Rozdział 16 Niespodzianka


Chloe

— Nie bój się Chloe, to tylko ja! — Śmiał się mój chłopak. Porządnie mnie wystraszył, zakrył mi oczy, usta... Co mu odbiło.

— Czy tobie coś odwaliło? — fuknęłam, zdenerwowana w jego stronę  — Od kiedy ty robisz mi takie "niespodzianki"? — Podniosłam telefon, który przez niego wypadł mi z rąk.

— Och, wybacz Chloe, nie chciałem. — powiedział, patrząc mi czule w oczy. Ponownie zatopiłam wzrok w tych jasnobrązowych tęczówkach. Tak bardzo mi się podobały. 

Chłopak wpadł mi w oko już za pierwszym razem, kiedy to wpadliśmy na siebie całkiem przypadkiem... w windzie. Zacięła się, musieliśmy razem zatem wzywać pomoc. Miał on w sobie jakiś urok, który sprawił, że od razu obdarzyłam go sympatią.

Kocham go, pomimo tego, że czasami miewa naprawdę głupie wybryki.

Ja po prostu nie potrafię się na niego gniewać, gdy rzuca mi spojrzenie pełne skruchy, przepraszając, a niedługo później zaczepiając wargami o moje usta. Podoba mi się, że jest kulturalny, stara się mnie zawsze jakoś rozbawić, jego oczy błyszczą gdy ulokuje na mnie wzrok.

Podczas wakacji uczęszczaliśmy też razem na lekcje tańca, tam natknęliśmy się na siebie po raz drugi, również przypadkiem, to musi być przeznaczenie. Tańczyliśmy ze sobą, pokochałam spędzać z nim każdą chwilę.

— Mam dla ciebie niespodziankę kochanie. — oznajmił, przyciągając mnie do siebie i całując w czoło.

— Naprawdę? Znowu? — Uśmiechnęłam się szczęśliwa w jego stronę.

— Pewnie kotku, ratując świat zasłużyłaś i tak na o wiele więcej... — Aww. Tak, zaufałam Victorowi na tyle, aby powiedzieć mu o swojej tajemnicy. Jestem pewna, że chłopak jej dochowa, jest taki delikatny.

— Największym prezentem dla mnie jesteś ty. — stwierdziłam, nie spuszczając z niego chętnego wzroku.

Chłopak przyciągnął mnie do siebie i uniósł mój podbródek, aby złączyć nasze usta.

— Wychodzimy powiedzmy za godzinę, ubierz na siebie coś... wygodnego.

— A gdzie pójdziemy?

— To będzie ta niespodzianka. — Posłał mi uroczy uśmiech.

— Wracam na chwilę do domu, też się wyszykować. — mrugnął do mnie — Ty też w tym czasie myślę, że zdążysz się ogarnąć.

Marinette

— Myślisz, że coś jej się stało? — Razem z Adrienem byliśmy przejęci zaistniałą sytuacją.

Co sprawiło, że Chloe nagle przestała mówić, dlaczego krzyczała?

Z tego co zdołałam zrozumieć to ktoś szantażuje chłopaka Chloe pieniędzmi, zapewne dla jakiegoś upatrzonego celu. Już miała dokończyć w zasadzie czego chce tak naprawdę ten człowiek, kiedy właśnie akurat w tym momencie wyglądało to tak jakby ktoś wyrwał jej telefon, to w najlepszym przypadku, bo obawiamy się, że mogło stać się również coś gorszego.

— Mari... — do naszej rozmowy dołączyła nagle moja czerwona kwami. — Czuję, że dzieje się coś złego. To znaczy... Tak jakby jeszcze nie jest to dokonane, ale jest to czyimś celem. Musicie uważać.

— Ale to coś z miraculami? — spytał Adrien.

— Co masz na myśli, mówiąc "to"? — Chciałam wiedzieć.

