Rozdział 17 Zwalniam cię
Nathalii
Pan Agreste jest dziś okropnie wściekły jak nigdy. Nie daje nikomu dojść do słowa, jest rozdrażniony ciągle wydziera się na wszystkich. Z wściekłości wywalił nawet krzesło w salonie. Wprost drży ze złości. Wspominał coś o jakichś kluczach, lecz nie chciał nic głębiej wyjaśniać.
Szłam mu właśnie donieść o przyjściu dwóch nieznajomych. Dziewczyny, która straciła czucie i ciemnowłosego chłopaka. Zapukałam ostrożnie w drzwi gabinetu. W odpowiedzi usłyszałam wrzask rozwścieczonego Agreste'a. Nie otworzył drzwi.
- Mówiłem, że nie mam czasu! Czy moja służba ma jakieś problemy ze słuchem?? - sposób w jaki się tego dnia zachowywał nie był normalny.
Dziwiło mnie jeszcze, że nie widziałam jego syna, Adriena już od dłuższego czasu. Nie wiem co się dzieje, ale nie chcę się wtrącać w nie swoje sprawy. Chociaż wprawdzie martwię się o tego chłopaka.
Słysząc ten wrzask prawie podskoczyłam. Westchnęłam głęboko i postanowiłam się odezwać.
- Panie Agreste, ale ja muszę pana o czymś poinformować... - powiedziałam przy drzwiach.
Ten gwałtownie otworzył je i biorąc mnie mocno powyżej łokcia natychmiast zaciągnął do środka. Zatrzasnął za mną drzwi.
- Czego chcesz? - ryknął do mnie. Jego wściekłość nie miała granic. Nie był sobą. Nie był normalny. Właściwie już od wielu, wielu dni nie jest normalnym człowiekiem...
Trzęsłam się przy nim, ale zdobyłam na odwagę by coś powiedzieć.
- Chciałam pana zawiadomić o przyjściu tutaj dwóch młodych osób... - patrzył rozgniewany słuchając dalej.- Niespodziewanie przyszli do tego domu, dnia wczorajszego (Gabriela nie było wtedy w domu, miał wrócić następnego dnia; dziś) chłopak... z dziewczyną, mówił, że kazał mu pan odebrać coś z biura.. i wpuściłam go, ale bacznie miałam go na oku i...
- Ja kazałem? Wpuściłaś kogoś bez mojej zgody, chociaż ci zakazałem? - zdenerwowany zaczął zasapać. Zwariował. Skręcało go ze złości. Zaczęłam się go bać.
- Wpuściłaś go tu do biura? - mówiąc wściekły, prawie przez zęby, wskazywał palcem wskazującym prosto na ziemię.- Tutaj?
- Tak, ale...
- Mów! - wziął mnie za ramiona, ja zlękniona patrzałam na jego pełną gniewu twarz.- Jak wyglądał? Jak się przedstawił, mów!
Przełknęłam głośno ślinę.
- Chłopak, wysoki b-był, miał ciemno brązowe włosy, niósł dziewczynę, która straciła czucie w nogach... - tłumaczyłam mu.
Puścił mnie i podszedł szybkim krokiem do swojego biura. Stanął przy nim i zacisnął pięści.
- Matteeoo! - wydarł się na cały dom.- O już ja cię pokażę!!
Wystraszona jego zachowaniem cofnęłam się chwiejnie na nogach.
- Natychmiast wyjdź! - podszedł do mnie i pchnął do tyłu o mało nie zwalając z nóg.- Zwalniam cię! Spakuj się i nie wracaj! - krzyknął na koniec mi w twarz, po czym z łzami w oczach wybiegłam. Nie byłam już w stanie wydusić przy nim słowa. To wariat. Może Adrien uciekł przez niego z domu. Jego żona też chyba uciekła. Ale zostawiła syna pod opieką potwora, to okropne!
* * *
*Minęły trzy miesiące*
Adrien
Minęły trzy miesiące. Przez ten czas zdołaliśmy z mamą wynająć już nowe mieszkanie. Mieszkaliśmy sami, we dwoje. Nasz dom był niewielki, ale przytulny. Posiadał dwie małe sypialnie, nawet ładną łazienkę i niedużą kuchnię. Urządzony w jasnych barwach. Nie wiem kiedy wrócimy do swojego pierwszego mieszkania i czy w ogóle wrócimy.
