Rozdział 3 Mam nadzieję, że coś do niej dotrze
Lila
Co za idiota z tego mojego kuzyna. Nie rozumiem po co kazał mi do niej iść. Ta jak zwykle darła się na mnie i tym razem odważyła się nawet nazwać mnie "szmatą". Phi, nauczyła się i zgrywa pewną siebie. I tak jest skończona. Więcej nie wchodzę w żadne akcje z Mateem. Niech sobie sam rozkochuje tą ofermę. Jak ja jej nienawidzę. Uwielbiam nią gardzić. I jeszcze mi się chwalił jak to napisał do niej list od "Adriena". Gratuluję, wreszcie ma jakieś pomysły. W sumie było to dobre zagranie, bo pismo Adriena jest całkiem podobne do pisma mojego kuzyna. Dobrze to wykorzystał. A to że się w niej w ogóle zakochał jest niewiarygodne, no ale może wreszcie ta odwali się od Adriena. I ja z nim będę.
O ile w końcu się znajdzie. Dziwna sprawa.
Siedziałam w tej chwili w salonie przy włączonym telewizorze. Jednak bardziej niż sam telewizor skupiały uwagę moje myśli.
Oglądałam film sensacyjny. Zaraz miał się skończyć, a po nim odrobię lekcję.
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Gdy już się do nich zbliżałam ktoś zaczął w nie walić.
- No idę, idę.- mruknęłam niechętnie, podchodząc.
Otworzyłam. Mogłam się domyślić. To oczywiście był wściekły na mnie kuzyn. No super. Mogłam go nie wpuszczać.
Zanim przekroczył próg domu, pchnęłam całą siłą drzwi na niego, żeby zamknąć.
Niestety był silniejszy, więc pchnął je na mnie. Na jego twarzy malował się duży gniew.
- O nie, nie moja droga. Tym razem się nie wymigasz.
Pociągnął mnie ze sobą do salonu.
- Au...nie szarp mnie tak, to boli.- jęknęłam, a on nie odezwał się ani słowem, ale na szczęście wykonał rozkaz. Puścił mnie. Jednak agresywnie.
- Możemy przejść w bardziej ustronne miejsce? - zapytałam z goryczą kiedy staliśmy obok kanapy.
- Nie. - warknął stanowczo. - Przemówię ci do rozumu pierwszy i ostatni raz. Zostawisz w spokoju moją Marinette! Zrozumiałaś Lila?! Zrozumiałaś?! - wziął mnie teraz za ramiona i warczał pełen wściekłości takiej, że aż poczęłam się go bać. Tym razem przybrałam minę aniołka. I patrzyłam na niego przerażona.
- Tym razem stanowczo przesadziłaś. JAKIM PRAWEM ZNISZCZYŁAŚ JEJ ŻYCIE?! - ryknął na mnie.
Bałam się jakkolwiek odezwać.
- O c-co chodzi...
- PRZESTAŃ KŁAMAĆ! Jak ci nie wstyd po tym wszystkim. Nawet twoje wariactwo tego nie usprawiedliwia. - krzyknął mi rozgniewany w twarz, a ja wprost marzyłam o tym, żeby ta nasza rozmowa się wreszcie skończyła.
On nie był teraz sobą... Cała się trzęsłam przy nim, czułam paniczny strach. Matteo nigdy taki nie był. Nie znałam go takiego, nie znałam! Tak się bałam, że aż słowa nie mogłam przemówić i gapiłam się na niego oczyma pełnymi lęku i przerażenia.
- Aachh, puść mnie! Proszę! - próbowałam wydostać się z jego silnych ramion i spod jego rozgniewanego wzroku. Unikałam jego wzroku. Zakryłam głowę, do oczu napłynęły mi łzy strachu.
- Gdy Marinette prosiła byś dała jej spokój nie okazałaś tego! - wstrząsnął mną. Skrzywiłam się z bólu.
- Wiem już. Wiem wszystko co jej zrobiłaś! I wiem przez kogo nie będzie mogła chodzić !!! - wrzeszczał, a ja nie mogłam dłużej tego znieść. Wielkie krople łez pełne strachu i lęku spłynęły mi po policzkach, a on nadal patrzał pełen gniewu i nienawiści na mnie. W dodatku wrzeszczał jak opętany... Podniosłam nad głowę ręce, zasłaniając ją instynktownie gdy mną szarpał.