— Sama dokładnie nie jestem pewna, ale proszę, bądźcie ostrożni. Czuję, że Diana* się czegoś obawia. Oraz, że... ktoś może mieć złe zamiary względem was.

* * *

Chloe

Mimo że zbliżała się zima, to dziś wyjątkowo promyki słońca ogrzewały podwórze. Dołączył się także do tego chłodny wietrzyk, który powiewał od czasu do czasu.

Wprawdzie jestem podekscytowana gdzie Victor chce mnie zabrać.

Nie mam pojęcia co to może być za miejsce, lecz z moim ukochanym wszędzie mi dobrze.

Mówił, że mam się ubrać "wygodnie", naciągnęłam zatem na siebie niebieskie legginsy, a górę przykrywała mi biała bluzka poplamiona kolorami tęczy, a na nogi założyłam czarne adidasy. Zrobiłam też w miarę delikatny make-up.

Niedługo potem usłyszałam dzwonek do drzwi.

— Gotowa? — zapytał blondwłosy Victor, gdy już mu otworzyłam.

— Tak. — oznajmiłam śmiało, poprawiając rozpuszczone włosy.

Przyglądnął mi się przez dłuższą chwilę, rzucił jakiś miły komplement, po czym ruszyliśmy przez miasto.

Szliśmy zadowoleni ze splecionymi dłońmi, które ośmielały się lekko drżeć.

Powtórnie miałam okazję podziwiać uroki ładnego Paryża.

Nasz spacer trwał dosyć długo, gdzie mój ukochany chce mnie zabrać?

Podczas owego spaceru nie obyło się jednakże bez kotłujących się w mojej głowie myśli na temat tego telefonu, który odebrałam wcześniej. Byłam szczerze przejęta. Czyżby ktoś groził mojemu ukochanemu? Ale dlaczego? Jak on się w to wpakował, czy ten człowiek o ponurym głosie go szantażuje?

Zdecydowałam śmiało podjąć się tematu.

— Victor... Posłuchaj... Ponieważ jesteśmy razem, powinniśmy mówić sobie o wszystkim. Więc proszę przestań mnie okłamywać, że te telefony są od twoich kolegów... Bo ja czuję, że coś jest nie tak. I uwierz mi, gwarantuję ci, lepiej będzie jak mi powiesz co się dzieje... Czy ktoś cię... — Westchnęłam głęboko. — szantażuje? — odważyłam się zapytać. Powinien wiedzieć, że z chęcią usunę z jego rąk każdy kłopot, w końcu jest moją miłością, uwielbiam go, zawsze będzie mógł na mnie liczyć.

Sądziłam, że wbije wzrok tępo w ziemię i zacznie mi po kolei wyjaśniać, lecz on obrzucił mnie podejrzliwym i nawet surowym spojrzeniem.

Po chwili zaś roześmiał się w głos, zrobił się dziwny.

— Och, Chloe, co ci się uroiło w tej głowie kobieto? — westchnął, śmiejąc się. — Gdyby było coś nie tak to bym ci powiedział, po co miałbym coś przed tobą kryć, czegoś się tak uczepiła? Naprawdę za takiego mnie uważasz?

Po jego pewnej siebie wypowiedzi już sama nie wiedziałam co jest prawdą a co nie. Ale zdecydowałam dalej jechać z grubej rury.

— Ktoś ma dać ci kasę. Kto? O co chodzi? Dostałeś taki...

— Co?! O czym ty w ogóle mówisz? — w głosie miał zdumienie albo prawdziwe albo bardzo dobry z niego aktor. — Chloe... — Spojrzał mi w oczy. — Kto ci tak powiedział? Gdzie to słyszałaś? — Zadał pytania.

— A wyobraź sobie z twojego telefonu. — palnęłam.

Nie powinnaś była mówić. — mówi głos w mojej głowie, kiedy jest już za późno.

— Naprawdę coś takiego tam było? Mówisz serio?

