Rozdział 8 Może lepiej gdy zawrócę...
Zostawił lekko uchylone.
Zastanawiałem się co mogło by znajdować się w pomieszczeniu, do którego wszedł.
Bałem się tam wejść.
Może lepiej jak się zawrócę, jak już pójdę do pokoju...
Co jak nagle wyjdzie i mnie zobaczy?
Stałem przez chwilę w miejscu i zastanawiałem się co robić.
Byłem jednak bardzo ciekawy co ukrywa.
Wyobrażałem sobie, że to pomieszczenie, to jakiś wielki stary salon, w którym jest coś ukryte...
Podszedłem powoli i niepewnie bliżej. Zajrzałem przez uchylone drzwi...
Ale tam były tylko kolejne schody...
Długie schody.
No nie, mój ojciec już pewnie dawno po nich zszedł, zgubiłem go!
Nie chciałem jednak rezygnować, zaryzykowałem i zacząłem pospiesznie iść w dół schodami chcąc go dogonić. Kolejne długie schody. Szły w dół zakrętami. Skoro to jest tak daleko, idzie tam w nocy, to musi być tam ukryte coś naprawdę ważnego.
Tylko co? Co on kryje?
Ja sam nie znałem tych zakątków domu. Nigdy nie schodziłem tutaj.
Gdy zeszedłem do końca, ujrzałem przed sobą ciemne długie korytarze i betonowe ściany. Jedne węższe, drugie szersze. Przypominało mi to starą, wielką piwnicę.
Moje serce szybko biło.
Który z tych korytarzy wybrać? Którędy iść?
Nagle rozbłysły się światła. Rozejrzałem się wokół. Ale te światła były dość słabe, i tak było ciemno.
Przestraszony począłem się rozglądać się wokół. Szukałem wzrokiem swojego ojca.
Jednak nigdzie go nie było.
Zaufałem swojej intuicji i postanowiłem iść w prawo. Szedłem dość szybko rozglądając się za siebie i przyglądając się innym drzwiom wzdłuż betonowych ścian.
Wzdłuż korytarza, którym właśnie szedłem było kilka innych drzwi. Wyglądem wszystkie podobne do siebie ,lecz jedne były starsze, drugie trochę nowsze.
Korytarze miały dużo zakrętów, były długie, nie raz musiałem podjąć decyzję, w który korytarz skręcić. I nadal nie zobaczyłem ojca.
Chyba straciłem go wtedy z oczu na dobre...
Znów stanąłem rozejrzałem się wokół. Światła nie rozświetlały zbyt dobrze. Serce znów zabiło mi szybciej.
Przeszedł mnie strach, że nie będę wiedział jak wrócić.
I nagle wstrzymałem oddech.
Zobaczyłem czyjś cień.
Byłem pewien, że to cień taty.
Stałem tuż za rogiem jednej z tych zimnych ścian.
Ruszyłem ostrożnie za ojcem, gdy oddalił się już o dobre kilka metrów.
Szliśmy dalej i dalej, skręcając nie raz, przez długie lekko oświetlane tunele. Nie miałem pojęcia o istnieniu tej... piwnicy? Co on tam kryje... Po co schodzi tutaj w nocy? Dlaczego nic o tym miejscu nie wiedziałem?
Zadawałem sobie samemu wiele tajemniczych pytań. Wierzyłem, że dziś znajdę na chociaż kilka odpowiedź.
Po pewnym czasie mój tato przystanął. Zatrzymał się przy jakichś drzwiach. Nie różniły się co prawda bardzo od innych, może tym, że były nieco większe, lecz także w bladym kolorze jak pozostałe.
Mój rodzic ponownie wyjął te same klucze i włożył je w zamek drzwi, będących tuż przed nim. Przekręcił klucz kilka razy, nacisnął na klamkę i otworzył.
Z uchylonych drzwi wydobywało się światło. Znacznie mocniejsze niż te w korytarzach. Cień światła, wydobywający się z pomieszczenia, padł na część podłoża w piwnicy.
Wszedł do środka i tym razem zamknął za sobą drzwi. I z tym znikł padający na podłoże cień światła.
Pociągała mnie ciekawość co mogło być w środku. Co znajdowało się tak daleko. Tysiące rożnych drzwi. To znaczy wszystkie nie różniły się wiele od siebie, lecz miały różne rozmiary. I co znajduje się w każdych z nich? Czyżby było ukryte tu, w najdalszych zakątkach domu, o których nawet nie wiedziałem, coś ważnego?
Ekscytowało mnie co może tam być...
Niepewnie zrobiłem kilka kroków do przodu. I zaskoczyłem się.
