Rozdział 24 Musisz mi pomóc

Marinette

Zamarłam czytając jej treść.

💬Od: 551 447 302

Pożegnałaś się już z wszystkimi? Zrób to, zanim będzie za późno. Plany się trochę pozmieniały... Czeka cię niespodzianka. To koniec. Biedronko :)

Zerwałam się na równe nogi, oczy wyszły mi na wierzch, a serce załomotało w piersi. W drżących dłoniach wciąż utrzymywałam telefon, wpatrywałam się w niego zawzięcie, czytając tę samą wiadomość po kilka razy. Wybałuszyłam oczy, przeszło mnie oszołomienie.

Nabrałam powietrza głęboko do płuc, a następnie ciężko je wypuściłam.

Skąd ta osoba, do cholery, zna moją tożsamość?

To najbardziej wzbudzało we mnie teraz przerażenie, słowo "Biedronko", pomimo że to wcześniej znajdowały się "groźby". Wiem, że mając na myśli niespodziankę, nadawca wcale nie zwiastował niczego dobrego wobec mnie. Czułam, że wiadomość jest przesiąknięta żądzą, nieczystymi zamiarami, nieuczciwą i niebezpieczną grą...

Zdecydowałam, że natychmiast muszę poinformować o tym Adriena, bo skoro zna moją tożsamość, niewykluczone, że chce poznać też jego, a może nawet już odkrył kim jest... A Chloe? To on musiał ją porwać! Bo któż by inny, czy nie on najbardziej rzuca się teraz pod lupę podejrzanego o porwanie Chloe? Musimy się z Adrienem czym prędzej udać do Mistrza.

Pospiesznie nałożyłam na siebie pastelowej barwy ciepły sweter i nasunęłam ciemne spodnie na nogi. W końcu zima jeszcze nie opuściła Paryża, a zagościła się w nim na dobre, ozdabiając miasto puszystymi płatkami śniegu.

Zeszłam na dół po schodach, pokonując prędko każdy schodek i przed wejściem założyłam jeszcze na siebie ciepłą, ciemno-fioletową kurtkę, a także otuliłam swoją szyję szalikiem pod kolor kurtki i nakryłam głowę czapką.

Zdenerwowana, wybiegłam z domu, mijając rodziców, którym tylko oznajmiłam w pośpiechu, że wychodzę na chwilę do Adriena.

Kiedy znalazłam się już przed czerwoną furtką przy mieszkaniu blondyna, zadzwoniłam i z niecierpliwością wpatrywałam się w białe drzwi, aż w końcu się poruszą.

Po chwili w drzwiach stanęła blond-włosa, piękna kobieta, oczywiście była to w samej postaci pani Agreste.

- Dzień dobry. - przywitałam się, zdobywając się na lekki uśmiech, mimo że towarzyszył mi niepokój, odczytana wcześniej wiadomość bardzo mnie przeraziła, pobudziła niepokój.

- Witaj Marinette.

- Ja... przyszłam do Adriena. Muszę mu coś przekazać.

Po moich słowach kąciki jej ust nieco się skurczyły. Nie wiedziałam jeszcze czemu, ale wiedziałam, że nie wróży to raczej nic na moją korzyść.

- Oj, niestety nie ma go teraz w domu. - oznajmiła, nadal pogodna. - Myślę, że zaraz powinien wrócić, bo wyszedł do sklepu. Może wejdziesz do środka? Na pewno ucieszy się na twój widok. - powiedziała posyłając mi szczery uśmiech.

Trochę zaniepokoiła mnie ta informacja, ale zgodziłam się i ostrożnie przekroczyłam próg domu. Lubiłam ich nowe mieszkanie, bo bogate było w rodzinne ciepło, wypełnione miłością między matką a synem, a jak na przesiadującą w nim jedynie dwójkę osób było wystarczająco duże. Urządzone w niebieskich i białych barwach. Schody przed białymi wypolerowanymi drzwiami, posiadały niebieską barwę, nie był to granat ani żaden z odcieniu błękitu, to było coś pomiędzy tymi dwoma kolorami. Posiadali niewielkie podwórze, w którym pani Agreste pielęgnowała kwiaty, w ciepłe pory roku było ich sporo przed domem, a przy tyłach stała drewniana huśtawka, na której mogło zasiąść kilka osób i delikatnie się bujać.

