Rozdział 19 Konflikt na lodowisku
Otaczały nas grube białe bariery, a przed nami rozciągało się lodowiskowe pole.
Adrien śmiało złapał za moje okryte rękawiczkami dłonie i pociągnął mnie do siebie. Łyżwy pozwoliły mu jechać tyłem, sprawnie odpychał się do tyłu, ja zaś trzymając jego dłonie jechałam wprost na niego.
Podczas tego uśmiechaliśmy się do siebie pogodnie, oboje cieszyliśmy się, że możemy spędzić ten czas jedynie sami ze sobą.
W końcu niedziela jest dniem odpoczynku, co prawda jesteśmy załadowani do sedna pracami szkolnymi, więc przyda nam się odprężyć od wszystkiego w swoim towarzystwie.
— Wiesz, że Cię kocham? — zapytał z uroczym uśmiechem Adrien, a raczej stwierdził.
Uwielbiałam jak jest taki słodki wobec mnie.
— Nie bardziej niż ja Ciebie. — odpowiedziałam i zbliżyłam się do jego twarzy, aby na chwilę złączyć nasze usta.
Wtedy nagle Adrien zderzył się z kimś, przerwałam pocałunek, chłopak obrócił się raptownie za siebie.
To chyba jakieś żarty.
— Wybacz, nie chciałem, wszystko w porządku? — Uśmiechnął się delikatnie do Alice.
Czy tylko ja ostatnio mam wrażenie, że ona jest wszędzie? Mam może wierzyć, że to przypadek, iż zjawiła się akurat dzisiaj, akurat w tym mieście i akurat na tym lodowisku.
Podejrzewam, że musiała podsłuchiwać o czym rozmawialiśmy na ostatniej lekcji, całkiem wiarygodne, że słyszała gdzie się wybieramy, bo siedzi w klasie tuż za nami i to w dodatku sama.
Dziewczyna ulokowała wzrok na jego twarzy, przypatrywała się mu, widziałam w jak kleisty sposób uwiesiła na nim wzrok.
Pragnęłam przerwać konwersację ich oczu, która trwała już O WIELE za długo.
Co ta żmija sobie wyobraża?
Raz, dwa zabieraj się stąd żałosna kłamczucho.
Podczas gdy ona nie mogła oderwać wzroku od Adriena, ja mordowałam ją wzrokiem, obrzucając ją niemiłym, surowym spojrzeniem.
Niebieskooka zdaje się dopiero teraz mnie zauważyła, bo jej kąciki ust nieco się skurczyły.
Poczułam się jednak zlekceważona, gdy Alice słodkim, delikatnym głosikiem zadała pytanie mojemu chłopakowi.
— Oo, Adrien... Cześć. Wiesz ja... Nie potrafię zbyt jeździć na łyżwach... — wbiła wzrok w dół —Może ty potrafisz? Nauczysz mnie trochę? — zatrzepotała teatralnie rzęsami.
Naprawdę? Po tym co odwaliła, jeszcze jej nie wstyd o coś go prosić?
Ja jednak stałam z pewnym siebie chytrym uśmiechem, gdyż wiedziałam, że Adrien się nie...
— Mhm, no dobra...
Porąbało?!
Czy ciebie, za przeproszeniem, pogięło?
W tym momencie rzuciłam w jego stronę srogie spojrzenie. Adrien tylko spojrzał na mnie ze skruchą, którą miał wyraźną w oczach, zanim Alice gwałtownie nie szarpnęła go za rękaw rzucił mi jeszcze dłuższe przepraszające spojrzenie.
Naprawdę tak trudno było jej odmówić? Czy to takie trudne powiedzieć "Nie."? Przecież wybrał się tu ze mną, mieliśmy spędzić czas razem... A może on woli spędzić ten czas z Alice, co?
No na to wygląda.
Stałam jak słup soli, pogrążona w złości i przypatrywałam się z daleka jak Adrien trzyma Alice za ręce, robi to mocno by nie upadła, chociaż nigdy też niewiadomo czy Alice tylko udaje taką nieporadną na łyżwach.
