Rozdział 18 Wrzask
Marinette
Leżałam razem z Adrienem i zapewniałam go, że dam radę walczyć choćby było niemożliwie ciężko. Chciałam odzyskać rolę bohaterki Paryża z powrotem. Co prawda nie jest to takie łatwe chronić cały Paryż i ukrywać się za wszelką cenę gdy zainteresowane media chcą w końcu odkryć moją tożsamość, ale jednak... Bardzo miło jest być takim lubianym, podziwianym przez innych... Jednakże pojawia się też stres czy nie zawiedziesz. To znaczy teraz akurat to Chloe jest podziwiana i to na nią wszyscy liczą... Ale boję się, że ona sobie nie poradzi, jest początkująca, ja jestem już w tym bardziej doświadczona.
A może jestem czasem zbyt pewna siebie?...
Niedługo wyzdrowieję, a wtedy strój Biedronki powróci do mnie. Wierzę w to. I jestem bardzo szczęśliwa z tego powodu, że mi się udało z tego wyjść... Na początku straciłam wiarę w siebie, szczerze nie sądziłam, że zdarzy się taki cud, miałam zamiar się poddać. A najbardziej załamana byłam wtedy kiedy Adrien się nie odzywał...
Ale gdy powrócił i wszystko się wyjaśniło znów tryskało ze mnie życiem i pogodą ducha, powróciła też nadzieja wraz z radością.
Trzeba wierzyć, że się uda. Nie poddawać się.
Nieoczekiwanie usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. Obróciłam się plecami do Adriena i sięgnęłam po telefon, który leżał na białej szafce nocnej.
💬Od: Matteo
Witaj, co u ciebie Mari? 😜
- Kto to? - usłyszałam ciekawski głos Adriena, który podniósł się na łokciu gdy odczytywałam wiadomość.
Zanim zdążyłam mu odpowiedzieć, on zrobił to pierwszy.
- Matteo? - bardziej stwierdził niż zapytał, rozdrażniony.- On dalej do ciebie pisze?
- No czasem, pyta tylko jak się czuję.- odrzekłam spokojnie.
- Bardzo to miłe z jego strony.- parsknął rozdrażniony. Wyczułam zazdrość. To słodkie.
Blondyn ułożył głowę z powrotem na poduszcze chyba trochę nafochany.
- Jesteś zazdrosny.- stwierdziłam, zanosząc się śmiechem.
- Nie.- wypalił, nie patrząc na mnie tylko zawzięcie wbijając wzrok w sufit.
- Adrien... - odłożyłam telefon i przejechałam delikatnie opuszkami palców po jego policzku.- Przecież wiesz dobrze, że nie musisz być zazdrosny.- widziałam jak udając focha, powstrzymuje się przed uśmiechem.- Matteo nas uratował, co prawda najpierw chciał mnie zdobyć, ale gdyby miał teraz jakieś złe zamiary to przecież nie zaryzykowałby tyle tylko po to, aby cię dla mnie uwolnić.
- Masz rację kotku.- uśmiech znów gościł na jego twarzy.
- Ale to ty jesteś kotkiem.- zaśmiałam się.- Kotkiem, za którym ludzie szaleją. Zobaczysz jeszcze trochę i znowu będziemy ratować wspólnie Paryż.
- No mam nadzieję.
*Dwa miesiące później*
Chloe
Obudził mnie jakiś hałas. Miałam wrażenie, że jest wczesna godzina. Nie rozjaśniło się jeszcze do końca, było szarawo. Leniwie rozciągnęłam się na łóżku i powoli rozwarłam powieki. Przetarłam oczy by pozbyć się mgły.
Usłyszałam wrzask, przez który o mało nie spadłam z łóżka. Moje serce biło w przyspieszonym tempie. Postanowiłam sprawdzić co się dzieje.
Wstałam, rozglądnęłam się po pokoju, a następnie podeszłam do okna. Odsłoniłam firanki. To co zobaczyłam było okropne. Bardzo przerażający widok. Pobladłam.
Na środku drogi leżała mocno ranna kobieta, przy niej znajdowała się kałuża krwi. Dzieci niedaleko płakały. Zatrzęsłam się. W niektórych oknach dostrzegłam powybijane szyby, a tuż przy wejściu do sklepu, próbował podnieść się z ziemi młody chłopak, szło jednak mu to bardzo ciężko, wyglądał na poobijanego, miał zranioną nogę. Zobaczyłam też dziwną postać, która rzuciła twardym i nie wielkim kamieniem w podnoszącego się z trudem chłopaka. Dostał prosto w głowę, przewrócił się i nie poruszył. Nawet z mojego okna wyżej, można było dostrzec, że miał rozcięte czoło. Znowu czyiś wrzask. Rozległ się głośny huk, ktoś strzelił.
