Rozdział 31 Zgadzam się

No, kochani, ostatni rozdzialik 3 części. Także mam nadzieję, że będzie się przyjemnie czytało.
Szczegóły pod nim ;) Zajrzyjcie 😁
_________________________________________________________

Postąpiłem tak jak mówiłem, Adrien zgodził się mi pomóc, mimo że bolało go ramię, przemógł ból i dał radę zanieść kawałek Chloe, która sprawiała wrażenie już martwej i chyba naprawdę nie wiedziała co dzieje się wokół niej. Pomógł mi i wrócił na swoje łoże. Niosłem Chloe we wskazane miejsce, dziewczyna była naprawdę lekka, z łatwością ją radziłem, zwłaszcza, że na pewno ostatnimi czasy mocno schudła, była niczym chodzący, kruchy szkielet człowieka. W jej oczach zgasło życie.

* * * 

Zapukałem do odpowiednich drzwi, mając nadzieję, że nie trafiłem pod zły adres. Niedługo potem małe i stare drzwi uchyliły się i stanęła w nich Marinette. Na jej widok moje serce prędzej drgnęło.

— Chodź. Mistrz czeka na górze. — Uśmiechnęła się pogodnie i spojrzała ze smutkiem na zupełnie bladziutką Chloe. Wyglądała jakby ktoś wyssał z niej wszystkie siły i właśnie uchodziło z niej życie. Kościste drobne ręce zwisały bezwiednie. Stanowiło to wręcz przerażający widok.

Marinette zaprowadziła mnie na górę, pomieszczenie miało nietypowy wystrój, ale nawet ciekawy, można było się poprzyglądać. Nie miałem aczkolwiek na to czasu, trzeba było ratować tę śliczną dziewczynę.

— Możesz zostać z nami. — rzekł w moją stronę niski staruszek, gdy już położyłem Chloe na jego brązową wersalkę, a on wziął do ręki jakąś... szkatułkę?

Cała była pomalowana nieprzejrzystą czernią, a na jej czubku i dookoła wyrysowane były zielono-żółto na czarnym jakieś, zdaje się, chińskie wzory. Położył ją przede mną. Przyglądałem się przedmiotowi, podczas gdy staruszek o przyjaznym spojrzeniu wziął do ręki jakąś kolejną szkatułkę, wydało mi się to trochę dziwne, ciekawy natomiast jestem co w nich przechowuje.

"Szkatułka", którą miał w dłoni, była praktycznie taka sama, którą położył mi przed nosem na rudym stoliku, z tym wyjątkiem, że wyrysowane wzory były koloru pomarańczowego.

Siedziałem w starym fotelu i przyglądałem się ze skupieniem jego poczynaniom. Marinette zaś siedziała przy nieprzytomnej Chloe, a w jej fiołkowych oczach ukazały się świeże łzy.

— Uratujemy ją, prawda? — spytała marnym głosem.

— Tak. — odparł zdecydowanie niski staruszek.

Pochylił się nad blond-włosą, która już od jakiegoś czasu przestała dawać jakiekolwiek oznaki życia. Nie poruszała niczym. W dodatku przecież zabierając ją ze szpitala, odciąłem ją od potrzebnej kroplówki.

Chloe chyba... umarła.

Jejku, ratujmy tę urodziwą i szlachetną bohaterkę!

Ratujmy! Ratujmy!

Staruszek pospiesznie otworzył czarne pudełeczko, a po chwili tuż obok ukazało się jakieś dziwne, małe... gadające... stworzenie.

— Dzień dobry Mistrzu. Co tym razem? Jakby co, służę pomocą! — powiedziało małe, wyglądem bardzo urocze stworzenie.

Było ono kolorowe, miało umaszczenie tęczy.

— Musimy uratować Chloe Bourgeois. — powiedział poważnie staruszek, po czym wziął do ręki karteczkę, która stanowiła pewną część zawartości interesującego pudełeczka.

Podejrzewam, że było na niej coś w stylu instrukcji, bo uważnie przeleciał po niej wzrokiem, a następnie spojrzał na Chloe.

— Maxi, sprawdź czy ona żyje czy... nie. Musimy to wiedzieć, aby odpowiednio wymówić życzenie.

— Mistrzu, tylko wiesz, że to jest niebezpieczne. Niesie za sobą pewne ryzyko, to znaczy coś co może się odwrócić przeciwko tobie, jest to możliwe, lecz niepewne.