— Dobrze wiesz, że tak. — tak naprawdę Victor z każdym kolejnym słowem wprawiał mnie w coraz większą niepewność.

Był taki... zdecydowany gdy mówił. Ponadto wyglądał na naprawdę zdziwionego sprawą, przez co zaczynałam powoli ufać jego słowom...

— To musiała być pomyłka. Na co mi chajs, jak mam ciebie. — Objął mnie ramieniem. — A poza tym... jesteśmy już prawie na miejscu. — Rozglądnęłam się wokół, znajdowaliśmy się gdzieś po środku Paryża, nadal nie byłam do końca pewna gdzie zamierza mnie zabrać. 

Poznałam stojącą w pobliżu willę Agrestów. Z tego co wiem, Adrien mieszka już teraz gdzie indziej, z mamą.

Zanim się zorientowałam, Victor delikatnie zasłonił mi oczy jakąś chustą.

— Za mną droga pani. — powiedział z entuzjazmem, czarującym głosem.

Uśmiechnęłam się pod nosem, brązowooki prowadził mnie za dłoń.

Przeszliśmy gdzieś tak około kilkanaście metrów, wtedy nagle zatrzymaliśmy się i Victor znów się odezwał.

— Uważaj, bo są schody. — Pokonywałam bardzo ostrożnie każdy stopień. W końcu kompletnie nic nie widziałam, zatem byłam w tym bardzo uważna.

Weszliśmy gdzieś do środka, nie wiem skąd, ale jestem, nie wiedzieć czemu, przekonana, że kiedyś już chodziłam wzdłuż tych schodów.

Zamknął za sobą drzwi, staliśmy tak przez chwilę w miejscu, nie wiedziałam dlaczego.

— Czemu stoimy?

Nagle poczułam, że ktoś stoi tuż przede mną i coś wyciąga, i to nie był Victor, ponieważ on trzymał moją dłoń cały czas z boku.

Serce zabiło mi prędzej, nie rozumiałam co się dzieje, cisza ze strony chłopaka tym bardziej napełniła mnie wątpliwościami.

Co takiego przyszykował chłopak?

— Victor?

Odpowiedziała mi cisza, a echo mojego głosu w bardzo minimalnym stopniu odbiło się od ścian, więc pomieszczenie musiało być spore.

Poczułam się niepewnie, dlaczego on milczy?

Nagle moje wnętrze napełniły obawy, czułam, że coś jest nie tak.

Dziwny strach dał o sobie znać.

Cofnęłam się o krok, miałam ochotę w tej chwili uciec, wtedy jednak poczułam jak przykładają mi do nosa coś miękkiego o silnym zapachu. Odruchowo ze strachem odsunęłam się, lecz oni mnie przytrzymali, zaczęłam się szamotać, nie rozumiałam co się dzieje, nie wiedziałam, bo zakryli mi oczy. 

Czuję, że tracę z sekundy na sekundę kontakt z rzeczywistością...

No pięknie.

Pomocy. Pomocy!

Wtedy dotarło do mnie jaki ogromny błąd popełniłam, zgadzając się na tę "niespodziankę"...

— Przepraszam... przepraszam Chloe. — Usłyszałam jeszcze jako ostatnie z ust mojego chłopaka, zanim nie straciłam przytomności.

_____________________________
______________________________________________

*Diana = kwami Chloe dla przypomnienia :)


Hej!💕

Rozdział napisałam, możliwe, że Cię zaintrygowałam, może gwiazdkę mi podarujesz, to nic nie kosztuje a na mojej twarzy uśmiech namaluje😊

Jest trochę krótki, wybaczcie za to ;p  

Może kolejny będzie już w poniedziałek, to zależy od mojego czasu i chęci.

Z góry dziękuję za zostawioną gwiazdkę czy komentarz! <33 

Im więcej osób je pozostawi, tym większą będę mieć motywację do naszykowania kolejnego rozdzialiku ;)) 

Widzimy się w kolejnym!!😏

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top