Co to, wojna?
Moje serce zaczęło bardzo szybko kołatać.
Jakieś dziwne, fioletowe stwory rozbiły szybę jednego z okien, w budynku w pobliżu. Szkło rozprysło się na chodnik robiąc hałas.
Usłyszałam strzały gdzieś w oddali. Zrobiło mi się słabo. Zaczęłam się strasznie lękać. Pobiegłam do łazienki. Załatwiłam potrzebę i przemyłam twarz, mając nadzieję, że to tylko głupi koszmar o Władcy Ciem, który zaatakował. Wróciłam z powrotem do pokoju. Z lękiem wyjrzałam przez okno.
To samo. To dzieje się naprawdę.
W błyskawicznym tempie ubrałam się i pomyślałam, że zadzwonię do Adriena, powiadomić go o tym. Chociaż możliwe, że te przeraźliwie wrzaski również go zbudziły. Dłonie niesamowicie mi się trzęsły, w dodatku były spocone. Wybrałam numer do Adriena. Aczkolwiek zanim nacisnęłam na słuchawkę, telefon wypadł mi z trzęsących się i mokrych rąk.
Straszliwie się bałam... Nie mogłam tego znieść.
Podniosłam telefon, starałam się to robić żwawo, wszakże moje dłonie naprawdę mocno się trzęsły.
Wybrałam numer. Dzwoniłam. Sygnał był, lecz jak na razie nie odbierał.
- Halo? - mruknął cicho zaspanym głosem.
- Ad-drien... W-władca zaat-tak-kował... - wydukałam zlękniona.
Przez dłuższą chwilę nie odezwał się. Telefon milczał.
- Jejku Chloe! - krzyknął niespodziewanie po chwili. - To ta walka, o której opowiadały mi kw...
- Chloe? - usłyszałam głos Marinette.- Chloe, oddaj mi miraculum! Proszę! To poważna sprawa, musimy z Adrienem ocalić to miasto! - miałam wrażenie, że jeszcze nie wyglądali dziś za okno, bo ich głosy nie były tak przerażone i roztrzęsione jak mój. Nagle usłyszałam pisk Marinette. Rozłączyła się.
Niech to cholera! Muszę oddać jej to miraculum natychmiast! Na pewno poradzi sobie lepiej ode mnie.
W tej chwili zleciałam na dół, po schodach do salonu. Ledwie tam weszłam a zrobiło mi się słabo. Z moich ust wydobył się krzyk.
Moim oczom ukazywał się przerażający widok. Rodzice leżeli nieruchomo przy wywróconej do góry nogami kanapie, w dodatku rozdartej, a w ich ciała, głównie w brzuch, były wbite jakieś ostrza. Krwawili. Byli bardzo ranni. Prawie przewróciłam się. Oddychałam w bardzo przyspieszonym tempie. Nie umiałam opisać tego uczucia. To był jednocześnie potężny strach, smutek, przeokropne zaskoczenie. Nie wiedziałam co robić. Cała bardzo mocno trzęsłam się, dziwnie i niejednostajnie łapałam oddechy.
- Córeczko... - usłyszałam bardzo słaby głos mamy.- Uciekaj... - mruknęła ledwie słyszalnie, nawet nie otwierając oczu.
Błagam, niech to okaże się snem, BŁAGAM.
- Mamo! - uklęknęłam tuż przy niej, a z moich oczu jedna po drugiej płynęły gorzkie łzy. Głośno zapłakałam.- T-tato... - spojrzałam na ojca, który się nie poruszał. Byli tacy bladzi. Bez życia. Nie poruszali się nawet o milimetr, leżeli całkowicie nieruchomo. Tato miał okropną ranę na czole. Jego dłonie stawały się białe jak papier. Wydobyłam z siebie bardzo głośny krzyk rozpaczy. Łkałam, z moich oczu wylewało się mnóstwo łez.
- Kocham was! - powiedziałam przez płacz.
- Też cię kochamy Chloe... - mama ledwie wydobyła z siebie prawie niedosłyszalny szept.- Uciekaj.- szepnęła, po czym jej głowa opadła bardziej na bok i wtedy ujrzałam przerażającą ranę na jej szyi, z której sączyła się krew.
- Chloe! - usłyszałam krzyk za sobą, obróciłam się. Łzy prawie całkiem zamazały mi obraz, więc musiałam się bardziej przyjrzeć.
Do mojego mieszkania wtargnęli Adrien, Marinette i mama Adriena.