Cha, cha, teraz to ty jesteś osobą trzecią. — zaszydziła sobie ze mnie złośliwa podświadomość.
Och, weź się zamknij. — odpowiedziałam jej ostro.
Adrien wykonywał z Alice w sumie to samo co wcześniej ze mną, poruszał się tyłem, a ona jechała przodem do niego, nie odrywając wzroku od jego twarzy.
Mogłabym teraz sobie stąd po prostu wyjść, ale może lepiej poczekać...
Na co poczekać? No, niby na co? Przyznaj, chcesz po prostu mieć ich w zasięgu wzroku, bo jesteś zazdrosna — mówiła podświadomość, która niestety tak dobrze zna prawdę jak nikt inny.
Nie mogę stąd wyjść, ponieważ postępując tak, uświadomiłabym ją w przekonaniu, że wygrała.
Westchnęłam ciężko i też zaczęłam jeździć. Lecz sama. Super. Alice o to właśnie chodziło, w duchu szczyci się teraz pewnie, że ten kretyn jej posłuchał i mnie zostawił. Taka to z niej "kochana" przyjaciółka. No ale Adriena mózg oczywiście znów musi odwiedzać teraz Karaiby, opuścił go przy głupiej Alice.
Poruszając się zwinnie po lodowisku cały czas miałam tych dwojga na oku. Niech się mają na baczności, bo rozszarpali moje nerwy, lecz na pewno nadejdzie jeszcze czas na małą zemstę.
W pewnym momencie "biedna" Alice musiała się poślizgnąć tak mocno, że aż dosłownie wleciała na Adriena, przez co ten stracił równowagę, po paru sekundach oboje znaleźli się na lodzie.
Alice wprost leżała na nim z niewinnym uśmieszkiem, oboje patrzeli sobie w oczy, znów poczułam się oszukana przez Adriena, a tym bardziej przez Alice.
Chłopak próbował z wysiłkiem się podnieść, ona jednak stawiała mu opór, a jej jasnobrązowe potargane włosy spoczywały teraz na jego twarzy. Ich usta znajdowały się dość blisko siebie, co strasznie mi przeszkadzało, nieświadomie zacisnęłam dłonie w pięści, a do oczu napływały już powolutku pierwsze delikatne łzy.
Alice prawie szarpnęła ustami za jego wargi, wtedy on natychmiast zrzucił ją z siebie, wyglądał na naprawdę zdenerwowanego. Oglądnął się i spojrzał w moją stronę. Potem znowu zatrzymał wzrok na Alice, posyłając jej trochę surowe spojrzenie. Adrien wstał na nogi i nawet nie podał jej kulturalnie dłoni, by pomóc wstać, wciąż siedziała zdezorientowana na lodzie, jak zwykle ukazując tą swoją minę niewiniątka i tworząc słodkie kocie oczy w stronę Adriena, które chyba miały na celu jedynie jeszcze bardziej mnie sprowokować, a nawet porządnie wkurzyć.
Po chwili jednak wyciągnął w jej stronę dłoń, od razu ją pochwyciła i podniosła się za jej pomocą.
— Pójdę już do Marinette. — lekko się do niej uśmiechnął.
— No dobrze. — odparła ze spokojem. — Dziękuję Adrien. — odważyła się złożyć szybkiego buziaka na jego policzku, po czym powoli i niezdarnie odjechała od nas.
— Mari? — podjechał śmiało w moją stronę, po czym ujął w dłonie moje policzki, ja jednak wyswobodziłam z nich głowę.
Spojrzałam na niego tylko niechętnie, nie miałam ochoty z nim rozmawiać, skoro pół tego czasu kiedy mieliśmy spędzać go ze sobą, zmarnował na Alice.
— Wiesz, jakoś nie mam ochoty z tobą rozmawiać. — mruknęłam oschle.