A jeśli chodzi o moją Mari, radziła sobie coraz lepiej. Stał się cud, czucie w nogach jej powracało, co prawda nie umiała jeszcze zrobić kroku, ale potrafiła już nimi minimalnie poruszyć. Codziennie, dzielnie i wytrwale wykonuje trudne ćwiczenia. Jestem z niej dumny.
Wyjaśniliśmy sobie już wszystkie niejasności, ona opowiedziała mi po kolei co zrobił Matteo, począwszy od pierwszych kłamstw, niespodziewanych odwiedzin, poprzez fałszywy list, skończywszy na bohaterskim zagraniu. A ja wyjaśniłem jej powód, dla którego Gabriel trzymał w zamknięciu moją mamę.
Do tego czasu też nie odzyskałem Plagga. Nie mam pojęcia co się z nim teraz dzieje. Obawiam się, że Gabriel go znajdzie. Nie mam już najmniejszej ochoty nazywać go moim ojcem. Więził moją mamę, swoją własną żonę tylko dla miraculum. Może tylko dlatego też się z nią ożenił? Żeby posiąść moc?
Władca Ciem też miał swoje miraculum, jednak źle je wykorzystywał, do złych zamiarów, a ta niezwykła, magiczna biżuteria została stworzona dla dobra innych, toteż podejrzewam, że je wykradł, raczej nie został nią dobrowolnie obdarowany jak ja i Biedronka.
Siedziałem teraz na balkonie i kołysałem się na dużej, szerokiej huśtawce. Mama tymczasem gotowała obiad. Zbliżała się godzina piętnasta, skończyłem już zajęcia szkolne. W naszej klasie nie ma już Lili. Nikt dokładnie nie wie co się z nią dzieje. Może rzeczywiście wyleciała ze szkoły za swoje występki.
Koledzy i koleżanki oczywiście zauważyli mój niespodziewany powrót i wypytywali bardzo dociekliwie gdzie byłem przez tyle czasu. Mówiłem, że zostałem porwany, opowiadałem o zmyślonych bandytach, którzy żądali wcale niemałego okupu od mojego ojca, wymyśliłem, że go szantażowali mną.
Właściwie można to nazwać porwaniem, porwaniem przez własnego ojca.
Coś dawno nie wysyłał Akumy. Boję się, że szykuje coś nieobliczalnego, trochę podejrzane żeby tyle czasu nie wpuszczał do czyjegoś serca zaklętego motylka. I podejrzane, iż nie wykorzystuje okazji, że Chloe walczy sama... Trzeba być gotowym na wszystko, to nieprzewidywalny człowiek.
Spojrzałem w dal. Posiadaliśmy mały ogródek. Z ziemi wyrastały już pierwsze wiosenne kolorowe kwiaty, a nad nimi wyżej coraz bardziej soczystą zielenią pokrywały się liście drzew.
- Adrien! - nagle usłyszałem cienki głos tuż przy głowie. Zaskoczony, oglądnąłem się za siebie.
Tuż koło mnie znajdował się Plagg. Zdumiony ale i ucieszony jego widokiem uśmiechnąłem się. Nie był sam. Obok niego było niebieskie kwami. Prawie granatowe. Nie był to jakiś ciemny blady niebieski, raczej taki ładny, rzucający się w oczy.
- Plagg! Jak się wydostałeś? - pytałem zdumiony, z zadowoleniem.
- Łatwo nie było, długo musiałem przebywać sam w twoim pokoju, ale w końcu udało mi się potajemnie wymknąć. Wcześniej jeszcze odnalazłem Dianę. To kwami twojej mamy.- oznajmił.- Raz była taka sytuacja, że mało brakowało a już bym został przyłapany przez twojego ojca! Musiałem być naprawdę ostrożny, ciągle ukryty. Bo gdyby mnie dorwał... to bardzo kiepsko by było. Ale w końcu jak widzisz się udało, ocaliłem Dianę i siebie.- opowiadał.