Ale dziś to ogród pokrył płaszcz śniegu.

W środku, usiadłam przy stoliku, który znajdował się po środku kuchni, był nowy, szklany, przykryty bursztynową ceratą.

Mama Adriena zaproponowała ciepłą herbatę, z wdzięcznością przyjęłam ofertę. Przydało by się trochę rozgrzać, bo na dworze panuje mróz.

Czekałam i czekałam, zerkając co chwilę na plastikową tarczę zegara, minęło już piętnaście minut, a Adrien wciąż się nie pojawiał.

- W jakim sklepie jest Adrien? - spytałam.

- Nie wiem. Może napisz do niego. - uśmiechnęła się lekko, siedziała obok mnie, od czasu do czasu zagadując do mnie pogodnie, ja jednak byłam spięta i moje myśli nie mogły się skupić na niczym innym niż odczytanym tuż po przebudzeniu SMS-sie. Starałam się zaś tego nie okazywać, nie okazywać strachu.

Wysłałam Adrienowi esemesa z pytaniem gdzie jest, kiedy wraca do domu.

Odpowiedź od niego nie nadeszła nawet po pięciu minutach. Westchnęłam ciężko.

- Kurczę, co on tak długo tam robi. - odezwała się pytająco pani Agreste, ni to do mnie, ni do siebie. - Muszę na chwilę coś ogarnąć, zaraz wracam moja droga. - oznajmiła, po czym ze skrzypem odsunęła się na krześle od stołu, wstała i poszła na górę wzdłuż białych schodów.

Jeszcze pół roku temu pani Agreste była trochę, że tak to ujmę, nieswoja po spędzeniu ponad roku w odludziu. Przez krótki czas chodziła na terapię, musiała sobie wszystko poukładać i na nowo przywyknąć do tej normalnej codzienności. Myślę, że jej to pomogło, a przynajmniej mam takową nadzieję, bo wiem, że kiedy ledwie co ją uwolniliśmy mogła wydawać się trochę obca, zastrachana. Nie było z nią jakoś bardzo źle, no ale jednak ta przemoc, przeżywała tortury, to całe oszustwo jej męża, odbiło się na jej psychice, dlatego cieszę się, że przyjęła pomoc. Pani Agreste po jakimś czasie odzyskała na nowo pogodę ducha i promienny uśmiech. Kobieta mimo średniego wieku (myślę, że pani Agreste będzie mieć już tak z czterdzieści parę lat), ma perlisty uśmiech, własny urok, także myślę, że zdoła jeszcze znaleźć kogoś odpowiedniego dla siebie. Na świecie na pewno jest drugi taki ktoś, kto jest równie szlachetny i również czuje się samotny.

- Marinette? - Tikki nagle wyleciała z jej torebki. - Czuję, że dzieje się coś bardzo złego. Musisz działać. Adrien chyba już nie wróci.

Momentalnie poczułam bardzo burzliwy niepokój, zatrzęsłam się cała i spojrzałam z przerażeniem na Tikki. "Nie wróci"? Dlaczego to zabrzmiało tak strasznie?

- Jak to? Coś złego z Adrienem?

- Chyba tak. I nie tylko. Trzeba tylko zlokalizować to miejsce, ale lepiej nie idź tam sama to może być pułapka... Weź kogoś do pomocy, zawsze lepiej działać razem.

Tylko kogo? Jejku, boję się...

- Może Matteo znów ci pomoże? To dobry chłopak. Musimy działać Marinette. To ekstremalna sytuacja, im szybciej tym lepiej.

Skinęłam głową, po czym znów sięgnęłam do swojej małej torebki po telefon i zadzwoniłam do Mattea. Chłopak po niedługiej chwili odebrał.

- Halo?

- Matt? Posłuchaj... - Westchnęłam ciężko, a na samą myśl, że zrobili coś Adrienowi poczułam bolesną bezradność, szybko jednak chciałam ją przegonić, musiałam być silna, właśnie dla niego. - Dzieje się coś złego. Adrienowi. I Chloe. Musisz mi pomóc. Proszę.