— Wiem. Ale ja i tak mam już swoje lata, nic mi się nie stanie, ona musi żyć, jest potrzebna.

— Mistrzu... — stworzonko tęczowymi oczami patrzyło na niego smutno.

— Maxi, nie zawsze się to tak przeciwko odwraca, ratuj ją i nie dyskutuj, sprawdź czy żyje. Proszę. Dobrze wiesz, że kocham każde kwami. Ciebie też. Gdyby coś się ze mną stało przekażesz to też reszcie. A teraz rób co mówię mój drogi.

Kwami spojrzało na niego zrezygnowane, po czym podleciało do wychudzonej dziewczyny.

— Nie żyje.

Mistrz podszedł do martwej Chloe. Zastanowił się dłuższą chwilę, w końcu to jedyna taka szansa, więc grzechem by było ją zmarnować, wziął w rękę szkatułkę i począł mówić.

— Życzę sobie, aby Chloe wróciła do nas zdrowa i, żeby to czas zadecydował o jej śmierci, aniżeli podły los. — traktował każde słowo jak złoto, jak coś cennego, co miało świadczyć o dobrej przyszłości, mówił z prawdziwą powagą i ze skupieniem.

Efekt był natychmiastowy; minęło ledwie parę sekund, a dziewczyna poruszyła powiekami, kolejno otworzyła oczy, które zatrzymały się na mnie. Była zdumiona.

Przez jakiś czas przyglądała się nam w oszołomieniu, tak jakby nie wierzyła w to, że tu jesteśmy.

— Ale jak? To była... tylko wizja? — mruknęła coś pod nosem, patrząc na nas zbita z tropu.

Posłałem jej łagodny, szczery uśmiech.

Z jej ramienia zniknął gruby opatrunek, a cera zyskała prawidłowe barwy. Tylko włosy miała nieco w nieładzie.

Chloe była... piękna.

Jak ten Victor mógł ją tak skrzywdzić? Żaden bohater na to nie zasługuje!

Była w samej letniej piżamie, gdy to zauważyła, jej policzki spłonęły delikatnym rumieńcem. Skuliła się i spuściła głowę.

Zanim się zorientowałem, nogi same poniosły mnie do niej.

Usiadłem przy niej, cały czas się uśmiechając.

— Wy...

— Tak! Uratowaliśmy cię! — Marinette wzruszyła się i podbiegła do Chloe, żeby ją mocno przytulić.

Oszołomiona wciąż obrotem zdarzeń blondynka, nieśmiało zdezorientowana odwzajemniła uścisk.

W stanie zamyślenia objęła delikatnie Marinette, nadal jeszcze będąc jak w transie.

Naraz ożywiła się.

— Dziękuję... Jeju, dziękuję!

* * *

— Matteo, bierz tamte miraculum. To dla ciebie. Zasłużyłeś na to. A ufam Marinette jak nikomu innemu i wiem, że nie pomyliłaby się co do ciebie.

Patrzyłem wielce zdumiony na staruszka. Nie dowierzałem w to co mówi.

— To miraculum żółwia. Przekazuję je tobie. Co prawda... przynajmniej mam taką nadzieję... nie staniecie już do walki z Władcą, ale przyda ci się, będziesz mógł pomagać ludziom w razie kłopotów, to że nie ma już Władcy Ciem, nie oznacza, że Paryż nie potrzebuje obrońców! Po mieście grasują też inni niebezpieczni ludzie. Gdy ktoś będzie potrzebował pomocy, ofiaruj mu ją, wiem, że robisz to chętnie z dobroci serca.

Marinette patrzyła na mnie z szerokim, pewnym uśmiechem.

To jej sprawka.

— Nie zgadzasz się? — zapytał Mistrz, gdy przez dłuższą chwilę się nie odezwałem i jedynie z zaintrygowaniem przyglądałem się niewielkiej "szkatułce", spoglądając mu z nadzieją w oczy.

Uśmiechnąłem się bardzo szeroko.

— Zgadzam się.

* * *

Marinette

— Ale... co zrobiliście, jak ją wyleczyliście? — pytała niebotycznie zdumiona pielęgniarka.

— Mogę powiedzieć tyle, że pomogli nam bohaterowie Paryża. Więcej nie zdradzę. — udzieliłam ostrożnej odpowiedzi wypytującej pielęgniarce.