- No ale muszę przyznać, cieszę się, że cię widzę. Martwiłem się. - powiedziałem do czarnego kwami z uśmiechem.
- Domyślam się. - parsknął śmiechem. - Byliśmy też u Mistrza Fu. Wspominałem ci już o nim.
- Tak, pamiętam. I co w związku z tym?
- Stwierdził, że Władca Ciem szykuje coś potężnego. Powiedział, że Chloe sama sobie w tej walce nie poradzi. W tej co nas czeka. To nas nie ominie Adrien, będzie to wielka rozgrywka. Ktoś może polec... Przeczuwam, że to nie będzie łatwe... Władca może sobie w tej chwili zbierać załamane, niekochane czy nieszczęśliwe osoby, wykorzystywać to, jest całkiem możliwe, że zbiera właśnie całą armię "poddanych", wtedy nie ześle już Akumy na jedną osobę a na kilka, na wiele... Czegoś takiego nie było przez wieki. Ostatnio, dawno, dawno temu w takiej rozgrywce poległa dziewczyna z Dianą, a także Biedronka. To była tragedia. Został tylko Czarny Kot, któremu udało się pokonać Władcę... Wiadomo, kiedyś inne osoby miały poszczególne kwami. Teraz znowu ktoś wykradł miraculum, którego strażnikiem był nasz przyjaciel Morys. W tym akurat przypadku, twój ojciec.
Słuchałem uważnie całej opowieści. Ta walka, która nas czeka musi być przerażająco trudna. Pewnie przy tej co będzie, z tego co mówił Plagg, nasze codzienne zmaganie się z jednym Akumantem było błahostką...
- Adrien, zapraszam cię na obiad! - zawołała żartobliwie mama.
- Czyżby to Anielle? - zapytało ciemno niebieskie kwami z ozdobnymi jak paw piórami.
- Tak, to jego mama! - odpowiedział jej Plagg.
Wszedłem do kuchni, a za mną wleciały małe, urocze stworzonka.
- Anielle!
- Diana! - mama bardzo ucieszyła się na jej widok.- Jejku, jak się wydostałaś? Przez cały czas przebywałaś w moim pokoju?
- Tak w twoim. To też zasługa Plagga. Pomógł mi, razem wymknęliśmy się z wilii.
- Jak dobrze, że Gabriel was nie znalazł! - zawołała zadowolona mama, przyglądając się dwóm kwami.
- Anielle, ten okrutnik prawdopodobnie szykuje wielką rozgrywkę. Coś czuję, że to nie będzie łatwa walka...
* * *
- Adrien.- chichotała Marinette.- przestań już.- mówiła, jednak śmiech jej w tym przeszkadzał.
Łaskotałem ją. Najpierw siedzącą na moich kolanach, a potem jeszcze na łóżku gdy leżała słodko się uśmiechając. Przerwałem na chwilę łaskotanie. Podniosła się na łóżku, usiadła.
- Chcę ci coś pokazać. - oznajmiła radosna. Z wysiłkiem, jak zawsze, wsiadła na swój wózek. Następnie próbowała chyba wstać. Złapała się mocno rączek od wózka i powoli unosiła się w górę. Obserwowałem każdy jej ostrożny i niepewny ruch.
Zdało mi się, że robi to niepewnie, więc wstałem na równe nogi i stanąłem tuż obok niej w razie czego jakby upadła.
A ona w tym momencie natychmiast opadła na wózek.
- Nie Adrien! Muszę być samodzielna! Siadaj, bo inaczej z tobą nie gadam.- prychnęła udając złą na mnie. Niechętnie wykonałem jej polecenie.
- No dobrze. Ale... wiesz co robisz?...
- Och, tak.- stwierdziła pewna.
Znowu złapała się rączek wózka po obu stronach i powoli próbowała stawać na nogach, jednocześnie cały czas mając mnie na oku, żebym jej nie pomagał. Nieprędko prostowała się. Nie do wiary. Marinette stoi normalnie na nogach!
Byłem z niej bardzo dumny i szczęśliwy. I oczarowany tym co się właśnie działo.
