Rozdział 5 Tylko biel

Miłego czytania!! ;) 


Anielle

Dni stały się chłodniejsze. Szczególnie w ciemnej piwnicy chłód dawał o sobie znać

Właściwie nie potrafiłam sobie do końca wyobrazić gdzie znajdowała się ta piwnica. Wydaję się jednak ,że pomieszczenie to jest gdzieś na tyłach naszej wielkiej willi. Lecz nie umiałam dokładnie określić, w której części domu jesteśmy.

Gabriel zamknął mnie tu bardziej potajemnie niż Adriena. Najpierw niespodziewanie mnie uśpił, zaciągnął tu i jedynym wyjaśnieniem urządzenia tak własnej żony było miraculum.

Zaczynałam drugą zimę w zamknięciu.

Siedzieliśmy tu z Adrienem w puchowych kurtkach, owinięci także w ciepłe szaliki.

* * *

Marinette

Minęło już kilka dni odkąd wróciłam ze szpitala. Jeżdżąc na wózku było mi naprawdę ciężko. W życiu bym sobie sprawy nie zdała jakie to trudne być niepełnosprawnym!... Życie na wózku jest życiem innym... znacznie trudniejszym ... Praktycznie co chwilę wołałam mamę lub tatę, aby mi w czymś pomogli czy coś podali...

Jednym słowem, ciągle potrzebowałam pomocy. Rodzice wielce się starali i nadal starają mnie pocieszyć na wszystkie możliwe sposoby. Byli dla mnie bardzo mili, wyjątkowo troskliwi, pytali się zawsze co mi kupić czy coś bym chciała... Z jednej strony to wspaniale mieć takich rodziców... A z drugiej... Drażni mnie to, że już nie jestem taka samodzielna jak każda nastolatka.

Przygnębiało mnie jeszcze jedno. Przez cały czas podczas wszystkich czynności wykonywanych każdego dnia wracałam myślami tylko do jednego...

Myślałam o tym jednym, którego pokochałam i dla którego jestem w stanie zrobić wszystko. Tak mocno go pokochałam! A teraz co?... Nie daje żadnego znaku życia, nic...

Nie sądzę by Alya chciała mnie oszukać, ufałam jej. Mówiła mi mnóstwo razy, że na okrągło nie ma go w szkole. Chloe również tak mówiła. Problem w tym, że nie mogłam tego sprawdzić na własne oczy, sama się przekonać, gdyż chodziłam już do innej szkoły... Do szkoły dla osób, które jeżdżą na wózku. Cały dzień przesiadywałam na tym głupim jeżdżącym krzesełku, rozmyślając i przywoływując w myślach Adriena. To nie dawało mi spokoju.

A wciąż zastanawiał mnie ten list. Ale te pismo... mogłabym przysiąc, że należało w zupełności do niego. A jeśli jakimś cudem list nie był od niego? Co jeżeli on też się martwi i ogromnie tęskni?...

Podczas moich przejażdżek po Paryżu na wózku, rozglądałam się wszędzie za Adrienem, często wydawało mi się, że go widzę, że to on, lecz gdy przyjrzałam się każdej kolejnej twarzy uważniej okazywało się, że to nie jest mój Adrien... To była jakaś obsesja, widziałam Adriena w każdym kącie, wszędzie! Jednak to tylko wyobraźnia... Tęsknota. Nigdzie go nie było.

Moim pragnieniem było znów go ujrzeć... Podróżując po mieście taka niepełnosprawna, próbowałam znaleść go za wszelką cenę choć i tak nie miałam najmniejszego pojęcia gdzie przebywał... Tak okropnie mocno za nim tęskniłam!...

Chciałam po raz kolejny ujrzeć jego piękne zielone oczy, jego wspaniały i pogodny uśmiech na wesołej twarzy, która zawsze dawała mi nieopisaną ilość radości i cudownie opadające blond włosy, tak ładnie błyszczące pod światłem słonecznym.

Czasem też, właściwie bardzo często podczas gdy przechadzałam się po mieście z rodzicami, kazałam wstąpić im do domu Adriena, jednak gdy dzwoniliśmy, pukaliśmy i tym podobne nie otrzymywaliśmy żadnej odpowiedzi z ich strony. Dom pozostawał zamknięty i stał w ciszy tak jakby cały czas nikogo w nim nie było.

W mieście, w szkole, w jego własnym mieszkaniu ani śladu po nim...

Bardzo się obawiam, że to porwanie.