Pokręciła głową z niedowierzaniem, patrząc na stojącą już przy mnie Chloe, która odzyskała wszystkie siły i była zdrowa jak ryba, przydałoby jej się tylko trochę nadrobić kilogramów, bo miraculum nie przywróciło jej straconej wagi, Chloe strasznie schudła, ale w zamian totalnie uzdrowiło ranę oraz wyciągnęło zakażenie, co przecież najważniejsze! Cud!

Alice widocznie nie było pisane wrócić, a Gabriel... może to i lepiej, że męczy się w psychiatryku, na pewno co dnia włada nim nieokiełznana wściekłość, nie zamierza go opuścić, buszuje w jego krwi, czyniąc go niepohamowanym potworem. Oczyma wyobraźni widzę, jak budzi się zdruzgotany i pełen rozdrażnienia odrzuca skąpą pościel, po czym wrzeszczy na całe pomieszczenie, w którym przetrzymują go niczym w więzieniu.

Przegrał.

Znowu.

Pewnie nie może tego znieść, zapewne złość rozpiera go, wybucha nią, tak, jestem pewna, że tak się właśnie dzieje.

To część zemsty...

Do piekła i tak jeszcze pójdzie. 

Bo naprawdę nie sądzę, żeby niebiosa go do siebie zaprosiły.

Pewnie gdyby to nie był ojciec Adriena, to nie nienawidziłabym go aż do tego stopnia. Ale wiedząc ile wyrządził mu krzywdy i jego ukochanej matce, żądam zapłaty.

Teraz jeszcze chciał nas zabić, niepodważalne, że po tym wszystkim mu jeszcze niemało! 

— Nie ukrywam, jestem wielce zdumiona. W każdym razie... cieszę się, że jest już w porządku... To niebywałe. Uważajcie na siebie. Takich psycholi zawsze się znajdzie na tym świecie.

Matteo z delikatnością objął Chloe ramieniem, na co dziewczyna się spięła, chyba nie spodziewała się takiego gestu ze strony brązowookiego. To wyglądało naprawdę uroczo — dokładnie w tym samym czasie posłali sobie nieśmiałe spojrzenia.

Po tym spojrzeniu utwierdziłam się w przekonaniu, że miałam rację, co do złączenia ich ze sobą. Uśmiechnęłam się dumnie, przyglądając im się.

Beztroskie życie ponownie przyjęło nas w swoje ramiona, obdarzając nas niezapomnianymi, przyjemnymi chwilami, które nie raz i nie dwa, podniosły kąciki naszych ust ku górze. Powtórnie postawiło na naszej drodze tęcze, trąciło w nas pozytywnym nastawieniem.

I to na długo. 

Jakiś czas później...

Matteo

Ułożyłem się do snu i z przyjemnością oddałem w objęcia Morfeusza.

Znalazłem się w jasnym pomieszczeniu, do którego wpadały chętnie promienie słońca, oblewając wszystko wokół.

W pewnym momencie ujrzałem, że ktoś siedzi w białym fotelu. Tą osobą okazała się być moja kuzynka - Lila.

Miałem zamiar, mimo wszystko, przeprosić ją, za przypadkowe odebranie jej wspomnień. Naprawdę źle czułem się z tym, że tak skrzywdziłem tę dziewczynę, nawet jeśli swoimi nieczystymi czynami sobie na to zasłużyła. Sądzę, że los ukarał ją w ten sposób, podłożył mi ją pod nos i podał broń do ręki.

Wciąż czasami w moje myśli wplata się pytanie, czy moją wredną kuzynkę to odmieniło. Szczerze, kiedyś byłem z nią blisko związany, mieszkaliśmy kilka domów dalej od siebie, jestem ciekawy czy przypomniała sobie już przeszłość i mi wybaczyła, czy może jednak nie było na to szans i przekształciła się w zupełnie nową Lilę.

— Matteo? — spojrzała na mnie smutno. — Jak mogłeś! — krzyknęła, nagle wstąpiła w nią złość.

Już miałem ją przepraszać, kiedy ona znów przybrała postać opanowanej, co mnie zdziwiło. Tak czy siak, odniosłem wrażenie, że jest inna niż tamta.     

— Przepraszam Lila. — powiedziałem tylko.

Uśmiechnęła się do mnie łagodnie i wstała z fotela o kolorze czystej bieli, na którym do tej pory siedziała. 

Posunęła się o kilka kroków bliżej do mnie, po czym spojrzała mi prosto w oczy. Zajrzałem w jej oliwkowe oczy, starając się wyczytać z nich jej zamiary, próbując dowiedzieć się z nich czy się zmieniła, czy są to wciąż te oczy, nie posiadające ani śladu współczucia. Zobaczyłem obojętność, patrzyła wręcz przenikliwie. 

