Rozdział 22 Pytania bez odpowiedzi

Hej moi drodzy, wstawiam dziś znowu rozdział, bo wiem, że w weekend będę zapchana nauką i nie wiem czy zdążyłabym go wstawić. Raczej nie. A ten już naszykowałam i w wolnym czasie (jeśli go znajdę xD) będę pracować nad rozdziałem 23 :)

To tyle. 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Alice  La Brun

Kiedy zostałam wezwana przez dyrektora zawładnęło mną niemałe przerażenie. Wiem, że nie jestem niewinna, obawiałam się, że wykryli, zauważyli, że coś biorę lub czasem palę ze starszymi kuzynami, ale robiłam to tylko poza szkołą, w godzinach pozaszkolnych, jak więc mogli mnie wykryć?

Siedząc tuż przy biurze dyrektora, na przeciwko, robiłam wszystko co w swojej mocy, aby opanować drżenie rąk, nie chciałam pokazywać, że się lękam.

— Droga Alice La Brun. Doszły do mnie BARDZO nieciekawe informacje. Sonia z drugich klas zgłosiła, że podajesz innym uczniom narkotyki bez ich wiedzy. — orzekł, nie przestając mierzyć mnie surowym spojrzeniem. — Powiedziała, że wsypałaś coś do napoju uczennicy z twojej klasy, niejakiej Marinette Dupain - Cheng. Podobno też palisz z kuzynami, ale to już druga sprawa. Czy to prawda, że dosypujesz innym takie środki?

Przełknęłam ślinę. Tylko raz dosypałam na przyjęciu urodzinowym Adriena. No dobra, dwa razy, bo w gimnazjum też zdarzyło mi się odurzyć koleżankę, na której chciałam się zemścić. Ale to tylko dwa razy. Poza tym los nie potraktował mnie zbyt dobrze, zniszczył moje wnętrze, zamienił moją duszę w bestię karmiącą się czyimś cierpieniem, bo odebrał mi rodziców, z którymi byłam bardzo silnie związana emocjonalnie. Dlaczego więc ja mam być miła? Zostali mi już jedynie dziadkowie. Czemu mam rzucić nawyk, który sprawia mi przyjemność i sprawia, że choć na chwilę totalnie zapominam o problemach, śmierci rodziców, samotności. Kuzyni też czasami próbują mnie rozbawić, a że palą, to co mi szkodzi kilka razy zrobić to z nimi?

— Czy to prawda? — powtórzył pytanie.

Czy ta Sonia naprawdę musiała się wtrącać i na mnie nagadać?! Nie zamierzałam wyrządzić Marinette wielkiej krzywdy, ja tylko zazdrościłam jej prawdziwych uśmiechów, które powstawały tak często i tak łatwo na jej twarzy, toteż i ja chciałam tamtego wieczoru się szczerze pouśmiechać. Marinette to bardzo życzliwa osoba, jej serce jest szczęśliwe, zazdroszczę jej przyjaciół, chłopaka i urody.

Dlatego chciałam by raz poczuła się jak ja, pragnęłam, by inni zwrócili na mnie uwagę, wydawało mi się, że choć w minimalnym stopniu udało mi się zaimponować Adrienowi, oczarować go. Ale tak, tylko wydawało. Nie żałuję jednak tego jak postąpiłam, wręcz przeciwnie, uważam, że było warto ryzykować dla tak miłego wieczoru. Plan przynajmniej w połowie wypalił doskonale.

Owa Sonia, która doniosła na mnie, powinna zająć się po pierwsze swoimi sprawami. Nie rozumie jak mi źle.

Spojrzałam na dyrektora. W jego oczach dostrzegłam pewność oraz górującą złość. Minęła chwila zanim odpowiedziałam. Walczyłam ze sobą w myślach czy skłamać, czy jednak nie ma to sensu i lepiej po prostu powiedzieć prawdę.

Jeżeli skłamię, to za chwilę obsypie mnie szczegółowymi pytaniami, na które odpowiadając musiałabym podawać naprawdę trafne argumenty. Może mi się uda. Stałam się już ekspertem od kłamstw.

Tylko co jeśli ta dziewczyna ma jakieś dowody?

Nie mogłam się pozbyć wizji, że kiedy skłamię, dziewczyna wyskoczy przed dyrektorem z argumentem przeciwko mnie, a wtedy tylko bardziej się pogrążę i wpakuję się w kłopoty. Nie mogłabym dopuścić, by mnie stąd wywalili. Z jednej strony jest mi to zupełnie obojętne, lecz z drugiej myślę o babci, której nie chcę uprzykrzać następnych dni i zajmować jej czas wybieraniem nowej szkoły dla mnie. Załamałaby się. Dziadek też, już widzę jego smutne, rozgniewane, ale bardzo czułe oczy wpatrzone we mnie, gdy dowiedziałby się, że mnie wyrzucili. Ponadto niezmiernie mi będzie przed dziadkami wstyd, gdy dowiedzą się o moim kolejnym występku. Lepiej nie ryzykować. 

Prawda jest... bardziej doceniania.

— To prawda. — mówię cicho.

Przyznałam się.