Lila

Ledwie obudziłam się jakby z głębokiego i wyjątkowo długiego snu. Mając jeszcze zamknięte oczy, nie potrafiłam określić na czym leżę. Raz wydawało mi się, że to na czym leżę jest miękkie, lecz kolejno byłam przekonana, że to na czym spałam na pewno nie jest miękkie. Powoli rozwarłam powieki. Stało się to aczkolwiek trudne.

Początkowo wydawało mi się, iż oślepłam. Raziła mnie mocno jakaś dziwna jasność. Nic nie widziałam. Ciężko mi było cokolwiek dostrzec przy tak mocnym białym chyba świetle. Moje oczy z czasem zaczęły przyzwyczajać się do bardzo jasnego otoczenia. Kiedy już się oswoiłam z rażącym światłem, starałam się określić miejsce mojego pobytu. Właściwie nie wiem... naprawdę nie wiem jak można by to nazwać...

Znajdowałam się w jakiejś białej przestrzeni. Wszędzie tylko biel... i biel... Nie było tu zupełnie nic oprócz białego koloru. Oprócz pustej i jasnej przestrzeni. Podniosłam się sama nie wiem z czego, była tu jedynie czysta i niekończąca się biel...

Nagle uprzytomniłam sobie co działo się ze mną przedtem... Przypomniałam sobie te białe długie schody... schody tylko w górę... te lewitowanie w powietrzu wysoko... mój płacz... nic nie rozumiem... zupełnie nic...

Powtórnie poczułam wyraźny lęk. Znów się bałam. Nie miałam pojęcia co się dzieje... Gdzie ja jestem? Gdzie?...

Czy ja naprawdę umarłam?... - przełknęłam ślinę. Kolejne przerażające wspomnienia chodziły mi po głowie. Zauważyłam jak moje dłonie trzęsą się. Strasznie się bałam, pomimo, że nie stało tu nic czego mogłabym się obawiać. Chociaż kto wie...

To jakaś pusta biała przesteń. I nic. Jedynie ja wśród tej niekończącej się bieli.

Wtem jakieś mocne światło błysnęło mi w twarz tak, że oczy same mi się zacisnęły. Było zbyt jasno, aby je otworzyć. Starałam się je ponownie otworzyć, lecz bez rezultatów. Nie można było absolutnie nic dostrzec.

Stałam w miejscu lękając się postawić jakikolwiek krok. Moje powieki nadal były ze sobą ciasno sklejone. I o dziwo, pomimo tego, że oczy były szczelnie zamknięte nie widziałam ciemności, a znowu tą jasność. Przerażającą biel...

Niespodziewanie odezwał się czyiś głos. Drgnęłam, prawie podskoczyłam ze strachu.

- Panienko Lilo Russo, czy na pewno nie wiesz, nie pamiętasz jak traktowałaś inne osoby? - mówił głos. Był taki męski, ale i niezwykle czysty i jakiś taki inny... może anielski?...

Przerażał mnie. Oddychałam szybciej. Nie potrafię odpowiedzieć dlaczego, ale bałam się. Mowę mi całkiem odjęło. Jak traktowałaś inne osoby? - powtórzyłam pytanie w głowie. O co może mu chodzić? Czy ja zrobiłam coś złego? I gdzie ja w ogóle jestem? I... i kim jestem?

Ja przecież... ja nic... zupełnie nic nie pamiętam... Nie mogę sobie nic przypomnieć, choć cały czas się staram... czuję się jakaś nowa, jakby nigdy nic się jeszcze w moim życiu nie wydarzyło... Co jest, urodziłam się na nowo? Nie rozumiem, nic nie wiem, nic o sobie!

Nie mogłam nawet zobaczyć kim była mówiąca do mnie osoba, bo moje powieki pod wpływem mocnego światła wciąż były zaciśnięte. Chciałam się odezwać, zapytać, ale coś mnie ściskało tak, że nie mogłam wydobyć z siebie ani słowa. To chyba przez ten strach. Lecz anielski głos mógł i zrobił to ponownie.

- Nie masz odwagi przyznać się do swoich błędów? Lila... przecież byłaś taka odważna! Dlaczego więc w tej chwili twoja bojowa odwaga milczy? - zadawał pytania.

A ja czułam się jakby mnie z kimś najzwyczajniej pomylono. Nadal nie miałam pojęcia o co chodzi. Miałam jednakże zamiar się w końcu odezwać. Próbowałam mimo strachu zdobyć się na chociaż kilka słów.

- A-ale co...? - wydusiłam z siebie nareszcie jakikolwiek odgłos.

Na więcej stać mnie na razie nie było. Głos prawie natychmiast mi odpowiedział.