Patrząc na nią moje usta rozciągnęły się w uśmiechu. Jednak sam nie posyłałem teraz do niej jakichś zaczepnych uśmiechów, ponieważ nie chciałem jej dekoncentrować, była bardzo skupiona na swoim zadaniu, pochłonięta nim.
Marinette postawiła nieśmiało pierwszy krok. Potem drugi. Trzeci już pewniej.
Obserwowałem ją w skupieniu. Nie wiedziałem, że umie już stać... A ona potrafi zrobić już kilka kroków... Jejku. Chciało mi się płakać ze szczęścia. PRAWIE z tego wyszła.
Szła dalej, oddalając się coraz bardziej od łóżka, na którym kazała mi pozostać. Robiła to jednak bardzo powoli. Widać było, że trochę się obawiała, ale wierząc w siebie stawiała kolejne kroki.
Aż znalazła się pod drugą ścianą. Byłem pod wrażeniem. Bardzo zadowolony. Uśmiechałem się wciąż nie spuszczając jej z zachwyconych oczu. Podziwiałem każdy jej ruch. Minęło już przecież ponad pół roku odkąd nie widziałem jej stojącej na nogach.
Po chwili zobaczyłem, że trzyma się na nogach niepewnie. Natychmiast podbiegłem do niej i zanim klapnęła na podłogę, złapałem ją i porwałem w ramiona. Mocno przytuliłem ją do siebie.
- Nawet nie wiesz jaki jestem dumny! - zawołałem do niej z radością.
- Naprawdę? - zachichotała.
- Wiedziałem, wiedziałem, że dasz radę! - wołałem uradowany tuląc ją do siebie. Położyłem ukochaną na sobie, a sam leżałem na plecach. Teraz położyła się tuż koło mnie. Byliśmy zwróceni twarzami do siebie.
- Dzięki, że zawsze przy mnie byłeś w takim trudnym dla mnie momencie.- powiedziała przeczesując moje włosy.- Oczywiście zawsze kiedy tylko mogłeś...
- Obiecałem zawsze być przy tobie i dotrzymam słowa.
Wtuliła się we mnie. A ja objąłem ją ramieniem.
- Marinette? - uniosła głowę i spojrzała mi w oczy.- Plagg się odnalazł... To znaczy razem z Dianą, czyli kwami mojej mamy, przylecili do mojego nowego mieszkania.
- Serio? Udało im się wreszcie wymknąć?
- Najwyraźniej. Cieszę się, że wreszcie kwami będzie znów ze mną. Ale... Opowiadali też o trudnej nieuniknionej walce z Władcą Ciem, która nas czeka... Plagg ostrzegał, że jest niesamowicie trudna... Nie wiem jak sobie z Chloe i mamą damy radę.
- Z Chloe? Przecież niedługo będę już chodzić, no dobra może jeszcze miesiąc do całkiem sprawnego poruszania się, ale dam radę! Ja chcę znów być Biedronką!
- Mari, ale boję się o Ciebie...
- Nie wierzysz we mnie.- udała oburzenie.
- Och... Nie prawda.
- Dam radę walczyć, zobaczysz! Nie poddam się! - szczerze uwielbiałem jej pewność siebie. Jej wiarę w siebie. Raz była niepewna, nieśmiała, a raz potrafiła niejednego zadziwić.
____________________________________________________
_________________________________________________
Nie wiem jak sądzicie, ale według mnie rozdział wyszedł całkiem fajnie ;)
Cóż, w końcu Plagg wrócił do Adriena, uwolnił jeszcze kwami naszej Anielle :)
Pytanie teraz co takiego szykuje Gabriel i kiedy to się stanie... xD trochę taki psychol z niego heh XDD
No i Mari się uparła... Czy jednak to dobry pomysł by walczyła? Odzyska swoją rolę? Chloe chyba przecież się spodobało... xd
A co jeśli Władca zaatakuje za wcześnie kiedy nie będzie jeszcze całkiem sprawna?
I tradycyjnie słodziaśna scena przy końcu c: *-*
Niedługo może się zrobić trochę strasznie... xd
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top