- Chloe, gdzie miraculum Biedronki? - pytała bardzo zdenerwowana i drżąca Marinette. A ja z wrażenia nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Mocno ściskało mnie za gardło. Kolejne krople spłynęły po mojej twarzy. Chyba dopiero teraz Marinette zauważyła moich rodziców, bo aż pisnęła i wtuliła się w Adriena. Podeszła do mnie i uklęknęła koło mnie.
- Ch-chloe... Możliwe, że jeszcze się uratują, jeżeli pokonamy... To całe zło... - powiedziała z nadzieją, kiedy ja już jej nie miałam.
- Mari jesteś pewna, że sobie poradzisz? - spytała mnie moja kwami, która nagle pojawiła się tutaj.
- Rozmawiałam już z tobą na ten temat, chcę walczyć, jestem do tego stworzona.- mówiłam pewnie, pomimo, że nie trzymałam się jeszcze na nogach tak super świetnie. Miewałam jeszcze chwiejne i powolne ruchy.
Chodziłam raczej powoli utykając.
- T-Tikki nie ma cza...
Usłyszeliśmy głośny strzał gdzieś za nami. Przestraszona wtuliłam się w Adriena. Władca Ciem musiał stworzyć niewyobrażalnie mocnych mutantów. Strzelali, zabijali, tłukli szyby, niszczyli wszystko wokół bez żadnego politowania, bez opamiętania, cały miasto pustoszało, i była coraz większa ilość rannych. Nie wyobrażam sobie co musi czuć teraz Chloe, na pewno nie ma ochoty walczyć...
- Tikki krop...
- Mari nie! - wydarł się Adrien, przerywając mi transformację.- Nie rób tego, schowaj się w domu, jeszcze coś ci się stanie, to trudna walka. Proszę... nie bądź uparta... Ledwie stoisz.
Skrzywiłam się.
- Tikki kropkuj! - zawołałam lekceważąc słowa mojego chłopaka.
- Jesteś strasznie zawzięta! - krzyknął na mnie.- Jeżeli coś Ci się stanie to sobie nie wybaczę, rozumiesz?!
- Adrien, uwierz we mnie.- mówiłam przyglądając się czerwonemu strojowi bohaterki, którego tak dawno na sobie nie miałam.
- To nie zabawa! - wrzasnął na mnie zdenerwowamy.
Rozumiem, że się martwi, ale przecież kiedyś walczyłam z nim normalnie to czemu teraz nie chce mnie do tego dopuścić!
- Też się boję wiesz? - w moich oczach pojawiły się łzy, które powstrzymałam.
Objął mnie ramieniem.
- Przepraszam, że krzyczę, ale zrozum, że strasznie się o ciebie martwię!
Anielle podeszła do Chloe. Za nią leciało jej ładne, niebieskie kwami. Chloe z oczami pełnymi łez podniosła się i spojrzała na kobietę.
- Chloe... Powiedz "Diana uskrzydl mnie!"
- Słucham? - zapytała nieprzytomnie.
- Ty poradzisz sobie w tym lepiej. Oddaję ci Dianę, kwami Pawia. Wypowiedz te słowa i ruszaj ratować Paryż! Będziesz miała jako pomocną dłoń rzecz podobną co Biedronka. Uratuj z nimi Paryż, wtedy uratujesz nie tylko swoich rodziców, a wszystkich!
Chloe patrzyła zaskoczona na kobietę.
- Diana uskrzydl mnie! - wypowiedziała trochę niepewnie słowa o nic już nie pytając. I zaraz po chwili miała na sobie śliczny ciemno niebieski strój, żywo niebieski, a gdy się obróciła widać było z tyłu wyszyte wzory, przypominające ogon kolorowego ptaka jakim jest paw. Muszę powiedzieć, że strój pasował do niej idealnie.
- Nie dam rady.- obwiesiła nagle.
- Ależ dasz! - zawołała Aniele.- Ludzie bardzo chwalili nową Biedronkę, czyli ciebie, walczyłaś całkiem sama i udało ci się! Teraz masz jeszcze dwóch pomocników, co prawda walka ta będzie wyjątkowo trudna, ale... Musisz im pomóc. Jesteś im potrzebna. Skoro poradziłaś sobie zupełnie sama ostatnimi czasy to uwierz, jesteś wyjątkowa i na pewno nie wybrana przypadkowo.
Razem z Adrienem patrzeliśmy na nią wyczekująco.
- Uratuję was! - krzyknęła załamanym głosem do swoich martwych rodziców i wybiegła z domu. Adrien natychmiast przemienił się również w bohatera.
No to zaczynamy naprawdę ciężką wojnę z Władcą Ciem...
Wyszliśmy wszyscy na zewnątrz.
________________________________________________
______________________________
No, no, mam nadzieję, że emocje były ;) i że Was zaskoczyłam B)
Jak widać, zaczyna się ostro...
Życzcie im lepiej powodzenia xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top