Chłopak przez chwilę milczał i już myślałam, że jest co do tego niepewny, on jednak odpowiedział zdecydowanym tonem:

- Jasne, że ci pomogę.

- Dziękuję. Jestem teraz... Ymm... Zaraz będę w domu, znasz mój adres, prawda?

- Oczywiście jak bym mógł inaczej!

Zachichotałam cicho, on jak zwykle próbował mnie rozweselić, tym razem jednak sytuacja okazała się być trudniejsza niż myślałam, że miałam jeszcze bladego pojęcia co mnie czeka...

Rozłączyłam się.

Wtedy pani Agreste zbiegła ze schodów i spojrzała na mnie przyjaźnie.

- Rozmawiałaś z nim? - zapytała wesoło.

- Nie... - odparłam. - To nie z Adrienem. Będę musiała się już zbierać... Dziękuję za herbatę. Do widzenia - pożegnałam się i pospiesznie opuściłam mieszkanie.

Nie chciałam martwić na razie panią Agreste, nie chcę wplątywać ją w kłopoty, w kłopoty bohaterów, co prawda kiedyś sama była jednym z nich, lecz teraz na pewno pragnie poprowadzić życie w spokoju i bez chaosu, który wywołują napaleni fani.

Poleciałam w kierunku własnego domu, szłam dosyć szybkim krokiem, niemalże biegłam, a śnieg skrzypiał mi pod nogami przy każdym stawianym szybko kroku.

Z daleka ujrzałam już tak dobrze znaną mi piekarnię, postanowiłam usiąść na pobliskiej ławce, znajdującej się całkiem niedaleko. Tutaj Matt powinien mnie widzieć.

Siedziałam zdenerwowana na ławce w ciszy. Każdy chyba czasem chciałby odpocząć od codziennego pośpiechu, lecz dla mnie jest to cisza pełna napięcia i zmartwień. Wiem, że jeżeli zrobili coś Adrienowi, to sobie nie wybaczę, że go nie przypilnowałam. I zniszczę tę osobę. Dziwna sytuacja, ale podejrzewam, że zwyczajnie jakiś kolejny psychol chce przejąć nasze miracula. Bo skoro wykradł Mistrzowi to niebezpieczne miraculum...

Przejmuje mnie bardzo też to jak się o mnie dowiedział, skąd ma mój numer, dlaczego pogrywa ze mną w ten sposób. Czy to nie jest jakaś pułapka? Możliwe, że chce wprowadzić mnie w błąd... Boję się co może mnie dzisiaj czekać. ( Oj jeszcze się nie spodziewasz... xD - dop. autorki ;) )

Niedługo potem pośród miasta pokrytego białym puchem pojawił się Matteo. Rozpoznałam go z daleka, przypomniałam sobie jak dwa lata temu pomógł mi ocalić Adriena, nie mam pojęcia co zrobiłabym wtedy bez niego, będę mu za ten ratunek mojego chłopaka i jego matki, wdzięczna do końca życia.

Matteo, z uroczym uśmiechem, który wykwitł mu na twarzy, podszedł bliżej.

- Witaj Mari.

- Matt. Musisz mi pomóc. - spojrzałam błagalnie w brązowe tęczówki. W środku drżałam, sama informacja, że ktoś poznał moją tożsamość doprowadzała mnie do szaleństwa, a myśl o kolejnej walce z nowym Władcą Ciem sprawiała, że moja dusza ociekała niepokojem. Dobrze pamiętam dzień, kiedy razem z Chloe i Adrienem przez niemal cały dzień bardzo ciężko zmagaliśmy się z wyjątkowo potężnymi zwolennikami Władcy Ciem, a o choćby paro-minutowym odpoczynku mogliśmy tylko pomarzyć. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Czuliśmy się z siebie bardzo, bardzo dumni, a wzruszeni ludzie płakali z radości, ja w zasadzie także.

Kąciki jego ust lekko się skurczyły a mina spoważniała.

- Co się dzieje tak właściwie?

Westchnęłam ciężko, wzruszając bezradnie ramionami.