Rozbrzmiewa się głośne i długie westchnienie dyrektora.

— Dziecko, posłuchaj... Dobrze wiemy, że jest ci ciężko po stracie rodziców, nie mogę powiedzieć, że cię rozumiemy, ale jednak myślę, że nie jest to powód byś uprzykrzała życie innym. Dlaczego ich otruwasz? Dlaczego niszczysz ich młody organizm? I swój? Czy wiesz w ogóle jak działają narkotyki? Jak wiele, wiele przynoszą szkód? Na litość boską, Alice nie pakuj się w to. Pozbądź się tych środków, obiecaj, że więcej ich nie użyjesz. Alice myślę, że każdy z nas tak naprawdę ma jakiś problem, większy czy mniejszy, ale prędzej czy później zawsze się z niego wychodzi, w życiu jednak trzeba być bardzo cierpliwym, to prawda, szczęście nie przychodzi łatwo. Ale ty robisz sobie normalnie barierę między tobą a szczęśliwym życiem. Te środki tylko cię zgubią, osamotnią, nie znajdziesz dzięki nim nikogo! Zostaw je, przeproś tych co trzeba i idź dalej! Twoi rodzice na pewno nie chcieliby, żebyś opychała się narkotykami... Na pewno patrzą z góry i wyczekują aż spojrzysz na świat z innej perspektywy. Tymi środkami zadasz sobie przyjemność na chwilę, jedną chwilę, a organizm wyniszczysz sobie na całe życie i skończysz samotnie, a tego chyba nie chcesz, prawda?

Nie odpowiedziałam. Chłonęłam dokładnie każde jego słowo, lecz nie raczyłam odpowiedzieć.

— Zmień więc swoją perspektywę na świat, bo to ty ustalasz jak będzie wyglądać twoje życie. Ty musisz wziąć się w garść. Odstaw te środki. Ze względu na te wstrząsające zdarzenie w twoim życiu, daję ci ostatnią szansę. Jeżeli to się powtórzy, będę zmuszony wezwać policję. W normalnym wypadku już bym wezwał. Ale że jesteś rozdarta po stracie rodziców, otrzymujesz ode mnie szansę, doceń ją proszę. Poza tym zapisałem cię na terapię, pani psycholog ci pomoże. Powinienem był już wcześniej zaoferować ci ową pomoc. 

Och, świetnie, uważają mnie za wariatkę. Wcale nie rozumieją sprawy a pieprzą głupoty. Nie potrzebuję wcale ich litości. Nie zaprzestanę korzystać z czegoś co daje mi na trochę czasu radość, uniesienie, jakiego bez użycia tych środków nie doznaję już dawno. Wpadłam w sieć depresji, przygaszam ją narkotykami, nienawidzę jej, bo sprawia mi dużo bólu.

Chloe

Minął już tydzień, może więcej, może mniej, odkąd siedzę w tej fatalnej, zimnej, szarej norze. Drżałam z zimna, na mojej skórze gęsia skórka zdawała się już zamieszkać. Wówczas była już zima. Osoba, która mnie tu uwięziła, i która prawdopodobnie współpracowała z moim byłym okazała się być o tyle łaskawa, by przynieść mi ciepły koc oraz zakurzony, stary materac. Nie miałam możliwości skorzystać z kąpieli przez te wszystkie dni. Bo w małym pomieszczeniu dołączonym do mojego znajdowała się jedynie umywalka oraz toaleta, kompletnie nic poza tym. Szafka pod umywalką była zupełnie pusta, no może oprócz gromadzącego się w niej kurzu i brudu.

Pragnęłam się stąd wydostać jak najszybciej, miałam już tego stanowczo dość, gubiłam się już nawet we własnych myślach, co jakiś czas roniąc łzy bezradności.

Doprawdy nie wyobrażam sobie jak mama Adriena mogła spędzić tutaj ponad rok. W takim nieopisanie okropnym środowisku. Brudno, zimno, samotnie, bez pomocy. I śmiertelnie nudno przede wszystkim, bo cóż tu mogłam innego interesującego wyczyniać, skoro ze mną stał tu tylko stary materac z kocem. Pomieszczenie było małe.

Chyba, że pani Agreste otrzymała choć trochę lepszy "pokój". Skoro trzymał ją tak dużo czasu, to musiał zaoferować jej choć kilka dłuższych kąpieli. Myślałam też o Dianie, która zapewne martwi się o mnie i nie wie gdzie się podziewam. Och, nie wiem jak mnie tu znajdą... To jakieś podziemie, skąd mogą wiedzieć, że tu jestem? Poza tym, kiedy Mari opowiadała mi o uwięzionym Adrienie, mówiła ze zdumieniem, iż to podziemie posiada niemalże tysiące różnych drzwi. Śmieszne, że nawet nie mam pojęcia, za którymi ukryli mnie. I po co on to zrobił? Do czego ten człowiek mnie tu trzyma? Czy to ma być jakaś forma kary? Co złego zrobiłam? No dobra, kiedyś nie byłam zbyt miła dla innych, lecz to już przeszłość i nie powód, aby mnie tu więzić.