- Nie wierzę! Ty płaczesz! Chociaż raz masz uczucia wariatko! - udawał zdumienie.
Wyczułam pogardę.
- Zapłacisz za to! - krzyknął, po czym poczułam jak upadam w stronę podłogi za sprawą jego silnych rąk. Nie daleko stała mała ruda półka, na której leżał pilot do telewizora. Upadając, bardzo pechowo walnęłam głową o sam kant półki, a następnie opadłam całkiem na dół, na podłogę... chwilę potem poczęłam odczuwać niesamowicie silne bóle głowy, złapałam się za nią i leżałam z zamkniętymi oczami. Gdzieś na głowie, gdy błądziłam po niej palcami, poczułam ciepłą ciecz. Zaraz po tym powoli traciłam świadomość gdzie jestem... robiło mi się czarno przed oczami, nie mogłam wyłapać poprawnego obrazu.
* * *
Matteo Russo
Wezwałem anonimowo pogotowie. Straciłem kontrolę nad sobą. Niech to, przegiąłem. Ona też przegięła. Mam nadzieję jednak, że nic jej takiego nie będzie. Chociaż prawda taka, że na to zasłużyła.
Oby wydobrzała. Pewnie wydobrzeje, a może coś zrozumie, może coś do niej dotarło.
Lila
Nic nie słyszałam... cisza. Głucha cisza. Z zamkniętymi jeszcze oczami czułam jakbym... jakbym gdzieś się unosiła... unosiła się w powietrzu... Otwarcie powiek wydało się jakieś niezwykle trudne. Ledwo mogłam coś dostrzec. Gdy rozwarłam powieki nie widziałam kompletnie nic innego oprócz czystej bieli... Tylko jasność, która raziła mnie w oczy. Starałam się je otworzyć, lecz było na to zbyt jasno... Nagle w jednym momencie mocne światło błysnęło mi w twarz tak mocno, że zacisnęłam powieki jeszcze mocniej i ledwie zdążyłam zakryć twarz dłońmi. Trzymałam je wciąż przy twarzy starając się cokolwiek zobaczyć, jednak światło te było na to za mocne. Wydawało mi się, że z czasem świeciło coraz słabiej, moje oczy zaczęły się przyzwyczajać.
Kiedy otwierałam powoli oczy szerzej, usiłując dostrzec cokolwiek jedyne co zobaczyłam to białe długie schody. I tak przechodziłam wzrokiem ze stopnia na stopień coraz wyżej i wyżej... Ciągnęły się w górę i w górę... W pewnym momencie urywały się, ale to dlatego, że przykrywały je dalej chmury. Zasłaniały część schodów i powyżej prócz błękitnego nieba z chmurami nic nie było widać. Wpatrywałam się z wielkim zdziwieniem i przestrachem na białe i długie schody ciągnące się w górę i... i tylko w górę...
Początkowo bałam się spojrzeć w dół. Wzrok skierowany miałam nadal na wysokie schody. Nie wiedziałam gdzie jestem. Rozglądałam się wokół. Czysta biel. Nic więcej. I schody. Co to za miejsce...
Czy to sen? Pewnie tak...
Nagle cała przestrzeń dookoła mnie zmieniła się. Nie było już czystej niekończącej się bieli, jednakże nadal były schody. A kiedy spojrzałam w dół widziałam niczym z lotu ptaka, małe domki, budynki sklepy, drogi , tory i wszystko co na ziemi! Z góry przypominały figury geometryczne takie jak na przykład kwadrat czy trójkąt. Widziałam jak z samolotu cały Paryż... łącznie z Eiffla... Przeraziłam się bardzo. Spanikowałam. Moje serce waliło mi w piersi jak oszalałe. I w pewnej chwili przyszła mi do głowy myśl tak straszna i przerażająca, że... Nie! Nie! Nie! Nie! Nieee!!! Stop! To nie możliwe! Ja nie mogłam... umrzeć...