— Och, ale dlaczego? Nie moja wina, że się tu zjawiła. Chciałem jej tylko chwilę pomóc, chciałem prędzej z nią to skończyć, ale trzymała mnie, powtarzając ciągle, że jeszcze chwilka, że ona chce się trochę poduczyć i będzie wdzięczna.
Roześmiałam się. Ale to był nerwowy śmiech, jeden z tych pogardliwych, w których kryje się zażenowanie.
— Chciała się poduczyć? — spojrzałam na niego z pogardą — Weź przestań, zrobiła mi to na złość. — spuściłam brwi na dół. — Nie jestem taka głupia jak ty i widzę swoje. — syknęłam.
— Myślisz, że specjalnie? — miał wątpliwości.
— W jakim ty świecie żyjesz... — pokręciłam z zażenowaniem głową na boki. — Nawet jeśli byłoby to nie specjalnie, to przecież mieliśmy spędzić ten czas razem! — odjechałam trochę dalej, wbijając wzrok w lód.
Przez chwilę milczał, chyba się nad tym wszystkim zastanawiał.
— No dobra, masz rację, nie powinienem był Cię zostawiać... — przytulił mnie do siebie, niepewnie objęłam go, opierając głowę o jego tors.
— I znowu wyszła kłótnia o byle co, prawda? — odsunęłam się, zakładając dłonie na biodra. — Bo nie umiesz odmówić Alice, mimo że wyrządziła nam świństwo.
Nie odpowiedział mi nic, tylko wpatrywał się we mnie.
— I znowu przeze mnie, tak?
Prychnęłam śmiechem. Idiota, jeszcze się pyta?
— No a przez kogo. Wyobraź sobie jakby przyszedł tutaj Matteo i chciał bym ja go nauczyła, zgodziłabym się i podczas jazdy prawie by mnie pocałował. Pasuje ci taki układ? Co z tego, że chodzimy, prawda?
Na chwilę zaniemówił. Spuścił brwi na dół.
— Dlaczego akurat Matteo? — wydawał się być oburzony.
— Oo, widzisz? Już jesteś zazdrosny. — prychnęłam, posyłając mu zwycięski uśmiech. — A wyobraź jak ja się czuję gdy ją obejmujesz. Pod takim względem już dawno powinniśmy zerwać.— palnęłam w gniewie, dopiero po chwili uświadomiłam sobie jak ostro się wypowiedziałam i trochę pożałowałam.
Był zdumiony. Blask w jego oczach zgasł, pomarkotniał na twarzy.
— Proszę... Nie przesadzaj...— patrzył wciąż zdumiony — Wcale jej nie obejmuję, jak możesz tak mówić?!
— Och... — westchnęłam tylko, trochę żałując swoich ostrych słów, które wypłynęły z ust pod wpływem emocji.— Bo na twoich urodzinach też się nią zająłeś. Nie ważne. Zamknijmy już tą kwestię... Ale wiedz, że jej nie ufam. Wiem, że robi to specjalnie.
— No dobrze... Wezmę to pod uwagę. — odrzekł z powagą.— Ja też jej zupełnie nie ufam, Marinette, powinnaś wiedzieć, że nigdy dopuściłbym, by zniszczyła tę silną więź między nami. I widzę, że nie tylko ja jestem obsesyjnie zazdrosny...
Skrzywiłam się.
— Ach tam. — zachichotałam krótko i machnęłam ręką. — Chciałbyś.
— Udowodnię ci, że nie obchodzą mnie żadne inne, że tylko ty jesteś moim całym światem, moim dziennym światłem, moim błogosławieństwem.
Uśmiechnęłam się bardzo szeroko, słysząc te czułe słowa. Od razu zrobiło mi się cieplej w sercu.
Lecz zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, chłopak wpił się w moje usta.
__________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Alice znowu próbowała coś kombinować, pogodzili się jednak dosyć szybko😄
To zaś jeszcze nie koniec akcji😌😜
Ym, w kolejnym rozdziale coś wyjdzie na jaw... Em, no nie wiem czy się spodziewacie czy nie xd taki mały spoiler ;p B)
Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został xd
Do kolejnego! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top