Zastanawia mnie też jeszcze jedna rzecz. Otóż gdy ten wysoki, ponury mężczyzna z czarnymi włosami tu wchodzi, aby podać mi nędzny posiłek, gdy przyglądam się jego twarzy, o dziwo, nawet trochę przypomina mi Gabriela Agreste'a. Może on jest z nim jakoś powiązany? Ma smukłą, podłużną twarz równie jak przewracający się już w grobie Gabriel. Kontury twarzy są podobne. Czyżby on go zesłał? Czy to przypadkiem nie było zaplanowane od początku? A co z Adrienem i Marinette? Ich też zamknął? Zabije nas? A może będzie szantażował nas tak, jak mamę Adriena? Może jest takim samym psycholem jak Władca Ciem i też ma na celu osiągnąć władzę? Mam tyle tłoczących się w mojej głowie pytań, a na żadne udzielonej odpowiedzi.

Bo jak na razie tez człowiek nie mówił mi od siebie kompletnie nic, nie wiem nawet jak ma na imię... Victor też nie pokazał mi się już na oczy.

Ale skoro chłopak mnie tu przyprowadził to z pewnością nie zależało mu na mnie w najmniejszym stopniu. Musiał chodzić ze mną jedynie dla jakiejś korzyści.

A ten fakt uderza we mnie każdego dnia tutaj, gorzej niż kamienie.


Marinette

Po wstąpieniu do klasy dyrektora, nie ujrzałam już później Alice na oczy. Myślę, że zwyczajnie zwinęła się z lekcji, bo bała się, że będzie wypytywana przez innych co zrobiła.

"Alice zawsze ucieka" - nasunęły mi się na myśl owe słowa.

Zdążyłam zauważyć już wcześniej, że dziewczyna próbuje uciec od każdego, kolejnego przysporzonego problemu. Albo odreagowuje go złością i agresją nie stykając się z nim, lekceważąc, robiąc swoje, będąc przekonana, że wcale nie postępuje źle, albo zaś właśnie unikając. Alice nie chce identyfikować się z własnym utrapieniem, a powinna. Powinna z nim walczyć, postawić się mu aniżeli zakrywać go na siłę narkotykami. W taki sposób nigdy nie pozbędzie się problemów, na moment tylko je przyćmi, na chwilę celowo je przykryje, żeby ich nie widzieć. Ale one zawsze wrócą, jeżeli w końcu się im nie postawi. I to z podwójną siłą.

Może strata rodziców jest dla niej tak wielkim bólem i problemem, że dosłownie ucieka przed innymi, nowymi problemami, nie pozwala siebie do nich dopuścić.

Osobiście uważam, że właśnie naprawdę powinna z nimi walczyć, dzięki temu stałaby się silniejsza, a zamiast tego próbuje zagłuszyć je narkotykami, przykryć je niczym ciężka nieprzenikliwa płachta, pod którą na chwilę zostaną schowane, zapomniane, lecz tylko na moment, potem problemy wyjdą z kryjówki, ona dobrze wie, że tam są.

Pomimo, że bezczelnie podrywała mojego chłopaka, posyłając mu nie raz prowokujące gesty i mimo że kłamiąc, stworzyła burzę między mną a Adrienem, współczuję jej i chcę jej pomóc.

Sądzę, że jest po prostu zagubiona, a śmierć rodziców pozostawiła w jej duszy straszne rany. Nie potrafi sobie poradzić, dlatego odreagowuje się na innych, a to bardzo nieprawidłowe postępowanie. Co gorsza, nie chce sobie pomóc.


Kilka dni później...

Święta Bożego Narodzenia spędziliśmy z mamą i z tatą w radości, nieznajomy jak widać zaprzestał na dłuższy czas wysyłać dziwne SMS-y, dotychczas się więcej nie odezwał, co wcale nie ustawiało mnie w pewnej sytuacji. Niepokoiłam się całkowitą ciszą z jego strony, bo czułam, że coś szykuje, prawdopodobnie właśnie tę "zemstę", jak to powiedział. Szczerze, nie sądzę, aby tak po prostu dał sobie spokój. Wciąż nie mam pojęcia kto to może być. I kto porwał Chloe, o ile to w ogóle było porwanie... Nic nie wiemy. I to chyba najbardziej nie daje mi spokoju. Bo najgorsza jest niewiedza. Wtedy nie wiesz co zrobić dalej. Czasem najlepiej pozostać w miejscu póki co.

Gdy pewnego zimowego ranka, tuż po świętach, kiedy mieliśmy parę dni wolnego, obudziłam się i włączyłam telefon, aby sprawdzić godzinę, na ekranie pokazała mi się informacja o jednej nie odczytanej wiadomości.

Wzięłam telefon do rąk i serce załomotało mi prędzej gdy zobaczyłam, że nadawcą jest właśnie ten nieznajomy, który dość dawno się odzywał.

Zamarłam czytając jej treść.

💬Od: 551 447 302

Pożegnałaś się już z wszystkimi? Zrób to, zanim będzie za późno. Plany się trochę pozmieniały... Czeka cię niespodzianka. To koniec. Biedronko :)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top