak naprawdę zdawałem sobie sprawę, że czeka nas coś ciężkiego, a właściwie ją. Byłem zdenerwowany sprawą, ten gnojek narobił Biedronce dużo kłopotów. A już szczególnie przyczynił się brat Władcy Ciem... Widać, że pokrewieństwo, bo oboje więżą ludzi, stosują szantaże, myślą, że jak zrobią z ludzi niewolników to wygrają. Karmią się czyimś cierpieniem. O ile ten blondas mówił prawdę.

— Będzie dobrze... — pozwoliłem sobie objąć ją ramieniem. Byłem gotów stanąć w jej obronie jeśli będzie taka potrzeba, gotów zanieść jej pomoc.

Nadal nie zmieniłem obiektu zainteresowania, uwielbiałem ją, rozpamiętywałem ją, wspominając radośnie każdą chwilę spędzoną w jej towarzystwie, ale równie cierpiałem, zdając sobie sprawę, że i tak nigdy nie obdarzy mnie takim spojrzeniem, jakim obdarowuje codziennie Adriena. Ale postanowiłem cieszyć się chwilą. Wspomnienia z nią chyba już zawsze będą zapisane w moim sercu. — Poradzisz sobie, wierzę w ciebie Biedronko. — mówiłem, schylając się tuż nad jej uchem, gdy tak się zbliżyłem, zaczęło mnie strasznie kusić, żeby ją pocałować. Pociągała mnie, zapragnąłem oddać ją moim pocałunkom, pieszczotom, wpleść palce między jej włosy, poznać smak jej ust, poczuć dotyk jej ciała na sobie

Dopiero po chwili zorientowałem się, że zagryzłem wargę, wpatrując się w nią jak nienormalny. Ona tego nie widziała, była po dno zatopiona w swych myślach, pogrążona w zdenerwowaniu, bała się.

Stop!

Jejku... o czym ja myślę...

Uprzytomniłem sobie, że to nawet nie jest moja dziewczyna. (xD)

Westchnąłem ciężko załamany faktem i z zażenowaniem spojrzałem w górę i zdecydowałem, że lepiej będzie jak skupię się na zadaniu, bo zbyt wiele emocji wobec niej mnie przed chwilą opanowało.

Chyba przyuważyła moje głębokie westchnienie.

— Też się denerwujesz? — zapytała.

— Tak.

Do wielkiej willi pozostało około mniej niż pół kilometra.

— Może się przemienisz? Tak chyba będzie bezpieczniej... będziesz silniejsza, zwinniejsza...

— Masz rację. — powiedziała, po czym po rozglądnięciu się na wszystkie strony i ukryciu bardziej za jednym z domów, wypowiedziała formułkę przemiany.

Jej ciało okrył opięty, lateksowy strój przypominający umaszczenie Biedronki.

Czarny Kot zapewne zawsze umierał z niecierpliwości, żeby znowu ją zobaczyć, bo strój idealnie podkreśla jej zgrabne kształty, nogi wydają się być troszkę dłuższe, wyglądała... seksownie. To taka ładna dziewczyna!

Ale nie mogłem myśleć o niej w ten sposób. Tylko Adrien może. Niestety. Opanuj się Matt. Opanuj...

W końcu doszliśmy pod samą willę Agrestów, która niosła za sobą morze ponurych wspomnień. Przed naciśnięciem na klamkę, oboje nabraliśmy powietrza głęboko do płuc, po czym ciężko je wypuściliśmy. Skoro to brat Władcy Ciem mogliśmy spodziewać się wszystkiego co złe, albowiem Gabriel był złem, dam głowę, że został wychowany pod okiem Lucyfera.

Stało się jednak to, czego się obawialiśmy.

Otóż drzwi ani drgnęły. Nikt też nie raczył nam ich otworzyć, kiedy dzwoniliśmy.

— I co teraz? — zwróciłem się do Biedronki z przejęciem.

Jej mina również świadczyła o zaniepokojeniu.

