Rozdział 21 U Mistrza...

Hej! 

Jak szkoła? 😄 Da się przeżyć? XD

U mnie może być, póki co jeszcze nie jest tak strasznie ;D (Ten optymistyczny pogląd😆)

Słuchajcie, w rozdziale pojawia się pewien pomysł... hm, no zobaczmy jak Wam się to spodoba. 

Miłego czytania! 

Tradycyjnie proszę o pozostawienie gwiazdki lub komentarza jeśli się podoba! 

Bo jak widzicie staram się regularnie co 4 dni wstawiać rozdział :) 

____________________________________________________________________________________________________________________________________________

Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, zbliżała się godzina siedemnasta, szłam teraz do Mistrza, tak jak nakazała Tikki.

Kwami chowała się w mojej małej torebce, co chwilę z niej wylatując, by wskazać drogę.

Cały rozciągający się przede mną chodnik, pokrył śnieg, który skrzypiał pod każdym kolejnym stawianym przeze mnie krokiem.

Moje ciało otulała ciepła fioletowego odcienia kurtka, ochraniała mnie przed mrozem zimy.

W tym roku zima dość prędko nas odwiedziła.

Cel tej wędrówki stanowiło mieszkanie na ulicy Rue Pierre et Marie Curie. Był ukryty za przedwojennymi kamienicami, do których od dawna zdawał się nikt nie zaglądać. Rzadko kto kręcił się po tych okolicach, mieszkali tu przeważnie starsi ludzie, niektórzy już u kresu życia, a ich spacery ograniczały się do wychodzenia na ogród, w bardziej słoneczny dzień. Była to jedna z zapomnianych dzielnic Paryża, pełna wspomnień z dawnych lat, spowita mgłą i duchem tamtych czasów. Wieczorem sprawiała wrażenie wyludnionej, ulice świeciły pustkami i tylko w nielicznych oknach paliło się jeszcze światło.

Największą uwagę przykuwały ogrody pełne kwiatów, które owszem od czasu do czasu spotykało się po drodze.

Przyspieszyłam kroku z zainteresowaniem rozglądając się po okolicy. Dotychczas byłam tu tylko raz gdy stan zdrowia Tikki się pogorszył i czym prędzej musiałam znaleźć domniemanego uzdrowiciela.

Wówczas nie zwróciłam większej uwagi na drogę ani na specyficzny urok tego miejsca, bo miałam zbyt dużo zajęć i myśli w głowie, żeby pozwolić sobie na choć chwilę wytchnienia. Musiałam wtedy pomóc Czarnemu Kotu i uwolnić Rose od Akumy.

Tikki odwróciła się i skinęła głową.

— To tutaj. oznajmiła, kiedy minęłyśmy jakiś szary dom, który obrastało wiele roślin.

Zapukałam, jednak nikt nie otworzył nawet po dłuższej chwili.

Powtórzyłam tę czynność znów, lecz nadal drzwi nie uchyliły się.

 Jestem pewna, że Mistrz tu jest. Może wejdźmy. Kwami nigdy nie pukają. 

Niepewnie złapałam za drewnianą kołatkę i powoli przyciągnęłam ją do siebie.

Pierwszy pokój kojarzyłam zawczasu. Kremowe ściany z czerwonymi elementami u góry, świeczki o różnych barwach poustawiane w rządku na małym stoliku, zakurzony gramofon na drewnianej komodzie. Gdzieniegdzie widniały symbole chińskie.

Z gramofonu sączyła się melancholijna muzyka, zapalone kadzidełko uwalniało zapach jaśminu, a promienie świec rzucały światło na obrazy powieszone nad półką na książki.

Niedługo potem Mistrz wyszedł z zza drzwi.

— Oo, Marinette, co cię tu sprowadza? Czyżby to samo co Adriena? — spytał lekko zachrypniętym głosem.

Adrien też tu był?

— Chcieliśmy ci zgłosić zniknięcie Chloe. — odezwała się Tikki.

Mistrz skinął głową.

— Plagg też jest zaniepokojony jej zniknięciem. Zapraszam was na górę, Adrien tam jest i właśnie rozmawiamy. Odłóż tu na wieszak kurtkę i chodź. gestem ręki nakazał, abym zanim szła.

Ruszyłam ostrożnie schodami w górę. Podłoga wydawała skrzypnięcia. Zobaczyłam w jednym z pomieszczeń Adriena siedzącego przy stole i popijającego herbatę. Chłopak od razu mnie zauważył, zdziwił się, lecz po chwili posłał mi ciepły uśmiech.

Pomieszczenie było w kolorach żółci, Adrien siedział na blado-kremowej kanapie, przed nią stał niewielki brązowy stolik, ściany po bokach pomieszczenia były jasne, kreowały je pastelowe barwy. Dalej stała jeszcze stara drewniana komoda, a obok niej większa szafa.

Zajęłam miejsce obok Adriena. Chłopak od razu objął mnie ramieniem, oparłam się o niego.

— Właśnie rozkminamy z Mistrzem co mogło stać się z Chloe, przekazałem mu także o dziwnych SMS-ach od nieznajomego.