- Moja kwami... uważa, że dzieje się coś złego, że muszę być ostrożna, Adrien wyszedł do sklepu, długo nie wracał, Tikki powiedziała, że chyba nie wróci, to może być, ech pułapka... - bełkotałam, zdając sobie sprawę, że on może nie pojąć mojego dukania. Unikałam jego wzroku. - Po prostu martwię się o Chloe i Adriena, bo on zna moją tożsamość...

- Kto?! - prawie wykrzyczał, aż się wzdrygnęłam.

- Ktoś wysyłał do mnie dziwne SMS-y... - wyjęłam telefon i podałam mu do ręki, żeby zerknął na ostatnie wiadomości.

Matt przez chwilę przypatrywał się SMS-om z otwartą buzią i wytrzeszczonymi oczami. Spojrzał na mnie a przez jego oczy przebiegł cień strachu.

- Chłopak Chloe też jest jakiś podejrzany. Ale nie wiem gdzie mieszka, nie znam go, nie mam jego numeru by zadzwonić, widziałam go tylko raz w zasadzie...

- Ale co mamy robić, gdzie iść? - spytał, oddając mi telefon. Właśnie w tym momencie zorientowałam się, że nie wiem. Szukać Adriena? I Chloe? Tylko gdzie?

- Ychh... - westchnęłam. - Szczerze nawet nie wiem od czego mam zacząć, ale Tikki ostrzegała, że dzieje się coś niedobrego i zaproponowała, że może ty mi pomożesz... - lekko się zarumieniłam, nie chciałam pakować chłopaka w kłopoty, wiem, że ma własne życie, swoje problemy, ale bałam się, chciałam działać z kimś, już raz bardzo mi pomógł w odzyskaniu Adriena, poza tym tylko on, oprócz Adriena i Chloe, wie o moim drugim "ja".

- Och, Marinette... - pokręcił głową na boki.

- Wiem, że zajmuję ci czas i tylko pakuję w kłopoty, masz swoje życie...

- Daj spokój - przerwał mi. - Nie o to chodzi. Żeby nie stać tu bezczynnie i nie tracić czasu, musimy wiedzieć cokolwiek na temat gdzie znajdują się obecnie Adrien i Chloe. Przestań mi tu narzekać, bo wiesz, że chętnie ci pomogę, w końcu jesteśmy... - zaciął się na moment - ...przyjaciółmi. - przełknął ślinę, wiem, że wypowiadając to poczuł mocne ukłucie w sercu.

Posunęłam się o krok bliżej i delikatnie objęłam chłopaka. Zasługiwał na to. Na początku chyba był lekko oszołomiony, bo stał trochę sztywno, lecz po chwili pogłębił uścisk, zamknął mnie w swoich ramionach. Czułam szybkie bicie jego serca.

Oderwałam się od niego i uniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.

- Nigdy nie zapomnę tego co dla nas zrobiłeś. - powiedziałam i odsunęłam się. W jego oczach dostrzegłam dumę oraz szczery zachwyt. Przyglądał się moim oczom jakby chciał w nich czegoś wyszukać, otworzył buzię, lecz nic nie powiedział, tylko szeroko się uśmiechnął, a na policzkach zagościły mu różowawe plamy. W oddali za nim widziałam rozpościerający się zimowy krajobraz i kilka osób idących pośród śniegu. Podążali zdecydowanym krokiem w swoje strony, musiał być to zdecydowany marsz, bo w przeciwnym razie mróz chętnie dokuczyłby jeszcze bardziej szczypiąc za policzki i otaczając lodowatym powietrzem. W pewnym momencie, gdy byli już trochę bliżej i stali się wyraźniejsi, jedna z osób idących chodnikiem przykuła moją uwagę. Był to blondyn, przez chwilę zobaczyłam w nim Adriena, szybko jednak spłoszyła się ta myśl, kiedy zobaczyłam szarą kurtkę, której Adrien nie nosił, poza tym po rysach twarzy widziałam już, że to nie on. Poczułam więc zawód i jeszcze bardziej niepokoiłam się o mojego blondyna.

______________________________________________________________________

🔥❤

Trzymajcie się, pozdrawiam wszystkich moich czytelników/czytelniczki😉💫💝

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top