— Są dwie opcje. Albo nawet trzy. Mógł nas w to wkręcić, chociaż no... nie do końca jestem tego pewna. Albo okłamał nas co do miejsca... Tak więc musimy być ostrożni. W każdym razie musimy się tam jakoś dostać, bo jeżeli mówił prawdę, to powinniśmy działać.

Przyjrzała się białym drzwiom.

— Wyważę je. Mogę w nie wlecieć całą siłą, rozpędzę się w powietrzu, może i te yo-yo na perspektywę walki wygląda śmiesznie, ale jest naprawdę pomocne. — mówiła pewna siebie.

Zdążyłem już spostrzec, że Biedronka, w przeciwieństwie do Marinette, była bardzo pewna siebie, zdecydowana, po przemianie udawała, że ma serce ze stali, musiała. Wystarczył tylko czerwony strój i maska, aby stała się bardzo odważna, śmiała i taka... dumna. Aż odnoszę wrażenie, że czasami świadomie chce zrobić z Biedronki ideał.

— Czekaj. — zatrzymałem ją, złapałem ją za ramię. — Może ja to zrobię. To robota bardziej dla mężczyzn.— stwierdziłem z zawadiackim uśmiechem.

— No dobra. — westchnęła, pozostawiając mi wolną wolę.

Musiałem wziąć rozpęd, tylko problem w tym, że kilka kroków za nami znajdowały się długie schody, więc chyba zanim zdążę się przed nią popisać siłą, skończę jak idiota z połamanym kręgosłupem, wtedy będzie musiała pomagać też mi, co niezbyt idzie mi na rękę.

— Jednak ja mam to zrobić? — spytała, patrząc na mnie z lekkim pobłażaniem.

Ocknąłem się i spojrzałem na nią.

— Chyba tak... Tu są schody. Nie pomyślałem o tym.

— Wiesz dlaczego o tym nie pomyślałeś?

— Dlaczego? — chciałem wiedzieć co powie.

— Bo faceci nie myślą. — parsknęła.

Udałem oburzonego.

Dziewczyna zahaczyła swoim yo-yem o coś wysoko nad nami, i już miała wziąć porządny rozpęd, kiedy drzwi otworzyły się przede mną.

Przed nami stanął wysoki mężczyzna, jego ponure szaro-niebieskie oczy przyglądały się nam podejrzliwie. Na twarzy był tak samo poważny jak Gabriel, naprawdę nie trudno było się zorientować, że mamy przed sobą właśnie brata Władcy Ciem - Adama, o którym powiedział nam wcześniej ten głupiec. Moje serce zabiło mocniej, przypomniałem sobie samego Gabriela i poczułem strach przed osobą mu krewną.

Byliśmy osłupieni, wprawdzie nie wiedzieliśmy jak się odezwać, ale znając Biedronkę, pewnie zaraz się na niego rzuci, zacznie z nim walczyć i pytać dociekliwie o Adriena. No i o Chloe.

Po chwili jednak, ku naszemu zdziwieniu, jego powaga wypisana wyraźnie na twarzy zamieniła się w strach. Cóż, pewnie jest zdruzgotany, że Victor go wydał, może nawet jeszcze o tym nie wie.

— Mów gdzie jest Adrien! — wydarła się z nienawiścią czarnowłosa i rzuciła na niego z pazurami. Dziewczyna była wściekła, mężczyzna zdawał się być przerażony i, mimo że z determinacją próbował się od niej uwolnić, i tak kończył z kolejnym siniakiem na ciele. Co dziwne, nie uciekał i nie bronił się jakoś specjalnie, przez co Biedronka miała tylko ułatwioną robotę. Pchnęła go z nienawiścią. Byłem szczerze onieśmielony jej brutalnością. Ale podobała mi się taka - zacięta podczas walki, zero czynników wskazujących na to, że miała by się poddać, dążyła do celu zawsze do końca, jest waleczna i nie ma, a przynajmniej stara się nie mieć, litość dla wroga. Kocham ją.

Gdy wysoki mężczyzna w końcu zdołał ją odepchnąć, powiedział coś, co bardzo zaskoczyło nas obojgu.