- Powiedz! No dokończ to! Wyduś z siebie i powiedz prawdę jaka byłaś! Przyznaj się natychmiast! - rozkazał mi głos. - Przyznaj, bo źle skończysz...

Zaskoczyłam się. Szczerze zdumiałam. Nic, kompletnie nic nie rozumiałam... co ja miałam powiedzieć? Czym zawiniłam? Czym?... Wciąż milczałam, stałam z otwartą ze zdziwienia buzią i zamkniętymi oczyma. Ręce moje były ułożone wzdłuż ciała, lekko się odchylając. I znowu usłyszałam głos.

- Popełniłaś wiele błędów w swym życiu. - powiedział ten ktoś, a ja zdobyłam się na odwagę po raz drugi:

- Ale...? Ale jakich?... Co takiego zrobiłam? Proszę wyjaśnij mi... - szczerze bałam się jego reakcji, ale uważam, że warto było zapytać. Tym razem czekałam na odpowiedź trochę dłużej. Przez parę sekund nastała cisza. Przerażająca cisza... Milczał. I ja również.

- A więc nie pamiętasz... - rzekł tylko ciszej i wydawało mi się nawet, że z nutą zadowolenia w głosie.

Znów nastała chwila ciszy. Nic nie odpowiedziałam. Lecz po chwili on odezwał się ponownie.

- Odpuszczono, zapłaciłaś za swoje.- rzekł dziwnie, a ja nadal nie rozumiałam... Miałam w głowie wielki znak zapytania. I pustkę...

Nie usłyszałam już ani słowa więcej. I nagle poczułam, że na czymś leżę... tym razem na czymś miękkim. Światło przestało już tak razić. Otwarcie powiek wydało się dość trudne. Otwierając je powoli z lekkim przestrachem gdzie teraz się znajdę, starałam się cokowiek dostrzec. Powoli rozwarłam powieki i próbowałam określić gdzie jestem. Na początku ujrzałam nad sobą jedynie biały sufit, jak każdy inny. Ze spokojem rozbudziłam się i usiadłam. Poczęłam się rozglądać dookoła. Serce moje ożywiło się, biło szybciej. Rozglądając się przez zaledwie parę sekund poczułam nagle mocny ból głowy... naprawdę mocny... głowa pulsowała, złapałam się za nią dłońmi i poczułam, że mam jakiś opatrunek...

Ból był nie dozniesienia. Myślałam, że nie wytrzymam już dłużej. Zamknęłam oczy i trzymałam rękami głowę. Choć minęło ledwie kilkanaście sekund, dla mnie ból trwał wieki. I po pewnej chwili zdało mi się, że już ustępuje. I rzeczywiście trochę ustąpił. Owszem nadal pulsował, ale znacznie się zmniejszył. A ja znów zaczęłam się rozglądać. Była to jakaś sala, biało-kremowe ściany, obok mnie puste łóżka... szpitalne...

Odpowiedź była prosta. To szpital. Ale... jak to? Dlaczego tu jestem? Co ja tu właściwie robię? Nic nie rozumiem... Starałam się przypomnieć sobie cokolwiek, lecz nic z tego. Co się takiego stało, że tu trafiłam? - zadawałam sobie samej pytania. Spojrzałam na swoje dłonie w obawie z myślą o pierwszej wizji. Właśnie... pamiętam tylko wizję... Przybliżyłam je do twarzy. Były... takie jak zawsze. Nie miały już przezroczystej barwy. Poruszałam swoimi palcami. Są całe. Ręce również.

Jednak nadal pozostaje pytanie: Dlaczego nic nie pamiętam? Czuję jakbym... jakbym nie miała absolutnie żadnych wspomnień...

Przetarłam oczy dłońmi. Co to wszystko było? Ten anielski, czysty i niezwykły głos, te schody, ta biel... gdzie to się podziało? Jestem pewna, że to nie był sen... Jestem pewna!

Zwórciłam głowę w kierunku uchylających się do tej sali drzwi. Stanęła w nich jakaś szczupła i w średnim wieku kobieta. Miała brązowe proste włosy upięte z tyłu w kucyka, a na szyi dostrzegłam jakiś złoty naszyjnik. Ubrana była w leginsy o odcieniu czerni, nosiła też koszulę z długimi rękawkami koloru martwej zieleni oraz tej samej barwy szalik. Obuwie, były to buty indygo na obcasach. Na jej twarzy dostrzegłam cień bardzo delikatnego uśmiechu. Podeszła do mnie i usiadła tuż obok przy mnie na szpitalnym krzesełku, które dopiero teraz zauważyłam. Wpatrywała się we mnie o dziwo zatroskana, a ja w jej oliwkowe oczy pytająco. Nie odezwałam się, bo czekałam na wyjaśnienia. Uznałam, że właśnie po to tu przyszła. Tak więc milcząc czekałam aż coś powie.