Usłyszałem rozmowę. Rozmowę ojca i...? Przez zamknięte drzwi nie słyszałem dokładnie głosów, ale byłem pewien, że drugi głos należał do kobiety.
Podszedłem jeszcze bliżej, lecz bardzo ostrożnie. Nagle naszła mnie myśl, że ojciec może niespodziewanie wyjść z pomieszczenia i mnie zobaczyć. Stanąłem i nadsłuchiwałem.
Przeszedł mnie szok i dreszcze. Głos, damski głos, który słyszałem znałem doskonale. Ten czuły i spokojny, towarzyszący mi od małego... Serce kołatało mi mocno w piersi. Zadrżałem w środku.
Przypomniała mi się mama, jej ładne zielone oczy, jej twarz, anielski głos...
Ale nie, to niemożliwe! Mama tu? Niby dlaczego!
Ale ten głos... Jest mi bardzo bliski. Dawno nie widziałem mamy... Ponad dwa lata. Naprawdę za nią tęsknię. Może to przez tą tęsknotę tak mi się wydaje? Adrien, człowieku, przecież mama nie była by... w piwnicy...
Do głowy przyszła mi okropna myśl.
Pomyślałem, że ojciec... mógłby ją więzić...
Nie, och co za bzdury!
Może jest czasem trochę surowy, no dobra, bardzo surowy, ale tato na pewno nie zrobiłby czegoś takiego!
Odkąd mama zaginęła, ojciec stał się taki...bardzo ponury. Nie poświęca mi już za wiele czasu. Pieniędzy nigdy nam nie brakowało. Ale oprócz bogactwa, nasza rodzina była wzbogacona w ciepło i miłość.
A teraz... tej wspólnej rodzinnej radości... wspólnie spędzonych razem chwil rodzinnie, nie ma... Tak strasznie bym chciał by mama wróciła.
Bałem się podejść jeszcze bliżej, ale moja ciekawość przezwyciężyła strach. I podszedłem jeszcze bliżej.
Słowa jakie usłyszałem zrobiły na mnie nie małe wrażenie.
- Nie będę wiecznie na to czekał Anielle. Dajesz mi je albo będzie jeszcze gorzej, zrozumiałaś? - ryknął.- Wiem co posiada twój syn.- usłyszałem po chwili. Ostatnie zdanie bardzo mnie zaskoczyło. Co posiadam?
Z zaskoczenia otworzyłem szerzej oczy i wpatrywałem się nadal nadsłuchując w jakiś jeden kąt. Dłonie zaczęły mi drżeć.
Chyba nie chodzi mu o... Nie. Nie! On nie mógł wiedzieć, że mam miraculum! Bardzo się zdenerwowałem. Wręcz przeraziłem.
Cofnąłem się krok do tyłu.
- Nie rób mu krzywdy, proszę! - krzyczała. A raczej błagała.
Teraz byłem już całkiem pewny, że to mama.
Nie mogłem znieść tych myśli. Co ona tu robi?? Nie rozumiem... Dlaczego tu jest? W tym mrocznym miejscu? Ale jak to?
Może to tylko straszny sen, koszmar, z którego zaraz się obudzę. Oby to był sen, proszę, oby to był tylko sen...
Przymknąłem oczy z nadzieją, że gdy je ponownie otworzę, obudzę się w swoim łóżku i będzie jak wcześniej.
Jednak moje prośby w myślach nie skutkowały i nadal nie obudziłem się. Stałem gdzieś po środku słabo oświetlonego korytarzu.
Nie chciałem tu dłużej stać. Dość już się nasłuchałem. Obróciłem się i pospiesznie wychodziłem z tego nie ciekawego miejsca.
Orientację w terenie miałem dobrą, więc zapamiętałem drogę. Wracałem do swojego pokoju. Starałem się być cicho, jednakże szedłem dosyć szybko.
Nie mogłem znieść swoich własnych myśli, które krzyczały w mojej głowie, że mój ojciec więzi mamę. No bo co innego mogła tam robić?... Nie ma jej już z nami dobre dwa lata...
Tato jest... Aż taki... Zły? - ledwo przeszło mi przez myśl.
Byłem już blisko swojego pokoju. Gdy wszedłem już do niego, od razu usiadłem na łóżku. I przytłoczyły mnie okropne myśli. To co zobaczyłem... A właściwie usłyszałem, wywarło na mnie szok. I wprawdzie wciąż nie byłem do końca pewny czy śnię czy nie. Miałem nadzieję, że to sen... Chciałbym, aby to był tylko sen...
Położyłem się do łóżka, jednak długo nie mogłem zmrużyć oka. Cały czas zastanawiałem się nad tym wszystkim co właśnie widziałem i słyszałem... I ten dialog...