— Zaczekajcie! Wysłuchajcie mnie! — zawołał zdesperowany i zdyszany siłowaniem z moją... przyjaciółką. (Wolałbym dokończyć "dziewczyną")

— Musicie szybko ratować swoich przyjaciół. Szybko, póki nie na Władcy Ciem. Zmieniłem zdanie, po tym co usłyszałem, co zobaczyłem, on jest okrutny, ratujcie ich póki go nie ma, ten człowiek nie ma litości! — mówił przerażony. — Wskrzesiłem go za pomocą miraculum spełniania życzeń i bardzo żałuję, prędko, ocalcie tych bohaterów, póki go nie ma w domu!

Byliśmy osłupieni.

Zdenerwowany sięgnął ręką do kieszeni, wyciągnął z niej klucze.

Wysunął drżącą dłoń w naszą stronę.

— Macie klucze. Ratujcie ich!

— Zaraz, zaraz, zaraz. — Biedronka obrzuciła go podejrzliwym, bardzo nieufnym spojrzeniem. — Skoro... skoro teraz nie ma twojego brata w domu... — mówiła trochę niepewnie, tak jakby nie do końca w to wszystko wierzyła  — ...to czemu sam nie mogłeś ich uwolnić wcześniej? Myślisz, że dam się w to wrobić? Nie jestem taka tępa jak ty i twój brat! — syknęła. Czułem, że znów ma ochotę rzucić się na niego z pięściami.

— Nie wiem gdzie ich pochował, przysięgam! No dobra, na początku byłem po jego stronie, ale zmieniłem zdanie co do niego, lecz on ukrył ich gdzieś indziej, szykuje na was pułapkę, pospieszcie się póki go nie ma! Znalazłem klucze w jego biurze. Wiem jedynie, że to jest chyba jakieś podziemie, lecz ten dom jest tak wielki, że nie zdołałem odkryć jeszcze wszystkich zakamarków. — tłumaczył.

Dziewczyna z nieufnością w oczach wzięła od niego klucze.

— Pospieszcie się! — jego głos był rozpaczliwy.

Odwróciliśmy się i zamierzaliśmy iść w odpowiednim kierunku. Po kilkunastu krokach Biedronka obróciła się jednak za siebie.

Nigdzie nie było już śladu po Adamie. Przez chwilę, milcząc patrzyła w pustą przestrzeń za nami.

— Matteo? Pamiętasz gdzie były klucze, którymi uwolniłeś Adriena? — pytała drżącym głosem. — Czy wyglądają tak samo? Umiesz rozpoznać? Czy to nie podstęp?...

Wziąłem je od niej do ręki i przyjrzałem się im raz jeszcze z dokładnością.

— Są identyczne do tych, które pasowały i do całego podziemia i do pomieszczenia, gdzie siedział Adrien z mamą. Dokładnie je pamiętam.

Musiałem sobie przypomnieć jaką drogę wtedy pokonywałem, to działo się może mniej niż dwa lata temu, dlatego trochę zapomniałem drogi do tych wielkich, charakterystycznych drzwi, przez co kilka razy zabłądziliśmy, ale w końcu odnaleźliśmy właściwie wrota.

Biedronka włożyła klucz do dziurki, przekręciła nim naciskając przy tym na klamkę. Po paru próbach udało się. Jak na razie wszystko szło zgodnie z planem. Niby wszystko szło dobrze, ale jednak nie mogłem pozbyć się nasilającego się przeczucia, że coś tu nie pasuje, i że to idzie za łatwo. A może jednak powinnyśmy byli obmyślić plan i dostać się tu w inny sposób, bez wiedzy Adama? Cóż, Biedronka uwzięła się, by działać jak najszybciej. Dlatego tak go dopadła. Tylko co jeśli to tylko pogorszyło sprawę? A może niepotrzebnie panikuję?

Nie spodziewaliśmy się tego, co zastaniemy, gdy zejdziemy na dół...

_________________________________________________________

Wybaczcie, że tak długo czekaliście na rozdział ;)

W ramach wynagrodzenia jest dość długi :) 

Miłego dnia! :]

Przygotujcie się psychicznie na kolejny rozdział xD

Dzisiaj chyba wstawię już dla Was następny ;D  Bo już przygotowałam :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top