To wyglądało tak jakbym wisiała dosłownie w powietrzu mimo, że grawitacja na to nie pozwala. Ogarnął mnie silny lęk. Bałam się nawet poruszyć, żeby nie spaść. I nagle gdy zwróciłam przelękniona głowę jeszcze raz ku ziemi obraz tych wszystkich małych kwadracików, prostokątów i tym podobnych figur zaczął mi się zupełnie zamazywać przed oczami. Jakbym oślepła. Nie dostrzegałam już żadnych małych osiedli ani nic. Nic. Obraz zamazał się całkowicie. Jedyne co można było dostrzec to wielką plamę pomieszaną z różnymi odcieniami jakie dominują na Ziemi. Walczenie o dostanie się na ziemię było nie możliwie trudne. Ale próbowałam jakoś dostać się na dół...
Przypominało to pływanie w powietrzu, które nie miało najmniejszego sensu, ponieważ i tak stoi się uparcie w miejscu. Chciałam teraz, pragnęłam jak nigdy w życiu dostać się znów na ziemię. Do miejsca, w którym rozpoczęłam życie.
Do oczu zaczęły mi wchodzić łzy, łzy strachu, okropnie się bałam i panikowałam, chciałam natychmiast znaleść się na ziemi. Na ziemi wśród ludzi.
Wierciłam się, szarpałam, próbowałam biec, machałam energicznie rękami jak i nogami, ale to wszystko na nic. Ja nadal stałam w tym samym miejscu i nie dało się z niego ruszyć choćby na metr. Poczęłam zdawać sobie sprawę z tego jak bardzo zawiniłam, ilu osobom sprawiłam przykrość, ilu odebrałam radość, ilu życie uprzykrzyłam...i jaka byłam ... jak byłam okropna i bezlitosna dla wszystkich! Zniszczyłam życie koleżance z klasy. Wyśmiewałam innych wiele razy.
A więc droga była tylko w górę... - ledwo przeszło mi przez myśl.
Bez powrotu. Zaczęłam rzewnie płakać i żałować jak najmocniej wszystkich moich złych czynów. Spojrzałam jeszcze raz na siebie. Byłam... byłam przezroczystym człowiekiem. Można nazwać - duchem. Moja własna skóra i moje ubrania nie były już na mnie tak wyraziste. Cieniowała je blada i nie wyrazista barwa. Wyglądałam jak duch... - przyglądając się samej sobie wielkie łzy skapywały ze mnie jedna po drugiej niczym deszcz lecący z nieba. Krzyczałam ze strachu i płakałam jednocześnie. Pragnęłam znaleść się na ziemi... Tak bardzo jak nigdy. Jeszcze nigdy nie żałowałam jak teraz... Teraz myślałam o tym, żeby cofnąć czas i już nigdy, przenigdy źle nie uczynić!
Tylko, że się nie da. Nie cofnę czasu. Za późno by cokolwiek naprawiać.
Pamiętam jak Matteo nazwał mnie wariatką. Może faktycznie nią jestem...
- Przyrzekam, już nigdy nie dokuczę Marinette ani nikomu innemu! Pomogę jej z tego wyjść!
Ale ja... Już nie żyję... Nie żyję!
Płakałam.
Parę dni później...
Adrien
Mój ojciec, właściwie nie mam ochoty go tak nazywać, nie zasłużył absolutnie na tą nazwę, wciąż domagał się zawzięcie naszych magicznych biżuterii. Teraz stosował już nawet głodówki, abyśmy cierpieli. Przynosił jakiś marny posiłek raz na dzień. Chudliśmy. Chciał tym wymusić od nas miracula, szantażował, chciał, abyśmy cierpieli i się poddali. Ale nie. Nigdy tego nie zrobimy. Nie zabije nas, bo potrzebuje od nas mocy.
Nie było tu nic do roboty, w szafkach stojących przy ścianie, leżało może parę kartek i jakiś różnych bibelotów, ale poza tym nic takiego. Zanadto bez przerwy, ciągle rozmyślałem o ukochanej...