Mama krzyczała "Nie rób mu krzywdy, proszę!" - te słowa utkwiły mi w pamięci.
Krzywdy? Ale komu? Tato miałby kogoś skrzywdzić? I zdenerwowało mnie jeszcze to, że głos mamy miał w sobie wiele przerażenia. Rozpaczy. Ale dlaczego? Co ona tam robi? Może ojciec od początku wiedział... i ... Nie. Nie wiem. Od czasu kiedy znikła nic mi na jej temat nie mówi.
Przecież tato na pewno by jej nie więził! Jak mogło mi przyjść to do głowy!
Był dobrym tatą... W dzieciństwie zabierał mnie na różne zabawy, kupował wiele zabawek, miałem co tylko chciałem... No bo pieniędzy nam nigdy nie brakowało. Ale także rodzinna miłość i ciepło... A teraz...tego nie ma. Chodziłem wtedy do pierwszej gimnazjum, wtedy mama zniknęła... I dotąd nie widziałem jej na oczy. W dodatku tato przestał okazywać mi wsparcie czy jakąkolwiek pomoc, chociaż tego wtedy potrzebowałem, tęskniłem za mamą, nie rozumiałem co się stało, a on nic mi nie mówił, zupełnie nic, a w dodatku stał się wobec mnie bardzo surowy, zimny...
Ale dziś, mógłbym przysiąc, że ją słyszałem!... Jednak miejsce, z którego wydobywał się jej głos naprawdę bardzo mnie oszołomiło... W ogóle tego nie pojmuję... I kiedy do nas wróciła? Dlaczego jest tak daleko, w najdalszych zakątkach domu? Tak jakby... się ukrywała... Ale czemu? - Miałem w głowie nieskończoność pytań.
Nawet nie mogę zapytać taty, bo jeszcze by się czegoś domyślił, jest bardzo podejrzliwy.
Ciągle przewracałem się z boku na bok, próbując zasnąć, jednakże przytłaczające mnie myśli, o tym co mnie dziś spotkało, nie dawały mi spokoju.
Zasnąłem dopiero gdzieś około szóstej, nad ranem.
Obudziwszy się o godzinie wpół do dziesiątej, opowiedziałem swojemu Kwami o całym wczorajszym zajściu. Plagg co prawda, nie wie co o tym sadzić, lecz stwierdził, że mój tato zawsze zachowywał się jakby chciał coś ukryć.
Gdy się ubrałem zeszedłem na dół, na śniadanie. Był dziś dzień wolny, sobota. W sumie dobrze się składa, bo jeszcze byłbym w szkole jakiś dziwnie zamyślony i nieprzytomny.
Zanim usiadłem do stołu, ujrzałem niecodzienny widok...
Przy krześle tuż obok mojego, siedział mój ojciec. Zaskoczyło mnie to trochę, ponieważ prawie zawsze, każdego ranka, sam spożywałem posiłki. W samotności, kiedy on już dawno zjadł i siedział zamknięty w swoim biurze, czy też był w pracy i otrzymywał powiadomienia i o kolejnej mojej sesji. Mój ojciec projektuje. Tak jak Marinette. Uważam, że ona naprawdę się do tego nadaje, jej projekty sukienek, krótszych czy dłuższych, są doskonałe!
Dosiadłem się do stołu, gdzie czekały na mnie kanapki z szynką, pomidorem, serem, sałatą oraz ciepła herbata. Było to ładnie przygotowane
- Witaj synu.- przywitał mnie tato, uśmiechając się bardzo delikatnie. Wow, od kiedy on się w ogóle uśmiecha.
- Dzień dobry tato.- odpowiedziałem mu z lekkim zadowoleniem. I powoli zabrał się do posiłku.
Czyżby coś się zmieniło? Czy tato zauważył swoje zachowanie, które sprawiało mi przykrość?
Siedziałem zadowolony przy stole, ciesząc się, że nie siedzę przy stole sam i oczekując, że tato zostanie do końca posiłku.
Wziąłem kilka gryzów kanapki i gdy przełknąłem w spokoju, ponownie usłyszałem głos taty.
- Synu, chciałbym z tobą o czymś porozmawiać...- oznajmił już oschłym i poważnym tonem. Poczułem jak zalewa mnie fala ciepła, a moje serce bije mi szybciej.
No nie.
Byłem niespokojny, bardzo się zdenerwowałem. No to koniec... Przyłapał mnie. Na pewno będzie chciał mnie o to podpytać. Widział mnie, a niech to szlak! Achh!
- Słucham tato.- odpowiedziałem, starając się zachować spokój.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top