- Córeczko kochanie...- mowę mi odjęło. Nawet prawie pewna byłam, że się z pewnością przesłyszałam. Zatkało mnie. Naprawdę... nie spodziewałam się tego... wyraz mojej twarzy natychmiast przybrał odrazę. Zmarszczyłam się i usta mi się szerzej otworzyły tak jak i oczy. Dlaczego mówi do mnie w ten sposób? Przecież ja jej nie znam! Nigdy nie widziałam jej na oczy, w ogóle jej nie kojarzę, a ona mówi do mnie "córeczko"?!

Patrzyłam wielce zaskoczona na nią.

- Dlaczego w ten sposób do mnie pani mówi? Kim pani jest? - pytałam z rozdrażnieniem i ze zdenerwowaniem. Kobieta z zielonym i długim szalem na szyi zdawała się być niesamowicie zaskoczona tym co powiedziałam. Tym razem to ona otworzyła szerzej oczy, które patrzyły głęboko w moje.

- Lila...- wzięła mnie żywo za dłonie.- przecież to ja... twoja mama...- jej głos załamywał się z każdym kolejnym wypowiedzianym słowem. Była jakaś załamana... Dostrzegłam jak do jej oczu powoli napływały łzy. Wzrok miała skupiony wciąż tylko na mnie. Patrząc jej w oczy czułam jak jej dłonie, które trzymały moje drżą. A ja dziwiłam się coraz bardziej... jak to: mama? No jak?... Przecież to niemożliwe... pamiętałabym mamę...

- Nie znam pani. Proszę mnie zostawić. - powiedziałam w miarę neutralnie i wyrwałam dłonie z zimnych rąk nie znajomej. To nie mogła być moja mama! Nie znam tej kobiety!

Ona natomiast znów okazała zaskoczenie i jakiś taki... zawód... rozczarowanie..Miała łzy w oczach. Nie bardzo widoczne, ale przyjrzałam się. Jedna spłynęła ociężale z jej policzka.

- Niech pani nie płacze.- dodałam szybko, prawie od razu kiedy ujrzałam spływającą ze zmarzniętych policzków łzy. - powie mi pani jak się tu znalazłam i gdzie są moi rodzice? - spytałam łagodnie z nadzieją.

- Ale Lila... - zaczęła mówić bardzo delikatnie z czułością - to ja jestem twoją mamą...- kolejna łza kapnęła z jej oczu na mój materac. Mówiła ze smutkiem w głosie, wydawało się jakby straciła w tej chwili swe wszystkie nadzieje. A ja wciąż nie rozumiałam... westchnęłam tylko nieco zdenerwowana z rozdrażnienia.

- Proszę nie kłamać. Ja pani nie znam. Proszę mówić prawdę! - rozkazałam nieznajomej. Chciałam okazać szacunek i grzeczność, jednak trudno mi już było się powstrzymać kiedy tyle się wydarzyło, a ja nic, kompletnie nic nie rozumiałam, a na dodatek nie miałam też pojęcia dlaczego znajduję się w szpitalu i czemuż to nic nie pamiętam. Co ona sobie myśli?! Kobieta, której nie znam będzie się podawać za moją matkę?! Bez przesady, tego już za wiele! Czy nic dzisiaj nie może być dla mnie jasne?

A właściwie to ja... to ja nie wiem... nie pamiętam jak wyglądała moja mama... ale dlaczego?... Czyżbym miała aż taki uraz, aby zapomnieć rodziców?... w mojej głowie była pustka. Zupełna pustka... Przecież ja nawet nie wiem co mi się stało...

Oliwkowooka siedząca nade mną tuż obok wstała i wyszła z sali z płaczem. Co takiego powiedziałam? Przecież ja... mówiłam szczerze... nie chciałam nikomu sprawić przykrości... O co w tym wszystkim chodzi?...

Położyłam się zdenerwowana, a jednocześnie smutna i leżąc z otwartymi oczami zastanawiałam się nad moją drugą wizją, następnie nad pierwszą...

______________________________________________________

No długi, długi wyszedł ten rozdział ;-]

Mam nadzieję, że jest ciekawiee 

Mówcie śmiało co o tym sądzicie!! :)  

Jeśli czytasz, podoba Ci się, daj znać gwiazdką lub komentarzem B) 

Do następnego? xD O;) 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top