W pewnej chwili poruszyła się niespokojnie, w oczach miała strach, tak nagle, zamiast oczu Lili, zobaczyłem przed sobą duże fiołkowe oczy, pełne dobroci. Dobrze wiedziałem do kogo należą. Zdziwiło mnie tylko, że przez jej oczy przebiegł zwinnie cień strachu. Nie spuszczała oczu z moich. 

Następnie znów niespodziewanie przekształciła się w Lilę. 

Spojrzała na mnie dziwnie, w przeciwieństwie do mnie, brązowowłosa wcale nie sprawiała wrażenia jakiejś szczególnie zaskoczonej i zdezorientowanej.

Pochyliła się powoli nad moim uchem. Myślałem, że złoży subtelny pocałunek na moim policzku w ramach okazania wybaczenia, lecz ona wyszeptała:

 — Wróci.

 — Kto?  — zapytałem, nie rozumiejąc. 

Spojrzała dziwnie w okno, które było za mną, odwróciłem się, by na nie spojrzeć, lecz niczego rzucającego się w oczy tam nie dostrzegłem.    

Gdy przekręciłem głowę w ten sposób, by znowu mieć Lilę przed sobą, zobaczyłem jedynie pustą przestrzeń. Dziewczyny nie było.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hejj!

Będzie mi bardzo miło gdybyście wyrazili teraz w komentarzach swoje opinie na temat tej części 😄 i pozostawili gwiazdkę w ramach wynagrodzenia mojej pracy nad rozdziałami 😊

I mam pytanie!

Którą część uważacie za najlepszą?

Pierwszą, drugą czy tą może trzecią? 😏 Powiedzcie, bo jestem ciekawa :D

A i... mam już opis dotyczący czwartej części.

Może to ona będzie najlepsza?

Oto on:

Marinette i Adrien zbliżają się do matury. A co będzie potem? Czy jej przyjaciel Russo pogodzi się w końcu z tym, że nigdy nie będą razem? A może wciąż będzie powodem zazdrości Adriena?

Życie Mattea również nie jest pozbawione akcji. Chłopak kilkakrotnie natrafia na dziwne ślady, w międzyczasie jego progi przekracza tajemnicza kobieta.

Po co przyszła, czy zatrzyma się w jego życiu na dłużej? Jakie są jej zamiary, kim jest?

A Lila? Pamiętacie jeszcze podłą kuzynkę Mattea, która straciła pamięć?  Co będzie gdy ta niesamowicie wredna dziewczyna przypomni sobie wszystko? A może zmieniła się na lepsze i zaniesie mu pomoc?

A co z Adrienem?

Co jeśli... Przeszłość niespodziewanie powróci i będzie znów musiał stanąć twarzą w twarz z ojcem, którego znienawidził z całego serca?

Tak się składa, że pani Agreste, jego matka, nie powiedziała mu jeszcze o wszystkim. Prawda czeka w szarym kącie aż wypłynie w końcu z ust kobiety.

Jak wielkie tajemnice wyjdą na światło dzienne?

Zapraszam!!😏

I... jak? :]

Może się jeszcze zmienić, lecz nie sądzę ;)

PRZEDE WSZYSTKIM DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE GWIAZDKI I KOMENTARZE JAKIMI MNIE OBDARZALIŚCIE!💖

Nie wiem czy w tym roku szkolnym wyrobię się z częścią 4, czy raczej zawita Was ona dopiero w wakacje😄 Ale miejmy nadzieję, że prędzej! 😁 W każdym razie na pewno się kiedyś pojawi! 😊 Gdy będzie okazja będę dawać znać jak mi idzie praca nad nią.

Do zobaczenia w jakiejś innej opowieści! 😉

Śmiało piszcie opinie na temat tej książki.  Zależy mi na opiniach! Pozostawiona gwiazdka również jest dla mnie sygnałem, że się podobało i możliwe, wyczekujecie części czwartej. Aktualnie pracuję już nad nią, najpierw stworzę plan wydarzeń ogólny. (13.12.2018)

Ej...














Mogę Wam jeszcze zdradzić, że w cześci 4...




























Nasz Adrien się zdziwi.

























I Wy pewnie też.















Haha.




























Dlaczego?



























Bo pewien...



























Rodzinny sekret































wyjdzie na jaw.










Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top