Zastanawiałem się co będzie jak się znowu spotkamy. Bałem się, że kiedy będę tu tak długo siedział, bo nie wiadomo ile jeszcze to coś może się stać... Co ona o mnie pomyśli skoro nie mogę się wcale odezwać? A co jeżeli któryś na tym skorzysta? Kurczę... Nie miałem tu żadnego telefonu ani niczego czym mógłbym się porozumieć. Chciałem czule przytulić Marinette, pocałować, powiedzieć, że kocham. Pragnąłem tego. Często też śpiąc tutaj miewałem koszmary. Siedząc w tej ciemnej okropnej norze traciłem dni swojej młodości. Tak zresztą jak i mama. Jej śliczna dotąd twarz, pełna uroku zupełnie zbladła. W dodatku bardzo zeszczuplała. Słabliśmy z każdym kolejnym dniem spędzonym tutaj...
Ten bezuczuciowy człowiek strasznie nas męczył. Nawet picie podawał nam rzadziej i w małych ilościach przez co byliśmy spragnieni. Mam nadzieję, że to nie potrwa zbyt długo, już mam dość...
Marinette
Gdy Tikki przyleciała do mnie z rana, pokazałam jej list od Adriena. Kwami przeczytało go uważnie.
- Jesteś pewna, że to pismo Adriena?
- Nie przyglądałam się tak dokładnie, no ale któż inny mógłby to napisać! A zresztą tak, to pismo Adriena.
- I mówisz, że gdy się obudziłaś od razu tu leżał? Myślisz, że Adrien po tym wszystkim... Skończyłby z tobą w taki sposób?...
- Nie wiem... - mruknęłam smutna. - To wszystko się jakoś niezgadza... Matteo twierdzi, że Adri...
Miałam dokończyć gdy do sali weszła pielęgniarka. Musiałam przyjąć lek. Tikki natychmiast ukryła się.
- Już niedługo stąd wychodzisz.- oznajmiła mi pięlegniarka.
Westchnęłam bardzo delikatnie uśmiechając się do jasnowłosej pani. I w głowie pojawił mi się obraz mnie smutnej, podążającej na wózku.
- Życzę... powodzenia w nowej szkole... Lekarz stwierdził, że raczej już z tego nie wyjdziesz, ale ja jednak myślę, że jest szansa i że warto spróbować.
- ...Dziękuję.
Kiedy pielęgniarka już wyszła, Tikki wyłoniła się z kryjówki.
- To o czym mówiłyśmy? - zadałam jej pytanie, posyłając lekki uśmiech.
- Dokończ o Matteo. Co ci mówił. - powiedziała pewna siebie, głosem, który nie znosił sprzeciwu.
- No dobrze... Matteo stwierdził, że Adrien mnie oszukuje, że jest wobec mnie bardzo nieszczery. Opowiadał mi nawet jak Adrien wykorzystał jego siostrę i inne dziewczyny. Powiedział też, że mu na mnie zależy i mnie... pocałował, ale odepchnęłam go! No i jeszcze ten list... Matteo mówił, że Adrien jest teraz z Lilą i że Lila to jego kuzynka. Ale z kolei Alya, Nino i Chloe i wszyscy...
- Dobra stop. Myślę, że za tym się coś kryje... - stwierdziła pewnie.
- Aj ty wszędzie widzisz spisek.
- Nie prawda. Najpierw zniknięcie Adriena, nikt nie wie gdzie się podziewa, potem zjawia się nagle Matteo, potem list... Coś tu nie tak Mari.
- Może za bardzo w to wnikasz jednak?
- Achh nie. Muszę się dowiedzieć co z Adrienem. Wtedy nie miałam jak, nie mogłam się dostać do jego mieszkania, ale tym razem sobie poradzę i znajdę rozwiązanie tej całej sprawy!
- Dziękuję Tikki.
- Postaram się. Zapytam Plagga, on na pewno wie. Nie będę już z tym zwlekać, bo sprawa robi się coraz dziwniejsza. Najlepiej na razie nie wierz nikomu. W końcu znajdziemy rozwiązanie.
Zaśmiałam się z jej rady. "Nie wierz nikomu."
____________________________________
Kolejny długaśny rozdział📝😅 mam nadzieję, że wyszedł w miarę ciekawie xD 😎
Daj mi znać co sądzisz c;
Do zobaczenia w następnym 😀
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top