Spojrzałam na Mistrza Fu, w tej chwili wbił wzrok w stół przed nim, siedział na przeciwko nas na popielatym fotelu.

— Obawiam się, że znalazł się ktoś kto chce posiąść moc równie jak Władca Ciem lub po prostu... pomścić go. To by tłumaczyło SMS-y o zemście. — wypowiedział się staruszek. — Musicie bardzo na siebie uważać. Niewykluczone, że czekają was kolejne ciężkie walki. — oznajmił.

Myślę, że damy radę, musimy sobie dać radę, ale jednak... się boję.

— Mistrzu myślisz, że Chloe została przez niego porwana? Może to pułapka na ich dwójkę? — Tikki wskazała na nas.

To całkiem możliwe.

— Też możliwe. Cóż, na razie nie wiemy za wiele, ale jeszcze raz podkreślę — bądźcie ostrożni.

Przytaknęliśmy poważnie głową.

Nagle usłyszeliśmy jakiś dobiegający z dołu dźwięk. Mistrz chyba go nie usłyszał, bo zdawał się nie zwrócić uwagi na to.

— Marinette, wybacz, zapomniałem zapytać, przyszykować ci coś do picia? — zwrócił się do mnie.

— Tak poproszę. Wystarczy ciepła herbata, bo jest zimno. — zadrżałam, wtedy Adrien uścisnął mnie jeszcze mocniej. Wtuliłam się w niego. Spojrzałam na jego długie nogi i już po chwili usiadłam mu na kolanach, plecami oparłam się o krótkie oparcie po bokach fotela i objęłam go.

Zaśmiał się krótko, po czym odwzajemnił uścisk. Podniosłam głowę z jego ramienia i spojrzałam mu w oczy. Zatopiłam wzrok w pięknych zielonych tęczówkach, już po chwili mogłam cieszyć się smakiem jego ust. Oddawał każdy mój delikatny i czuły pocałunek.

Nawet nie zauważyliśmy kiedy staruszek stanął w progu drzwi i rozbawiony przyglądał się nam. Rzuciliśmy mu oboje zawstydzone spojrzenia, gdy go zauważyliśmy.

— Chyba przeszkadzam, co? — zaśmiał się. — Ale wiecie co? Zawsze sądziłem, że jesteście dla siebie stworzeni. — stwierdził, czym wywołał na naszej twarzy jeszcze wyraźniejsze rumieńce.

Podszedł i postawił na stoliku przed nami kubek z gorącą herbatą.

Zeszłam Adrienowi z kolan i sięgnęłam po herbatę. Z kubka ulatywała jeszcze gorąca para.

Gdy już dopiłam herbatę do końca, nadszedł czas kiedy powinniśmy się zbierać.

Mistrz odprowadził nas do drzwi, pożegnał nas z uśmiechem, powiedział, że w razie jakby coś nas niepokoiło zawsze możemy wpaść. No i jeśli będziemy mieć więcej informacji co do Chloe...

Gdy jednak tylko posunęliśmy się o dwa kroki, usłyszeliśmy przeraźliwy krzyk Mistrza. Natychmiast otworzyliśmy drzwi i zdenerwowani wparowaliśmy do środka.

— Mistrzu? Mistrzu! — wołałam wystraszona.

Rozejrzałam się, Adrien też zaczął go nawoływać.

— Zniknęło! — nagle wybiegł z jednego z pomieszczeń, znajdujących się gdzieś dalej.

— Co?

— Miraculum spełniania życzeń! — krzyknął zrozpaczony.

Posłaliśmy sobie, a potem jemu zdziwione spojrzenia.

— To w ogóle jest takie? — pytaliśmy zdziwieni.

— Tak... Nie mówiłem wam o nim. Samo w sobie nie jest jakieś silne, ale... gdy się je uaktywni można zażyczyć sobie dwa dowolne życzenia, tylko dwa...

— Zaraz to dlaczego nie dawałeś nam jego do misji... — Adrien przerwał mu.

— Mówię przecież, że tylko dwa! Poza tym wypowiedziane życzenie musi być bardzo precyzyjne, bardzo dokładne, ogólnie jest to dość niebezpieczna moc... Można nim coś wywołać, można zażyczyć sobie dosłownie wszystko. Ale są tylko dwa życzenia. Te miraculum to wyjątek, unikat,  używając go wcale nie jesteś szybszy, silniejszy, zwinniejszy jak przy innych. Masz jedynie kostium i dwa życzenia. I jak mówię — jest niebezpieczne. Wymówione życzenie może odwrócić się przeciwko tobie, na świecie musi panować jakiś ład i równowaga, dlatego nie mogłem wam go podarować.

— Czyli... Ktoś go wykradł? — spytałam załamana.

— Najwyraźniej moja droga... — Mistrz usiadł bezradnie na bujanym krześle. — Jest bardzo źle... Ta osoba, która go ukradła na pewno nie ma dobrych zamiarów, o ile dobrze go użyje, może zażyczyć sobie wszystkiego.

Patrzeliśmy załamani na Mistrza. Byliśmy bezradni wobec tej sytuacji.

______________________________________________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top